Przejdź do komentarzyprepersi i banalizm
Tekst 29 z 51 ze zbioru: poważne historie
Autor
Gatunekpublicystyka i reportaż
Formaproza
Data dodania2017-04-22
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń2396

PREPERSI I BANALIZM

Prepersi mnożą się. Coraz popularniejsze są kursy przetrwania i modne są akcesoria służące do przeżycia w pustyni i puszczy. Ale chyba tylko tam. Jakoś dotąd nie napotkałem – choć i nie poszukiwałem jakoś intensywnie – kursów uczących przetrwać w dżungli miejskiej, bez dachu nad głową, pieniędzy, pomocnych znajomych. Czyżby ta odnoga prepersizmu była swoistą terra incognito? Bynajmniej. Sam widziałem wiele akcji z tej dziedziny, a ich uczestnicy dzielą się swymi spostrzeżeniami na temat strategii i sposobów.

Dwa tygodnie temu w pewnym mieście województwa świętokrzyskiego  wykonywaliśmy przecisk hydrauliczny. Rzecz w praktyce wygląda  tak, że po obu stronach jezdni wykonuje się dwa wykopy, a potem przeciska się rurę pod jezdnią – z jednego do drugiego. Jezdnia pozostaje nienaruszona, co znacząco zmniejsza koszty. Odbywało się to na uliczce domków, z jednej strony zakończonej skwerem, a z drugiej prostopadłą uliczką o identycznej zabudowie. Żadnych pustych działek, żadnych zarośli, ustronnych kącików. I świadomość obserwacji każdego naszego ruchu zza firanek. I nagle Mateuszowi włączyła się dwójka. Przecisk to relatywnie szybka akcja, kilka godzin, więc nikt nie zabiera na takie występy przenośnego kibla – i nikt w takich okolicach nie lokuje szaletów publicznych. Mateusz działa szybko i sprawnie: wchodzi do jednego z wykopów z łopatą i nakrywa się blatem. Tak ukryty wali klocka, wygania kreta, patroszy się. Potem zakopuje to poniżej poziomu wykopu. Nikt poza nami tego nie widział i nie jest tego świadom. Co za akcja! Mistrzostwo świata!

Inna tego rodzaju, choć bardziej rozciągnięta w czasie stała się udziałem moich kolegów z osiedla. Zatrudnili się w firmie budowlanej, a ta wyekspediowała ich do odległego Poznania. Tam zaś pracodawca z nieznanych mi powodów zwlekał z wypłatą. Może nie był zadowolony z ich pracy, a może był po prostu chińskim żydem i taką przyjął strategię funkcjonowania jako firma. Efekt był taki, że żeby mieć co jeść, koledzy moi musieli po pracy uciekać się do zbierania puszek, by mieć na jedzenie. O pieniądzach na powrót do domu nawet nie mieli co marzyć – dzięki temu nie mieli możliwości porzucenia pracy.

Ale to duże miasto, z rozwiniętą siecią opieki nad biednymi. W takim Poznaniu, Wrocławiu czy Warszawie prepers chyba dałby radę. Ale – przypadkiem ta nazwa nasunęła mi się na myśl – czy udałaby się ta sztuka na przykład w Chmielniku? Mam tu na myśli to, że zejście do poziomu żebraka/ bezdomnego jako wypartego archetypu prepersa tu akurat działa. Ale prepersizm  odnosi się raczej do zdobywania, a nie do otrzymywania. Bo problem zasadza się na tym, że w puszczy, na pustkowiu, jeśli znajdzie się/ upoluje coś do jedzenia, to nie jest problemem rozpalenia ogniska i rozbicie obozowiska. Pozyskuje się żywność pochodzenia roślinnego, wysokobiałkowe robactwo albo stworzonka na mięso i już. Ale spróbuj rozbić obozowisko w środku dużego miasta. No tak, jeśli akurat jest lato dostępne ogólnie są słynne mirabelki i szczaw – ale pamiętacie do czego doprowadziło ich spożycie pewnego znanego polskiego polityka? Zapoluj na ulicach i skwerach Torunia. Rozpal ognisko w środku Lublina. Znajdziesz drzewo z jadalną korą w Kielcach i spróbuj ją pozyskać. Robi się grubo i ostro. W dziczy kleszcz przyczepi ci się do dupy, ale w Rzeszowie bardziej profesjonalnie i o wiele dotkliwiej zrobi to straż miejska, albo policja. Choć trzeba przyznać, że są tacy, którzy to potrafią – rozbijać obozowiska, palić ogniska i metodą rabunkową pozyskiwać zasoby w dużych miastach. Ale znalezienia lokalizacji takiego obozowiska jest trudnym zadaniem i wymaga dokładnej penetracji okolicy. Pamiętacie romskie osiedla na obrzeżach miast w latach ’90 w Polsce?

