Przejdź do komentarzySiedem grzechów głównych - Ekspozycja
Tekst 3 z 19 ze zbioru: Prozaicznie
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2013-05-06
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń2986

Zapowiadał się ciepły piątkowy wieczór. Prowincjonalne miasteczko położone w centrum Polski nie szło jeszcze spać. Zgodnie z duchem czasu próbowało iść za wielkomiejską modą, odwiedzając puby i pizzerie. Większość młodych spędzała czas w dyskotece w znacznie większej aglomeracji, dlatego lokalny biznes rozrywkowy ciągle był w powijakach i raczej nie zanosiło się na zmiany.

Brakowało kilku minut do otwarcia klubu „Trzydziestka”. Przed wejściem ustawiła się spora kolejka gości. Większość z nich miała zamiar wysłuchać wystąpienia kandydata na burmistrza, który także tutaj szukał swojego elektoratu. Reszta, wiedziona potrzebą wyłączenia codzienności po długim tygodniu pracy, chciała się po prostu rozerwać. Niby-bramkarze zaczęli powoli wpuszczać gości do środka. Tych, którzy źle rokowali wyglądem lub zachowaniem, zatrzymywali przed wejściem i kierowali do drobiazgowego rozpoznania. Była to nowość w działalności klubu, dlatego ciągle gromadził się tutaj spory tłumek.

W tym momencie przed klubem pojawiła się Joanna. Nazwa „Trzydziestka” była adekwatna do jej wieku, ale nie do wyglądu. Smukła sylwetka, długie nogi, jasne spojrzenie i brązowe włosy poskręcane w loki. Za taką kobietą mężczyźni oglądają się odruchowo. Chciała tutaj spotkać się z Cyrylem. Może nawet po raz pierwszy stanąć u jego boku jako partnerka i żywy dowód na społeczne zaangażowanie przyszłego burmistrza miasta. Cyryl pomógł Joannie wydobyć się z przeżyć, z którymi sama nie była w stanie sobie poradzić. Była mu wdzięczna. I chyba najbardziej z tej wdzięczności zrodziło się miedzy nimi uczucie.

Joanna też ustawiła się w kolejce. Nie chciała korzystać z przywileju towarzyszenia ważnemu człowiekowi i wchodzić wejściem dla obsługi. Miała nadzieję, że uda jej się zaskoczyć Cyryla. Przez chwilę wydawało jej się, że ktoś ją woła. Instynktownie odwróciła głowę, nie rozpoznała jednak żadnej z osób. Po chwili znów usłyszała: - Joanna! Joanna Wojewoda! - Teraz już była pewna, że chodzi właśnie o nią. Spojrzała w stronę dobiegającego głosu i zobaczyła młodą kobietę przeciskającą się w jej kierunku.

„Gabryśka?! A co ona tu robi?” – Joanna zdziwiła się na widok dziewczyny, która raczej stroniła od ludzi i od takich miejsc. Przesiadywała godzinami na ławce pod blokiem i czytała książki. Zdarzało się, że mówiła do siebie, jakby rozmawiała z książkowymi postaciami. Sąsiedzi sądzili, że jest lekko stuknięta. Nie miała przyjaciół ani rodziny; podobnie jak Joanna. Może dlatego na początku znajomości znalazły wspólny język. Później już było tylko gorzej. A ostatnio Joanna zauważyła, że Gabryśka jest zazdrosna o Cyryla i wymyśla niestworzone historie.

- Cieszę się, że cię widzę – oczy Gabi świeciły jakąś siłą dotychczas nieznaną Joannie.

- Cześć! – Joanna rzuciła bez entuzjazmu. „Może chce bez kolejki wejść do klubu albo będzie snuła te swoje rewelacje” – pomyślała zdegustowana. Ostatnio dała jej do myślenia, twierdząc, że Cyryl wcale nie jest psychologiem. Ktoś studiował razem z nim i wiedział na sto procent, że Cyryl nie obronił pracy licencjackiej. Podobno miał problemy i wyrzucili go z uczelni tuż przed końcem drugiego roku.

