Przejdź do komentarzyInformacja
Tekst 6 z 40 ze zbioru: Inne opowiadania
Autor
Gatunekhorror / thriller
Formaproza
Data dodania2014-02-17
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń3025


INFORMACJA


Szkolny autobus wjechał przez otwartą na oścież metalową bramę na dziedziniec przed budynkiem z czerwonej cegły, którego ściany porastało dzikie wino. Każdego ranka obracał ze trzy razy przywożąc dzieciarnię z całej okolicy. Najwcześniej zaczynali lekcje najmłodsi. Tych musieli wyprawić z domu rodzice. Starsi pojawiali się dwie godziny później.

Tego ranka było inaczej – razem z maluchami przyjechało kilkoro starszych uczniów. Na ganku przed szkołą stał woźny z dyrektorem. W oknie na parterze widać było woźną energicznie czyszczącą szybę. Ostre światło słońca odbijało się w szkle. Wiosenny dzień wydawał się niezwykle ciepły chociaż był to dopiero koniec kwietnia. Kałuże wody pod ścianami budynku świadczyły o tym, że rano ktoś wężem ogrodowym oblewał pnącza.

- Proszę nie rozchodzić się po korytarzach! Macie iść natychmiast do klasy! - zawołał dyrektor, gdy dzieci zbliżyły się do budynku. Patrzył przy tym na nie surowo znad okularów, co oznaczało, że jego polecenie ma być bezzwłocznie wykonane.

Gwar rozmów przycichł. Za plecami dyrektora woźny kiwał ręką i wskazywał korytarz. Widać było, że dzieje się coś szczególnego. Przy drzwiach klasy stał ich wychowawca. Zatrzymała się przy nim trójka starszych uczniów. Wychowawca otworzył drzwi i czekał aż wszyscy wejdą do środka. Gdy ostatni dzieciak minął próg, wszedł wraz ze starszymi uczniami, po czym zamknął za sobą drzwi.

- Siadajcie i natychmiast przestańcie rozmawiać! - zażądał. W jego głosie dało się wyczuć zdenerwowanie. Na twarzy miał silne rumieńce, co też świadczyło o wewnętrznym wzburzeniu.

- Przez godzinę lub dłużej pozostaniecie pod opieką Magdy, Asi i Arka – oświadczył wskazując ręką uczniów stojących przy nim. - Macie zachować spokój. Jeżeli usłyszę jakąś skargę na was, to zostaniecie ukarani. Przerwy nie będzie. Jak ktoś chce do ubikacji, niech idzie teraz.

Po tych słowach czwórka dzieciaków poderwała się z krzeseł.

- Tylko natychmiast wracać! Żebym nie musiał za wami kogoś posyłać! - rzucił za wychodzącymi.

W klasie podniósł się lekki szmer.

- Cisza! - krzyknął nauczyciel i uderzył w blat biurka dziennikiem trzymanym w ręce.

Szmer ucichł.

- Teraz odczytam listę obecności – powiedział. Otworzył dziennik. - Adamski Paweł... - padło pierwsze nazwisko.

- W ubikacji... - rozległ się głos lizusa przy najbliższym stole.

- No tak... - chrząknął wychowawca i zaczął odczytywać następne nazwiska.

Obecni byli wszyscy. Zamknął dziennik, odwrócił się plecami i przywołał do siebie Magdę, Asię i Arka. Szeptem zaczął wydawać polecenia.

Dzieciaki w klasie milczały próbując nasłuchiwać o czym jest mowa? Głos wychowawcy był jednak tak przyciszony, że trudno było wyłowić uchem chociaż



jedno słowo. Na koniec nauczyciel podszedł do swojego biurka, otworzył kluczem szufladę i wyjął z niej książkę.

- Żebyście się nie nudzili, daję lekturę. Wasi starsi koledzy poczytają wam na głos.

Kiedy to mówił, drzwi otworzyły się i czwórka dzieciaków, które wcześniej wyszły do ubikacji wmaszerowała do klasy. Za nimi pojawił się dyrektor.

-Panie kolego, prosimy już do nas!... - zawołał w stronę nauczyciela i zniknął w pustym korytarzu. Słychać było tylko jego oddalające się kroki.

- No to zostawiam was! Macie siedzieć na swoich miejscach i nigdzie nie wychodzić! - zabrzmiało ostatnie polecenie, po czym wychowawca wybiegł z klasy.

Zapadła głęboka cisza. Klasa mierzyła wzrokiem wysokiego chłopaka i stojące przy nim dwie dziewczyny a oni z uwagą przyglądali się klasie.