A zarazem strategie przetrwania krzewią się wśród ludu i są rozpowszechniane. Kiełbasa pieczona nad palnikiem gazowym to już dziś truizm. Jak zapalić papierosa w obiekcie, w którym to zakazane i wszędzie są czujniki dymu? Jak sikać do umywalki, żeby z niej potem nie śmierdziało? Jak spożyć alkohol w miejscu publicznym i nie zostać za to ukaranym mandatem?

Błędem leżącym u zarania ruchu prepersowskiego jest, moim zdaniem założenie, że przyjdzie wojna, apokalipsa, albo coś zbliżonego i trzeba będzie spróbować przetrwać po katastrofie ogólnoświatowej albo tylko lokalnej. A tu dupa, bo  pewnego dnia okazuje się, że najbanalniej chce nam się kupę i nie wiemy gdzie i jak to zrealizować. I nie wiemy jak dotrwać do końca czasu pracy bez narażenia się na kłopotliwe konsekwencje.  A nawet jak w zamieszkiwanym przez nas mieście bezpiecznie dotrzeć z punktu A do punktu B. Choć nie jest to już tak malownicze  jak obżeranie się larwami w dżungli czy rozpalanie ogniska bez środków ognia na jakimś wypizdowie.

  Spis treści zbioru
Komentarze (4)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
O, Boziuniu słodka! Jakem się uśmiała! Do płaczu!

Ale tak na poważnie: w samym tylko Wrocławiu liczba bezdomnych naszych "prepersów" (tylko latem, bo w sezonie jesienno-zimowym te dane skokowo rosną) - średnio - wynosi... 2 tysiące??
avatar
Bardzo ciekawa publicystyka, bowiem odnosi się do problematyki raczej nieczęsto poruszanej. A ponadto wyraźnie dostrzegalna jest fachowość autora w poruszanej dziedzinie. Barwny i bogaty język. Dostrzegłem jednak kilka potknięć poprawnościowych. Rzecz nieznana to "terra incognita", a nie "terra incognito". Niezbyt podoba mi się dwukrotne użycie w krótkim zdaniu czasownika "są". W innym zaś zdaniu użyto podobnie brzmiących słów: że, żeby. To "żeby" z powodzeniem można zastąpić "aby". Nie podoba mi się też sposób zapisu lat dziewięćdziesiątych z apostrofem przed 90. Po liczbie powinna być kropka, bowiem jest to liczebnik porządkowy. Brakuje przecinków przed: dostępne, do czego, założenie, albo (powtórzenie), gdzie, jak dotrzeć; zbędne przecinki przed: z rozwiniętą, albo (2).
avatar
We współczesnym /mamy właśnie AD 2022/ sporym polskim mieście G. przy ruchliwej ulicy, którą nieprzerwanie walą tiry i nie tiry, w rozległym, gęsto zadrzewionym zagajniku tuż przy rurociągu ciepłowniczym jest spore

może na cały hektar

dzikie koczowisko /czyt. wysypisko śmieci/.

Wszędzie na okolicznych drzewach wiszą jakieś elementy garderoby, plecaki, torby, reklamówki, koce i co tam jeszcze, na ziemi milion pustych puszek po piwku, flaszek, słoików, jakieś palety, plastikowe opakowania po jedzeniu, słowem

polskie "psie pole"
gdzie człowiek poległ

Codziennie palą się tam dla rozgrzewki z daleka widoczne dumne ogniska, i ktoś tam pełną gębą gospodaruje.



Czy MOPS, lokalna straż miejska, policja i sanepid

/że o włodarzach G. nie wspomnę/

o tym koczowisku wiedzą??
avatar
Napisałam

DYMNE ogniska

Ps. Na pewno nie jest to obóz cygański. Jak wiemy, ostatnie tabory Romów przez nasz piękny kraj przejechały w 1976 r. /notabene Cyganie NIGDY nie pozostawiali po sobie śmietnika - nie ten poziom kultury/
© 2010-2016 by Creative Media
×