- Cyryl kontaktował się z twoim mężem! – powiedziała spokojnie Gabryśka, jakby od tonu jej głosu zależało, czy znajoma uwierzy. Ale Joanna pokręciła głową i dobitnym głosem oznajmiła: - Nie potrzebuję już twoich rewelacji! Daj mi święty spokój! Chcę normalnie żyć! - złapała powietrze w nozdrza i przytrzymała je chwilę. - Szczepan nie odzywał się do mnie od trzech lat, bo się boi. Tchórz! Nie sądzę, żeby Cyrylowi udało się do niego dotrzeć! – Joanna specjalnie nie okazywała Gabryśce pobłażania. Stuknięta czy nie, powinna liczyć się ze słowami.

- Nie chcesz, to nie słuchaj! – rzuciła zdegustowana Gabi. Wykręciła się na pięcie i zniknęła w tłumie. Joanna patrzyła za nią przez chwilę, ale nie próbowała zatrzymać. W ten sposób wróciłaby przeszłość, a przecież już ją zakopała w symbolicznym grobie. Dopiero teraz poczuła się nieswojo. „Cyryl, gdzie jesteś? Potrzebuje cię!” – szukała partnera wśród dobrze skrojonych garniturów. Niektórych mężczyzn rozpoznawała i pozdrawiała skinieniem głowy. Jednak większość zignorowała wysoko uniesioną głową. Zachowanie Joanny nie zrobiło na nikim wrażenia. Wszyscy ważni zachowywali się podobnie; odgrywali swoje role. Zwykli ludzie stali jak zawieszeni w próżni, bo organizatorzy nie zadbali o krzesła dla nich. Opierali się więc o parapety i o ściany. Bardziej zapobiegliwym udało się usiąść, ale nie Joannie.

Kandydat na burmistrza – Cyryl Klonowicz - wszedł na salę w towarzystwie dyrektora Dobosza. Joanna wiedziała, że panowie współpracowali ze sobą od dłuższego czasu, ale nie przypuszczała, że spotka tutaj swojego przełożonego w roli szefa sztabu wyborczego. Rozległy się jednocześnie brawa i gwizdy. Widać niektórzy wyborcy przyszli tylko dla fantów, które miał rozdawać kandydat na burmistrza. Wiadomo: darmowy kalendarzyk, długopis czy notes może wiele zdziałać…

Mężczyźni usiedli obok stolika, przy którym ustawiono tylko dwa krzesła. W ten sposób Joanna otrzymała wyraźny sygnał, że Cyryl wcale jej nie potrzebuje. Dobosz przedstawił kandydata, jego program i dotychczasową działalność. Nie było tego zbyt wiele. Znudzeni wyborcy zaczęli podawać sobie wyborczą wódkę. Nawoływali się i podnosili ostentacyjnie kieliszki wznosząc toast za burmistrza. Atmosfera stawała się przyciężka. Elektorat trudny i zupełnie niezorientowany domagał się mówienia w sposób prosty i zrozumiały. Cyryl przejął mikrofon. Najpierw próbował żartować, ale nikt nie podchwycił jego specyficznego humoru. Potem zaczął przedstawiać znane wszystkim osoby stojące wśród publiczności. Liczył pewnie na ich poparcie. Nikt jednak nie kwapił się do zabierania głosu, wrócono więc do pierwotnego scenariusza i poproszono o pytania z sali. Redaktor lokalnej gazety zażądał wyjaśnienia czegoś z programu. Cyryl dwoił się i troił, żeby wytłumaczyć zawiłości swojej wizji rządzenia miastem. Mimo to nie wzbudził wielkiego zainteresowania. Po chwili lekko podchmielony elektorat zaczął domagać się więcej wódki „wyborczej” i rozległo się skandowanie: „Dajcie pić! Dajcie pić! Dajcie pić!”.

Joanna poczuła się zupełnie pominięta. Po co właściwie tu przyszła, przecież wszystko odbyłoby się bez niej. Poprawiła apaszkę i już miała wyjść, gdy ktoś krzyknął: - Klonowicz to szumowina! Szantażuje kobiety! - Rozejrzała się po sali. W cieniu pod ścianą zobaczyła najpierw Gabryśkę a potem… Szczepana. Ciało Joanny zdrętwiało i przez chwilę nie mogła się ruszyć. Jej mąż gwałciciel stał kilka metrów dalej i patrzył prosto na nią.