Pierwszy ruszył z miejsca Arek. Odsunął krzesło od biurka. Rozsiadł się. Torbę postawił obok. Dwie dziewczyny rzuciły swój szkolny ekwipunek pod tablicą i natychmiast stanęły za plecami kolegi.

-Ty... Jak się nazywasz? - spytał Arek lizusa przy pierwszym stole.

- Ja?... Rafał Szklarz – uśmiechając się odpowiedział zapytany.

- Niezłe masz nazwisko... - stwierdził starszy kolega.

Klasa zachichotała. Arek chwycił książkę. Z całej siły walnął nią o blat.

- Cisza ma być! - wrzasnął.

Rzeczywiście uciszyło się. Dziewczyny spojrzały na niego z uznaniem.

- Słuchaj Szklarz... - ciągnął dalej Arek - W razie czego będziesz mi mówił jak nazywają się ci, o których cię zapytam?

- Mhm... - mruknął chłopak.

- Dobra... Załatwione... - oparty łokciami o biurko rozejrzał się z uwagą po klasie. - Zanim zaczniemy czytać – zaczął cedzić słowa z bardzo poważnym wyrazem twarzy – musimy wam coś powiedzieć... Nie będzie to dla was przyjemna wiadomość... Przygotujcie się na to...

Dwie dziewczyny stojące za nim pokiwały głowami. Miały przy tym niezwykle ponure miny.

- Niestety, nie wrócicie dzisiaj do domu... - ciągnął dalej Arek. - Za kilka godzin przyjedzie po was autobus, który odwiezie wszystkich na lotnisko. Tam zostaniecie wsadzeni do samolotu i ewakuowani w bezpieczne miejsce. Tutaj nie możecie zostać, ponieważ zaczęła się wojna. Wasi rodzice już wiedzą, że nie prędko was zobaczą...

- Może w ogóle ich nie zobaczą... - rzuciła blondynka stojąca po prawej stronie Arka.

- Dlaczego?... - zdziwił się chłopak.

- A jak zestrzelą ten samolot?... - padła odpowiedź.

- Miejmy nadzieję, że nie zestrzelą... - powiedział Arek. - Na miejscu zajmą się nimi specjalne służby. Dostaną jedzenie, ciepłe ubrania i będą mieszkali w obozie...

- Jeżeli za parę miesięcy rodzice ich nie znajdą, to może jacyś dobrzy ludzie wezmą niektórych do siebie... - dodała ciemnowłosa dziewczyna.

- Ale tylko tych, którzy potrafią pracować w polu i zarobić na swoje utrzymanie -



uzupełniła blondynka.

- Co będzie później, trudno powiedzieć... - stwierdził Arek. - O co ci chodzi?... -

rzucił pytanie widząc na końcu sali dziewczynkę z podniesioną w górę rękę.

Wstała z krzesła. Miała gładko i niezwykle starannie przyczesane krótkie włosy.

- Ja się na to nie zgadzam – powiedziała. - Mój tatuś i moja mama też nie zgodzą się

na żadną wojnę.

- Ty... Szklarz... Jak ona się nazywa? - jęknął Arek.

- Ewka Nowakowska – skwapliwie wyjaśnił Szklarz.

- Słuchaj Nowakowska!.. Nie przyszło ci do głowy, że jak jest wojna to nikt nikogo o zdanie nie pyta?!... Będziesz robić to co wszyscy! Siadaj!...

Dziewczynka wyraźnie ociągała się. Otworzyła usta, żeby coś odpowiedzieć ale Arek grzmotnął pięścią w stół, co poskutkowało. Usiadła.

W tej chwili w górę podniosła się druga ręka.

- A ty czego chcesz?! - warknął Arek.

- Ja chciałem spytać czy można zjeść kanapkę? - wyrecytował rudawy, piegowaty blondynek.

- Jak ci nie wstyd w takiej chwili myśleć o żarciu?! - krzyknęła na niego ciemnowłosa dziewczyna.

- Magda ma rację! Jak ci nie wstyd?! - podchwycił Arek. - Nie można! Później!

Rudawy blondynek z rezygnacją pokręcił głową, jakby chciał powiedzieć: trudno, jakoś to przeżyję.

Arek ruchem ręki przywołał do siebie swoje koleżanki. Zaczął coś im szeptać na ucho. Obie ze zrozumieniem kiwnęły głowami. Blondynka podeszła do tablicy, wzięła kredę i zaczęła pisać na niej wielkimi literami. Po chwili pojawił się napis: KOCHAM CIĘ MAMO. Arek pochylił się do swojej torby. Wyciągnął notes i zaczął wyrywać z niego kartki.

