Przejdź do komentarzyWładczyni Smoków
Tekst 1 z 1 ze zbioru: Smocza krew
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formautwór dramatyczny
Data dodania2015-10-30
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1790

Wstęp


Zapadła cisza, nawet najmniejszy podmuch wiatru nie poruszał liści starych drzew. Niewzruszona trawa stała na baczność, ogrzewając swoje wilgotne od rosy źdźbła, w ostatnich być może promieniach jesiennego słońca. Cała dolina zamarła w bezruchu jakby na coś oczekiwała, stare drzewa zdawały się nasłuchiwać najmniejszego ruchu w oddali.

Ja też wyczuwałam że coś się zbliża i wiedziałam że muszę być bardzo ostrożna. Najmniejszy błąd mógł naprowadzić pościg na moj trop a wtedy moje szanse żeby uciec...hmm co ja mówię, moje szanse żeby przeżyć były by minimalne. Nagle ziemia pod moimi stopami zaczęła drżeć i z każda sekundą drgania były coraz silniejsze. W oddali było już słychać odgłos ciężkich końskich kopyt i wściekłe ujadanie psów gończych, nie wróżyło to nic dobrego a w szczególności dla mnie.

Boze znaleźli mnie! Ale jak... zadawałam sobie to pytanie, żadnych niepotrzebnych myśli, skup się! No skup się, krzyczałam w myślach sama do siebie. Musisz uciekać! Wstalam szybko i ile sił w nogach biegłam w stronę lasu, jednak im szybciej biegłam tym bardziej wydawało mi się że las jest coraz dalej.

Jeden z łowców krzyknął - na co czekacie!? Spóścić psy ona nie może nam uciec! Usłyszałam jak odgłos szczekania się zbliża, wiedziałam że nie mam szans. Boże gdybym znała choć jedno zaklęcie...może udało by mi się je rzucić i uciec...a tak to albo jestem już martwa albo dopiero będę...bo król wyznaczył za mnie nagrodę i po ostatnim starciu z łowcami nie mam nawet broni i tylko cudem udało mi się uciec. Nagle poczułam straszny, przeszywający moje ciało ból, czarny jak noc pies zatopił swoje kły w mojej ręce. Kolejne psy rzucały się na mnie jeden po drugim gryząc dotkliwie. Ból był straszny, prawie nie do zniesienia. Kątem oka widzialam jak zbliża się jeden z najemników. Był cały ubrany na czarno,miał długi płaszcz sięgający do kostek, nosił wysokie czarno-złote buty chyba były że skóry i metalowych elementów bardzo się rzucały w oczy. Po bokach butów wystawały jakies ozdoby, były to chyba pazury pewnie chciał wyglądać jeszcze straszniej. Reszty jego ubioru nie sposób było dostrzec bo długi płaszcz skutecznie wszystko zasłaniał. Mężczyzna szedł w moja stronę pewnym i szybkim krokiem, w prawej ręce trzymał sztylet a w lewej sznur pewno po to żeby mnie związać jak będzie po wszystkim. Boże to koniec, on mnie zabije-pomyślałam. Zaczęłam się szarpać lecz to na nic nachylił się nade mną, pierwszy raz w życiu byłam tak przerażona.- I jak?- zawołał jeden z mężczyzn siedzących na koniu.-To ona? Łowca który stał przy mnie nachylił się i rozciął mi lewą nogawke spodni, spojrzał na moja nogę później na mnie uśmiechnął się i powiedział. - Tak to ona, rana po ostatnim spotkaniu z nami jeszcze nie zdarzyła się zagoić.

-No to czas zabrać ją do króla i odebrać nasza nagrodę panowie powiedział trzeci łowca stojący obok swojego czarnego konia. Zanim zdarzyłam przyswoić to co się dzieje było za późno, zobaczyłam tylko zbliżającą się pięść. Cały świat zawirował mi przed oczami, czułam że spadam w przepaść...nagle zapadła cisza a ciemność spowila moje myśli i ciało nie pozwalając mi na żadna reakcje, wiedziałam tylko jedno jestem w poważnych tarapatach.


