Przejdź do komentarzySiedem grzechów głównych - cz.V
Tekst 4 z 19 ze zbioru: Prozaicznie
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2013-07-05
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń3089

Myśli Joanny ciągle krążyły wokół tajemniczego zniknięcia Gabryśki. Właściwie domyślała się, kto za tym stoi. Cyryl i jego podłe intrygi mogły doprowadzić do jakiegoś nieszczęścia. Nigdy wcześnie nie podejrzewałaby go o coś takiego. Ale dzisiaj była już innego zdania. Spojrzała na zegarek. Dochodziła jedenasta. W „Trzydziestce” usłyszała od kogoś, że o tej porze w czwartek Cyryl miał rozdawać swoje dzieło w urzędzie miasta. Pomyślała, że jeśli się spręży, to rozwiąże zagadkę i to ekspresowo. Tylko musi jak najszybciej dotrzeć w wyznaczone miejsce. Puściła się pędem, nie zważając na licznych, jak na tę porę dnia, przechodniów. Po pięciu minutach zdyszana wbiegła po schodkach ratusza.

Na korytarzu urzędu panował spokój. Pojedynczy petenci czekali na swoją kolej. Znudzenie malujące się na ich twarzach przybierało pokraczną formę sztucznych uśmiechów. Tylko nielicznych było stać na taka ekstrawagancję. Reszta siedziała nieruchomo, jakby to miało wpłynąć na pozytywne załatwienie sprawy. Urzędnicza hipokryzja przesuwała się z kąta w kąt w poszukiwaniu czegoś ważnego. Niektórzy pracownicy służbowo wychylali się ze swoich gabinetów, zapraszając kolejnego petenta. Inni gromkim „Proszę!” lub „Następny!” przywoływali ludzi do posłuszeństwa, zanim jeszcze otworzyli buzie.

Porządek tej oazy spokoju został gwałtownie zburzony, gdy kilka minut po jedenastej Joanna chwyciła Cyryla za rękaw i mocno nim potrząsnęła.

- Słuchaj, no, mądralo! Coś ty zrobił Gabryśce?

- Nie mogę teraz rozmawiać! Widzisz, że mam obowiązki… - próbował bronić się Cyryl. – Będę do dyspozycji za godzinę.

- A ja jestem teraz! Wytłumacz mi, co się z nią stało i będziesz wolny! – ostatnie słowa Joanny zabrzmiały jak ultimatum. Z pokoju naprzeciwko klatki schodowej wychylił się jakiś urzędnik i sztucznym uśmiechem zaprosił Cyryla do swego gabinetu. Pewnie się znali, bo Cyryl odpowiedział mu równie nieszczerze. Joanna zatrzymała się na ostatnim schodku. Z trudnością łapała powietrze. Jej twarz poczerwieniała. Wyglądała, jakby za chwilę miała się udusić. Teatralnym gestem zasłaniała sobie piersi otwartą dłonią. Oparła się o ścianę. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Nie słyszała żadnych słów. A przed oczyma miała jedną, bezkształtną przestrzeń, w której nie rozpoznawała ani ludzi, ani miejsca. Czuła, że traci kontrolę nad swoim ciałem.

W tym momencie Cyryl zatrzymał się w drzwiach pokoju referatu ds. promocji miasta. Odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem podbiegł do na wpół omdlałej, bądź co bądź niedawne,j kochanki. Złapał ją i trzymając w ramionach, próbował cucić lekkimi uderzeniami w twarz. Ciepło jej ciała i znany zapach perfum wywołały w mężczyźnie potrzebę dotyku. Przybliżył swoje usta do jej twarzy i delikatnie musnął przymkniętą powiekę. Poczuł, jak ręce Joanny oplatają jego szyję. Podniósł się z kolan i błyskawicznie zbiegł po schodach, wynosząc ją z budynku. Ktoś krzyczał, że chce pomóc, ale Cyryl zignorował tę propozycję. Tylko coraz szybciej pędził po schodach w dół.

