Przejdź do komentarzyDetektyw i panny cz. Mysz zastępcza
Tekst 2 z 6 ze zbioru: Fragmenty wydanych powieści
Autor
Gatuneksensacja / kryminał
Formaproza
Data dodania2018-01-13
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń1143

Dirk zrzucił buty i nie rozbierając się, padł na wznak na łóżko. Liczne piwka z wódeczkami, na które pozwolił sobie dziś wieczorem, wyzwoliły go z wrodzonej sztywności, właściwej mieszkańcom północnej części Niemiec. Uczucia wypłynęły na wierzch i zamanifestowały się gorzkimi wymówkami skierowanymi do niemrawych mieszkańców Kirchdorfu. Ten wybuch obrażał wprawdzie słuchaczy, zyskał jednak Dirkowi także i ich przychylność, bo północny Niemiec, choć sam nie potrafi być bezpośredni i otwarty, docenia jednak te cechy u innych. Ale Dirk nie czuł ulgi. Przeciwnie. Był jak dziecko, któremu pokazano zabawkę, by w chwilę później odebrać mu ją i dać innemu. I Henry, dawny towarzysz niejednej przygody, wzgardził nim… I Alke odjechała… Przewrócił się na bok i sięgnął do automatycznej sekretarki.

– Halo, inspektorze Columbo! – usłyszał wesoły głos Alke. – Jest dziesiąta, byliśmy umówieni na telefon. Z tego, że jeszcze nie ma cię w domu, wnioskuję, że zapamiętałeś się w robocie. Nareszcie pokażesz światu, na co cię stać, prawda? Zadzwoń do mnie jutro, jak tylko zaaresztujesz sprawcę! Dobranoc, kochany. Śpij dobrze i śnij o sławie! Brak mi ciebie…

– Och, Alke… najdroższa… – Dirk zerwał się z łóżka, by chwycić słuchawkę, opanowała go nagła tęsknota i nadzieja, że Alke ułagodzi wzburzone uczucia. Gwałtowny ruch zahuśtał zawartością Dirkowego żołądka, zawirował cieczą w kanalikach błędnika, łóżko zmieniło się w targany sztormem stateczek, Dirk przytrzymał się burty…

Pięć minut później zbudzona telefonem z pierwszego snu Alke przez następnych pięć na próżno usiłowała zrozumieć, co Dirk stara się jej opowiedzieć. Śniła właśnie o nim, treść snu również dotyczyła morderstwa w Kirchdorfie, dość bezskutecznie więc usiłowała teraz rozdzielić sen od jawy. Nie przerywała ukochanemu, miała tylko niemiłe wrażenie, że Dirk nie jest tak zadowolony z minionego dnia, jak się tego spodziewała.

Dirk tymczasem doszedł do końca swej listy zażaleń.

– I narzygałem sobie w buty! – zakończył z wymówką w głosie.

Alke rozbudziła się wreszcie. W jednej chwili pojęła wszystko, a ponury akcent końcowy sprawił, że ogarnęło ją niezmierne współczucie dla tego nieszczęsnego policjanta, z którego ponad miarę chyba zadrwiło sobie dziś życie. W najczulszych słowach zaczęła zapewniać Dirka, że poczucie beznadziei, w którym właśnie tonie, zniknie, gdy tylko Dirk zda sobie sprawę, że spowodowane jest zbiegiem nieprzyjemnych wprawdzie, ale mało znaczących wydarzeń.

– A buty wyrzuć i jutro kup sobie nowe. Były i tak okropne – poradziła poważnie.

– Ale jakie wygodne… – Gdy wymawiał te słowa, w jego nastroju nastąpiła nagła zmiana. Jakiś przełącznik w mózgu skierował strumień myśli na inny tor. Oczyma duszy ujrzał siebie spoglądającego na zbezczeszczone obuwie i usłyszał dodającego ten przykry fakt do długiej listy dziecinnych zażaleń. Wybuchnął śmiechem. Gdy skończył, uderzyła go podejrzana cisza w słuchawce. Alke nie należała do ludzi obdarowanych przez naturę poczuciem humoru.

