Przejdź do komentarzySępy
Tekst 2 z 6 ze zbioru: Maszynista
Autor
Gatuneksatyra / groteska
Formaproza
Data dodania2012-01-06
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń2566

Krajobraz za bramą cmentarza rysował szarą kredka po blacie nieba. Słońce skrywało swój zachód za tą wyjątkowo brzydką kotarą, nie oczekując żadnych braw i grając swoją rolę od niechcenia. Wręcz bez ambicji.

Brudna dłoń zacisnęła się na trzonie łopaty wbitej w wielki kopiec ziemi.

- Wstrzymaj się, młody – Powiedział starszy mężczyzna stojący na przeciwko grobu.

Główka zapałki czmychnęła po drasce. Burza płomiennych włosów wystrzeliła z niej, wędrując do góry i stykając się z koniuszkiem białego papierosa. Okrąg wypchany tytoniem zaświecił się niczym pomarańczowe światło, dając do zrozumienia osmolonym płucom, by były gotowe na kolejną dawkę nikotyny.

Dym wypłynął ze przemarzniętych ust. Na lekko czerwonej twarzy pojawił się wyraz ulgi.

- Nie zakopujemy jeszcze? – Spytał młodzieniec, naciągając przymałą kominiarkę na uszy.

To był jego pierwszy dzień w pracy. Zawód grabarza nie był jego marzeniem, ale z takim wykształceniem był właściwie awansem społecznym. Jako nowy dostał się pod skrzydła starego wyjadacza – Charona. Kiedy patrzyło się na jego przygarbioną sylwetkę i smutne oczy, człowiek odnosił wrażenie, że sypia razem ze szpadlem.

Charon zszedł w dół, zsuwając się cierpliwie i przylgnął podeszwami starych gumowców do dębowej powierzchni trumny.

- Najpierw wynagrodzenie, mój drogi – Wykrztusił, dławiąc się papierosowym dymem.

Chłopak podszedł do prostokątnego dołu, nie kryjąc zdziwienia.

- To nie dostajemy wypłaty?

Milczenie wykrzyczało tylko jemu znaną odpowiedź.

Patrzył z góry, jak jego nowy mentor siłuje się z wiekiem. W końcu poddało się, strzelając przy tym lekko.

Blada, koścista twarz spowita płachtą śmierci spojrzała na niego swoimi martwymi powiekami. Chłopak poczuł, że śniadanie koniecznie chce opuścić jego żołądek i odwrócił wzrok od trupa.

Charon dokończył papierosa, wcisnął go w wilgotną ziemię i rozwarł lekko usta zmarłej. Oczy wodziły po szczęce, szukając złotych zębów. Kiedy wzrok ukończył bieg na trzonowcu, mężczyzna westchnął rozczarowany i włożył rękę gdzieś w okolice pasa kobiety. Dłoń złapała za skórzaną torebkę i wytargała ją spod drewnianego mieszkania.

- Zawsze zostawiają ich ulubione rzeczy – Krzyknął do chłopaka, po czym parsknął. – Na co komu grzebień w trumnie?

- Może lubiła się czesać – Powiedział, stojąc blisko krawędzi i chroniąc swoje oczy(oraz żołądek) przed tym nieprzyjemnym widokiem.

Charon wyrzucił torebkę na powierzchnię.

- Miejmy nadzieję, że oprócz czesania lubiła też drogocenną biżuterię.

***

Gruba gałąź zadrżała gwałtownie, gdy objęły ją pazury postrzępionego sępa.

- Co robisz?

- Wiesz, Flekhart. Zastanawia mnie coś – Odparł sęp, który zdawał się siedzieć tu już długo. – Czy oni grają w jakąś gre?

- Chodzi o tych ludzi?

- Tak. Siedziałem kiedyś na parapecie okna tego budynku, w którym zamykają ludzi w drewnianych pudłach. I widziałem, jak wkładają do tego pudła różne rzeczy. A teraz, kiedy zakopują to pudło, nie wiedzieć zresztą czemu, inni ludzie wyjmują te rzeczy. Wytłumaczysz mi to?

Flekhart wytężył swój mały mózg. Dziób ścisnął się przez nadmiar myśli, by zaraz znowu lekko się rozewrzeć, co przywracało mu głupkowaty wyraz.

- Może to jakaś zabawa?

Fiodor jeszcze raz zerknął na grabarza przetrzepującego damską torebkę.

- Co jest zabawnego we wchodzeniu do dołów? – Spytał zdziwiony.

- Nie wiem. Sam je wykopuje. Może potem chce wypróbować.

- Nigdy tego nie zrozumiem – Westchnął Fiodor.

Ich rozmowę przerwał głośny trzepot skrzydeł i drżenie gałęzi. Ugięła się delikatnie w stronę ziemi, co zasugerowało reszcie, że ktoś się dosiadł.

- Co tam, chłopaki? – Spytał podstarzały sęp. Miał bielmo na jednym oku i pozostałej dwójce zdawało się, że świdruje ich nim, przewracając wnętrzności.

- Oglądamy ludzi.

Flekhart struchlał lekko.

- Co w nich ciekawego? Robią tyle niepotrzebnych rzeczy, że aż szkoda czasu ich oglądać – Sęp z bielmem machnął skrzydłami do góry i podniósł gwałtownie głos. – A propos czasu, panowie!

Niedaleko stąd, jakieś trzy kilometry, leży już prawie zdechły koń. Za niedługo zleci się konkurencja.

- Dlaczego nam to mówisz? – Spytał podejrzliwie Fiodor.

- Z czystej dobroci, panowie! Z czystej dobroci – Uśmiechnął się nieznacznie. – Kiedy odlatywałem, dogorywał.

Brzuch Flekharta wypuścił z siebie kilka fałszywych dźwięków niczym pijany tenor.

- Ja bym coś zjadł – Wtrącił nieśmiało.

Fiodor spojrzał na Flekharta i przypomniał sobie o ssaniu w żołądku.

- Gdzie ten prawie martwy koń?

Sęp uśmiechnął się szeroko.

- I to mi się podoba, panowie.

Chwilę potem trzy pokraczne sylwetki wzbiły się w powietrze.

  Spis treści zbioru
Komentarze (3)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Niezwykle obrazowe opowiadanie.
avatar
Popieram kathrin :) opowiadanie mi sie bardzo podobalo.
avatar
Bardzo fajne opowiadanie. Dobrze się czyta. Podoba mi się tak ujęte porównanie, nie pozostawia wątpliwości:)
Kilka uwag językowych.
1. Dym wypłynął ze (z) przemarzniętych ust.
2. Krzyknął do chłopaka, (-) po czym parsknął.
3. Nigdy tego nie zrozumiem – W(w)estchnął Fiodor.
© 2010-2016 by Creative Media
×