Przejdź do komentarzyFantazje
Tekst 3 z 43 ze zbioru: Opowiadania - Brama
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2013-09-19
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń2695



FANTAZJE


Często zastanawiałam się skąd bierze mi się tyle fantazji w głowie skoro świat, w którym żyję zupełnie do tego nie przystaje. Ostatecznie udało mi się uchwycić istotę tego problemu dopiero wtedy, gdy przymuszona okolicznościami obejrzałam film bez dubbingu i lektora, za to z oryginalnymi dialogami w mało znanym mi języku. Nie był to oczywiście dramat psychologiczny, bo tego nie wytrzymałabym - chyba thriller, o ile dobrze pamiętam... Nagle okazało się, że cała historia jest niesłychanie frapująca, ponieważ nie do końca zrozumiała. Przyczyną oczywiście był język. Tam, gdzie nie starczało jego znajomości ruszała wyobraźnia. W efekcie powstał z tego może niezbyt spójny, za to bardzo interesujący zlepek pomysłu scenarzysty z tym co sobie widz dośpiewał.

Z miejsca skojarzyłam to z okresem wczesnego dzieciństwa, gdy brak umiejętności i wiedzy uruchamia fantazję w najdziwniejszych kierunkach, których dorosły człowiek nawet nie podejrzewałby.

Moją fantazję w wieku przedszkolnym uruchamiało radio. Było ono źródłem przedziwnych informacji.

Grało przez cały dzień głośniej lub ciszej. Zawsze można było pójść do pokoju i posłuchać tego, co idzie akurat w programie. Przed południem babcia zajęta w kuchni robieniem obiadu była nawet zadowolona, że siedzę spokojnie i nie przeszkadzam jej.

Do słuchania radia najchętniej kładłam się na tapczanie lub zajmowałam miejsce na sznurowej huśtawce zawieszonej w szerokich drzwiach pokoju. Działo się tak, gdy uważałam, że audycja wymaga pełnego skupienia. W innych przypadkach słuchałam programu mimochodem zajmując się jakąś zabawą.

Ten zwyczaj usprawiedliwiał moje późniejsze niedorzeczne zachowania jak chociażby nagłe zawodzenie, co miało naśladować śpiew operowy czy wykrzykiwanie głosem pełnym natchnienia: Ooo Ines, Ines! Dorośli nie reagowali na to. Co najwyżej stwierdzali, że pewnie słyszała coś w radiu.

Taniec dookoła stołu przy dźwiękach kapeli ludowej też nie przeszkadzał im. Taki program nadawano w południe, gdy większość domowników była w pracy. Na dodatek audycja nie trwała długo.

To, co najciekawsze zaczynało się dopiero pod wieczór. Był to teatr radiowy określany przez dorosłych jako słuchowisko.

Wieczorne słuchowiska nie były przeznaczone dla dzieci. W domu nikt jednak nie cenzurował programu radiowego – skoro radio coś nadaje to znaczy, że nie ma żadnych przeciwwskazań do wysłuchania tego. Z resztą, co poważniejsze rzeczy pojawiały się na antenie zazwyczaj po dwudziestej. O tej porze czułam się już senna i jeśli teatr radiowy był dla mnie niezbyt zrozumiały – przysypiałam. Tak czy owak, do mojej świadomości coś docierało. W bardziej dramatycznych momentach nawet budziłam się, by za chwilę znowu zapaść w drzemkę.

Rano kłębiły się w mojej głowie różne fantazje. Usiłowałam przypomnieć sobie o co właściwie chodziło w tym co słyszałam wieczorem? Dopytywałam się również rodziców. Czasami coś wyjaśnili a czasami nie... Nie wszystko dało się streścić w paru słowach. Poza tym, streszczenia były czasami niepokojące, jak chociażby to, że jedna siostra zabiła drugą po to, by dobrze wydać się za mąż i cała rzecz była o tym.

W końcu, gdy przybyła mi kolejna wiosna dorośli poinformowali mnie, że dowiem się wszystkiego jak pójdę do szkoły a na razie nie ma po co zawracać sobie jak również im głowy takimi sprawami.

Tak więc, z pamięcią naładowaną strzępami literatury czekałam niecierpliwie na moment, który ma odmienić moje życie.






Jak na razi moje życie odmieniały zdarzenia, które najbardziej pasowały do poematu Juliusza Słowackiego „Ojciec zadżumionych”.

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×