Przejdź do komentarzyManat, ośmiorniczka, a może foczka, czyli dylematy chłopców w wieku pooślęcym
Tekst 11 z 11 ze zbioru: Spotkania
Autor
Gatuneksatyra / groteska
Formaproza
Data dodania2014-08-24
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń2394

Uwielbiam nocne przejażdżki samochodem. Może jednak lepiej nazwać je inaczej - to szaleńcza jazda po wertepach i ostępach leśnych. Adrenalinka buzuje jak przy szarżowaniu ulicami, a nie muszę wciąż uciekać przed policją, no i raczej nikogo niewinnego nie zabiję.

Raz tylko miałem niespodziewane spotkanie z łosiem. Głupie bydlę, nie dość, że wygląda jak pokraka na tych swoich długaśnych nożyskach, to jeszcze snuje się nocami po leśnych duktach z przygłupim wyrazem mordy, jakby wiecznie cieszył się z tego, że ktoś przyprawił mu rogi, przepraszam, `łopaty` w jego przypadku.

Na szczęście mój Jeep Wrangler w limitowanej wersji Rubicon zniósł to dzielnie, a i ja uszedłem z życiem. Sam łoś - nie wiem, ale raczej przeżył. Mam trochę problemów ze strażą leśną, ale gdy próbują dogonić mnie swoimi zdezolowanymi Honkerami, tylko dodają smaczku moim wyprawom.

Swojemu `rytuałowi` oddaję się regularnie co tydzień w piątkowe noce. Odreagowuję pięć dni harówy, użerania się z upierdliwymi klientami i urządzeniami, które są mi niezbędne w robocie, a których nienawidzę - smarkfonów, sraptopów, srajbooków i innych takich. Wciąż się coś zawiesza, psuje, rozładowywuje, uaktualnia itp. W dodatku szef ma fioła na punkcie gadżetów i co chwila wymienia sprzęt oraz software na nowy. Jego działania zamiast pomagać w pracy, dezorganizują ją. Czasami, gdy stoję w kolejce do jedynego w firmie informatyka, wyobrażam sobie, jak piorę bossa po łbie jakimś zasranym nowym i-phonem, i-padem, czy innym szajsem. A on ze zmasakrowaną, zbryzganą krwią mordą wciąż bredzi:

- Płacę wam za efekty, nie czas!

Walnięcie i-padem - on to samo!

Jeszcze raz - centralnie w nochala, a on nadal cedzi przez resztki zębów:

- Płacę wam...

Zaciął się, czy co?

W końcu wpycham mu do gardła i-phona. Pomogło. Ale czy zrozumiał? Dusi się, gęba mu pęcznieje, mieni się kolorami tęczy - od jaskrawoczerwonej, poprzez fioletową, aż do trupiobladej. Nareszcie nie skrzeczy o płaceniu za efekty. Ma za to efekt w postaci gówna w majtach. Pokój jego odbytowi.

Takim oto przemyśleniom oddaję się czasami w robocie, więc zrozumiałe jest, że po tygodniu mój skołatany mózg domaga się oczyszczenia. Oby tylko mózg - całe ciało aż wrzeszczy, aby zrobić coś szalonego, wyzwolić pokłady agresji, uwolnić pierwotne instynkty, aż poczuję bulgot mojej 0Rh+ w skroniach.

Cały boży tydzień czekam z utęsknieniem na piątkowy późny wieczór, gdy przekręcę kluczyk w stacyjce i usłyszę charakterystyczny gang widlastej V-ósemki. To symfonia dla moich uszu, a zmora dla zrzędliwych sąsiadów.

Włączam nawigację GPS - chyba jedyny nowoczesny gadżet, który moim zdaniem jest do czegoś przydatny - daje namiastkę wolności, a nie ją ogranicza. Wprowadzam współrzędne jakiejś leśniczówki w Puszczy Kampinoskiej, z menu wybieram, jak zwykle, głos kociaka z sextelefonu, który na bieżąco informuje mnie pieszczotliwie - `za 100 metrów skręć w prawo, najdroższy` , `na skrzyżowaniu w lewo, słodziutki` itp. Jadąc przez osiedle, nie omieszkam przegazować wozu przy domu przebrzydłego sąsiada, patrzę w lusterko - efekt jest - zapala po kolei światła w pokojach, a rozwścieczone psy w całej okolicy ujadają jak oszalałe.

Zostawiam za sobą cały ten zgiełk i po jakiejś 1,5h męczącej jazdy szosą na terenowym ogumieniu, kociak informuje mnie:

- W lewo, najdroższy!

Skręcam więc w leśną dróżkę, omijam szlaban i gaz do dechy. Księżyc na bezchmurnym akurat niebie jasno świeci, dla większej frajdy gaszę reflektory, chwilkę czekam aż wzrok przyzwyczai się do ciemności i jazda dalej wąskim duktem. Pędzę już ze 120 leśną przecinką, kociak każe skręcać w lewo, więc ostro hamuję i skręcam, zarzuca, cholera, kontruję, za mocno - wpadam w jakieś chaszcze, trafiam na wzniesienie i szybuję przez moment w powietrzu.

