Przejdź do komentarzyStrażaczka
Tekst 1 z 1 ze zbioru: książki
Autor
Gatunekprzygodowe
Formaproza
Data dodania2013-12-22
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń2976

Typ książki to pamiętnik. Opowiada o straży pożarnej.


Główna bohaterka ma na imię Emilia. W pewnym momencie zapragnęła pracy w trudnym i ciężkim zawodzie jakim jest straż pożarna. Dużo robiła żeby się tam znaleźć, a nie było jej łatwo. W opowieści przeczytacie historię od ukończenia szkoły średniej aż do pewnego momentu, który przewrócił do góry nogami życie zarówno jej, jak i innych.


Książka w połowie składa się z prawdziwych informacji. Tą częścią są informacje o straży pożarnej (budynki, pojazdy, porady itp.) zaś druga połowa jest zmyślona.


...


Interesuję się strażą pożarną, niestety nie mogę pracować w tym zawodzie ze względów zdrowotnych. W tej książce mogę opisać to jak mogłoby wyglądać moje życie w tym zawodzie i jak zdobyłabym potrzebne doświadczenie, by spełnić swoje powołanie.




Koniec pewnego etapu i początek nowego ...


Już odebrałam świadectwo ukończenia szkoły, teraz czekam na wyniki egzaminu dojrzałości. Jestem pozytywnie do tego wszystkiego nastawiona. Muszę wam się do czegoś przyznać - nie mówiłam nic mojej rodzinie o wynikach, czekałam do końca aż wszystko będę wiedziała na 100%.


Oczywiście moja matura to pikuś . Zdałam wszystko na 100%. Zaprosiłam mojego chłopaka i zrobiłam pyszną kolację.

Babcia zapytała:

- Jak matura? Czekam niecierpliwe na twoje wyniki.

- Dobrze. Czekałam na odpowiedni moment by wam o nich powiedzieć - odpowiedziałam.

Minuta ciszy i moja siostra odrzekła:

- Jakoś się nie cieszysz. Może kłamiesz i nie zdałaś?

Poszłam do pokoju po teczkę i pokazałam moje wyniki.

- Ale mam zdolną dziewczynę - powiedział Grzegorz.

Za chwilę mama zadała mi pytanie:

- Co dalej? Wybrałaś już studia?

Bałam się o tym powiedzieć, ale kiedyś musiało to nastąpić.

- Wyjeżdżam!

- Co? Jak to? Gdzie? A my...? - zaczął protestować Grzesiu.

- Uspokój się! Nie jadę na koniec świata tylko na 2 dni do Poznania - odrzekłam.

Atmosfera zrobiła się gorąca, rodzice byli nerwowi.

- Dobrze, więc jaki kierunek wybrałaś i na jakiej uczelni? - zapytał tata chcąc uspokoić atmosferę.

- W lipcu mam egzamin. Nie martwcie się, mam na to odłożone pieniądze. Proszę was jedynie o bilety na pociąg a ciebie kochanie, aby twoja ciocia mnie przenocowała. Chyba, że chcesz żebym spała pod mostem. - powiedziałam to prosto z mostu, ale nadal trzymałam wszystkich w napięciu. Potem powiedziałam jeszcze, że nie mogę powiedzieć jaki kierunek wybrałam, bo nie chcę zapeszyć. Zapytałam też, czy mogę liczyć na ich pomoc.

Grzesiu wstał, wyjął telefon i zadzwonił. Zaskoczyło mnie to, że chce pomóc, bo czasem się kłóciliśmy.

Usłyszałam:

- Cześć ciociu. Mam prośbę. Moja dziewczyna ma 10-11 lipca egzaminy do swojej uczelni i chciałem żeby ciocia ją przenocowała. Czy jest taka możliwość?

Wyszedł na chwile na zewnątrz i po półgodzinnej negocjacji wrócił do środka. Powiedział, że ciocia się zgodziła. Super!



...



Bałam się, ale ukrywałam swoje emocje. Babcia odprowadziła mnie na pociąg. Gdy wsiadłam, znalazłam odpowiednie miejsce i pociąg ruszył uświadomiłam sobie, że moja nowa droga też właśnie się rozpoczęła. W czasie podróży rozmyślałam czy dobrze robię, czy nie lepiej znaleźć coś w mojej miejscowości. Jednak zawsze marzyłam w pracy straży pożarnej.



W czasie drogi wspominałam moje dawne życie a nie było łatwe.

Pewnego dnia pod koniec gimnazjum poznałam pewnego sympatycznego chłopaka. Niestety potem okazało się, że nie był taki fajny. Może na początku było super, ale potem źle się to dla mnie skończyło. Podczas wakacji wpadłam w sidła sekty. Nie wiedziałam jak się z tego wyplątać. Oblałam przez to 1. klasę liceum. Pewnego dnia spaliśmy w jakieś stajni z końmi. Obudziłam się i poczułam dziwny zapach. Czułam jak dusi mnie dym. Jak się potem okazało - ktoś podpalił stajnię. Nie wiedziałam jak się wydostać, wszędzie był ogień. Z daleka słyszałam syreny, więc wpadłam na pomysł, który był strzałem w dziesiątkę. Zaczęłam krzyczeć, wzywać pomocy, wydzierałam się jak syrena strażacka. Nie zauważyłam, że jakiś człowiek wyniósł mnie na zewnątrz. Usłyszałam:

- Spokojnie mała już jesteś bezpieczna i nic ci nie grozi.

Bez zastanowienia zapytałam: co z końmi i resztą?

- Nie martw się o konie. Są już bezpieczne. A co do innych, to nikogo więcej nie było. Byłaś tylko ty.

Gdy tak patrzyłam na nich, jak pracują, gaszą, ratują czyjś dorobek, zapaliło mi się światełko. Też tak chcę. Straciłam rok edukacji, nie było mnie w domu, moja rodzina pewnie odchodziła od zmysłów. Przez sektę można stracić wszystko i ja właśnie straciłam to, co miałam.

