Przejdź do komentarzyMagia przedmiotu
Tekst 2 z 40 ze zbioru: Inne opowiadania
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2013-12-10
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń3132


MAGIA PRZEDMIOTU


Właściwie nie wiem, po co piszę o tym zdarzeniu? Nie sądzę, by kogokolwiek zainteresowało. Zdarzenie jak zdarzenie. Może utkwiło mi w pamięci dlatego, że było to akurat przed świętami Bożego Narodzenia, kiedy panuje atmosfera przedświątecznego rozgorączkowania - jakby to co ma lada moment nastąpić miało być niesłychanie ważne.

I jeszcze ten śnieg, który sypał grubymi płatkami otulając nimi domy, drzewa, samochody, ulice i ludzi na ulicach.

Na podwórzu ulepiony duży bałwan stał na środku pokrytego białym puchem trawnika. Zapowiadał początek zimy. Można by rzec, że widok był bajeczny.

Wracając z zakupami z miasta zaszłam po drodze do ciotki, która mieszkała w pobliżu. W święta czekał nas zjazd rodzinny - dlatego parę rzeczy trzeba było omówić.

Ciotka posadziła mnie na kanapie, poczęstowała herbatą oraz kruchymi ciasteczkami, po czym zaczęłyśmy ustalać plan przedświątecznych działań.

Wtedy zadzwonił dzwonek u drzwi.

Czyżby Święty Mikołaj?... - zażartowałam.

Nie był to jednak Święty Mikołaj. Za drzwiami stała pani Halina – przyjaciółka ciotki.

Dobry wieczór! Mam nadzieję, że nie przeszkadzam! Muszę koniecznie z tobą porozmawiać! - zawołała od progu.

Pani Halina miała radosny ton głosu, więc należało sądzić, że nic strasznego nie stało się.

Oczywiście, że nie przeszkadzasz. Proszę bardzo... Wejdź – powiedziała ciotka.

Obie panie jeszcze przez chwilę zabawiły w korytarzu. Pani Halina zdjęła płaszcz i zaśnieżone buty, wsunęła na stopy swoje klapki, które ciotka specjalnie dla niej trzymała w szafce i weszła do pokoju.

Mój widok zaskoczył ją.

Widzę, że masz gościa. Siostrzenica przyszła...

Tak. Właśnie siedzimy sobie i gadamy. Takie tam sprawy związane ze świętami – wyjaśniła ciotka.

Nie będę wam długo przeszkadzać – zapewniła pani Halina – a to, o czym chciałam pomówić nie jest znowu taką wielką tajemnicą.

Najwyraźniej spieszyło się jej, by jak najszybciej przystąpić do rzeczy.

No dobrze – kiwnęła głową ciotka – ale najpierw powiedz czego się napijesz?

Może zrób mi małą kawę... - poprosiła.

Ciotka poszła do kuchni robić kawę a my wymieniałyśmy uwagi na temat pogody: że śnieg, że ładnie ale nie wiadomo czy do świąt się utrzyma, że, byłoby lepiej, gdyby złapał lekki mróz, bo tak to jest wilgoć w powietrzu itd.

W czasie rozmowy pani Halina niecierpliwie wierciła się na swoim miejscu i zerkała w stronę kuchni. Gdy tylko ciotka weszła z kawą, zaczęła mówić zanim ta zdążyła usiąść.




Otóż jest taka sprawa... Chodzi o pewien drobiazg. Rzecz, którą miałam po mamie a ta miała ją od swojej matki. Była to broszka, którą babcia dostała w prezencie od bliskiej osoby. Mniejsza z tym, jak wyglądała ta broszka. Nigdy jej nie nosiłam ale stanowiła dla mnie cenną pamiątkę rodzinną. Trzymałam ją w pudełku, a pudełko w oszklonej szafie w

dużym pokoju. Wyobraźcie sobie panie, że któregoś dnia stwierdziłam brak tej pamiątki. Ktoś ją ukradł.

Coś podobnego! - zawołała ciotka. - Dawno to zauważyłaś?

Ładnych parę lat temu.

I dopiero teraz o tym mówisz?... - zdziwiła się.

Po co miałam mówić? - wzruszyła ramionami pani Halina. - Czy to pomogłoby odzyskać tę rzecz?... Raczej nie. Wprawdzie podejrzewałam pewną osobę o kradzież ale za rękę nie złapałam jej. Oskarżanie nie miało sensu, bo przecież wyparłaby się. Z resztą, od zniknięcia broszki nasze kontakty zostały ograniczone. Dziwnie zaczęła mnie unikać. To też wskazywało, że właśnie ona tę broszkę wzięła. Nie było wyjścia, musiałam jakoś stratę pamiątki przeboleć ale ta sprawa nie dawała mi spokoju.

Pani Halina sięgnęła po kawę.

Nie dziwię ci się – powiedziała ciotka. - Nikt nie lubi być okradany.

To prawda – przyjaciółka przyznała jej rację – ale nawet nie w tym rzecz. Moja mama ostrzegała mnie przed tym drobiazgiem. Chyba dlatego nigdy nie nosiłam broszki. Twierdziła, że nie przynosi ona szczęścia i lepiej się z nią nie afiszować. Niech sobie leży w pudełku... No i leżała, aż do momentu, kiedy ta głupia baba połakomiła się na nią. Gdyby sytuacja była inna, gdyby chciała kupić to ode mnie, to ostrzegłabym ją. Ale jak złodzieja ostrzec przed przedmiotem, który ukradł? Przecież nie rozmawiałaby ze mną na ten temat. Powiedziałaby, że nic o broszce nie wie i nie chce nawet o tym słuchać, ponieważ to jej nie dotyczy. Znam tę osobę na tyle dobrze, żeby wiedzieć jak może zareagować w takiej sytuacji.

