Przejdź do komentarzyJa tu nie pasuję
Tekst 1 z 1 ze zbioru: Opowiadania
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2011-05-06
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń3115

Agnieszka obserwowała faceta w wytartych dżinsach już od kilku minut, zanim uświadomiła sobie, że to on przepuścił ją w drzwiach, jak wchodziła do sklepu. Przesłuchiwał właśnie jakąś płytę CD, śpiewając razem z wykonawcą. Agnieszka podeszła niepewnie bliżej, jak najciszej mogła, żeby nie zorientował się, że go obserwuje. Udało jej się rozpoznać piosenkę „Creep` zespołu Radiohead, jednego z ulubionych Agnieszki. Facet robił dziwne miny, jak śpiewał, i udawał, że gra na gitarze. Właśnie doszedł do refrenu, `Jestem dziwadłem`, i Agnieszka pomyślała, że rzeczywiście wygląda trochę jak dziwak, z tymi swoimi rozczochranymi, kręconymi włosami i za dużą podkoszulką. Nagle otworzył oczy i spojrzał prosto na nią. Zawstydziła się i odwróciła wzrok, ale za chwilę znowu na niego spojrzała. Wciąż na nią patrzył, jakby czekał, aż znowu się spojrzy. Uśmiechnęła się do niego niepewnie i odeszła. Szybko skończyła zakupy i poszła do domu; nie widziała go więcej.

Agnieszka pracowała w firmie międzynarodowej, na stanowisku księgowej, chociaż praktycznie polegało to na dość bezmyślnym wklepywaniu faktur do komputera. Jak się raz nauczyła, przez większość czasu nie wymagało to zbyt ciężkiego myślenia z jej strony. Praca była nudna i monotonna, ale Agnieszce to nie przeszkadzało, bo jakby pracowała w prawdziwej księgowości, jeden Bóg wie ile by błędów narobiła zanim by ją zwolnili. Samej księgowości nienawidziła, ale była to praca dobra jak każda inna, dopóki nie wymyśli, co tak naprawdę chciałaby w życiu robić. Następnego dnia po przypadkowym spotkaniu z „dziwakiem` przyszła do firmy, jak to robiła 5 dni w tygodniu, i włączyła komputer. Koleżanka z boksu obok, Kaśka, była już przy swoim biurku. Agnieszka i Kaśka były zawsze pierwsze w pracy i była to jedyna rzecz, jaka je łączyła. Kaśka była jedną z lizusów, więc Agnieszka nie chciała się z nią przyjaźnić. Gardziła tymi, którzy próbowali dostać awans przez podlizywanie się szefom. Z kolei Kaśka albo lubiła Agnieszkę, albo miała szczególną potrzebę bycia miłym dla wszystkich wokół.

- Cześć - powiedziała Kaśka jak tylko zobaczyła Agnieszkę - Słyszałaś? Nowa osoba dzisiaj przychodzi.

- Aha – odpowiedziała Agnieszka, bo nie wiedziała za bardzo co powiedzieć. - Na miejsce Marcina? - zapytała, chociaż było to oczywiste; Marcin był jednym, który odchodził z ich zespołu.

- Tak. Mam nadzieję, że to będzie facet. Za dużo tu dziewczyn w naszej części open space`u.

- Całkowicie się zgadzam - przyznała szczerze. Wokół niej pracowało za dużo kobiet, a Agnieszka, chociaż sama była kobietą, uważała, że za dużo bab zawsze powoduje niepotrzebne zamieszanie i plotki w miejscu pracy.

Na szczęście przyszli Michał i Anka, którzy siedzieli obok Kaśki, więc Agnieszka poczuła się zwolniona z kontynuowania kulawej konwersacji. Przywitała się i zaczęła przeglądać pocztę, słuchając jednocześnie, trochę mimochodem, rozmowy tamtych. Dowiedziała się, że nowa osoba to rzeczywiście będzie facet. `Skąd oni wiedzą takie rzeczy` - pomyślała. Zawsze ją to zdumiewało, oni wszyscy zdawali się wiedzieć takie drobnostki, o których ona nie miała pojęcia i zawsze dowiadywała się ostatnia. No ale może to dlatego, że tak naprawdę mało ją to wszystko interesowało.

Mieli w firmie ruchomy czas, można było zacząć między 7 a 9. Ich nowy kolega przyszedł około 9-tej. Agnieszka poznała go w kuchni, jak rozmawiała z przyjaciółką z pracy, Malwiną.