Rozdział 1 W obliczu śmierci


Co się stało? Gdzie ja jestem? Boże czy ja umarłam? Milion myśli przebiegało mi przez głowę. Gdy zaczynałam odzyskiwać świadomość i przytomność chyba też bo najmniejszy ruch sprawiał straszny ból. Wtedy zaczęło do mnie docierać co się stalo, przeciez łowcy wynajęci przez króla schwytali mnie na polanie niedaleko Żelaznego lasu. Ale co było dalej? Nic nie pamietam, moje zmysły zaczynały się wyostrzać i już wiedziałam że poza mną w miejscu gdzie się znajduje są jeszcze jakieś inne osoby. Nie moglam rozpoznać kim są, bo ból który co sekundę przeszywał moje ciało był nie do wytrzymania. Jednak obiecałam sobie że nie okaże słabości nawet jakby to miała być ostatnia rzecz dzięki której bym mogła przetrwać. Tak teraz słyszałam wyraźniej, w pomieszczeniu w którym się znajduje są jeszcze dwaj albo trzej mężczyźni. Jeden sądząc po głosie był o wiele starszy niż pozostali, mówił wolno dokladnie docierając słowa możliwe że był jakimś uczonym. Pozostała dwójka tak mi się wydaje że było ich dwóch, z głosu moge wywnioskować że może byli w moim wieku albo troche starsi cały czas mu przytakiwała. Nagle poczułam czyjś oddech na twarzy,było to nawet troche mile jednak i tak się wystraszyłam, jednak nie mogąc otworzyć oczu nie wiedziałam co się dzieje wokół mnie. 

-Budzi się! Poślij po króla!

-Skąd wiesz że się budzi? Od kilku dni leży tutaj i nie daje znaku życia. Twoi towarzysze przywieźli ją w takim stanie że myśleliśmy iż nie przetrwa nocy.

-Przecież widze że się budzi, rusza powiekami!

-A to więc dlatego od razu odsunąłeś się do tyłu? Nawet gdy leży bez ruchu się jej boisz? Nic się nie martw, rany jakie poniosła...

-Co sugerujesz?! Że obeszliśmy się z nią zbyt ostro? Mogła nas wszystkich tam pozabijać a nasze głowy odesłać do zamku na srebrnej tacy! 

Jego zdenerwowanie było bardzo dobrze wyczuwalne a rozmowa wyprowadziła go całkiem z równowagi. Ja i tak niczego nie rozumiem...jak to leżałam nie dając znaku życia? I to kilka dni!? Gdzie oni mnie do cholery przywieźli?!! Czarne myśli przybierały na sile, nagle jakiś dźwięk wyrwał mnie z rozmyślań. Chyba otwierają się jakieś dzwi...i wygląda na to że są dość masywne i ciężkie wnioskując po długim i wolnym skrzypieniu. 

-Wasza wysokość. Odezwał się pełen szacunku męski głos, a to kto? Nie słyszałam go tutaj wcześniej.  

-Co z nią? Obudziła się? Można się już czegoś od niej dowiedzieć? Można ją poddać próbie?  

Próbie!? Jakiej próbie? O czym oni mówią? Chciałam się dowiedzieć, więc ze wszystkich sił zmusiłam swój wycieńczony organizm aby coś powiedzieć. Ale zamiast jakichkolwiek słów z moich ust wydobył się przerażający jęk...bardziej przypominał nie naoliwione dzwi jakiejś przynajmniej dwustu letniej szafy. Sądząc śmiechach osób zebranych w pomieszczeniu postanowiłam że na tym poprzestane. Najgorsze w tym wszystkim było jednak to że nadal nie mogłam otworzyć oczu. Nie wiedziałam co się dzieje wokół mnie ani kto stoi w komnacie, to było straszne! Byłam zdana na łaskę ludzi których w życiu nie widziałam na oczy a teraz oni będą decydować o moim dalszym losie. Zrobiło mi się ciepło, czułam jak oczy zaczynają piec a łzy napływają do nich…przecież nie będę płakać!!! Ja nigdy nie płacze, nawet z najgorszej sytuacji jest jakieś wyjście. Może uda mi się stąd jakoś uciec i wszystko będzie jak dawniej…-moje rozmyślania przerwał nagle jakiś hałas. 

-Wasza wysokość!! Do komnaty wpadł jakiś chłopak, był roztrzęsiony a jego przerażony głos wskazywał na to że musiało się coś stać. 