Przed urzędem zatrzymał się tylko na chwilę. Sięgnął po kluczyki. Miał z tym problem, bo Joanna całym ciałem zwisała z niego jak przejrzały owoc, którego nikt do tej pory nie zerwał. Obok zaparkowanego samochodu trawa zieleniła się mocno, aż kłuła go w oczy intensywnością koloru. Cyryl przymknął powieki dodatkowo oślepiony silnym wrześniowym słońcem. Nie myślał o tym, co ma zrobić z Joanną. Wszystko toczyło się błyskawicznie, jakby poza nim. A jednak to on wsadził Joankę do swego samochodu. To on zawiózł ją - tym razem - do swojego domu. Dlaczego? Nie wiedział. Nawet nie zadawał sobie tego pytania, kiedy zamykał za sobą drzwi mieszkania. Czuł już tylko pożądanie.

Płynęło do niego ogromną falą, mieszało w umyśle, eliminowało wszystkie racjonalne powody, które odwodziły go od szybkich niczym nieskrępowanych ruchów. W szaleństwie myśli i skojarzeń ciągle czuł wyraźnie delikatną skórę kobiety, którą uwiódł, żeby uchronić przed nią samą. Ta myśl podniecała go jeszcze bardziej. Pewność dawała mu siłę. Trzymał Joannę tak blisko, że czuł wyraźnie jej pulsującą krew. Potrzebował tylko chwili, żeby wedrzeć się w jej ciało. Miała przymknięte oczy na znak, że się zgadza, że chce. Widział ją taką już nieraz. Oddawała się mu ze spokojem i naturalnością.

Kiedy już było po wszystkim spojrzał Joannie głęboko w oczy i powiedział:

- Wiedziałem, że nie możesz beze mnie żyć! Jesteś na mnie skazana… A tak nawiasem mówiąc, to umiesz świetnie symulować. Prawie mnie nabrałaś. Wyglądało to na prawdziwy zawał! – szerokim uśmiechem skwitował wcześniejsze wywody.

- Muszę cię rozczarować! Ja nic nie udawałam. Rzeczywiście poczułam się źle, ale jak widać to nie był zawał. To raczej stres, którego jesteś nieustającą przyczyną. I nie ciesz się, bo tak naprawdę to nie byłabym pewna, kto tu kogo wykorzystał. – Joanna nie ukrywała satysfakcji z przebiegu całego zajścia.

- Ale przecież… To, co było między nami… Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że to twoja zemsta? – zapytał z niedowierzaniem Cyryl i w tym samym momencie uznał taki tok rozumowania za całkiem możliwy.

- Możesz to sobie nazywać, jak tylko chcesz! – Joanna ironicznie spoglądała w oczy Cyrylowi. – Ale udowodniłam przed chwilą, że nie wszystko zależy od ciebie. Nieprawdaż?!

Zapadła cisza. Cyryl nie patrzył już na Joannę. Był wyraźnie zmieszany. Próbował coś robić. Złożył jakieś papiery i włożył je do biurka. Omiótł spojrzeniem cały pokój i zatrzymał się na półnagiej dziewczynie. Patrzył na nią przenikliwie, jakby żądając przeprosin. Ale nic się takiego nie wydarzyło. Podszedł więc do bogato wyposażonej płytoteki. Chwilę wygrzebywał coś ze środka i za chwilę z głośników popłynęła ukochana piosenka Joanny. Ten gest odczytała prosto. Tak właśnie chciała… Znów być dla niego ważną! Przymknęła powieki i zatopiła się w płynącej melodii. Słowa układały się w jej głowie w polskie wyrazy, choć po angielsku rozumiała je doskonale. Najpiękniejszy głos kołysał ją i podrywał do uniesień. Tylko Sinatra mógł poruszyć jej serce tak mocno. Podeszła do Cyryla, ujęła go za ramię i pozwoliła się poprowadzić.

