Przejdź do komentarzyPisarz
Tekst 1 z 26 ze zbioru: Opowieści fantastyczne
Autor
Gatunekproza poetycka
Formaproza
Data dodania2011-07-02
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń2762

– Tylko nie to, znowu. Nie może tak być – pomyślał, po czym zrezygnowany oderwał wzrok i położył czytany rękopis na kolanach – Dlaczego ktoś musiał już to wszystko napisać, dlaczego musiał być pierwszy, szybszy, zwinniejszy? Wszystko stracone – westchnął, odrzucając niedbale wygniecione karty powieści, które opadły bezbronnie na podłogę, odwrócone na ostatniej, w pełni zapisanej, stronie. I wyszedł. Wyszedł z tej strony ostatniej, bogatej, plastycznej i żywej. Wyszedł dojrzały, spokojny, mocą wieku posiwiały, mądrością naznaczony, z oczami głębokimi i wzrokiem myślącym. Gdy blady świt nie dopuszczał jeszcze jasnych promieni słońca, które siłą swego optymizmu rozpuściłyby w cieple poranka lekką mgłę, jaka w spuściźnie nocy unosiła się nisko w okolicach portu, szedł powoli wzdłuż nabrzeża, patrząc na spokojne morze, obmywające burty leniwie kołyszących się jachtów. Niepotrzebne już światła latarni połyskiwały złotym blaskiem w błękicie poranka, a śnieżnobiałe mewy, poderwawszy się do lotu, śpiewem nieśmiałym witały kolejny dzień. Opustoszała ulica, która w ciągu godziny miała zamienić się w prawdziwe targowisko wypełnione gwarem krzątających się ludzi, posilonych mocną kawą i zaczarowanych labiryntem kolorowych straganów pełnych świeżych ryb, warzyw i owoców, była jeszcze cicha i martwa, zanurzona w nierozkwitłym wciąż świetle poranka. Szedł z lekko opuszczoną głową, zamyślony i tak nieobecny, jakby wpisywał się w tę samotność ulicy i pustkę głuchą, niezauważalny, niedostrzegalny i niewidzialny. I, gdy mijał bramę wyciętą półksiężycem sklepienia w równej linii kamienicznej zabudowy, jednorodnie patrzącej wysokimi oknami na tę ulicę zapomnianą, port i morze dalekie, gdy tę bramę mijał i mgła chłodną ciemność ze środka jej wymywała, ujrzał postać niewyraźną, choć zdawało mu się, że skądś znajomą, bliską, z przyczyn niewyjaśnionych mu oddaną, niemal wyczekującą. Był to młody chłopiec, o cerze śniadej, rysach wyraźnych, morskim wiatrem ukształtowanych, choć giętkich jeszcze i sprężystych, z oczami, mimo młodości, głębokimi i wzrokiem myślącym.

– Napiszę. I będzie to wielkie – szepnął chłopiec mijającemu go mężczyźnie.

– Wiem – odpowiedział mężczyzna – ale do końca będziesz się zastanawiał czy wielkość, którą przypiszą ci zachwyceni bałwochwalcy, faktycznie będzie twym celem, istotą rzeczy, twoją prawdą i wewnętrznym spełnieniem.

Po czym odszedł, niknąc powoli w coraz rzadszej mgle wstającego dnia, rozpływając się nieuchwytnym pyle chłopięcych marzeń.

  Spis treści zbioru
Komentarze (1)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Masz bardzo barokowy styl. Trochę się pogubiłam. Na dłuższą metę lepiej czyta się zdania krótkie. Co byś powiedział(ła) żeby dla ćwiczenia zmienić ten tekst rozbijając długie, wielokrotnie podrzędnie złożone zdania w krótkie, męskie, "hemingwayowskie" powiedziałabym nawet?

Na przykład:

Westchnął. Niedbale odrzucił wygniecione karty powieści. Opadły bezbronnie na podłogę, odwrócone na ostatniej, w pełni zapisanej stronie. Wyszedł.

Czytelnikowi czasami trudno nadążyć za myślą pisarza i niestety trzeba się do czytelnika nieco schylić, zrobić ten mały ukłon i uprościć tekst. W przeciwnym razie pisze się tylko dla wąskiej, elitarnej grupy.
© 2010-2016 by Creative Media
×