- A, jesteś - powiedziała Kaśka na jej widok. Razem z Kaśką i nowym byli też Anka i Michał. - To jest nasz nowy kolega, Andrzej. To są Agnieszka i Malwina.

Oczywiście, że to Kaśka musiała ich przedstawić, pewnie by umarła ze szczęścia, jakby mogła być szefem całej tej firmy. Zawsze w centrum uwagi.

- Cześć - przywitał się nowy - Czy my się przypadkiem nie znamy? - zapytał.

- Nie wydaje mi się – odpowiedziała Agnieszka, chociaż nie była pewna. Rzeczywiście wyglądał znajomo.

- Wydawało mi się, że widzieliśmy się wczoraj w Tesco. To nie byłaś ty?

Przypomniała sobie. To jej `dziwak` z Tesco.

- Tak, teraz pamiętam... Słuchałeś CD... Wyglądasz inaczej – powiedziała. Andrzej był ubrany elegancko do pracy, uczesany i koszula też w odpowiednim rozmiarze. Zrobiło jej się przykro z tego powodu, chociaż nie potrafiłaby powiedzieć czemu.

- No cóż, to my już idziemy - oznajmiła nagle, ciągnąc skonsternowaną Malwinę za sobą.


O 11 zaczęli stawiać zakłady. Zostanie czy ucieknie? Większość osób zdawała się uważać, że ucieknie; niektórzy twierdzili, że ulotni się już podczas przerwy na lunch, inni dawali mi czas do następnego dnia. Ani Agnieszka ani Malwina nie brały udziału w tych zakładach, ale tym razem Agnieszka zainteresowała się tym. Podczas następnej herbatki Malwina wytłumaczyła jej, że Andrzej nic się nie odzywał, wyglądał na bardzo przestraszonego i wydawało się, że nie rozumie nic z tego, co się do niego mówi.

Jednak Andrzej wrócił po przerwie na lunch. Agnieszka właśnie kserowała dokumenty, jak dotarł na ich piętro. Ucieszyła się w duchu jak go zobaczyła, nie chciała, żeby plotkarze firmowi wygrali.

- Cześć – powiedział.

- Cześć - odpowiedziała, wciąż zawstydzona poprzednim dniem.

- Agnieszka, tak? - zapytał. Pokiwała twierdząco głową.

Przez chwilę nic nie mówili.

- Ja też lubię Radiohead - wyrwało jej się i natychmiast się zaczerwieniła. „Co ja wyprawiam - pomyślała.

- Dobrzy są - odpowiedział i poszedł do swojego biurka. Po chwili Aga zrobiła to samo, choć jej twarz wciąż była zaczerwieniona. Odłożyła dokumenty na biurko i podniosła słuchawkę Zadzwoniła do Malwiny, chociaż dzieliło je tylko kilka biurek.

- Tak, słoneczko? - zapytała Malwina, jak podniosła słuchawkę.

- Czy wiesz może przypadkiem, kto przyjmuje zakłady na Andrzeja? - zapytała.

- Tak, wiem może przypadkiem. Piotrek. A co, chcesz coś postawić?

- Tak. Właśnie się wybieram.

Odłożyła słuchawkę, chwyciła za portfel i podeszła do biurka Piotrka.

- Cześć - powiedziała cicho - Czy to ty zbierasz zakłady na tego nowego?

- Tak, a co, chcesz coś postawić?

- Tak. 50 zł że zostanie.

Tej nocy nie mogła usnąć. Nigdy w życiu o nic się nie zakładała na pieniądze, nigdy nawet nie grała w kasynie. Co ona sobie w ogóle myślała zakładając się w tak głupiej sprawie, pytała samą siebie. Oczywiście 50 zł jej nie zrujnuje, ale to wciąż było bezsensowne posunięcie, zwłaszcza, że przecież wciąż starała się uzbierać na wyjazd do Australii. A poza tym czy jej mama nie powtarzała zawsze, że pieniądze nie rosną na drzewach, że trzeba odkładać, myśleć o emeryturze, o przyszłości, i mnóstwo innych rzeczy, które ogólnie oznaczały, że zakłady to wyrzucanie pieniędzy w błoto.

Następnego dnia szła do pracy z sercem w gardle. Tym razem ani ona ani Kaśka nie były pierwsze. Andrzej przyszedł do pracy najwcześniej.

- Cześć - powiedziała do niego. „Strasznie się cieszę, że jesteś” - pomyślała, ale nie powiedziała tego na głos.

- Cześć Aga - odpowiedział.

- Wcześnie jesteś.

- Tak, nie lubię wracać zbyt późno do domy, żona zaczyna się martwić.