Policja odwiozła mnie do domu. Nigdy nie znaleźli tych, którzy mnie tak urządzili.

Wakacje minęły spokojnie. No może był mały chaos, bo intensywnie pracowałam gdzie tylko się dało. Zaczął się rok szkolny. Szybko przyswajałam wiedzę. W moim dzienniczku były same 5. Nie byłam kujonem, po prostu lubiłam się uczyć. A może nie miałam z kim wyjść i wolałam poświęcić ten czas książkom? Jakoś musiałam umilić sobie ten czas.

Kolejne lata, kolejne świadectwa z paskiem. Nie miałam wsparcia w klasie. Uważali mnie za kujona. Nie darzyli mnie też sympatią, bo nie dawałam im ściągać. Przyzwyczajałam się do samotności.



...



Pewnego dnia poznałam Grzegorza. Był studentem. Zabierał mnie do kina, kawiarni, czasem do klubu, ale wcale mi się tam nie podobało. Jego znajomi również. Od momentu, gdy poznałam jego paczkę, zaczęliśmy się kłócić. Nie rozumiał tego, że mam ambicje które chcę zrealizować. Doskonale wiedział o moim postanowieniu. Kiedyś ostro się pokłóciliśmy z tego powodu. Po jakimś czasie pogodziliśmy się i chyba myślał, że o tym zapomniałam.



...



W końcu dojechałam do Poznania. Na dworcu czekał na mnie wujek Grzesia.

- Dzień dobry panu - powiedziałam kulturalnie.

Znałam go wcześniej, bo jeździliśmy do nich w odwiedziny.

- No witam! Jak podróż? - zapytał.

- Dobrze. - odpowiedziałam.

Dojechaliśmy na miejsce. Przywitała mnie ciocia Grzesia i pokazała pokój, w którym będę spała.



Wieczór spędziłam w miłej atmosferze. Oglądałam z panią Renią film a pan Michał poszedł na noc do pracy.



....



Wstałam o 7 rano, zjadłam śniadanie, przyszykowałam się i drogę. Było sporo osób. Widziałam też jakieś dziewczyny.

Bałam się, jednak musiałam mój strach jakoś opanować. Obawiałam się, że mi nie pójdzie i stracę nadzieję na lepsze jutro. Postanowiłam, że jeżeli mój obecny plan nie wypali to zaciągnę się do wojska.

Od dłuższego czasu zbierałam pieniądze na realizację moich marzeń. Odkładałam z kieszonkowego oraz pracowałam gdzie się dało. Nie miałam zbytnio czasu na spotkania z moim lubym. Może dlatego, że wolałam zdobyć moje marzenia i nadal się kształcić. Nawet uzbierałam na prawo jazdy, które zdałam za pierwszym podejściem.



...



Nadszedł czas na egzamin z teorii. Pytania o dziwo nie były trudne. Dla mnie były łatwe, dlaczego?

Mam kolegę w straży. Nieświadomie opowiedział mi co powinno być na egzaminach i czego szkoła oczekuje od przyszłego kadeta. Dodał jeszcze czego on się tutaj uczył. Poszperałam trochę w necie i pouczyłam się. Test się skończył. Wróciłam do domu wujostwa. Pytali jak mi poszło. Odpowiedziałam standardowo, że dobrze. Nie chciałam nic mówić, ponieważ również uważali, że powinnam się kształcić w innym kierunku niż straż pożarna. Ja jednak uważałam, że nauka w tej szkole jest poważna.

Kolejny dzień, kolejny egzamin. Egzamin fizyczny. Poszło mi też nieźle, bo jestem wysportowana. W szkole podstawowej, gimnazjum oraz liceum osiągałam bardzo dobre wyniki. Nawet zdobyłam kilka nagród w zawodach.



...



Wróciłam do domu. Czytałam właśnie na temat różnych koszar wojskowych gdy zadzwonił dzwonek. Przyszły moje wyniki. Nie byłam zbyt pozytywnie nastawiona , ale gdy już otworzyłam białą kopertę i wyjęłam pismo ze szkoły, o mało nie że zemdlałam z wrażenia. DOSTAŁAM SIĘ!!!



Tak krzyczałam, tak się cieszyłam, że aż babcia zeszła na dół. Zobaczyłam babcię z miną `czy coś ci jest?”

Uspokoiłam ją i powiedziałam, że wkrótce się dowie. Kolejny weekend i spotkanie. Przyjechali nawet rodzice Grzesia oraz wujkowie z Poznania. Zastanawiałam się, czy im powiedzieć, ale prędzej czy później i tak by się dowiedzieli. Kolacja przebiegała fajnie, rozmawialiśmy o mojej dalszej przyszłości. Rodzice Grzegorza mówili o tym, co powinnam wybrać, tylko że mi to się nie podobało. Nie podoba mi się kiedy ktoś planuje moje życie za mnie. Gdy tak intensywnie rozmawiali, odrzekłam:

- Co do mojej przyszłości do pozwolicie, że sama wybiorę.

- A co wybrałaś? - zapytała pani Halina , mama Grzesia.

Wybrałam Poznań - odpowiedziałam.

Ciocia Grzesia zaproponowała żebym u niej mieszkała.

Jestem znana z tego, że jestem szczera i czasem palnę coś bez zastanowienia.

- Nie, nie będę mieszkać u państwa. Będę mieszkać w szkole w koszarach. Dostałam się do Szkoły Aspirantów PSP na studium dzienne.

- A co z nami? - zapytał Grześ.

- Przecież nie jadę na koniec świata tylko do Poznania. Będziemy się spotykać podczas moich przepustek - odpowiedziałam.



Dlaczego nikt nie może zrozumieć tego co czuje i czego pragnę? Chcę spełnić swoje marzenie i mam okazję.

Grzegorz wstał, wyjął z kieszeni małe czerwone pudełeczko ze srebrną kokardką, uklęknął i zapytał:

- Wyjdziesz za mnie?

