Autor | |
Gatunek | publicystyka i reportaż |
Forma | proza |
Data dodania | 2017-04-21 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1994 |
/zapis także na ostatniej widokówce z widokiem z lotu ptaka na katedrę La Seu i zatokę/
W pobliżu plaży Molinar mieści się rozległy nowoczesny plac z kortami tenisowymi, tartanem, trasą rowerowo-łyżworolkową, fontannami, ławeczkami i dla maluchów ogródkiemi jordanowskim - a nieco dalej - już dużo mniej nowoczesne *boiska* do gry w zbijanie stalowych kul wielkości damskiej pięści. Co to za gra - nie wiem, zresztą p. Basia, po 10 latach swojego pobytu w Hiszpanii, na moje szczęście (??), także tego nie wie. `Mają oczy ku patrzeniu - a nie widzą, mają uszy ku słyszeniu - a nie słyszą...` /*Pismo święte*/
Na pewno te kule - to gra stara, jak ten świat; pierwotnie mogły to być po prostu zwykłe okrągłe kamienie-otoczaki.
Grają wyłącznie mężczyźni, panowie w różnym wieku, reprezentanci dwóch drużyn w dwóch różnych kolorach koszul z napisem na plecach - z nazwą może jakiegoś miejscowego klubu? Grający stają kolejno na krawędzi krótszego boku długiego, prostokątnego *pola*, które przypomina kształtem jakiś wysypany piaskiem *chodnik*, i na przemian, raz jedni, raz drudzy, rzucają z tego samego miejsca swoimi kulami (każdy z nich przynosi ze sobą w specjalnie uszytej torbie swój własny *sprzęt*) - rzucają jeden po drugim *do skutku*, dla mnie całkiem nieuchwytnego :( Coś kończy te zmagania - tylko co?? Grę od nowa zawsze rozpoczyna rzut malutką, mniejszą od ping-ponga czerwoną piłeczką, która pozostaje na tym *chodniku* aż do kolejnej rozgrywki.
Ta starsza część placu rozrywek przy plaży Molinar - to tak naprawdę kilka takich *boisk* do gry w kule. Każde z nich ma wymiary - na moje oko - plus minus 1,5 - 2 x 8-10 m kwadratowych i każde jest *ogrodzone* wbitymi *na sztorc* (dłuższą krawędzią) deskami, których wystające z ziemi boki zatrzymują rozpędzone kule... albo i nie.
Nie gra się na pieniądze i nikt nie obstawia wyników. To jedyna oprócz gry w *Piotrusia*, czysta także w wymiarze moralnym, znana mi gra - dla samej przyjemności grania. Widzowie - o tej porze roku wyłącznie miejscowi (plus ja) - pilnie śledzą i gorąco komentują każde zagranie. Jak dzieci :)
I to tyle tej ewangelii mojej, jak na tej świętej spowiedzi, z jądra rzeczy i zdarzeń na Majorce jesienią AD 2006 r. wyłuszczonej. Skończył mi się brulion i widokówki.
Z Bogiem, Synku... Następne relacje z tych majorkańskich rewelacji już w domu, w Ż. - na żywo :) Oby...
Trzem so belno -
ta sama mama :)
oceny: bezbłędne / znakomite