- Też nie lubię późno wracać, dlatego staram się wcześnie przychodzić, choć wstawać wcześnie też nie lubię.

- Pewnie wracać późno do domu nie lubisz jeszcze bardziej niż wstawać wcześniej - powiedział i oboje się uśmiechnęli, tak głupio to zabrzmiało.

- To jak ci się tu podoba? - zapytała.

- Na razie nie jest źle, ale mogliby przestać rozmawiać, przecież próbuję się czegoś nauczyć.

- Rozumiem, jak sama się uczyłam, w innym budynku to było, przenieśli nas tutaj trzy miesiące temu. Siedziałam tam obok takiej dziewczyny, która nie mogła się zamknąć i cały czas gadała do tego kolesia co siedział naprzeciwko, jakby go interesowało jakie telenowele ogląda - wyrzuciła to z siebie dość szybko i zaraz się zaczerwieniła. Po co ona takie głupoty gada?

- No - stwierdził tylko.

- Kupiłeś to CD?

- Nie. Chciałem, ale zdecydowałem tym razem nie marnować pieniędzy.

Postanowiła raz w życiu być taktowna i nie zapytała co oznaczało „tym razem`.

- Słuchaj. Przepraszam, że tak się gapiłam na ciebie tamtego dnia w Tesco.

- Nie przepraszaj, to pewnie ja powinienem przeprosić, bo zrobiłem z siebie idiotę.

- Nie zrobiłeś z siebie idioty.

Uśmiechnął się, więc odpowiedziała tym samym, ale nie skończyli rozmowy, bo przyszła Kaśka. Od tego dnia zostali przyjaciółmi. Rozmawiali głównie o muzyce oraz o ich pracy, tylko czasem wspominali swoich partnerów; on swoją żonę, a ona swojego chłopaka. W jakiś sposób fascynował ją, przypominał, że na świecie istnieją inni ludzie niż jej rodzina, jej chłopak, czy koleżanki z pracy. Zwierzyła mu się ze swojego postanowienia z minionego Sylwestra; że wyjedzie na studia do Australii, a on nie pytał, ani czy nie boi się ryzykować, ani skąd weźmie pieniądze, ani czemu chce jechać tak daleko. Nie zadał żadnego z tych pytań, jakie na pewno usłyszałaby od mamy czy nawet starszej siostry. Sam ją namawiał, żeby czytała i szukała wiadomości o wyjeździe, razem wybrali dla niej kierunek studiów, turystykę. Nie pytał, kiedy się w końcu zdecyduje, tylko cały czas ją zachęcał. Z dnia na dzień była coraz bardziej optymistycznie nastawiona do wyjazdu, a nawet do swojej rodziny, czy do koleżanek z pracy, wreszcie – do całego świata. Wszystko będzie dobrze, mówiła sobie, wszystko się na pewno jakoś ułoży.


Razem spędzili Sylwestra. Andrzej zaprosił ich do swojego domu na imprezę. Gdy wybiła 12, Agnieszka postanowiła, że w tym roku na pewno wyjedzie. Jak tylko się wyśpią po imprezie, przy kolacji wreszcie opowie o swoich planach swojemu chłopakowi. Powie, że jest jej bardzo przykro, ale nie czuła się szczęśliwa od długiego czasu, że nie układa się między nimi, że są zbudowani z innej gliny, i że jeśli nie wyjedzie, udusi się w rodzinnym mieście. To było jej mocne postanowienie na Nowy Rok – wyjedzie i zmieni swoje życie.


Pierwszego stycznia jej chłopak przygotowywał dla niej romantyczną kolację; próbowała go do tego odwieźć, ale nie dało rady. Nie mogła przestać myśleć o tym, że on tak się dla niej stara, a ona będzie musiała z nim zerwać. Pomyślała, jak kiedyś czytała o karmie, że wszystko wraca jak bumerang. Jak mogłaby go teraz tak skrzywdzić? Zanim kolacja była gotowa, Agnieszkę rozbolał brzuch ze stresu i głowa od martwienia się. Zdawało się, że nic nie zostało z jej mocnego postanowienia poprzedniej nocy. Próbowała przypomnieć sobie, co mówili z Andrzejem, jak sobie wyobrażała życie w Australii, ale nie mogła przestać myśleć, że to nie ona to wszystko miała robić, tylko ktoś zupełnie inny, kto tylko wyglądał jak ona i dobrze się bawił na Sylwestrze.

