Przejdź do komentarzyRedaktorzy
Tekst 16 z 35 ze zbioru: opowiadania
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2017-10-14
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1704

- Był zamach! – krzyknęła naczelna zza drzwi.

Nie jadłam od dwóch dni normalnego posiłku, bo uganiałam się za kolejnym celebrytą, któremu urodziło się kolejne dziecko.

- Buła w rękę i do samochodu. Głucha jesteś? Był zamach!

- Skąd wiesz, że zamach? – Wiedziałam, co robię. Miałam jej dosyć, jak każdy. Żądała faktów, których nikt nie znał, dlatego  opowieści wyssane z palca miały najwyższa cenę. Siedziałam i kończyłam śniadanie.


REDAKTORZY

- Wezwałam panią do siebie, bo mam pewne wątpliwości. – Była ubrana jak zwykle w granatową garsonkę i białą męską koszulę, z postawionym kołnierzem. Wyglądała na więcej lat niż miała w rzeczywistości.- Współpraca z panią, to istna udręka. Jest pani apodyktyczna, zaborcza, można wymieniać bez końca.- Patrzyłam jej w oczy i wiedziałam, że kłamie, że wcale tak nie myśli. Czytała te wszystkie motywacyjne książki, więc wiedziała, że reguła „Pochwal, opierdol, pochwal” – działa. Robiła to specjalnie, żeby rozwalić każdego rozmówcę na dzień dobry.

- Ostatni artykuł o żonie prezydenta jest do dupy. Zbliżamy się do wyborów. Wszyscy wiemy, że on wygra. Pani nie? – Spojrzała w okno, za którym wrony zerwały się do lotu z takim wrzaskiem, jakby czuły jej obecność.

- Tak, chyba wygra. – delikatnie zacisnęłam zęby, żeby nie zdradzać swoich emocji.

- Mówi pani tak, jakby nie była pewna. Ma wygrać.

- Rozumiem.

- Co według pani oznacza słowo fikcja?

Pytanie było proste, za proste. W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Wiedza, którą miałam na jej temat była konkretna, poparta faktami, zdjęciami i materiałami filmowym. Była kochanką przyszłego prezydenta.

- Sugeruje pani, że tego nie wiem, że nie wiem czym jest fikcja? – Zapytałam ze wściekłością psa, który ma ochotę zaatakować bez ostrzeżenia.

- Żona przyszłego prezydenta ma problemy.- Kiedy to powiedziała czułam, że wydarzy się coś złego.

Nie chcę być niegrzeczna, ale po co mi pani to mówi. Nie mam ochoty na problemy, a pani z pewnością je teraz tworzy.

- Droga Joasiu. Możemy mówić sobie po imieniu? – przysunęła krzesło, stosując jakieś bzdurne chwyty marketingowe, typu mowa ciała.

Ciało miała atrakcyjne, jak każdy w tej redakcji. Zarabialiśmy mnóstwo kasy, za fikcję, jaką tworzyliśmy..

- Tak, jeśli odpowie mi pani szczerze na moje pytanie. – Mowa ciała działa również w moim wykonaniu. Uśmiechnęłam się do niej, dotykając jej dłoni.

- Szczerze? Nie mogę, ale chcę ci coś zaproponować.


Nie mogłam zasnąć. Wstałam, żeby wziąć kolejną tabletkę na sen. Chodziłam po pokoju zastanawiając się, czy nie będzie lepiej jeśli poinformuję kogoś o tej rozmowie. Nie przyjaźniłam się z nikim. Od jakiegoś czasu sypiałam z redaktorem naczelnym innej gazety. Był jedyną osobą, której ufałam. Trzęsły mi się ręce, kiedy sięgnęłam po telefon. Nie miałam zamiaru wdawać się w szczegóły, chociaż wiedział o mnie wszystko. Chciałam tylko poczuć się kobietą utuloną do snu czułymi wyznaniami po ciężkim dniu.

- Mogłabyś w końcu zmienić pracę – usłyszałam. – Jeśli tego nie zrobisz, daję ci pięć lat, a potem już żaden terapeuta cię nie pozbiera.

- Proszę, przyjedź.

- Nie dam rady.

Wzięłam chyba już czwartą tabletkę. Obudziłam się w środku nocy, której nigdy nie zapomnę. Od kilku godzin nie widziałam swojego psa. Właśnie to sobie uświadomiłam.

- Bury! – Nie miałam siły krzyczeć, bo coś zaciskało mi gardło. Odwróciłam głowę w stronę okna, padał śnieg. Jutro Wigilia. Ktoś grał na ulicy na trąbce „Wonderful world” Armstronga. Sięgnęłam ręką po szklankę z wodą, byłam pewna, że ją postawiłam na stoliku przy łóżku. Dotknęłam czegoś, co przypominało ramkę ze zdjęciem, wcześniej tam tego nie było. Zapaliłam lampkę. W tym właśnie momencie muzyka za oknem ucichła. Odruchowo położyłam zdjęcie na swojej twarzy. Podniosłam je z powrotem do góry, bo poczułam dziwną ciecz i zapach moczu swojego psa, który doskonale znałam. Odruch wymiotny był jedyną reakcją na to, co zobaczyłam. Siedział przywiązany do słupa na torach, a z dala widać było nadjeżdżający pociąg.

- Bury! – zwymiotowałam, trzymając się poręczy łóżka wysmarowanej krwią.

Zdjęcie cały czas leżało na podłodze. Pies miał przywiązany do szyi aparat fotograficzny, którym robiłam fotki naczelnej na Maderze. Nie byłam w stanie się ruszyć. Ktoś złapał mnie za włosy i szarpnął do góry.

- Witaj skarbie. – Zamaskowany mężczyzna postawił mnie na ziemi. – W zasadzie ty powinnaś stać na tych torach – związał mi ręce i pchnął na łóżko. – Pewnie jesteś zaskoczona – szeptał mi te słowa do ucha, zaciskając moje dłonie. – Zanim postanowimy oboje co dalej, poznamy się bliżej.

Moje oczy wpatrywały się w niego. Jego dłoń dotknęła mojego policzka.

- Co tam pani redaktor? Strach? To dziwne uczucie zwłaszcza, kiedy człowiekowi się wydaje, że go w sobie nie ma. Ma, każdy ma. Mam rację? – związywał moje nogi. – Powiążemy ze sobą kilka faktów – roześmiał się szyderczo i uderzył mnie w twarz. -  Mam nadzieję, że będzie miło. Spotkaliśmy się dzisiaj na prośbę kogoś wyjątkowego, dlatego przyjąłem tę propozycję. W innym przypadku strzeliłbym ci w łeb za te same pieniądze, bez marnowania czasu. Jutro Wigilia – przystawił krzesło do łóżka i usiadł na nim – dlatego im szybciej się wszystkiego dowiem, tym lepiej.

Nie wiem, czy się bałam. Wiedziałam, że chodzi o naczelną i o to, że odkryłam jej tajemnicę.


Elżbieta Walczak - fragment opowiadania za zbioru `Nienasycenie` , który ukaże sie w listopadzie

  Spis treści zbioru
Komentarze (2)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Odkrywanie łóżkowych tajemnic żonatego prezydenta można przypłacić życiem...

psa Burka.

Kto nie wierzy, zapraszam do lektury.

Ciekawe kulisy naszych dzisiejszych brukowców pt. "Skąd my to znamy??"
avatar
Zmieniają się nazwy placów i ulic - nie zmienia się język komunikacji międzyludzkiej
© 2010-2016 by Creative Media
×