Dirk otworzył okno i wpuścił chłodne, wilgotne powietrze. Pozbył się z mieszkania nieszczęsnych butów, następnie długo i starannie usuwał resztę śladów swej słabości z podłogi oraz z własnej osoby. Co chwilę przy tym spoglądał z troską to na telefon, to na zegarek. Piwo wywietrzało mu z głowy, a wraz z nim poczucie niezasłużonej krzywdy. Niedawne troski wydały mu się trochę dziecinne, trochę przerysowane, a przede wszystkim dość nieważne. Najchętniej położyłby się teraz i zasnął, czuł się jednak w obowiązku zadzwonić do Alke i przeprosić ją za niewczesny wybuch wesołości. Sam nie przywiązywał do zdarzenia zbyt wielkiej wagi, właściwie nie rozumiał nawet dobrze, czym naraził się ukochanej. Znał ją jednak tak dobrze, że co do samego faktu nie mógł mieć żadnych wątpliwości. Prawdopodobnie chodziło o to, że gdy Alke przejęła się poważnie stanem duchowym Dirka, gdy pełnymi garściami zaczęła czerpać z zasobów swej wiedzy psychologicznej, on wystrychnął ją na dudka. Ona starała się mu ulżyć, on zaś z niej zadrwił. Udawał targanego rozpaczą, gdy w rzeczywistości nie miał żadnych zmartwień, nudził się tylko. Prawdopodobnie nie kocha jej wcale. Dirk wiedział, że nie uda mu się wyjaśnić Alke, że można, cierpiąc, dostrzegać jednocześnie komizm sytuacji. Tak, Alke nie miała poczucia humoru. Szkoda. Ale poza tym była wspaniałą dziewczyną.

Dirk wykręcił numer. Odezwał się wolny sygnał. Raz… dwa… Tyle, ile trzeba, żeby odetchnąć głęboko.

– Alke Fink – powiało mrozem ze słuchawki.

Dirk odruchowo zamknął okno.

– To ja…

– Ach tak?

– Przepraszam… – Tylko nie mówić za dużo, zorientować się najpierw, na czym polegało przewinienie.

– Widzisz, Dirk, bardzo mnie uraziłeś. Zastanawiałam się, czy w ogóle podnieść słuchawkę. – Chciałaś zasnąć, nie pogodziwszy się ze mną?

– Właśnie. To nie byłoby dobrze. Zresztą chcę wiedzieć, dlaczego zadrwiłeś ze mnie. Chcę wiedzieć, co masz na ten temat do powiedzenia.

– Nie zadrwiłem z ciebie. Wiem, że czujesz się urażona i przepraszam cię za to, ale uwierz mi, to było nieporozumienie.

– W jakim sensie? Zadrwiłeś przez pomyłkę ze mnie zamiast z tego nieszczęsnego Franka Rotha? Muszę ci powiedzieć, Dirk, że ty nie szanujesz cudzej godności osobistej.

– Odłóżmy Franka na kiedy indziej. Jest już późno, Alke. Posłuchaj. Domyślam się, że chodzi ci o mój śmiech. Myślałaś, że śmieję się z ciebie…

– A z kogo się śmiałeś?

– Z nikogo… Widzisz, to był śmiech nerwowy, histeryczny, no ty lepiej wiesz, jak się coś takiego nazywa. To nie był wesoły śmiech, Alke! Mnie wcale nie było do śmiechu… – Zamilkł. Tylko nie gadać za dużo. Niech ona sama wyciąga wnioski.

– Mój Boże, Dirk. Mówisz poważnie?

– Oczywiście, Alke. To trwało długo, nie mogłem się uspokoić. Powiedz mi, co to było?

– Powiem ci. Może się zdziwisz. I możliwe, że nie spodoba ci się to, co powiem. To ma związek z twoim wychowaniem. Widzisz, chłopcom nie wolno okazywać uczuć takich jak czułość, smutek, strach. Teraz oczywiście już aż tak źle nie jest, ale gdy ty byłeś mały, oczekiwano od ciebie, że zawsze będziesz miał nad sobą kontrolę. Dziś wszystko, co się zdarzyło, było dla ciebie bardzo deprymujące. Też zresztą dlatego, że wyhodowano w tobie przerośniętą ambicję. Jako mężczyzna musisz robić karierę, widzisz się zawsze w konkurencji z innymi, liczysz się tylko, gdy idziesz na przód, gdy dzień w dzień się sprawdzasz. Ten twój dawny kolega zaszedł dalej, prawda? Jego drabina ma jeszcze wiele szczebli. Ty ugrzązłeś na prowincji. Twoja praca daje ci utrzymanie, jest społecznie ważna, ale tobie to nie wystarcza. Ty miałeś wyższe cele. Może nie uświadomiłeś sobie tego, ale w twojej podświadomości tkwi zakorzenione w chybionym wychowaniu przeświadczenie, że stać by cię było na więcej, że jeśli nie wykazujesz się dzień po dniu, to twoje życie nie ma sensu.

Dirk nie odpowiadał. Ze zdziwieniem przyznawał po cichu, że Alke ma w dużym stopniu rację, a choć nie czuł już krzywdy tak gwałtownie jak godzinę temu, to rzeczywiście raczej nie dlatego, że uczucie to minęło, lecz dlatego, że znów zagrzebał je w głębi podświadomości, tam, gdzie nie mogło kłuć go w oczy.

