Przejdź do komentarzyChocim
Tekst 17 z 33 ze zbioru: Kresy przywracanie pamięci
Autor
Gatunekpublicystyka i reportaż
Formaproza
Data dodania2012-02-14
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń3914

CHOCIM


Z Kamieńca Podolskiego udajemy się dalej na południe, do kolejnej twierdzy – Chocimia, znanego przede wszystkim z dwóch bitew z wojskami tureckimi. Pomiędzy Kamieńcem Podolskim, a Chocimiem, leży ładnie położony nad jarem Dniestru Żwaniec, gdzie stacjonował król Polski Jan Kazimierz w roku 1653 na czele  wojska polskiego. Znajdują się tu pozostałości zamku z XV wieku, rozbudowanego w wieku XVII, oraz obronny kościół ormiański z 1740 roku.

Twierdzę w Chocimiu wybudowano w miejscu przeprawy przez Dniestr. Pierwszy ruski gród istniał tu w X wieku, od XIII wieku jest to już zamek murowany, wielokrotnie rozbudowywany i wzmacniany. Chocim na przestrzeni stuleci wielokrotnie zmieniał przynależność państwową, stając się przedmiotem sporów i walk.   W wiekach XV-XVI, był przedmiotem sporów i walk Polski z Mołdawią, a w wieku XVII, z Turcją. Po roku 1775 należy do Turcji, a od roku 1812  do Rosji. Po I wojnie światowej należy do Rumunii, w roku 1940 wraca do imperium rosyjskiego, przekształconego w ZSRR.

Po przejechaniu przez jakby uśpione południową ciszą miasteczko, po ukraińsku pisane „Hotim”,  widzimy roztaczającą się przed nami panoramę słynnej warowni. Jej częściowo zachowane do dziś, częściowo odrestaurowane mury i baszty, jakby przeglądają się w rwącym dołem nurcie Dniestru z jednej strony, a z drugiej rozpływają się w pagórkowatej zieleni stepu. Powietrze zdaje się być zalegającym  nad stepem łagodnym i czystym nektarem, który z rozkoszą chłoną płuca, podczas gdy oczy ulegają czarowi niebiańskiego błękitu.

Po wykupieniu biletów wstępu, wchodzimy na przedpole właściwej twierdzy. Mijamy wielki pomnik rycerza – to jakoby główny bohater tego miejsca i tamtych wydarzeń - Piotr Konaszewicz Sahajdaczny – dowódca wojsk kozackich w czasie bitwy, toczącej się od 27 sierpnia do ugody z 9 października 1621 roku, po której wojska tureckie odstąpiły. Jeszcze dwa lata temu stał tu pomnik hetmana, Jana Karola Chodkiewicza, dowódcy wojsk polskich. Ale z powodow, których możemy się tylko domyślać, pomnik hetmana Chodkiewicza został z tego eksponowanego miejsca usunięty. To kolejny przykład na to, jak Ukraińcy na nowo, po swojemu, piszą historię.  Kozacy tym razem jeszcze wspierali wojska polskie, broniące zamku pod wodzą hetmana Jana Karola Chodkiewicza, który 24 września zmarł na terenie twierdzy.

Przed nami ciągną się rowy i wały ziemne, idąc pomiędzy którymi widzimy główne umocnienia, ośmiometrowej grubości mury i potężne bastiony Nowej Twierdzy z cerkwią. Kładką nad suchą fosą wchodzimy do Starego Zamku, z gotycką kaplicą. Na dziedzińcu jest studnia o głębokości 58 metrów. W budynku załogi, skromna ekspozycja obrazuje dzieje zamku. W czasie drugiej bitwy chocimskiej, toczącej się w 1673 roku, to Turcy bronili się w dawnej polskiej twierdzy. Polacy zaatakowali, by odwrócić haniebne skutki rozejmu zawartego w Buczaczu, w roku 1672, po utracie Kamieńca. Pierwszy atak w dniu 10 listopada Turcy odparli, lecz drugi, przeprowadzony 11 listopada, skończył się wielkim sukcesem Polaków, pod wodzą przyszłego króla Polski Jana Sobieskiego i całkowitym rozgromieniem armii tureckiej.