Zatkało mnie. Nie wiedziałam czy przyjąć oświadczyny, czy nie. Kocham go i jak na razie to z nim chcę spędzić resztę życia. Co będzie dalej - zobaczymy.

Ostatecznie się zgodziłam, ale bałam się. Jego rodzina uważała, że kobieta nie powinna pracować w Straży Pożarnej tylko siedzieć przy garach.



...



Nadszedł czas pakowania. Kupiłam sobie nową, wielką i funkcjonalną niebieską walizkę na kółkach. Do tego plecak ze stelażem. Zastanawiałam czy dobrze robię biorąc wszystkie potrzebne mi rzeczy, ale przecież jestem kobietą i mam inne wymagania niż mężczyźni.



No i nadszedł czas wyjazdu. Żegnanie się z bliskimi nie jest przyjemną sprawą, ale kiedyś musiało to nastąpić. Grzegorz już przyjechał bo mnie odwoził. Musiał się pogodzić tym, że jego narzeczona tak wybrała i nie postąpi inaczej. Podróż przebiegła nudnie, mój jęczał i jęczał i miałam tego dosyć. Modliłam się żeby podróż jak najszybciej się skończyła i żebym mogła się z nim pożegnać.

W końce dojechaliśmy na miejsce. Już wszyscy byli. Zauważyłam, że nie ma żadnych dziewcząt. Z jednej strony może to i lepiej wolę się trzymać z chłopakami i lepiej się z nimi dogaduję. Z drugiej jednak strony z płcią przeciwną nie porozmawiam o babskich sprawach. No cóż, jakoś dam radę. Muszę dać..

Pożegnałam się z moim z Grzesiem. Nawet mi łzy poleciały. Wsiadł do samochodu i odjechał, bo wieczorem szedł na imprezę ze swoją paczką.



...




szkoła ...


No i zaczął się apel. Na razie po cywilnemu. Pan komendant gadał i gadał, aż zajęłam się czymś innym. Byłam tak zajęta swoimi myślami, że nie zauważyłam, że zostałam wyczytana. Komendant zauważył fakt, że jest wśród zagubionych chłopców piękna kobieta. Zaczęto mnie szturchać, nieświadoma krzyknęłam:

- Czego mnie szturchasz pajacu?!

Nawet dostałam odpowiedź:

- Pajac jest na WF-ie a teraz wzywa cię komendant.


Wzięłam ze sobą to co miałam i poszłam w stronę komendanta, Gdy już doszłam usłyszałam:

- A to wasza jak widać jedyna koleżanka.

Wszyscy się na mnie gapili Więc wyszczerzyłam zęby w uśmiechu (to mój znak rozpoznawczy).

Zapytałam dyskretnie gdzie będę spać. Komendant na to:

- Jak to gdzie? Z kolegami.

Moja mina w tamtym momencie była bezcenna. Po chwili okazało się, że komendant ma dziwne poczucie humoru.

- No dobrze, oto kluczyk do twojego pokoju.


Komendant zakrył mi oczy chustką i prowadził przez jakiś korytarz. Gdy odkryto mi oczy stałam przed  drzwiami. Korytarz był wąski, każde drzwi były takie same. Moje zostały zaznaczone, była na nich moja wizytówka a za drzwiami czekała mnie bardzo miła niespodzianka a mianowicie: dwa pomieszczenia (łazienka i pokój). W pokoju wielkie dwuosobowe łóżko, biurko z krzesłem obrotowym, wielka szafa dwudrzwiowa z lustrem, w łazience prysznic.


To wszystko było moje. Moja mała przestrzeń. Zaniemówiłam, zupełnie nie wiedziałam co powiedzieć, zaskoczyło mnie to bardzo.

Komendant powiedział że mam się czuć jak u siebie w domu.

- Ok - odpowiedziałam.


Każdy poszedł w swoją stronę, by się rozpakować, rozeznać w nowej sytuacja i uświadomić jak ciężka praca nas czeka.

Rozpakowałam się, bieliznę osobno, kosmetyki też. Wszystko ładnie poukładałam. Do kubka w łazience włożyłam moją elektryczną szczoteczkę i ulubioną pastę do zębów. Pod prysznic wstawiłam żel pod prysznic i szampon.


...


Po rozpakowaniu się postanowiłam, że rozejrzę się po okolicy.

Na terenie szkoły znajdowała się jednostka ratowniczo gaśnicza. Postanowiłam tam zajrzeć. Usłyszałam głosy władz szkoły:

- Zastanawiam się, czy dobrze robimy dając jej pokój. Jeszcze ją rozpieścimy?

Ktoś odpowiedział:

- Ale ja chce ją rozpieścić.

W pewnym momencie źle stanęłam i wpadłam do pomieszczenia gdzie były te osoby.

Gdy wstałam gapiło się na mnie trzydziestu facetów. Standardowo uśmiech i ucieczka.


Tak szybko uciekałam, że nie zauważyłam dziury - rury po której strażacy zjeżdżają na dół. Lecąc na dół w ostatniej chwili złapałam się tej rury. Obudziłam się na łóżku i zobaczyłam przystojnych facetów stojących dookoła.

Usłyszałam:

- Witamy wśród żywych. Nieźle narozrabiałaś. Już na samym początku takie niespodzianki. Pamiętasz co się stało?

Kiwnęłam głową potwierdzając, wstałam i uciekłam do siebie. Po jakimś czasie otrzeźwiałam. Przeprosiłam wszystkich.

Potem zaproszono mnie na herbatkę, pośmialiśmy się, powygłupialiśmy. Było bardzo sympatycznie.

Zrobiło się późno, więc poszłam do siebie. Umyłam się i zadzwoniłam do Grzesia. Gadaliśmy do 24:00, ale muszę przyznać, że coś było nie tak. W jego głosie coś nie grało. Muszę dowiedzieć się co się stało.

Rano wstałam zmęczona bo do 1:00 rozmyślałam o tym co ugryzło mojego faceta .