- Nie jesteśmy dla siebie stworzeni, ale dziwnym trafem dobrze nam ze sobą – zaczęła znów rozmowę. – Już się nie łudzę. Wiem, dlaczego się mną zainteresowałeś. I chyba przyznasz mi rację, że to trudne być królikiem doświadczalnym. Nawet nie mam ci za złe tego, że próbowałeś się wykazać, zgłębiając moją psychikę. Ale zrobiłeś to z czystego wyrachowania. I to jest trudne… - Łzy zaczęły napływać jej do oczu. Powstrzymywała się, jak tylko mogła, żeby znów nie wyjść na słodką idiotkę. Nie mogła już patrzeć w oczy Cyrylowi. Melodia powoli cichła, a ona czuła, że to coś miedzy nimi jakoś naturalnie gaśnie. Zebrała się więc wszystkie siły i jeszcze raz przypuściła atak:

- Gdzie jest Gabryśka?

- Ta znowu swoje… Nie wiem, co się dzieje z Gabi. Nie widziałem jej już kilka dni.

- Nie kłam! – ostro zareagowała Joanna. – Wiem, że masz związek z jej zniknięciem. Powiedziała mi, że ją prześladujesz. Wciągnąłeś ją w rozgrywki między nami. I jeszcze wasze ciemne sprawy, o których nie chcę nawet wiedzieć. Proszę cię, powiedz mi tylko, gdzie ona jest i się od ciebie odczepię… - głos Joanny był spokojny, ale stanowczy.

- Niestety, nie pomogę ci w tej sprawie. Nie wiem, gdzie się znajduje twoja koleżanka – równie spokojnie ripostował Cyryl.

- To raczej twoja koleżanka! Więc może sobie przypomnij, kiedy widziałeś ją ostatni raz. Bo pewnie policji będziesz musiał powiedzieć więcej niż mnie, kiedy zgłoszę jej zaginięcie. Nie, nie, nie zwariowałam! Wiem, co mówię. Była wczoraj u mnie i wszystko mi powiedziała. Ona się ciebie bała i ze strachu robiła ci różne usługi. Masz chwilę na odpowiedź. Kiedy wrócę z łazienki, wyśpiewasz mi wszystko dokładnie. I włącz jeszcze raz Sinatrę. To już będzie ostatni raz!

Kiedy Joanna zniknęła w korytarzu, Cyryl zaczął nerwowo przeglądać wszystkie wiadomości w telefonie. Dostał ich kilkanaście od rana. Spływały głównie z powodu wyborów. Ale jeszcze przed południem sms-a przysłała mu Gabi. Przeczytał go wtedy, a miał odpisać później i skasować. Palce błyskawicznie przeskakiwały po klawiaturze. Musiał zdążyć przed powrotem Joanny. Co ta Gabi sobie myślała? Dlaczego nie umiała załatwić prostej sprawy. Przecież jej mówił, że chce odzyskać Aśkę. Miała mu tylko w tym pomóc. Cyryl był zdezorientowany. Dotknął przycisku `wyślij` i spojrzał na drzwi łazienki. Joanka nigdy tak szybko nie robiła toalety po... Tym razem niemal wybiegła z pomieszczenia.

- Już się namyśliłeś? – zapytała.

- A co tu jest do namyślania się – odrzekł, udając obojętność – Gabryśka wyjechała. Wiem tylko tyle, bo rano dostałem od niej wiadomość z lotniska.

- Z jakiego lotniska?! – Joanna była zaskoczona wiadomością i wcale tego nie ukrywała. – Jej nie stać na bilet do Łodzi, a co dopiero na samolot! To gdzie ona poleciała? I dlaczego tak nagle? Stała się niewygodnym świadkiem, zażądała coś od ciebie? Mów, bo mam już tego dosyć!

- Wiesz dobrze, że Gabi jest nieobliczalna. Nigdy nie wiadomo, co zrobi. To pewnie jeden z jej nagłych pomysłów. A co do forsy, to wcale nie byłbym pewien, że nie ma czym się rządzić! – pewnym głosem powiedział Cyryl.

- A skąd to wiesz? Może prosiła cię o pieniądze? Albo ją kupiłeś? Jak mnie, tylko trochę inaczej, bo ona jest lesbijką - Joanna nie dawała za wygraną. Wiedziała, że jeśli teraz nie pozna prawdy, to już nigdy nie będzie miała takiej okazji.