Stąd jest tylko kilkanaście kilometrów do Czerniowców, przed II wojną światową należących do Rumunii, dziś będących w granicach Ukrainy. Płynący opodal Dniestr był też granicą kultur. Jego lewy, po rozbiorach należący do Austrii, tak zwany galicyjski  brzeg, nazywano polskim,  prawy zaś, gdzie zaczynała się Besarabia, nazywano tureckim. Wpływy tureckie zachowały się tu w  zwyczaju podwiązywania przez kobiety chustami brody i ust, aż po nos i zakrywania czoła, aż po oczy.

Z Chocimia udajemy się do odległych o kilkanaście kilometrów  Okopów Świętej Trójcy, gdzie pozostały tylko szczątki warowni, zbudowanej na polecenie króla Jana III Sobieskiego, nazwanej tak od wezwania miejscowego kościoła. Ze wzgórza widać łączące się malowniczo wody Zbrucza i Dniestru, resztki baszty Pułaskiego i murów, ruiny kościoła. Warto może, będąc w tym miejscu, przypomnieć sobie niezwykły wręcz wyczyn polskiego oddziału pod wodzą J. Pułskiego, w czasie walk z okresu konfederacji barskiej, którego kawaleria wycofała się na skaliste, zdaniem wszystkich niedostępne  urwisko na brzegu Dniestru i uszła pogoni przeważających sił rosyjskich, co dla wielu komentatorów przypominało swą brawurą  szarżę pod Samosierrą. To w tym miejscu Zygmunt  Krasiński zlokalizował Nie-boską komedię, ukazującą zmagania pomiędzy arystokracją, a zrewolucjonizowanym ludem. Jak wiemy z historii, wiek siedemnasty i osiemnasty, poza organizowanymi przez starszyznę buntami kozackimi, szczególnie na tych terenach, obfitował w oddolnie rodzące się i podsycane oraz wykorzystywany przez różne siły antypolskie,  powstania i bunty chłopskie, choćby takie jak ruch hajdamaków, opryszków, czy koliszczyzna.

Przed 1939 rokiem schodziły się tu trzy granice – polska, rumuńska i sowiecka. Granica między Polską i ZSRR tonęła we wrogiej ciszy i była niemal martwa. Natomiast pomiędzy Polską, a Rumunią odbywał się ożywiony ruch turystyczny, połączony z radosnymi wspólnymi festynami i innymi imprezami, w których nierzadko można było podziwiać barwne tu stroje ludowe oraz słuchać muzyki i pieśni, zawierających elementy polskie, ruskie, huculskie, węgierskie, ormiańskie, rumuńskie i tureckie. Były to w Rzeczypospolitej najbardziej gorące, ze względu na klimat i temperament ludzi oraz ciekawe etnograficznie, wręcz egzotyczne tereny. Po drugiej stronie rzeki są ruiny zamku w Czarnokozicach, gdzie można przejść brodem przez rzekę, w czasie niskiego stanu wody. Niedaleko stąd do Krzywczy, gdzie można zwiedzić Jaskinię Kryształową, zawierającą barwne formy skalne.

W drodze powrotnej, zatrzymawszy się we wsi Zwiniaczka, wchodzimy na cmentarz, gdzie niszczeje mauzoleum polskich patriotów, poległych w  Powstaniu Styczniowym. Widzimy w niezabezpieczonym podziemiu kaplicy ślady włamania i penetracji, porozbijane trumny, obok nich porozrzucane ludzkie kości.