Pierwsze zajęcia no i porażka - zasnęłam. Nade mną stał komendant i zapytał:

- Co robiłaś w nocy?

- Rozmawiałam z chłopakiem - odpowiedziałam.

- Masz chłopaka? - zapytał.

- Tak, nie może pogodzić się z tym, że tutaj jestem panie komciu.

Postanowiłam mówić na komendanta `Komciu”. A jaki był zdziwiony jak tak do niego powiedziałam. Kazał mi się ogarnąć.


...


Kilkanaście miesięcy później...


W szkole szło mi całkiem nieźle. Było ciężko, kilka osób wymiękło, ale ja się nie poddawałam. Miałam różne przygody a komciu chyba kiedyś przeze mnie osiwieje.

Co się wydarzyło:

1. Wojna rycerska: jakieś kije 3 metrowe i wozy strażackie. Nawet polała się krew a mianowicie ketchup. Jak to zobaczył komcio to złapał się za głowę. Wozy wyglądały jak z jakiejś masakry. Wszytko było czerwone, nawet my. Od razu kazał nam się umyć i posprzątać to co nabałaganiliśmy.

2. Zapchaliśmy z chłopakami kible. Nie wiem co nam odbiło, ale komciu i reszta nie byli zadowoleni.


Po tych wydarzeniach nastąpiła cisza. Cisza przed burzą. Zapomniałam wspomnieć, że wzięłam to na siebie, więc dostałam kare na parę miesięcy. Reszta dostała sprzątanie koszar.


Przyszły ferie zimowe, na dworze było dużo śniegu. Było późno, więc wszyscy byli w koszarach. Nawet się nie zdziwili, że mnie nie ma. Na ulicy złapałam ludzi, którzy wywozili śnieg poza miasto. Poprosiłam żeby wysypali go za budynkiem szkoły. Sporo tego było więc postanowiłam coś stworzyć. Robiłam tę niespodziankę do późna w nocy. Padałam z zmęczenia. Chyba odmroziłam sobie palce u nóg i ręki, ale warto było, bo efekt był niesamowity.

Rano gdy komendant i reszta przyjechali to się na prawdę zdziwili. Dawno nie widzieli takiej kupy śniegu.


A co zrobiłam: ze śniegu wydrążyłam wozy strażackie i strażaków. Oczywiście już było wiadomo kto to zrobił. Gdy komcio wszedł miałam na sobie wszystkie kołdry, jakie znalazłam no i miałam wysoką gorączkę. Komcio postanowił, że pojadę do domu i tam się wychoruję.

Miałam tydzień, bo jeszcze tyle wolnego zostało żeby się wyleczyć. Komendant odwiózł mnie osobiście. W ciągu tego tygodnia coś się zmieniło. Chorowałam dłużej, ale w końcu wyzdrowiałam. Grzesio ani razu mnie nie odwiedził.


Mijały kolejne dni, miesiące a Grześ nie odezwał się słowem. Bardzo cierpiałam z tego powodu. Mimo, że miałam wsparcie w bliskich, to i tak bardzo mi go brakowało. Jego oddechu, ust...