No, faktycznie – stwierdziła ciotka. - Mało, że ukradła to jeszcze ostrzegać... To już chyba przesada...

Roześmiałam się:

Wyobrażam sobie pani Halino, jak pani mówi jej: tylko proszę uważać, bo to jest ostre i można się skaleczyć. Albo coś innego w tym rodzaju...


Właśnie. Czy taka rozmowa ma sens?... Pomyślałam więc: niech się dzieje co chce; ja już na to nic nie poradzę – ciągnęła dalej przyjaciółka ciotki. - Upłynęło trochę czasu a tu nagle wypadek na ulicy. Niby drobny, każdemu może się zdarzyć ale noga uszkodzona i wymaga dłuższego leczenia.

Czyj wypadek? - spytała ciotka.

No oczywiście, że jej – wyjaśniła pani Halina.

Zaraz, zaraz!... - ciotka próbowała dokładnie sprawę ustalić . - Przecież mówiłaś, że przestałaś utrzymywać kontakty z tą osobą. Skąd w takim razie wiedziałaś o wypadku?...

Wiedziałam, ponieważ ona mieszka w sąsiedztwie. W tych okolicznościach człowiek dowiaduje się różnych rzeczy, nawet jeśli

szczególnie o to się nie stara. Ale posłuchajcie panie dalej... - pani Halina wypiła jeszcze jeden łyk kawy i odstawiła filiżankę na spodek. -

W tym samym czasie, gdy sąsiadka leczyła nogę jej córka straciła pracę.

Mało, że pracę straciła, to na dodatek żadnej innej nie mogła znaleźć. Z niewiadomego powodu nikt nie chciał jej zatrudnić. Kiedy obie z matką znalazły się w fatalnej sytuacji finansowej, nagle pojawił się kuzyn, który wcześniej nie interesował się nimi. To już był szczyt wszystkiego. Ten człowiek zaczął kategorycznie domagać się od nich wsparcia.

Też nie miał pracy i chyba wyrzucono go z mieszkania. Pewnie odmówiły mu, bo zaczął kręcić się po okolicy, zaczepiać mieszkańców budynku, uskarżać się przed nimi na swój los i oczerniać swoje krewne. Z resztą, bardzo często był pijany. Wiadomo, że na trzeźwo nikt takich rzeczy nie robi. Wszyscy zaczęli obawiać się, że w końcu zacznie urządzać awantury na klatce schodowej. Kiedy im jeszcze na domiar złego któregoś dnia zalało wodą mieszkanie, byłam już pewna, że broszka zrobiła swoje. Musiały gdzieś się z nią pokazać. Jak nie sąsiadka, to pewnie jej córka użyła tej ozdoby...

Czułam, że powinnam w tej sytuacji coś zrobić. Tym czasem ten babsztyl sprawiał takie wrażenie, jakby obraził się na mnie. Zupełnie nie mogłam pojąć o co jej chodzi?...

Jak to o co?! - ciotka uniosła oczy w górę. - Nie bądź naiwna... Skoro okradła cię, to najlepiej udawać, że jest między wami jakiś konflikt. Wtedy wszelkie pretensje można uzasadnić wydumaną sprawą. Złodziej, który kradnie u sąsiada często tak robi. Po prostu, wymyśla sobie problem zastępczy. To bardzo wygodne. Na dodatek łatwo jest za jakiś czas wycofać się z tego. Wystarczy powiedzieć, że urazy poszły w niepamięć.


Chyba masz rację... To możliwe...

Pani Halina odetchnęła głęboko.

Ale nie zgadniecie panie co się dzisiaj stało?... Przechodzę w południe koło lombardu i widzę, że na wystawie leży wyceniona moja broszka. Widocznie bieda przycisnęła i trzeba było coś sprzedać.

- No proszę! Tego należało się spodziewać! - ciotka z irytacji aż podskoczyła na krześle. - I co teraz w związku z tym masz zamiar zrobić?!

No właśnie nie wiem... Najprościej byłoby odkupić ją ale rzecz nie jest tania... Nie przewidywałam takiego wydatku...

Wiesz co... - powiedziała ciotka po chwili zastanowienia – ja na twoim miejscu dałabym sobie z tym spokój. Zwłaszcza, że podobno ten przedmiot przynosi pecha.

Kupisz, włożysz do pudełka i co ci z tego przyjdzie? Nosić przecież nie będziesz. Ze stratą pamiątki już dawno pogodziłaś się. Po co wracać do tej sprawy? Niech się teraz inni martwią co z tym począć?

Pani Halina trochę posmutniała – widocznie zamierzała postąpić inaczej - ale w końcu, po zastanowieniu się uznała, że ciotka ma rację.

Mi natomiast przyszły na myśl wyczytane gdzieś historie o sztuce afrykańskiej i o jej nieprzewidywalnych możliwościach negatywnego oddziaływania na psychikę Europejczyków, dla których jest ona kompletnie niezrozumiała. Nie chciałam jednak w tym momencie rozważać tych spraw – tym bardziej, że przyjaciółka ciotki dopiła swoją kawę i zaczęła zbierać się do wyjścia a nas czekało jeszcze sporządzenie listy zakupów na święta.












  Spis treści zbioru
Komentarze (2)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
No i teraz mam pełny obraz całości! Pozdrawiam.
avatar
Siódme nie kradnij!

Doskonała pouczająca historyjka. Bardzo w klimacie opowiadań profesora Tutki Szaniawskiego
© 2010-2016 by Creative Media
×