Zatrzymamy się jeszcze w Borszczowie, mieście rejonowym, liczącym jedenaście tysięcy mieszkańców, w pobliżu którego są groty w Bilczu, ze śladami człowieka z czasów neolitu. Powiat Borszczów, graniczący z powiatem Czortków, był obok powiatu zaleszczyckiego, najdalej wysuniętym na południe i wschód  oraz o najcieplejszym klimacie powiatem Polski do roku 1939. Uprawiano tu winogrona, morele, brzoskwinie, tytoń, bakłażany, melony, a nawet figi. Miasto znane jest od 1456 roku i mieści kilka interesujących zabytków. Jest tu cerkiew Uspieńska z 1886 roku oraz muzeum krajoznawcze. W pięknie niedawno odnowionym kościele rzymskokatolickim p.w. Świętej Trójcy z 1763 roku, wzniesionym na ruinach dawnego zamku, spotykamy ponownie proboszcza, którego dwa dni temu spotkaliśmy z wycieczką miejscowych rodaków w Zbarażu. Przed kościołem jest pomnik Adama Mickiewicza. W Borszczowie miał swoją siedzibę, znany z opowieści Stanisława Vincenza z cyklu „Na wysokiej Połoninie” owiany wieloma legendami herszt huculskich zbójników, Ołeksy Dobosz.

Proboszcz wita nas jak starych znajomych i opowiada o historii kościoła na przestrzeni ostatnich dziesiątek lat. W czasach sowieckich był to jedyny czynny w okolicy kościół, również jak inne, przewidziany do rozbiórki, z którą na szczęście nie zdążono do czasu zmiany polityki władz w 1989 roku. Przyjeżdżali tu na nabożeństwa także wierni z dalszych miejscowości, takich jak  Buczacz czy Kamieniec Podolski, nawet prawosławni. Grupa wiernych liczy obecnie około stu pięćdziesięciu osób.  Własnymi siłami wyremontowali niszczejącą świątynię. Starają się wprowadzać w życie ideę ekumenizmu, współpracując  z prawosławnymi. Na przykład porozumieli się, że co roku w  maju kapłan prawosławny odprawia nabożeństwo w kościele rzymskokatolickim, a kapłan wyznania rzymskokatolickiego odprawia nabożeństwo w cerkwi i wierni obydwu wyznań spotykają się na wspólnej eucharystii.

Późnym popołudniem, po wysłuchaniu informacji i modlitwie oraz złożeniu ofiary w kościele borszczowskim, udajemy się z powrotem na nocleg do niedalekiego Czortkowa.

Przez cały dzień nasza cyganeczka pani Krystyna z Poznania biega z kamerą. Obok orientalnej urody i pięknego uśmiechu, czyni ją to  najbardziej rzucającą się osobą w naszej grupie.   Szczególnie wiele do roboty miała w Kamieńcu Podolskim, gdzie trzeba było sfilmować kilkadziesiąt obiektów, a ze względu na  położenie, dokonywała budzących chwilami uzasadnione uznanie istnych aktów ekwilibrystyki, aby sfilmować każdy zabytek w kilku najciekawszych ujęciach. Po moich obawach, czy starczy jej filmu, dochodziły chwilami obawy, aby nie runęła w przepaść. Jej niespożyte siły i wielka pasja filmowa, stawały się coraz bardziej godne uznania w naszych oczach.

  Spis treści zbioru
Komentarze (4)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Kolejna piękna wycieczka po kresach wschodnich. Ciekawa, wartka, niezwykle edukacyjna. Wrażenia niesamowite.
avatar
Kolejna piękna i niezwykle barwna opowieść o Kresach Wschodnich, dziecięcej ojczyźnie autora. Ileż w niej emocji i bogactwa informacji.
Natomiast w drugim zdaniu dwa pierwsze przecinki są zbędne, co nie umniejsza pięknego i poprawnego języka.
avatar
Dziękuję bardzo serdecznie, droga Wrzos. Jak zdrowie pozwoli, to jeszcze trochę tych opowieści będzie. To taki miły akcent w ostatnim klimacie użerania się z półgłówkami.Pozdrawiam i życzę zdrowia na kresowe wojaże.
avatar
To, że katolicy i prawosławni w takim zakamarku Europy dogadali się ze sobą - szacunek. Ale to daleko od swoich władz nadrzędnych. Ale - zarazem - da się? Oni to potrafią. To jest wykonalne - że mikroskala? Da się to zrobić.
© 2010-2016 by Creative Media
×