W tym samym czasie zaniepokojony Cyryl też podniósł się z krzesła i spojrzał w kierunku Szczepana. Nigdy nie widział tego mężczyzny, ale zauważył, że on patrzy na Joannę. Zrozumiał, kim może być nieznajomy. Impulsywnie krzyknął w jego stronę: - Myślę, że najlepiej będzie, jeśli kobiety wypowiedzą się same! Chodź Joanko, opowiesz państwu o swoim życiu, a przy okazji wyjaśnisz, jak ja traktuję kobiety! – w głosie Cyryla słychać było determinację. Wyciągnął rękę w stronę Joanny w oczekiwaniu na jej reakcję. Był pewien, że ustami kobiety dokona zemsty doskonałej i to na oczach tłumu.

Ale Joanna stała jak wryta. Widać było, że walczy ze sobą i wcale nie jest to równa walka. Patrzyła na Cyryla, jakby żądał od niej niemożliwego. Najchętniej wykręciłaby się na pięcie i uciekła. Bała się jednak, że nogi odmówią jej posłuszeństwa. Musiała postawić na wargi i tchawicę, bo język już stanął jej kołkiem a w gardle czuła istną Saharę. Podeszła do Cyryla. Patrzył na nią swoimi zimnymi oczami. Miała ochotę uderzyć go w twarz. Nigdy nie spodziewałaby się, że tak ją upodli i to publicznie. Powoli odwróciła się do ludzi. Wszyscy umilkli, widząc piękną dziewczynę. Czuli, że nareszcie usłyszą kilka słów prawdy.

- Nie wiem, w czym mogę pomóc – zaczęła mówić cicho, jakby była przesłuchiwana przez policję w charakterze bardziej oskarżonego niż świadka.

- No powiedz, co ci się przydarzyło?! – niecierpliwił się Cyryl.

- Ale to dotyczy mnie, a nie ciebie – próbowała bronić się Joanna – i nie wiem, czy kogoś to zainteresuje.

- Na pewno zainteresuje! - cynicznie uśmiechnął się Cyryl.

- Ale sam mówiłeś, że powinnam o wszystkim zapomnieć – z cichego tonu Joanna przechodziła w prośbę a nawet błaganie o odroczenie wyroku wydanego na nią.

- No mów!!! – ze złością krzyknął Cyryl.

Joanna wzdrygnęła się na krzyk Cyryla. Spuściła wzrok i zaczęła wolno mówić, cedząc słowa:

- Trzy lata temu zostałam zgwałcona i pan Klonowicz pomógł mi wyjść z dołka…

- I co jeszcze? – Cyryl zachęcał do zwierzeń zawstydzoną kobietę.

- Byłam w bardzo złym stanie… Miałam depresję... Chciałam się zabić… - Joanna czuła, że łzy napływają jej do oczu. Teraz już naprawdę nie mogła nic powiedzieć. Wspomnienia wracały jedno po drugim. Cyryl ją okłamał. Powiedział, że nie wrócą, jeśli mu wszystko opowie. Odwróciła się, skuliła w sobie i zaczęła płakać. Chciała odejść i zamknąć się przed całym światem. Cyryl mówił coś jeszcze, ale tylko kilka słów dotarło do świadomości Joanny. Zachęcał ludzi do przeczytania jego książki na podstawie zwierzeń takich kobiet. To miał być hit, przynajmniej w mniemaniu kandydata na burmistrza.

Joanna czuła się poniżona i zdruzgotana. Po zakończeniu spotkania rzuciła nienawistne spojrzenie Cyrylowi.

– Jak mogłeś? – wycedziła przez zęby. – Nigdy ci tego nie daruję!

- Przecież upubliczniałaś swoje przeżycia! Wszyscy mogli przeczytać o tym w Internecie! Miej do siebie pretensje, nie do mnie! – rozkoszował się swoimi cynicznymi racjami podekscytowany mężczyzna.

- Ale wkradłeś się w moje życie! Mówiłeś, że mnie kochasz… - Joanna znów zaczęła szlochać.

- Jakaś ty nienowoczesna, Joanko! – Cyryl ciągnął swój cyniczny wywód – Dzisiaj robi się różne rzeczy, żeby coś osiągnąć. Jeśli tego nie rozumiesz, to nie możemy już być razem.