Gdy kolacja była już gotowa, jej chłopak poprosił, żeby zamknęła oczy i wprowadził ją do ich sypialni. Gdy je otworzyła, zobaczyła uroczyście nakryty stół, obrus w jej ulubionym kolorze czerwonym, świece w kształcie choinki, z lampkami w środku, zmieniające kolory z czerwonego na niebieski, później żółty i na końcu zielony. Przygotował dla niej jej ulubioną lazanię wegetariańską.

- Podoba ci się? - zapytał, gdy nie reagowała.

- Tak – powiedziała cicho - Wszystko jest doskonałe.

Przykryła twarz dłońmi. `Dziwak` i mocne postanowienie z Sylwestrowej nocy przestały mieć znaczenie.

- Tak – wyszeptała – Tak, zostanę – powtórzyła.

Postanowiła zostać.

Uśmiechnął się i podszedł do niej. Potem uklęknął i wyjął pierścionek z pudełeczka.

- Agnieszko, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?

Podniósł ją i zaczęli się całować.

Tej nocy miała sen. W tym śnie jej `dziwak` śpiewał z zamkniętymi oczami, tak jak wtedy, gdy go pierwszy raz zobaczyła. `Co ja tu u diabła robię? Przecież ja tu nie pasuję` śpiewał, gdy dzieciaki ze szkoły zaczęły się głośno śmiać i przedrzeźniać go. `Dziwak, dziwak` - wołały. Obudziła się i przypomniała sobie: gdy była w szkole średniej, dzieciaki wołały tak na nią, bo jadła kotlety sojowe zamiast wieprzowych i kanapki z pastą z ciecierzycy zamiast szynki. Przysięgała sobie wtedy, że nigdy więcej nikt nie nazwie jej dziwadłem. Teraz była bezpieczna, ludzie w pracy ją lubili, jej chłopak ją kochał. Wiele osiągnęła od tamtej pory, nie mogła teraz tego zaprzepaścić.


Andrzej pracował z nimi jeszcze pół roku od Sylwestra, po czym złożył wypowiedzenie. Agnieszce pierwszej o tym powiedział.

- Dlaczego? - zapytała - Myślałam, że nawet ci się podoba - dodała, myśląc, że w sumie to „nawet` nigdy nie było wystarczająco dobre.

- Nigdy nie planowałem tu zostać. Kłamałem, gdy mówiłem, że mi się tu nawet podoba. Kiedyś miałem marzenia. Wiesz, takie, w których tworzy się naprawdę dobrą muzykę i podróżuje. Moja żona też miała marzenia; chciała być aktorką. Myśleliśmy nawet o Stanach, Nowym Jorku, jak szczęście dopisze to może Los Angeles. Ale przestaliśmy marzyć, gdy zachorowała. Lekarze nie dawali jej nadziei i mieli rację. Zmarła dwa tygodnie temu.

„O mój Boże”, pomyślała Agnieszka, „i co ja mam teraz powiedzieć?”

- Przykro mi - powiedziała i natychmiast poczuła, że te słowa były właściwie bezużyteczne i nie miały żadnego znaczenia. `Przykro mi` można powiedzieć w tak wielu sprawach, przykro mi, że się spóźniłam pól godziny, przykro mi, że nie dostałam piątki w szkole, przykro mi, że pada, ale `przykro mi`, że twoja żona umarła wydawało się dalekie od tego, co naprawdę czuła i co on musiał czuć.

- Mówiłeś, że była chora?

- Tak, na raka żołądka.

- O Boże.

- Dlaczego zrobiliście tą imprezę na Sylwestra, skoro była chora?

- Bo ona chciała. Ostatnia impreza w jej życiu, jak mówiła, a ja zaprzeczałem, choć w głębi duszy czułem, że miała rację. A co z tobą? Mówiłaś, że nienawidzisz tej pracy i chcesz wyjechać.

Właśnie stracił żonę i martwi się o moje problemy, pomyślała, chociaż moje problemy wydają się teraz takie trywialne.

- To pewnie dlatego, że wiem, czego nie chcę robić, ale nigdy nie umiałam się na nic do końca zdecydować. Może jakbym była do czegoś tak naprawdę przekonana, byłby inaczej. A może dorastanie polega na tym, że rezygnuje się z marzeń i akceptuje rzeczywistość.

- Kiedyś chciałam być weterynarzem – dodała po krótkiej chwili milczenia - bo uwielbiam zwierzęta. Ale niestety nie mogę.

- Czemu?

- A... po prostu nie mogę - przecież nie powie mu, że mdleje na widok krwi, to by brzmiało śmiesznie.


