Przejdź do komentarzyRodzice
Tekst 5 z 10 ze zbioru: Rajska poczekalnia
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2012-12-04
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń2395

W mojej historii nie trzymam się ram czasowych, a przedstawiane wydarzenia nie są chronologiczne. Niby czemu miałbym to robić, skoro żaden zegar już nie tyka, a coś takiego jak czas dla ludzkości nie istnieje. Dowiedziałem się, że jesteśmy jako ludzie obiektem drwin ze strony zespołu niebiańskiego, jeszcze z jednego powodu. Otóż przykładaliśmy dużą wagę na upływających chwil, a nie mieliśmy pojęcia, że czas to tylko jeden z czterdziestu ośmiu znanych i istniejących wymiarów wszechświata. Podobnie jest z liczbami, które są bodaj najbardziej prymitywną formą porównywania wielkości zbiorów przedmiotów, jaką wydała na światło dzienne jakakolwiek cywilizacja. Nikt nie potrafił mi niczego więcej na ten temat wytłumaczyć, twierdząc, że mój mózg jest zbyt prosty, aby to pojąć. Udałem, że nie jestem obrażony, z uwagi na strach przed obnażeniem kolejnej zwierzęcej strony ludzkości.


Mamy nie zdążyłem dobrze poznać - zbyt szybko, choć dobrowolnie i z uczuciem ulgi opuściła ten świat. Co niezwykle istotne w mojej opowieści,  była fanką twórczości ojca przed jego poznaniem, co miało niewątpliwy wpływ na jej postępowanie i w konsekwencji tragiczny koniec. Dziś również już wiem, że podrywała pisarza w dniu przyjęcia, o czym napiszę trochę później, co w doprowadziło do ich zbliżenia, które z kolei poskutkowało narodzinami pogromcy ludzkości. Dowiedziałem się o tym wszystkim po swojej śmierci, oczekując na werdykt Sądu Ostatecznego. Wprawdzie za życia miałem powody do podejrzeń matki o kult Wiesława Saperskiego, jednak brak oczytania w książkach mego taty nie pozwolił zawczasu odkryć przyczyn depresji i tym samym zapobiec tej wielkiej tragedii. Powinienem się był domyślać, zważywszy na jej dziwne postępowanie względem swojego jedynego syna, tak dalece odbiegające od zachowań przeciętnych mam. Na przykład bardzo często kazała mi patrzeć nocą w niebo i pokazywała gdzie, już niebawem, będzie nasz nowy dom. Opowiadała o tym, że gwiazdy będą zaludniane ludźmi ze względu na wysoki przyrost naturalny. Wierzyła w jedną z teorii, zawartej w powieści Wiesława Saperskiego (teraz to wiem), że bogaci ludzie będą sponsorować biednym żywot na innych planetach, a sami będą mogli cieszyć się spokojem na Ziemi i żyć pośród roślin, zwierząt, w otoczeniu nie zaśmieconym budynkami mieszkalnymi czy śmierdzącymi fabrykami. W tym czasie na gwiazdach powstaną miejsca dla robotników – fabryki, kina, centra handlowe, sklepy oraz knajpy z alkoholem. Oczywiście zyski z wszelkiej produkcji trafiałyby do bogaczy na Ziemię, skąd wypłacano by kolonistom marne wynagrodzenie za pracę w postaci bonów na żywność, odzież i inne ważne wydatki. Zachętą do wyjazdu miałyby być darmowe mieszkania na obcych planetach, co szybko przyniosłoby sukces, ze względu na ceny domów na Ziemi, będące nieosiągalne dla zwykłych zjadaczy chleba.

Jako malutki chłopak mało z tego rozumiałem, domagałem się bajek, o których słyszałem z opowieści innych dzieci. Marzył mi się na dobranoc Kubuś Puchatek czy Piotruś Pan, jednak nic z tego. Myślę, że wtedy rozpoczęła się moja awersja i nienawiść do literatury mojego ojca. Nie bez powodu psycholodzy mawiają, że przyczyn niektórych zachowań należy szukać w relacjach z rodzicami we wczesnym dzieciństwie.

Wracając do wydarzeń sprzed moich narodzin, rodzice poznali się na przyjęciu z okazji wydania kolejnej książki  ojca o ciekawym tytule „Rycerze kosmosu”. Mama była kelnerką obsługującą gości, a Wiesław Saperski początkowo nie zwracał na nią w ogóle uwagi. Jednak po wypiciu dużej dawki czystej wódki poczuł bardzo mocny pociąg seksualny i postanowił dać upust swoim pragnieniom. Zresztą do końca swojego życia tylko pod wpływem mocnego alkoholu przypominał sobie o swoich narządach rozrodczych i ich przeznaczeniu. Zagadał do mamy pierwszy, gdy ta podawała mu kolejną szklaneczkę wódki. Rozmowa rozwinęła się na tyle ciekawie, że po chwili znaleźli się w damskiej toalecie. Zapominając o zabezpieczeniu, dodając do tego przedwczesny wytrysk ojca, doprowadzili do powstania mojej osoby. Doszukując się podobieństwa - ja też przedwcześnie zakończyłem wszelki żywot na planecie.

Tato nie wierzył w ciąże matki i nawet początkowo zarzucał jej próbę wymuszenia pieniędzy. Jednak, gdy narodziłem się, czym dałem niezbity dowód swojego istnienia, nie doszło do ślubu i rodzinnej sielanki. Wiesław Saperski nie tak sobie wyobrażał życie młodego pisarza, stąd przez pierwsze pięć lat wychowywała mnie mama, a ojciec płacił alimenty, odwiedzając mnie dwa razy do roku. Wszystko uległo zmianie, gdy matka otruła się tabletkami w przeddzień moich piątych urodzin. Nie zostawiła listu, nie podała żadnej przyczyny. Wiem, że brzmi to bardzo tragicznie, ale byłem zmuszony szybko dojść do siebie. Stałem się dużym chłopcem, niejako z przymusu, pod wpływem pobytu w nowym domu wraz z dużym dzieckiem, pisarzem fantastycznym. Przeprowadziłem się do ojca, co go wtedy nie cieszyło, wręcz dawał odczuć, że traktuje opiekę nade mną jako przykry obowiązek. Mały chłopiec zajmuje trochę czasu, który był mu niezbędny do pracy nad kolejnymi powieściami. Obiecałem mu nie przeszkadzać, przez co moje dzieciństwo było upiorne, ale równocześnie poprzez stałe przebywanie w samotności w swoim pokoju, przyczyniło się do pochłonięcia olbrzymiej ilości wiedzy z dziedziny chemii i fizyki. Z biegiem lat, jak pokaże moja opowieść, staniemy się nierozerwalnym zespołem, stworzymy emocjonalną zależność obustronnie korzystną, coś na wzór występującej w przyrodzie symbiozy borowika i sosny.

  Spis treści zbioru
Komentarze (1)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Tatko-narcyz to zapewne ta sosna, a jego dziecię - borowik :) Nie trzeba odlecieć na obcą planetę, żeby mieć całkiem nieźle odleciane dzieciństwo.

Zwięzła narracja, świetne żywe portrety psychologiczne, znakomita proza.
© 2010-2016 by Creative Media
×