Nowa miłość

Pojechałam do domu osobiście zaprosić moją rodzinę na zakończenie szkoły. Chciałam nawet zaprosić mojego faceta, poszłam do jego kawalerki. Nie wspominałam wcześniej, ale Grześ kupił sobie kawalerkę. Drzwi otworzyła długowłosa blondynka, typowa metalówa. My z Grzesiem kochamy mocne klimaty, ale czasem lubimy wyjść do klubu. Zapytałam czy jest Grzesio: - jest a ty kim jesteś ? - jego narzeczoną - odpowiedziałam. - co? Przecież ja nią jestem! Pokazałam jej pierścionek i w tym momencie w łazienki wyszedł on. Zatkało go. Powiedziałam co o nim myślę. Że jest żałosny i takie tam. Rzuciłam w niego pierścionkiem, a tamta laska ubrała się i szybko uciekła od zdrajcy. Zawsze jak mam problem i potrzebuje pomocy dzwonię do Komcia. I tym razem to zrobiłam. Opowiedziałam mu co się stało, bez wahania wsiadł w samochód by mnie zabrać. Wracając autobusem uświadomiłam sobie kogo naprawdę kocham, zawsze jak miałam problem to był przy mnie Komciu, nawet czasem myślałam że coś do mnie czuje, ale skoro wsiadł szybko w samochód by mi pomóc to coś znaczy. Nie wiem jak wróciłam do domu, ale wróciłam w kiepskim stanie. Byłam tak zapłakana, że moi rodzice się przestraszyli. Moje oczy były lekko spuchnięte, zapłakane oraz zaczerwienione. Gdy się uspokoiłam, opowiedziałam co tak naprawdę się stało, że zostałam oszukana i skrzywdzona... A miało być tak pięknie. Po około 3-4 godzinach przyjechał Komcio. Kupił mi piękny bukiet róż i moje ulubione czekoladki na poprawę humorku. Długo gadaliśmy o tym i tamtym, ale najpiękniejsze było to, że mnie pocałował. Przestraszyłam się, jednak kadet z komendantem nie mogą być ze sobą. Poszliśmy na długi spacer, pokazałam mu moją okolicę, ciekawe miejsca i panoramę (widok) na moje osiedle. Gdy wracaliśmy do domu moich dziadków napotkaliśmy na akcję gaśniczą strażaków z pobliskiej jrg., gdy zobaczyli Komcia to się trochę zdziwili. Jeden z nich rozpoczął rozmowę: - Co ty tu robisz, miasta ci się pomyliły czy co? Komcio na to : - Nie pomyliły, wiem gdzie jestem. Kolejny z nich zapytał: - A kto to jest obok ciebie? Komcio na to : - To Emilka, aspirantka z mojej szkoły. Potrzebowała pomocy, więc musiałem ją wesprzeć. Dodam jeszcze, że jest najlepsza z całej szkoły. Strażacy się zdziwili, Komciu już widziałam po mojej minie, że chcę wracać, więc się pożegnaliśmy i poszliśmy dalej. U babci w domu wypiliśmy kawę, zjedliśmy jak zawsze pyszne ciasto, po spotkaniu pożegnałam się z domownikami i poszliśmy do mnie. Komcio został na noc, ale niestety wcześnie rano musiał wracać a ja wracałam z nim. Mimo, że miałam jeszcze jeden dzień wolnego poszłam do moich ulubionych poznańskich ciucholandów. ... Kolejne dni mijały spokojnie, nie miałam sił na rozrabianie. Nawet koledzy mnie się pytali czy przypadkiem nie jestem chora, no i stało się... Wracając z poligonu prowadziłam samochód bojowy, niestety rozbiłam lusterko, nie wiem jak to zrobiłam ale na pewno było to przez przypadek. Muszę powiedzieć, że trudno się prowadzi taki wóz a jeszcze trudniejsze jest wjechanie do garażu. Od razu dostałam wezwanie na dywanik, Komcio powiedział, że się na mnie zawiódł, a jeszcze bardziej na tych co mi pozwoli prowadzić. Dał mi kazanie i takie tam i tak części z tego nie zapamiętałam. Mam taki mały problem, nie słucham ludzi, którzy na mnie krzyczą, choć chcą mi w jakiś sposób wytłumaczyć, pomóc. A na koniec powiedział: - Mimo, że rok się już kończy i zostało pół roku do końca szkoły, to dostajesz dożywocie. Zero wyjazdów na ferie świąteczne i zimowe, zero wychodzenia z koszar chyba, że to będzie wyjazd na poligon czy na akcję. Ale zapamiętaj sobie, że jeszcze jeden wybryk a wylatujesz. JASNE?! Odpowiedziałam : - ok I wyszłam bez słowa, trochę wkurzona i zaryczana, poszłam do swojego pokoju ochłonąć. Na kolejne zajęcia nie poszłam, z nerwów nie mogłam. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że skoro nie poszłam na zajęcia to mnie wywali. W tamtym momencie nienawidziłam tych, którzy pozwolili mi prowadzić ten samochód bojowy - wzięłam walizkę, spakowałam się i ryczałam przy tym, a bardziej wyłam. Po chwili przyszedł Komcio. - Co robisz? Gdzieś się wybierasz? Przecież masz zakaz. - zapytał. A ja cieniutkim, zapłakanym głosem odrzekłam, że skoro nie przyszłam na zajęcia to mnie wywalisz ze szkoły. ... Przez chwilę była cisza i powiedział że mam usiąść na łóżku a on mnie rozpakuje. Powiedział, że ja nigdzie się nie wybieram i mam nadal karę oraz, że mam się ogarnąć i nie ryczeć, bo on nie może patrzeć jak ja płaczę. Na końcu jeszcze mnie przytulił i pocałował w czółko - poczułam się trochę lepiej. Powiedziałam mu, że ma wyjść, bo chcę zostać sama,. Wyszedł, potem jeszcze płakałam. Nawet na kolacje nie poszłam. Byłam pochłonięta rozpakowaniem tych wszystkich ciuszków i innych dupereli. ... W pewnym momencie zawył alarm, wszyscy pojechali oprócz mnie. Czułam w sercu, że coś jest nie tak, bo wszyscy ci, którzy pozostali w koszarach gotowi do wyjazdu patrzyli na mnie dziwnie. Gdy włączyłam net i przeglądałam bydgoskie i poznańskie wiadomości natknęłam się informację, że pali się blok. Blok, w którym mieszkał Komcio. Pokazałam to chłopakom, a oni nie chcieli kryć skoro już wiem, ale najgorszego nie wiedziałam. Komcio znajdował się w mieszkaniu. Tak klatka była zadymiona, że nie mogli się wydostać, Komcio mieszka na 6 piętrze no teraz to już mieszkał. Nawet podnośnik nie dał rady, bo znajdowały się tam wielkie drzewa, które już się paliły. Bez wahania wybiegłam z koszar, nie było już ważne czy mnie wywalą, ale to, że mój ukochany mógł zginąć, że mogłam stracić kolejną osobę, która zawróciła mu w głowie a w brzuchu czułam motylki. Biegłam i biegłam. Trochę to trwało, ale na szczęście mieszkał blisko szkoły. Podobno się naszukał mieszkania by być koło swojej pracy, wprowadził się do mieszkania w wieżowcu. Wieżowiec znajdował się blisko koszar. Gdy dobiegłam na miejsce, wszyscy się dziwili co ja tu robię. Mimo, że mam karę. Nie słuchałam ich, bo dla mnie ważne było to, by uratować mojego ukochanego. Po chwili zadzwonił telefon. Był to ok mój Komcio, powiedział, że mnie kocha - z tego co wiem po telefonie byłam blada jak ściana. Zapytałam: - Na którym piętrze wybuchł pożar ? Ktoś odpowiedział, że na ostatnim. Pomyślałam przez chwilę i ubrałam się w stosowny mundur z tlenem i latarką. W kieszeni 2 tleny na wypadek. Wbiegłam do budynku, ale za nim to zrobiłam nakrzyczeli na mnie, że oszalałam, że nie ma sensu, że Komcio by nie chciał bym zginęła w taki sposób. Ja na to, że wolę zginąć ze świadomością, że chciałam mu pomóc niż nie zginąć a mu nie pomogę. Gdy byłam na 3 piętrze uświadomiłam sobie, że nie dostanę się do jego mieszkania jeśli drzwi będą zamknięte. Ale skoro jestem już w połowie to się nie wycofam. Było ciężko, nic nie widziałam. Nawet latarka nie przebiła swoich promieni. Dym był taki gęsty, że nic nie widziałam. Musiałam się trzymać barierki a w myślach