- Ponieważ sytuacja jest szczególna – oświadczył – poświęcę swój zeszyt. Każde z was dostanie kartkę. Aśka, podziel je na pół, bo dla wszystkich nie starczy... - zwrócił się do blondynki. - Na kartkach zapiszecie to, co widać na tablicy. Na dole umieścicie swoje imię i nazwisko. Jak wszystko będzie gotowe, to zbiorę kartki.

W klasie zrobił się ruch. Dzieciaki wyciągały długopisy a dziewczyny rozdawały papier.

-No to piszcie! - polecił na koniec Arek i znowu zaczął nad czymś naradzać się z Aśką i z Magdą.

Wyznaczone zadanie nie było zbyt skomplikowane toteż nie zajęło wiele czasu. Dzieci szybko skończyły. Dziewczyny zebrały kartki i starły napis z tablicy.

- Eee tam!.. - odezwał się nagle bez podnoszenia ręki rudawy, piegowaty blondynek - Ja wszystko wiem!

Arek rzucił na niego wściekłe spojrzenie i znowu walnął pięścią w blat biurka.

- Zamknij się!... Nic nie wiesz!... Jesteś za głupi, żeby wiedzieć!... Szklarz! Jak on się nazywa?!...

- Michał Pawłowski... - wyjąkał przestraszony Szklarz.

- Zapamiętam sobie... - złowrogo wymamrotał Arek. - A teraz posłuchajcie... -



powiedział już spokojnym głosem - Mam kartki z waszymi podpisami. Oddam je waszym rodzicom. Zrobię to, jak was już tu nie będzie. Dzięki temu dowiedzą się, że żyjecie ale zabrano was w inne miejsce... Jest tylko jeden warunek: Kacperski nie może dowiedzieć się o tym, co powiedzieliśmy wam.

Mówiąc Kacperski Arek miał na myśli wychowawcę.

- Jeżeli któreś z was piśnie choć słówko, że coś było mówione, to jego kartka wyląduje w koszu na śmieci...

- I rodzice nigdy nie dowiedzą się co się z ich dzieckiem stało? – dodała blondynka.

- Tak... Aśka ma rację... - na twarzy Arka pojawił się złośliwy uśmiech. - Będą myśleli, że dzieciak poszedł na wagary i zaginął, gdy innych uczniów tymczasem ewakuowali... Sami widzicie, że nie opłaca się wam mówić Kacperskiemu o tym co działo się na lekcji. Możecie najwyżej powiedzieć, że czytaliśmy książkę... A ciebie, Szklarz będę miał szczególnie na oku... - zwrócił się do lizusa. - Jesteś zbyt rozmowny.

Po tych słowach Arek wręczył Magdzie książkę i ustąpił jej miejsca przy biurku.

- Możesz zacząć czytać – powiedział – a my z Aśką usiądziemy na końcu sali.

W klasie zapanowała śmiertelna cisza, w której głos Magdy zabrzmiał dziwnie donośnie. Czytała powoli i wyraźnie. Wpadające przez zamknięte okno promienie słońca oświetlały jej twarz. Dzieciaki bezmyślnie wpatrywały się w wykonane przez siebie dwa dni temu obrazki. Wisiały na pilśniowej tablicy a ich temat brzmiał: „Co będę robić w czasie wakacji?”. Teraz to już nie miało żadnego znaczenia. To, co czytała Magda też prawdopodobnie nie docierało do ich świadomości. Milczały jednak, zachowując spokój – zgodnie z zaleceniem.

Tak minęło półtorej godziny.

Po upływie tego czasu drzwi klasy otworzyły się i wkroczył wychowawca. Nie miał już wypieków na twarzy. Był blady. Położył dziennik na biurku i stanął obok Magdy, która przerwała czytanie.

- Wszystko w porządku? - spytał.

- Tak. Byli grzeczni – powiedziała dziewczyna.

-Bardzo dobrze... - przetarł ręką czoło. - Teraz posłuchajcie mnie uważnie... Ustawicie się parami i wyjdziecie na korytarz. Przed budynek szkolny nie wolno wam wychodzić. Magda, Asia i Arek dopilnują was. Możecie spacerować wokół korytarza. Po piętnastu minutach ustawicie się pod drzwiami klasy. Powiem wam, kiedy macie wejść do środka... Trzeba trochę przewietrzyć to pomieszczenie... W szkole będzie wizytacja... Mogą przyjść do nas na lekcję... Bardzo proszę o spokój i przyzwoite zachowanie... Co będzie dalej, na razie nie wiem?... Dyrektor musi podjąć decyzję...