-Smok…wioskę…wszyscy nie żyją!!! Z jego wypowiedzi nie można było się domyślić o co mu chodzi.  

-Co się stało? Uspokój się Devonie już jesteś bezpieczny. Powiedz teraz co się stało. Tym razem ton króla troche złagodniał, chłopak który wpadł do komnaty jak poparzony uspokoił się na tyle że zaczął mówić co się stało.  

-Królu wschodnią wioskę zaatakował smok…my…robiliśmy co mogliśmy żeby uratować ludzi…ale nie mieliśmy żadnych szans. Cała wioska i wszyscy mieszkańcy spłoneli… ,, głos z każdym kolejnym słowem coraz bardziej słabł.  

-Tylko mi udało się ujść z życiem. Zapadła cisza, która po chwili przeszył cichy szloch. 

-Zabierzcie go stąd. Niech moj najlepszy medyk się nim zajmie. Ton króla brzmiał inaczej…on był…smutny!? Wyraźnie było widać że bardzo przejął się wydarzeniami które miały miejsce. Może on wcale nie jest takim złym władca? Moje rozmyślania nie trwały jednak dlugo, w jednej chwili całe moje ciało ogarnęło niezwykle przyjemne cieplo. Poczułam że robie się coraz bardziej senna, jednak nie zamierzałam z tym walczyć. Chciałam cała zapaść się w tej niezwykłej chwili, nim zdarzyłam pomyśleć znajdowałam się już w krainie snów.  

***** 

-Smok?!! Jaki smok!? Skąd się nagle wziął smok w naszym królestwie! Nie było ich tutaj od ponad stu lat! Krzyczałem na cały głos, nie mogąc uwierzyć w to co właśnie usłyszałem. 

-Nie wiem skąd się wzięła ta bestia synu! Ale nie możemy stać z założonymi rękami i patrzec jak niszczy kolejne wioski i zabija bezbronnych ludzi!

-To co sugerujesz ojcze? Czułem że z każda chwilą moja złość narasta. Pierwszy raz w życiu czułem się tak bezradny!  

-Jak to co? Urządzimy polowanie na tego smoka, nie wie z kim zadarł! Allandzie pozwól tutaj. 

Dzwi do komnaty otworzyły się i wszedł przez nie wysoki mężczyzna w kapturze i uklęknął. 

-Wasza wysokość, wzywałes mnie? Miał silny i pewny siebie męski głos, widać było że nie pierwszy raz rozmawia z moim ojcem…  

-Ojcze to nie jest ten sam…łowca który…

-Tak synu to ten łowca który przyprowadził tu…hm jakby ją nazwać…? O już wiem, który przyprowadził zbiegłą zabójczynie!

-Ale skąd wiesz że to ona ich zabiła? Może to był ten sam smok który dzisiaj zniszczył naszą wioskę!?

-To nie mógł być smok synu! Bo tylko ona przeżyła! Jeżeli to był by smok jej też by nie zostawił przy życiu!  

Już wiedziałem że takie rozmowy z ojcem nie mają najmniejszego sensu, bo moj ojciec i tak zawsze wie lepiej.  

-Nie koniecznie wasza wysokość! Odezwał się nieznajomy mężczyzna w kapturze, dobra teraz już nie miał kaptura a ja doznałem takiego szoku że o mało się nie przewróciłem. To chyba jakiś żart do cholery pomyślałem. Przecież on jest elfem!  

-Ojcze! Powiedziałem tym razem bardziej stanowczo niż zwykle.   -Musimy porozmawiać! I to na osobności! 

Wyszliśmy z komnaty narad i skierowaliśmy się długim korytarzem do sali trofeów obok. Nigdy nawet jako dziecko nie lubiłem tutaj przychodzić, zawsze przerażały mnie te wszystkie głowy zwierząt wiszące na ścianach i patrzącego swoimi pustymi oczami na każdego kto tu wchodził. Nawet teraz będąc już prawie dorosłym przechodziły mnie zimne dreszcze na sama myśl że mam tu wejść.  

-No to słucham synu, o czym chciałeś tak pilnie ze mną porozmawiać -głos ojca brzmiał troche ironicznie, co bardzo mnie wtedy zdenerwowało!  