liczyć sobie piętra. Gdy dodarłam na miejsce okazało się, że Komcio nie zamknął drzwi, więc bez wahania tam weszłam. Byłam w domu Komcia 3-4 razy. Zawsze gdy wchodziłam do niego było tam coś nowego, tym razem też coś zauważyłam, ale nie miałam czasu na oglądanie co to było. Komcia znalazłam w pokoju, modlił się. Gdy mnie zobaczył jego mina była bezcenna, niczym mina zobaczenia ducha, zjawy. Kazałam mu szybko wziąć najpotrzebniejsze rzeczy i uciekać z mieszkania czy bloku. Ogień znajdował się coraz bliżej i bliżej był prawie na 7 piętrze brakowało kawałka, by przeszedł na piętro gdzie się znajdowaliśmy... Gdy się spakował w dużą walizę, czuliśmy, że na górze jest gorąco. Buchanie gorąca, dałam mu tlen i uciekaliśmy na dół, oczywiście się potknęłam. On po mnie wrócił, dość szybko nam to poszło. Gdy wyszliśmy na dwór wszyscy mi klaskali, ale to nie koniec, na dworze czekała na Komcia długowłosa kobieta. Jej włosy były kolorze fioletu. Po twarzy innych widać było, że gdyby mogli to się z niej śmiali. Najgorsze było to, że mi nie podziękował a mogłam zginąć. Po chwili usłyszałam, że ktoś woła: Maciuś, Maciuś został na górze, gdy się odwróciłam to stał na balkonie przerażony mały chłopiec w wieku 3-4 latek. Nie wiem kogo była gorsza mina tego biednego chłopca czy jego opiekunów. Po chwili wołał: - babu babu pomoci , mama i tata nie żyją Powtarzał te słowa coraz głośniej. Nie mogłam pozwolić by zginął. Zauważyłam, że koło wieżowca była budowa, już nie było ważne co tam budowali, ale było ważne co zrobię. Znalazłam szybko pana, który obsługuje tym żurawiem i kazałam mu by mi mógł wydostać tego chłopca. Chłopiec znajdował się w tym mieszkaniu gdzie wybuchł pożar a mianowicie był na balkonie. Było widać, że ogień buchał. Wlazłam na ten żuraw wraz z tym panem. Ja na czubek a on za sterami. Było tak fajnie, bo żuraw akurat był na wysokości tego piętra no może ciut wyżej. Ręką pokazywałam go jak ma pokierować by stanął. Kazałam małemu, że ma podać mi rękę. Najpierw powiedział że ma chomcia, dał mi go, włożyłam do kieszeni i zamknęłam. Potem mi dał małego oparzonego kotka a na końcu dał mi rączkę. Prawie mi spadł, ale udało mi go wciągnąć na górę. Z tego co wiem na dole byli przerażeni, ale dla mnie było ważne to co robię i wydarzy się dalej. Pokazałam ręką, że może odjeżdżać. Po chwili zauważyłam podnośnik, który unosił się w moją stronę. Pan już zszedł, a ja w mrozie czekałam na kolegów bardziej doświadczonych ode mnie, którzy by nie wpadli na taki wyczyn jak ja. Po chwili zabrali chłopca na dół, ja już się nie zmieściłam, czekałam na swoją kolej. Po chwili moja równowaga była na skraju wytrzymałości, jeden ruch i się poślizgnęłam. Chciałam sama zejść no i poleciałam. Całe moje życie przeleciało od momentu narodzin do tego co osiągnęłam i mnie czeka dalej. Na szczęście byłam na obozie przetrwania i już skakałam z takiej wysokości więc wyszłam z tego bez szwanku, bez jakiś większych urazów, jedynie jakieś siniaki były ale najważniejsze było to co zrobiłam (a robiłam fikołki). Wiecie jak się czułam jak dawali mi oklaski? Poczułam się niesamowicie. Poczułam się super bohaterką, bo nią byłam. Komcio tak się przejął, że mnie przytulił, powiedział, że ta kobieta już dla niego nic nie znaczy, bo ja jestem dla niego najważniejsza. ... Ferie świąteczne oraz ferie zimowe spędziłam w towarzystwie Komcia. Niestety jego mieszkanie oraz cały budynek doszczętnie spłonęły, nie mógł już tam zamieszkać więc zamieszkał w koszarach. Ferie minęły fajnie, dostałam dużo prezentów itp. Nadszedł czas końca roku szkolnego, każdy z moich kolegów dostał pracę w różnych miastach. Ja dostałam a mój ukochany mi załatwił bym była blisko niego. Od momentu gdy Komcio przyjechał po mnie w ten dzień gdy przyłapałam Grzesia na zdradzie jesteśmy razem i bardzo się kochamy. Mieszkamy razem w bloku na drugim końcu miasta. Kolejny etap mojego życia Bardzo się cieszyłam, że mogłam pracować, ale czegoś mi zabrakło, brakowało mi pewnego elementu, a mianowicie bycia specjalistą na temat spraw chemicznych w straży pożarnej. Był taki kierunek w mojej miejscowości w szkole podoficerskiej. Oczywiście powiedziałam o tym mojemu i zapytałam czy mógłby pożyczyć mi pieniądze na dalszą edukację. Odpowiedział, że nie ma takiej opcji by mi dał/pożyczył, więc postanowiłam sama je uzbierać (do rozpoczęcia nowej szkoły miałam 4 miesięcy) więc spokojnie mogłam zebrać pieniądze. Miałam też odłożoną jakąś sumkę na koncie (zbierałam na samochód), ale postanowiłam wydać na dalszą edukację, na marzenia. Pewnego dnia postanowiłam pojechać do Bydgoszczy załatwić sprawy związane z nową szkołą. Mojemu powiedziałam, że jadę do rodziców w odwiedziny, tak to zrobiłam by nie jechał ze mną. Kolejne tajemnice. Gdy dojechałam na miejsce a wyjechałam tuż po zmianie, dojechałam około godziny 11.00. Od razu poszłam na umówioną rozmowę z komendantem tej szkoły. Rozmowa wypadła super, zapłaciłam część pieniędzy, dostałam plan i informację o której mam się stawić. Oczywiście przy okazji odwiedziłam rodziców i dziadków. Zostałam na noc a na drugi dzień musiałam wracać i tu czekała mnie kolejna ciężka rozmowa. Mój Komcio ukochany nie chciał bym robiła dalszą karierę, ale to moja sprawa i moje marzenie. ... Gdy dojechałam od razu wróciłam domu, ponieważ dostałam telefon od chłopaków z trzeciej zmiany, że Bydgoszcz dzwoniła do mojego komendanta, że chce tam się uczyć. Komendant Poznania nie był zadowolony. Gdy weszłam do własnego domu przestraszyłam się, ponieważ była tam nieznajoma kobieta. Miała rude włosy, była mojego wzrostu, około 29 lat, ubrana w obcisłą sukienkę a sylwetkę miała idealną: zapytałam ją kulturalnie - ,,kim jest?” dostałam od niej odpowiedź: ,,jestem Elizabeth i będę tu mieszkać” Zdziwiłam się, na początku myślałam, że to jakaś rodzina Komcia, ale potem się dowiedziałam. Dowiedziałam się, że to kochanka mojego, że mnie okłamywał i że jest z nim w ciąży. Chciał ze mną zerwać, przecież mógł mi powiedzieć od razu a nie ukrywać i robić z tego jakąś tajemnice. Nie pytałam co i jak i gdzie bo nie chciałam, za dużo tego było, szkoda moich nerwów. Spakowałam się w 2 walizki i wielki stelażowy plecak no i torebkę mieszcząca format a4. ... W jakieś kafejce internetowej wydrukowałam wypowiedzenie, zaniosłam do komendanta i tam niespodzianka, nie chciał go przyjąć. Jestem najlepsza i on stwierdził, że ja muszę być w jego straży, żeby się mną chwalił. Sorry, ale nie ze mną te numery. Pożegnałam się i poszłam na dworzec PKP, kupiłam bilet na pociąg pospieszny, chciałam być jak najszybciej w domu. Czekając na pociąg zadzwoniłam do mojego banku by zablokować dostęp Komciowi i zmienić hasło. Nareszcie przyjechał. Jadąc pociągiem rozmyślałam czy dobrze robię, ale odwrotu już nie było. Zawsze marzyłam żeby robić to co kocham, realizować swoje marzenia , powołanie. Wspominałam to co mnie spotkało, chwile radosne i te niemiłe... bla bla… ...