***

Minęły dwa dni. Żadnej ewakuacji nie było ale dzieciaki podejrzewały, że w każdej chwili może to nastąpić. Po wizytacji przyjechała ekipa medyczna i uczniom zaaplikowano płyn Lugola. O awarii w elektrowni atomowej na Ukrainie mówili już wszyscy. Obawy głównie dotyczyły rozprzestrzeniania się substancji promieniotwórczych. Z uszkodzonego reaktora radioaktywna chmura szła na całą

Europę. Na to, co plotą dzieciaki nikt nie zwracał uwagi. Nie wierzono też w uspokajające oficjalne komunikaty. Największą panikę w szkole siała woźna, która wszystkim chciała pokazywać zwiędłe na polu buraki. Pan Kacperski pewnie często chodził tam z nią, o czym świadczyła jego twarz. Wiosenne słońce mocno przyrumieniło ją. Była to dziwna opalenizna – zaznaczyła się tylko na połowie twarzy nauczyciela. Lewy profil pozostał biały, podczas gdy prawy był czerwony. Kiedy Kacperski stawał za biurkiem, twarzą do klasy, widać było linię podziału tych dwóch kolorów biegnącą przez środek czoła, między brwiami i po nosie – dalej różnica w zabarwieniu skóry nieco zacierała się. Nikt jednak nie zwracał uwagę na taki drobiazg w sytuacji, gdy wszystkich nurtowały zupełnie inne, znacznie poważniejsze problemy?...


  Spis treści zbioru
Komentarze (5)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Bardzo tajemniczo, a jednocześnie groteskowo zapowiadała się ta opowieść i kojarzyła mi się z relacją, jak to Jasio wyobraża sobie wojnę. Dopiero zakończenie wyjaśniło problem. Na początku zaskoczyło mnie również stwierdzenie, że dotychczas maluchy rozpoczynały lekcje rano, a starsi uczniowie później. Rzeczywistość wyglądała chyba odwrotnie, a szczególnie na wsi.
Tekst napisany jest dość poprawnie, jedynie szwankuje interpunkcja. Brakuje przecinków przed: przywożąc, chociaż, aż, wskazując, próbując, wmaszerowało, odpowiedział, jak, widząc, to nikt, ale, cz można, mamo (napis na tablicy), toteż, Arek, co się, co działo się, będę, a ich, ale, nikt.
Brakuje generalnie przecinków prze początkiem zgań podrzędnych, a szczególnie przed imiesłowami przysłówkowymi. Ponadto w dwóch przypadkach po myślnikach brakowało spacji.
avatar
Jeżeli dorośli /jako naród/ zachowują się jak bezwolne drobne szkolne dzieciaczki, to w tym odwiecznym Czernobylu dookoła - kongres to czy nie Kongres - nie pomoże ani "panie Boże!", ani płyn Lugola, ani tym bardziej żaden dyrektor/ojciec dyrektor/pan prezydent/święty Inocenty

itp., itp.

Ludzie dorośli nie po to kończą 18 lat, żeby nadal bawić się jak ta dziecinka i czekać na czyjeś nieomylne dyrektywy
avatar
Z uszkodzonego reaktora radioaktywna chmura szła na całą Europę.

(patrz tekst)

Ba! Ta chmura wali na nas na całego - także dzisiaj - w najlepsze! Ma może całkiem inną postać, ale jest równie zabójcza!
avatar
Na skutek awarii w 1986 r. reaktora w Czarnobylu zginęło 31 ludzi /w obrębie samej elektrowni/ oraz wg różnych źródeł od 4 - 200 tysięcy ludzi w całej Europie w wyniku przewlekłej choroby popromiennej.

Liczba ofiar tej choroby na skutek katastrofy elektrowni atomowej w Fukushimie w 2011 r. może być /wg opinii samych Japończyków/ porównywalna
avatar
Wielce mówiący tytuł

I N F O R M A C J A

rzuca interesujące światło na to, j a k i m i sztuczkami tzw. informatorzy

- tutaj starszoklasiści /czytaj media/ -

potrafią tak zmanipulować i zdezorientować swoich Odbiorców, żeby wymusić na nich określone postawy, reakcje i zachowania.

Czego nas uczy historia Czarnobyla?

Niczego??
© 2010-2016 by Creative Media
×