- I co, jeszcze mnie rzucasz… Ty naprawdę jesteś draniem.

Nie czekała już na reakcję Cyryla. W klubie nie było wielu ludzi. Wymknęła się więc z „Trzydziestki” niepostrzeżenie. Tak przynajmniej się jej wydawało. Przed klubem stała jeszcze grupka maruderów mocno uraczonych wódką wyborczą. Ktoś chrapliwym głosem krzyknął za pędzącą na oślep Joanną: „O, lala burmistrza! Zdrowie lali burmistrza!”. Wszyscy zaczęli rechotać i drzeć się jeden przez drugiego. „Chodź, to ja cię pomogę!”, „Daj se spokój z Klonowiczem, ja jestem lepszy od niego!”, „Ja jestem lepszy!”… Głosy rozpływały się powoli w eterze. Joanna biegła, na ile pozwalały jej buty ocierające pięty. „Jeszcze i to!” – pomyślała, zatrzymując się, żeby włożyć kawałek chusteczki higienicznej do środka buta.

Po chwili usłyszała stukot. Sądziła, że jakiś pijak popędził za nią i będzie musiała stawić mu czoła.

- Aśka! Poczekaj! – głos wydawał się jej znajomy. Z ciemności wyłonił się Szczepan. Kiedyś był jej mężem. Później był nikim. Nienawidziła go. Teraz nie chciała widzieć. Nie miała ochoty z nim rozmawiać. Zdjęła buty i na boso popędziła przed siebie. Szczepan biegł za nią kilka metrów, ale po chwili kroki ucichły.

Joanna nie wiedziała, kiedy znalazła się w domu. Zamknęła drzwi. Sprawdziła wszystkie okna. Usiadła na podłodze w kuchni i postanowiła, że nigdzie się nie ruszy ani dziś, ani jutro. Zostanie w domu, bo Szczepan wrócił i na pewno chce ją skrzywdzić. A Cyryl skompromitował ją i upokorzył. I jeszcze ludzie, ludzie ją będą wytykać palcami…

  Spis treści zbioru
Komentarze (5)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Serdecznie dziękuję za Pani sugestie. Są naprawdę dla mnie cenne. Nikt tak jak Pani nie zna się na języku. Poprawiam! I piszę dalej!
avatar
Bardzo podobały mi się przeżycia kobiety ukazane na tle brutalnej kampanii wyborczej. Dobrze zapisane dialogi, ciekawa narracja, poprawny język i niemal wzorcowa interpunkcja.
Ale spostrzegłem drobne usterki:
- w drugim wersie (drugie i trzecie zdanie) są podobne czasowniki: szło, iść. Moim zdaniem należy jeden z nich zmienić;
- brakuje trzech przecinków przed: wznosząc toast, a potem, a w gardle;
- nie podoba mi się branie w cudzysłów dialogu wewnętrznego ("Gabryśka?! Co ona tu robi?" lub wypowiedzi typu "O, lala burmistrza! Zdrowie lali burmistrza!") oraz inne podobne. Wiem, że w wielu powieściach stosuję się tego typu zabiegi, ale w moim odczuciu są one zupełnie zbyteczne.
Niezależnie jednak od wskazanych drobiazgów tekst oceniam bardzo wysoko.
avatar
Świetnie podpatrzone "więzi" Ona-On.

Co robią kobiety w życiu mężczyzn w typie macho?

Są... hmmm... laluniami??

A co robi taka lalunia w damsko-męskim związku z macho??

Sama na siebie kręci bat?

Oj, laleczko, oj, laluniu!
Ktoś ma kuku tu na muniu!
avatar
NIE MA tam wierności,
Gdzie jest tylko zdrada,
Ni so-li-dar-noś-ci;
Rekin "płotkę" zjada
I wypluwa ości.
avatar
Siedem grzechów głównych

(patrz tytuł - i "Katechizm")

To o

K T Ó R Y M

z tych grzechów głównych

/za których popełnienie trafiasz na bank i na mur-beton do piekła/

mowa

w tym

bardzo alegorycznym,
eksponującym (patrz nagłówek!) fundamentalia myśli chrześcijańskiej

opowiadaniu

??
© 2010-2016 by Creative Media
×