- Ona nie jest taka, jak myślisz – Cyryl zdawał się być o krok od wyjawienia tajemnicy zwariowanej Gabryśki. – Ona mnie szantażowała… Łaziła za mną wszędzie i prześladowała swoimi zaczepkami. Nie mogłem sobie pozwolić na takie sensacje w publicznych miejscach. Zresztą i tobie się to udzieliło. Musiała cię nieźle nastraszyć. Głupie i niewdzięczne dziewczynisko! Wyciągnąłem ją z dołka, pomogłem stanąć na nogi. Miała tylko poprawić relacje z rodziną. Ale i tego nie potrafiła zrobić sama…

- A ty to wszystko wykorzystałeś w swojej książce! Wcale nie jesteś lepszy! Jesteś gorszy ode mnie, od Gabryśki, nawet od Szczepana, bo wyjawiłeś ludziom nasze najgłębsze lęki i pozwoliłeś, żeby wszyscy wytykali nas palcami. Nie ma żadnego wytłumaczenia tego, co zrobiłeś. Wcale się nie dziwię Gabryśce, że próbowała się przed tobą bronić. Jeśli cię szantażowała, to tylko ze strachu. – Joanna sama dziwiła się swojej odwadze. To chyba sytuacja intymna, w jakiej się znaleźli oboje, tak ją ośmieliła.

- A jeśli chodzi o policję, to naprawdę zrobię doniesienie o zaginięciu Gabryśki, choćbym miała wyjść na głupią. Bo gdybyś zrobił jej krzywdę…

- To co? – przerwał jej Cyryl.

- To pożałujesz! – wykrzyknęła Joanna. W tej chwili usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i skrzypiącej podłogi. A po chwili stała już oko w oko z sąsiadką Cyryla. Ta samą, która kilka dni wcześniej niechętnie udzielała jej informacji i podstępnie przetrzymywała jej kochanka w swoim domu. Tego już było za wiele. Joanna rzuciła Cyrylowi spojrzenie pełne odrazy i wybiegła z mieszkania, trzymając w ręku błyskawicznie zlokalizowane klapeczki. Dopiero teraz zauważyła, że nie ma na sobie swojej zielonej bluzki. Już chciała zastukać w drzwi, gdy te otworzyły się i kobieca ręką wywiesiła pożądana cześć garderoby. Joanna wyrwała swoją własność i czym prędzej założyła na siebie.

Dotyk własnego ciała napełnił ją wstrętem. Poczuła, jakby nie należała do siebie samej. Ciało było tylko narzędziem zemsty. Miało znane kształty, ale zupełnie nie do zaakceptowania. Poczuła, że musi ukarać je za to, co zrobiło. Wyciągnęła przed siebie rękę i zaczęła uderzać w nią z całej siły drewnianymi klapakami, aż wielkie czerwone pręgi pokazały sie na przedramieniu. Stała przez chwilę w bramie i obserwowała, jak pod skórą tworzą się wybroczyny. Chciała, żeby bolało, żeby mogła wyć z bólu. Ale nie czuła nic. Poza wstrętem do siebie. I do Cyryla, i do Szczepana i znów do siebie.

Było już sporo po szesnastej, kiedy Joanna dotarła do szkoły. Nie mogło nie zostać zauważone jej spóźnienie, bo tylko dwie grupy słuchaczy - jej i Martyny - miały dzisiaj zajęcia. Weszła więc do sekretariatu niepewnym krokiem a dostrzegłszy siedzącego w swoim gabinecie Dobosza, powiedziała tonem niemal służalczym:

- Dzień dobry panie dyrektorze!

- No nie wiem, czy dobry? Pani się spóźniła, nieprawdaż? – spytał z ironią.

- Tak, idę prosto od Cyryla. Próbowaliśmy się dogadać. Wie pan, trochę to musiało potrwać… - zrobiła nienaturalną minę nawet jak dla niej samej i być może dlatego Dobosz roześmiał się szyderczo.