...


W końcu dojechałam. Najchętniej położyłabym się do łóżka i wypłakała w moją poduszkę, ale musiałam iść na pocztę. Napisałam list: „Drogi ukochany... Przesyłam ci pierścionek zaręczynowy i zrywam z tobą. Nienawidzę cię za to, co mi zrobiłeś, nie przepraszaj mnie bo i tak nie przyjmę twoich przeprosin. Kiedyś zobaczysz, że będę najlepsza na świecie. Lepsza od ciebie. Żyj z tym rudzielcem, mam cię w d... Emi” Wiem, wiem, to trochę chamskie, ale nerwy robią swoje. Do koperty dołączyłam pierścionek i poszło... .... Nadszedł czas nowego życia a mianowicie nowy kierunek szkoły. Ale nie było łatwo bo na drodze stanął mi list, w którym było napisane, że zgłosiło się zbyt mało chętnych i muszą zlikwidować mój wymarzony kierunek. Gdy to przeczytałam załamałam się. Jak to? Moje marzenie ma się nie spełnić? Muszę o nie walczyć! Po jakimś czasie wzięłam dokumenty. Poszłam do mojego banku i wypłaciłam sporą sumkę pieniążków, do tego dołożyła się też moja babcia. ... Następnego dnia pojechałam do szkoły. Komendant myślał, że przyjadę bo pieniądze, które chciał mi zwrócić, ale ja miałam dla niego inną niespodziankę. Miny wszystkich wokół były bezcenne gdy zobaczyli piękna wysportowaną strażaczkę w umundurowaniu galowym. Jeden z nich zapytał mnie: - Przepraszam coś się dzieje, że go ubrałaś, bo nic mi nie wiadomo na temat jakieś imprezy? Opowiedziałam : - Dla mnie to, co zaraz się wydarzy jest ważne. Po jakimś czasie uklękłam i błagam władze szkoły, by przywrócili kierunek, w którym chce się dalej kształcić no i podałam kopertę. Nigdy się nie bałam tak jak wtedy, bałam się tego co powiedzą, co zrobią... ... Po chwili jeden z nich powiedział: - Dziecko wstań. Wstałam i zabrali mnie do gabinetu, po jakimś czasie wyprosili mnie. Dyskutowali tak przez parę godzin. Później wydarzyły się najpiękniejsze chwile w moim życiu. Zorganizują dla mnie lekcje indywidualne za te same pieniądze. Urzekło ich to, że przyszłam w galowym mundurze a to znaczy, że straż jest dla najważniejsza. ... Kolejny rok minął spokojnie, choć ciężko. Dawałam z siebie wszytko no i oczywiście zdałam wyśmienicie.