Jedź ze mną, pomyślała nagle. Proszę, jedź ze mną. Jeśli miałabym z kim jechać, nie wydawałoby mi się to takie niewykonalne.

- W każdym bądź razie, powodzenia - jego głos nagle przywrócił ją na ziemię.

- A co ty zamierzasz robić? - zapytała.

- Wrócę do mojego bohemicznego stylu życia.

- Bohemicznego?

- Nie wiesz co to znaczy?

- Nie za bardzo.

- Tak czy inaczej, wyprowadzam się z miasta, pojadę gdzieś na zachód Polski. Kiedyś było takie powiedzenie w Stanach: „jedź na zachód, młody człowieku, jedź na zachód.` Właśnie tak zrobię, tylko że w Polsce.

Jedź ze mną do Australii, pomyślała znowu, ale na głos powiedziała tylko:

- Powodzenia.


Dwa tygodnia wypowiedzenia Andrzeja minęły tak szybko, jak się zaczęły. Ostatni dzień jego pracy był taki sam jak zawsze; skończył się szybko i już nigdy mieli się nie widzieć. Nie poprosiła go o numer telefonu czy adres e-mail, a on też nie prosił o kontakt do niej.

Rok później poślubiła swojego chłopaka, a w następnym roku urodziło im się pierwsze dziecko. Wciąż pracowała w tej samej firmie. Dwa lata po urodzeniu pierwszego dziecka urodziło im się drugie, a ona wciąż pracowała w tej samej firmie.

„Nigdy nie chciałam mieć dzieci” - myślała, gdy łykała tabletki.

Tydzień później lekarz zapytał, czemu połknęła te tabletki.

- Nie poleciałam do Australii - odpowiedziała.




  Spis treści zbioru
Komentarze (7)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Popracuj nad językiem. Zwłaszcza na początku opowiadania styl trochę razi i nie czyta się tego płynnie. Opowiadanie jest dobre, ale jednak czegoś w nim brakuje. Pozostaje taki niedosyt.
avatar
Hm, za długie zdania. Uczono mnie, żebym czytała na głos, to co piszę.
Oprócz tego, że tekst ktoś pisze. Ten tekst ktoś później czyta. Kropki to bardzo przydatna rzecz. Pozwalają złapać oddech. Przecinek tego nie daje. Budując zdania złożone jesteśmy skazani na porażkę. Ponieważ często będą powtarzać się słowa. Już na początku widzę wielokroć powtarzane imię Agnieszka.
A można na przykład napisać tak:
"Agnieszka obserwowała faceta w wytartych dżinsach już od kilku minut. Chwilę temu uświadomiła sobie, że to właśnie on przepuścił ją w drzwiach, kiedy wchodziła do sklepu. Przesłuchiwał jakąś płytę CD, śpiewając razem z wykonawcą. (Bez Agnieszka - wiadomo, że to ona)Obserwowała go ukradkiem."
Proszę mi nie mieć za złe. Nie chcę wkraczać w kompetencje autora. Jako czytelnik jednak zwracam uwagę i na powtórzenia, i na wielokrotnie złożone zdania, gdzie aż brak mi tchu, bo nie mogłam złapać oddechu. Pozdrawiam ciepło :)
avatar
dziękuję bardzo za uwagi. Zwłaszcza eyesOF soul - rzeczywiście nie czytałam tego na głos :) w myślach, tak, kilkanaście razy, ale nie na głos. Bardzo dobra rada. W przyszłości na pewno będę zwraca uwagę na powtarzanie wyrazów i będę sobie wszystko czytać na głos. Pozdrawiam
avatar
Niebanalnie o banalnym. To dobry kawałek naprawdę dobrej prozy.

A Cordelia bardzo przypomina marzycielkę z rudymi warkoczykami - bohaterkę powieści Lucy Montgomery
avatar
Literacko nienaganna krótka opowieść o tym, jak zamiast realizować własne WŁASNE cele i marzenia - spełniamy... te cudze.

A przecież nasza prywatna intymna ścieżka jest wąska tylko na dwie stopy
avatar
Świetne portrety psychologiczne dwojga głównych bohaterów, wiarygodny świat przedstawiony, w punkt trafione dialogi, czytelna warstwa filozoficzna, komunikatywny zwarty przekaz - same zalety
avatar
Ps. Dla niewtajemniczonych: Cordelia - patrz pseudonim literacki Autorki - to również (po paraleli) znana wszystkim dziewczętom świata romantyczna dzielna rudowłosa Ania Shirley
© 2010-2016 by Creative Media
×