-O czym! Jak to o czym?! Ty widziałeś kto stoi w komnacie obok!? Tam stoi elf! Prawdziwy elf do cholery!?

-Uważaj na słowa! Rozmawiasz że swoim królem, nie zapominaj o tym. Do póki ja zasiadam na tronie będę wynajmował kogo mi się wyżynie podoba i tobie nic do tego! Nie jesteś jeszcze władcą i dopiero jak zasiądziesz na tronie będziesz podejmować własne decyzje a do póki tak nie jest zostaw rządzenie mi i się nie wtrącaj!  

Słowa ojca uderzyły we mnie z siła huraganu, zrobiło mi się troche głupio więc spuściłem wyrok i patrzyłem na marmurową posadzkę, w końcu po chwili ciszy powiedziałem słabym głosem.  

-Zawsze mi powtarzałeś że magia i wszystko co jest z nią związane jest złe i trzeba to tępić, bo w przeciwnym wypadku zniszczy wszystko co zbudowaliśmy a ty tak po prostu wynajmujesz sobie jakiegoś elfa i zlecasz mu żeby schwytał dla ciebie ta dziewczynę!? Byłem zły, wściekły i sflustrowany postawą swojego ojca, w tamtej chwili nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć.  

-To nie jest jakiś tam elf synu! To najlepszy łowca w całym królestwie a po tym…co się stało nie mogłem dopuścić żeby ona chodziła wolno!! Musisz zrozumieć że dla mnie nie była to łatwa decyzja. To była jedna z najtrudniejszych decyzji jaką musiałem podjąć. Ale to było konieczne…konieczne po to żeby znów było bezpiecznie. Postaraj się mnie zrozumieć, nie miałem innego wyjścia.

-Właśnie nie rozumiem!! Nie miałeś wyjścia!? Zawsze jest jakieś wyjście!!! 

Wściekły wyszedłem z komnaty,zamykając za sobą dzwi z trzaskiem. Potrzebowałem czasu żeby się oswoić z tym co zrobił mój ojciec…w jednej chwili dwadzieścia lat moich przekonań i wierzeń w to że nie wolno ufać nikomu kto jest związany nawet w najmniejszym stopniu z magią, posypały się niczym tłuczone lustro. Jak na jeden dzień to było dla mnie zbyt wiele.


  Spis treści zbioru
Komentarze (2)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Trudno było mi dotrzeć do końca, ale jakoś się udało. I Przypuszczam, że niewiele osób to zrobi, gdyż tekst nie wciąga, a ogrom błędów, głownie interpunkcyjnych, sprawia, że czyta się bez pozytywnych emocji. Z uwagi na dużą liczbę błędów, wskażę je tylko ze wstępu, ale dalej wcale nie jest lepiej.
Rozpocznę od interpunkcji. Brakuje przecinków przed: że (5 razy), żeby (2 razy), który (2 razy), jakby, a wtedy, były, znaleźli, tym bardziej, ona, nie, jak odgłos, gdybym, albo dopiero, gryząc, jak zbliża, chyba, były, bardzo się, pewnie chciał, bo długi, a w lewej, jak będzie, to koniec, lecz, nachylił (2 razy), później, uśmiechał, to ona, powiedział, to co, było za, a ciemność, nie pozwalając, jestem; zbędny przecinek przed: w ostatnich.
Czyli łącznie 42 błędy interpunkcyjne.
Ale jest też błąd ortograficzny: spóścić!!! Ponadto trzynastokrotnie brakowało spacji, głównie po wielokropkach. Czterokrotnie dostrzegłem brak znaków diakrytycznych.
Nie oceniam, gdyż oceny byłyby bardzo niskie, a całość nadaje się do solidnej obróbki i to pod każdym względem. Nic jednak nie sugeruję.
avatar
Temat ciekawy według mnie, lecz muszę się zgodzić z poprzednim komentarzem, że posiada widoczne błędy interpunkcyjne i ortograficzne. Pisz dalej. Ja kiedyś też popełniałam takie błędy(czasem nadal mi się zdarzają),ale im więcej będziesz pisać tym rzadziej się będą pojawiały.
© 2010-2016 by Creative Media
×