Przejdź do komentarzyFarmazonki
Tekst 15 z 20 ze zbioru: Suazi
Autor
Gatunekprzygodowe
Formaproza
Data dodania2013-11-12
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń3848

Wracając do domu pociągiem z Liceum w Chełmży, po około godzinie jazdy, na budynku stacji widział napis – PŁUŻNICA. Był to znak, że na następnej stacji trzeba wysiadać.

Od Płużnicy popularna bana zazwyczaj rwała przed siebie, niczym spłoszony czymś rumak. Musiała bowiem na tym niewielkim odcinku pokonać magiczne tereny dawnych farmazonek, na których, jak opowiadała stara Weronka, od niepamiętnych czasów nocami rozgrywały się, niekiedy zabawne, czasem pouczające, ale najczęściej jednak straszne sceny, zwłaszcza w porze północy. Niektóre z tych podniebnych przedstawień stanowiły jakby przedłużenie, albo raczej przeniesienie w inny wymiar, codziennych dziejów ich bliższego i dalszego świata.

Gdy mieszkańcy okolicznych miejscowości pogrążeni byli w głębokim śnie, na ziemi i tuż nad ziemią pojawiały się przylatujące z księżyca i gwiazd oraz ich okolic, liczne pojazdy – bryczki i karety, pełne tajemniczych postaci; czasami byli to pojedynczy jeźdźcy na koniach albo innych zwierzętach. Jedne postaci z czasem ginęły, a na ich miejsce pojawiały się inne, jak w kalejdoskopie.

Na niebie zaczynało się jakieś wielkie przedstawienie. Czasami przyjmowało ono postać straszliwej bitwy, kiedy indziej, barwnego, niezwykle bogatego w swej różnorodności i dramatyzmie barwnego pokazu. Niekiedy były to jakby konfrontacje różnych kultur, pochodzących z różnych czasów, od starożytnego Babilonu po współczesny Nowy Jork, od Indii, Chin, Japonii, Syberii, Islandii czy Grenlandii, po Australię czy Europę.

Obok ludzi występowały tam także zwierzęta. Nie tylko miejscowe, takie jak sarny, lisy, dzikie króliki, zające, bociany czy kuropatwy, ale pojawiały się także nocami lwy, lamparty, niedźwiedzie, wielkie węże i słonie, a także najrozmaitsze postaci dinozaurów. To właśnie w tych stronach, do których w wieku pięciu lat Olo przybył po wojnie z Wołynia, w których ukończył szkołę podstawową, istniało wtedy coś w rodzaju tajemniczego przejścia pomiędzy różnymi światami, w normalnych warunkach oddzielonymi od siebie jakby nieprzebytym murem.

Powietrze na tym rozległym i tajemniczym odludziu było gęste od oparów okolicznych bagien. Pagórki i wąwozy, porośnięte krzewami, wodorostami, bujnym zielem i wysokimi chwastami, kryły liczne zwierzęta. Nad tymi polami leżącymi pomiędzy Płużnicą a Wieldządzem, pojawiały się także latające skrzydlate węże i wielkie owady, podobne do ważek. Rozlegały się echa prowadzonych rozmów i okrzyki w wielu językach świata, padały jakieś rozkazy, czasami zaklęcia, czy nawet straszne przekleństwa.

Tu, pomiędzy Płużnicą, a Wieldządzem, istniał jakby kosmiczny mur oddzielający różne i nie mieszające się ze sobą w normalnych warunkach światy. Powstawały pęknięcia czy przerwy, przez które postaci z różnych światów mogły się przenikać i spotykać. Było to w jego dzieciństwie jedyne miejsce, gdzie spotykali się żywi i umarli, bogowie i ludzie, duchy i bezduszne istoty, ziemia i inne planety oraz gwiazdy. Tu czas istniał inaczej, zjawiska, osoby i rzeczy przeszłe, teraźniejsze i przyszłe, mogły tu istnieć równocześnie, porozumiewać się, konfrontować ze sobą, zamieniać jedne w drugie, czyli przyjmować różne, dynamiczne postaci.

Świat legend i baśni mieszał się tutaj ze światem zgrzebnej, pełnej codziennego trudu codzienności.


W uszach Alfa tamte zapomniane z czasem nazwy brzmią jak czarodziejskie zaklęcia – Bielczyny, Skąpe, Dziemiony, Grzegorz, Bocień, Zelgno, Orłowo, Płużnica, Wieldządz, Mgowo. A są to miejscowości na trasie jego dawnych przejazdów nieśpieszną, ale niezawodną ciuchcią z Chełmży do Mełna.

Gdy zabrakło wysłużonej bany, umęczonej i powolnej zwłaszcza podczas jesiennych przewozów buraków cukrowych, nie ma już możliwości dokładnego powtórzenia tamtej barwnej i magicznej w jego wspomnieniach trasy.

Alf wspominając minione czasy, chwilami myśli:

– Ludzie dzisiejsi nie mogą wziąć udziału w tamtych podniebnych seansach, gdyż wieczorami siedzą w swoich domach przed szklanymi okienkami telewizorów, a nocami boją się spotkania z czarodziejską kulą nieba, rozpostartą nad nimi. Dlatego bardzo się zmienili, stali się twardzi i coraz trudniej im wejść do bajki.

  Spis treści zbioru
Komentarze (2)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Piękne, barwne i bardzo emocjonalne wspomnienie czasów młodzieńczych, a przy tym napisane wartkim, żywym i bogatym językiem. Z przykrością muszę jednak stwierdzić, że pojawiło się, niestety, sporo potknięć z zakresu poprawności językowej. Słowo "Liceum" należało napisać małą literą, gdyż w tym konkretnym przypadku nie jest to nazwa własna. "Nie mieszające" też należy pisać łącznie. W jednym zdaniu nie ma jedności czasu: "Gdy zabrakło (...) nie ma...". Największe jednak problemy sprawia interpunkcja. Zbytnio szastasz przecinkami. Zbędne przecinki przed: niczym, niekiedy, liczne,pełne, barwnego, po, podobne, mogły, dynamiczne, rozpostartą. Brakuje przecinków przed: leżącymi (wtrącenie), wspominając.
O dylematach przy stawianiu przecinków świadczy między innymi to, że sformułowanie "Płużnicą a Wieldządzem" raz napisano bez przecinka, a dwa zdania dalej z przecinkiem.
avatar
Trawestując Autora oraz Wyspiańskiego Pannę Młodą, rzec można, że wszędzie u nas nad Wisłą mamy jakieś farmazonki (patrz nagłówek tekstu), bo to Polska właśnie!
© 2010-2016 by Creative Media
×