- Cóż zatem wybaczam pani spóźnienie. Proszę szybko udać się na zajęcia, chociaż grupa na szesnastą już chyba jest poza zasięgiem. Sekretarka miała ich zająć materiałami reklamowymi i nie ma jej jeszcze. Może zdąży pani przeprowadzić zajęcia…

- Postaram się! I dziękuję! - nieszczerze odpowiedziała Joanna, śmiejąc się w duchu, że nabrała Dobosza. Nie lubiła go od zawsze, ale stroniła od konfliktów czy niedomówień. Wolała nie odzywać się, kiedy gderał i był niezadowolony; czasem nawet przeprosić za niepopełnione winy niż dochodzić swoich racji. Dobosz był szychą w mieście i wszyscy się z nim liczyli. Nieraz powtarzał, że może w jednej chwili kogoś zniszczyć, ale i stworzyć…

Pracownia rzeczywiście była pusta. Joanna usiadła przy biurku, włączyła komputer i mechanicznie chciała rozpocząć pracę z programem językowym. Jeszcze logowanie, start i uświadomiła sobie, że przecież nie ma z kim pracować. Zaczęła więc przeglądać Internet w poszukiwaniu organizacji, które zajmują się przypadkami zaginięć. Wszędzie informowano ją, co zrobić, gdy ktoś zaginie i pouczano, że czyjaś nieobecność nie jest jeszcze powodem, aby twierdzić, że ktoś zaginął. Jakiś psycholog przekonywał, że ludzie czasami chcą uciec i mają do tego prawo. Joanna powoli nabierała przekonania, że Gabryśka uciekła przed sobą samą i przed Cyrylem i przed nią chyba też.

Zanim skończył się czas pierwszych zajęć, sekretarka wezwała Joannę do dyrektora. Dobosz nie siedział za biurkiem jak zwykle, ale stając, opierał się o fotel. Kręcił nim w różne strony i milczał. Nauczycielka weszła z uśmiechem do pokoju wypełnionego zapachem popołudniowej kawy. Zupełnie nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji. Przywitała szefa ponownie i oczekując na słowa pochwały, patrzyła prosto w roziskrzone oczy przełożonego. Za chwilę żałowała wszystkiego, co powiedziała i zrobiła. Dobosz zmierzył ją gniewnym wzrokiem. Zrozumiała, że wie o wszystkim. Dopiero teraz poczuła prawdziwy ból gdzieś bardzo głęboko w sobie. Nie umiała go jeszcze zlokalizować, ale czuła wyraźnie jego paraliżujące działanie.

- Pani mnie okłamała! – wybuchnął Dobosz. – I jeszcze się z tego śmieje… Od dzisiaj nie pracuje już pani w mojej szkole. Dostanie pani wypowiedzenie z skutkiem natychmiastowym. Nie mogę pozwolić, żeby dobre imię mojej szkoły było podważane przez jedną niedowartościowaną nauczycielkę.

- Ale panie dyrektorze, co ma mi pan do zarzucenia? – spytała zdezorientowana kobieta.

- Bardzo wiele… Przede wszystkim pani się spóźnia!

- Tylko raz, dzisiaj… Ale wytłumaczyłam panu! – próbowała bronić się Joanna.

- Poza tym niemoralne prowadzenie się. No i niesubordynacja! – wykrzyknął Dobosz.

- Jakie niemoralne prowadzenie się? Pan jest księdzem, żeby mnie oceniać! – nerwy Joanny kazały jej wyrzucać cały gniew. – A skąd pan ma takie wiadomości? Cyryl panu powiedział. A doniósł też, że przespał się ze mną i nie zdążyłam przez niego do pracy…

- No właśnie – przerwał jej stanowczym tonem dyrektor.

- Co, no właśnie? Próbowałam się z nim pogodzić tak, jak pan chciał! I jeszcze jakieś pretensje? Niech pan obarcza winą Cyryla, nie mnie! Ja próbowałam… Ja chciałam… - głos Joanny zrobił się miękki a słowa przeszły w szloch.

- Niech pani nie płacze mi tutaj. Trzeba było inaczej wszystko załatwić. Teraz muszę panią zwolnić i tyle. Proszę zabrać swoje rzeczy i nie przychodzić już do szkoły. Żegnam!

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×