– Twój śmiech, Dirk. Myślę, że to był zakamuflowany płacz. Nauczyłeś się tego, że mężczyzna nie płacze. Nigdy nie widziałam cię płaczącego…

Dirk ugryzł się w język. Taktownie nie zwrócił Alke uwagi na to, że nie bardzo miał dotychczas powody do płaczu. Jak ona to sobie wyobraża? Budzik nie zadzwonił rano – buuu. Wykipiało mleko – buuu. Max i Moritz zniknęli na cały dzień, a sprawozdania zalegały – buuu…

– Tak, Alke, chyba masz rację – zgodził się potulnie. – W każdym razie bardzo mi ulżyło. Nie gniewasz się już?

– Nie, Dirk. Nie gniewam się. I to ja powinnam cię przeprosić. Wstyd mi za siebie. Studiuję psychologię, a popełniam takie błędy. Uznałam twój rozpaczliwy płacz za naigrawanie się ze mnie…

No, nie przesadzajmy, pomyślał Dirk. Na płacz się jeszcze zgodzę, ale proszę bardzo nie „rozpaczliwy”. Dobrze, że Alke potrafi zachować szczegóły naszego związku dla siebie. Ładnie bym wyglądał w oczach kirchdofian– szef policji upija się w knajpie, rzyga sobie w buty, a na koniec łka rozpaczliwie w poduszkę. I to wszystko dlatego, że nie wolno mu pobawić się w detektywa. Od jutra będę rozsądny, postanowił. Czyż to nie piękne, że nie Kirchdorf zrodził mordercę?

Alke tymczasem dochodziła właśnie do dalszych wniosków.

– Każdy powinien iść swoją własną drogą i nie porównywać się z innymi. Powiedz, chciałbyś jak ten Erland robić karierę w polityce? Zazdrościsz mu, że studiował prawo? Wolałbyś być adwokatem, sędzią albo prokuratorem?

– Nie. Zawsze chciałem być policjantem. Już jako mały chłopak chciałem zostać inspektorem Columbo.

– No widzisz. Albo weźmy twoich kolegów w dużych miastach. Bezsprzecznie mają więcej zajęcia niż ty. Codziennie ktoś kogoś morduje. Pijany mąż żonę, sutener drugiego sutenera, zboczeniec prostytutkę. Nie o tym przecież marzysz, więc czemu im zazdrościsz?

– Już im nie zazdroszczę.

– Nie mów tak, bo to nieprawda. Kto nie przyzna się do choroby, ten nie może się wyleczyć. Ale rzeczywiście nie ma im czego zazdrościć. Ty chciałbyś rozwiązywać zagadki takie, na jakie natyka się Columbo, a to w świecie przestępczym rzadkość. Musisz nauczyć się czekać. A gdy przyjdzie okazja, wykażesz się swoimi umiejętnościami, jestem przekonana. Pamiętasz, jak się poznaliśmy?

– Jakże bym mógł zapomnieć? – Dirka zaskoczyła trochę nagła zmiana tematu, nie miał jednak nic przeciwko temu. Przymknął oczy i zamruczał w słuchawkę: – Zakwitłaś w moim życiu jak róża na pustyni. I jaka byłaś niewinna. Kto by pomyślał…

– Dirk! – Ton głosu Alke przywołał go do porządku. – Nie zamykaj oczu przed problemami. Dobrze wiesz, co miałam na myśli!

– Sprawę Ahlersa? – spytał z rezygnacją.

– Właśnie. Pamiętasz, też początkowo miałeś poczucie, że odsuwa się ciebie od śledztwa. A przecież to ty rozwiązałeś zagadkę!

– Sama się rozwiązała…

– A ty byłeś przypadkiem w okolicy? Nie, Dirk. Tak nie można! Zazdrościsz innym rzeczy, których sam nie pragniesz, a gdy twoje prawdziwe marzenia się spełniają, nie przyjmujesz tego do wiadomości.

Dirk ziewnął.

– Co masz na sobie, Alke? Te żółte koronki?

– Dirk! Nie staraj się za wszelką cenę zmienić tematu! To nic nie da!

– A może te… wiesz, te „jesienne liście”? Te, co to z tyłu prawie nic nie mają. Twoje włosy…

– Dirk… – upomniała znowu Alke, ale już o wiele łagodniej. Psychologia była jej hobby, jej powołaniem. Poza tym rozkoszowała się chwilami jak ta, gdy była od Dirka mądrzejsza. Z drugiej strony autentyczny podziw Dirka dla jej kobiecości działał na nią zawsze jak narkotyk. – Dirk, czas, żebyś się stał dorosły!

– Jutro – obiecał chętnie. – Brak mi ciebie. To łóżko jest o wiele za duże na jedną osobę. To mnie przytłacza. Tak bym cię chciał wziąć teraz w ramiona…


  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×