Chyba musiałem na chwilę stracić przytomność, bo przed moimi oczami maluje się niezwykły widok... Zalana słońcem bezkresna równina, w pobliżu urokliwe jeziorko, wszędzie krzątają się przepiękne półnagie dziewczyny, zrywające egzotyczne owoce z okolicznych drzew, pluskające się radośnie w wodzie... Gdzie ja do cholery jestem? Kociak z nawigacji wciąż gada:

- Zjechałeś z trasy! Zawróć!

Nie chcę zawracać. Chcę tu zostać. Tylko gdzie ja jestem? W raju? O ile dobrze pamietam z biblijnej Księgi Rodzaju, we wszystko wplątany był jeszcze jakiś wąż i facet o imieniu Adam, a tutaj ni jednego, ni drugiego nie dostrzegam. Może jestem na Tahiti, gdzie zbuntowali się marynarze ze słynnego `Bounty`, zaślepieni urodą tutejszych kobiet? Raczej nie, chyba musiałbym się przenieść w czasie, bo teraz na Tahiti więcej białych pedofilów, niż pięknych kobiet.

Daję więc sobie pokój tym bezowocnym rozważaniom, szkoda czasu, wolę napawać się cudownym widokiem nagich ciał, jędrnych piersi istot tak niezwykłych, iż czuję, że (...). Chcę tu zostać na wieki. Tylko ta nawigacja chrapliwie wciąż rzęzi, chyba siadł akumulator:

- Zjechałeś z trasy! Zawróć!

- Zjechałeś z trasy! Zawróć!

Zabiję cię, pieprzona nawigacjo - ściągnąłem urządzenie z szyby i depczę, kopię, masakruje na podłodze samochodu.

Wtem słyszę:

- Marek, przestań! Do cna zwariowałeś?!

Kuźwa, co jest, nawigacja protestuje, że ją kopię?

- Przestań natychmiast! - słyszę wrzask do ucha. Tak bolesny, że nagle ujrzałem przerażoną twarz małżonki przed oczami.

- Zabijesz mnie! Co z tobą do cholery? Nie dość, że gadasz przez sen, to teraz jeszcze mnie bijesz? Idź do psychiatry!!!

Wrzeszczy, skrzeczy, chrypi i wyje.

- Przepraszam, zły sen.

Wstałem z łóżka i zlany potem poszedłem do łazienki. Przemyłem zimną wodą twarz i ujrzałem w lustrze przez uchylone drzwi odbicie zwalistego cielska żony. Wyglądała jak bezradny manat* wyciągnięty na brzeg. Kiedyś była piękna. Kiedyś...

Spojrzałem w lustro ponownie. I widzę siebie z płonącymi oczami, rozpromienionego, ze dwadzieścia lat młodszego.

I wtedy zrozumiałem szefa. Jego namiętność do gadżetów i nowości. Tak, potrzebuję zmiany. Radykalnej. Muszę wymienić model na nowszy. I nie o samochód bynajmniej mi chodzi.



*manat - ssak, zwany też krową morską. Niekłopotliwy w utrzymaniu, dnie spędza pasąc się trawą morską, raczej o łagodnym usposobieniu, choć z racji masy i rozmiarów, gdy się zezłości, potrafi porządnie plasnąć płetwą, zwłaszcza gdy poczuje zapach osobnika tego samego gatunku.


EPILOG


Zmiana na nowszy model w moim przypadku okazała się w dłuższej perspektywie decyzją chybioną. Ośmiorniczka, którą poznałem, mimo niewątpliwych atutów w postaci jędrnego, gibkiego ciałka, tak oplotła mnie swymi mackami, że stałem się innym człowiekiem - wyssała ze mnie do cna ze wszystkiego, co miałem wartościowego i perfidnie porzuciła, zamieniając na najnowszy model z południa Europy (i nie o samochód bynajmniej mi chodzi)...

Koniec końców żywot wiodę spokojny - w przytułku dla bezdomnych, gdzie z pasją oddaję się lekturze książek przyrodniczych, szczególnie tych traktujących o stworzeniach żyjących w głębinach mórz i oceanów. Obecnie szczególmnie zainteresowały mnie parzące meduzach i owdowiałe mątwy. Te ostatnie podobno są szczególnie niebezpieczne...

Mimo że wiem prawie wszystko na temat świata podwodnego, chyba nigdy nie zrozumiem prawdziwej natury tych wszystkich intrygujących istot - foczek, ośmiorniczek, meduz... Ale czy tylko ja?




  Spis treści zbioru
Komentarze (4)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Dowcipne i z wielkim polotem...
avatar
Świat zainteresowań narratora - to wąska jałowa piaskownica z babeczkami
avatar
Ale...

Literacko bez pudła
avatar
Wątki ociekają /satyrycznie i groteskowo/ krwią i spermą, więc

- skoro już jesteśmy przy gatunku -

spoko
© 2010-2016 by Creative Media
×