Z kwiatka na kwiatek

Yupi!!! Nowa praca i kolejny etap w moim życiu. Kiedyś liczyłam te etapy, dziś już tego nie robię, bo nie ma sensu. Skupiam się na tym co jest teraz , tak, by zostało spełnione w 100 %. ... Przydzielono mnie jak na razie do jrg 1 na Pomorskiej. Pierwszy dzień był bardzo ciężki, choć nic tak na prawdę się nie działo. Koledzy mnie nie zaakceptowali, nie wiem czemu, przecież nic im nie zrobiłam. Nie prowokowałam ich w żaden sposób swoim zachowaniem (mój charakter jest bardzo trudny, nie ufam zbytnio ludziom, mam swoje zdanie, jestem szczera no i uparta). Oni nie dawali mi popracować, poćwiczyć, a nawet ugotować ziemniaków, tzn, udawali że mnie nie ma. Te 24 godziny minęły bardzo ciężko i trudno. Gdy tylko dotarłam do domu, rozebrałam się to tylko wskoczyłam do mojego łóżeczka i zaczęłam płakać. Nawet mi ulżyło. Kolejne warty i to samo i znów płacz. Raz rozkleiłam się w pracy bo nie mogłam wytrzymać napięcia pomiędzy mną a nimi. Dowódca nawet specjalnie przyjechał z zebrania, bo wykrzyczałam przez telefon, że mam dosyć traktowania mnie jak powietrze. Pewnego dnia miałam szczęście w nieszczęściu, bo jeden z kolegów z innej zmiany chciał się przenieść i zamienili mnie z nim. I znów nie było łatwo, i znów to samo. Aż w końcu się wkurzyłam i zapytałam w wprost o co im chodzi. Może jakby mi powiedzieli to byśmy w jakiś sposób rozwiązali ten problem. A rozmowa wyglądała tak : - O co wam chodzi? Nie znacie mnie a traktujecie mnie źle. - Tylko ci się wydaje, że cię nie znamy. - Co to znaczy? – zapytałam. Kolejna osoba się odezwała: - Słyszeliśmy o tobie wystarczająco dużo złych rzeczy. - Mianowicie co? Skoro jesteście tacy twardzi to powiedzcie mi to prosto w twarz! Po chwili ciszy odzywa się zastępca dowódcy: - No yyy bo yyy słyszeliśmy, yyy no yyy ktoś powiedział… Przerwałam mu to jąkanie i krzyknęłam wprost, że ma to w końcu z siebie wydusić. Kolejna cisza: - Dowódca mi powiedział, że mam iść sprawdzić czy nie cieknie woda w CBA. Po prostu wygonił mnie by uniknąć rozmowy, by się nie wydało. Myślałam, że praca w straży będzie inaczej wyglądała, że będziemy sobie pomagać itp. ... I tak ciągle to samo, ciągła zmiana jednostek. Nawet komendant nie chciał mnie poinformować czemu jestem źle traktowana. Byłam cierpliwa, ale do czasu. W końcu przydzielono mnie do ostatniej zmiany w mojej ulubionej jednostce - jrg 2. Walka o swoje Znowu nic się nie zmieniało. Kiedyś powiedziałam mojemu dowódcy zmiany, że ich traktowanie robi się nudne i że mnie to męczy. Pewnego dnia posłuchałam rozmowę: - Ty, może jej powiemy, ona chyba naprawdę nic nie wie, albo dobrze udaje. Weszłam do pomieszczenia gdy tak sobie rozmawiali i powiedziałam, że nie udaję i nie wiem o co im chodzi. Dodałam też, że staram się jak mogę, ale i tak tego nie doceniacie. Nie przyszłam do straży po to by usługiwać i być traktowana jak szmata, tylko po to, by pomagać ludziom i to jest moje powołanie. Cisza Marek się odezwał: - No bo Poznań przysłał zdjęcia jak jesteś w dwuznacznej sytuacji. Ja na to: - Jakiej sytuacji? Udowodnij to! Przemek wyjął z kieszeni swój wypasiony smartfon i pokazał mi zdjęcia. Od razu wysłałam je na swój telefon. W tamtej chwili moja mina była bezcenna. Dodali również, że powiedziano im, że dorabiałam sobie najstarszym zawodem świata po pracy w jrg. Komendant nie wyrzucił mnie bo jestem dobra w tym co robię. Ja jakoś w to nie wierzę. ... Jak tylko dotarłam do domu, spakowałam się i pojechałam do Poznania. Ale mieli miny jak mnie zobaczyli. Żądałam od nich wyjaśnień. Zagroziłam, że jak tego nie odkręcą zgłoszę sprawę na policję i już takie zabawne nie będzie. Od razu komendant zadzwonił do Bydgoszczy, że to taki głupi żart, że to fotomontaż i zrobili sobie ze mnie jaja. No i to miało być śmieszne, ale to nie było śmieszne tylko durne. Można pożartować sobie ze smakiem, ale ten „żart” - jak oni uważają, nie był ze smakiem a wręcz przeciwne. Powiedziałam im co o nich myślę, że są nieodpowiedzialni i zachowali się jak dzieci. ... Wychodząc z tego miejsca spotkałam nową rodzinę mojego byłego. Nie miałam ochoty na sprzeczki i inne rozmowy, nawet się nie przywitałam. Wiem, nieładne to było, ale już tak mam. Gdy wróciłam do domu i do pracy wszytko się zmieniło. Nawet była taka sytuacja - palił się dom, gdy dojechaliśmy na miejsce nieciekawie to wyglądało, dom ledwie co stał. Ktoś krzyknął, że w środku jest człowiek, nie znaliśmy płci i wieku oraz w jakim jest stanie. Po jakimś czasie kolega wszedł do środka, widziałam w gapiach, że coś ukrywają. Powiedziałam policjantom, że mają się zapytać co wiedzą na temat tego budynku, może coś wiedzieli, o czym my nie mieliśmy pojęcia. Po pewnej chwili przyznali, że tam nikogo nie ma i że stoją butle z gazem. Od razu poinformowałam chłopaków o sytuacj i ruszyliśmy na ratunek Macieja. ... A tak przy okazji Maciek jest boski. Jest mega przystojny i umięśniony. Jestem nim zauroczona. Wracając do dalszej części to weszłam do płonącego budynku. Dowódca nie był z tego zadowolony, ale trudno. Na szczęście nie poszedł dalej, tylko leżał na werandzie. Spadła na niego belka, podniosłam ją, on wysunął nogę i w ostatniej chwili uciekliśmy. Po naszym wyjściu budynek się rozpadł. Na szczęście budynek nie wybuchł od butli, ktoś go podpalił i zabawił się kosztem straży pożartej.

...

Po tamtej akcji Maciek zmienił do mnie nastawienie. Nawet zaprosił mnie na randkę. Wzięliśmy piękny ślub, urodziłam chłopca o imieniu Florian.

Podsumowanie

Oczywiście nie wiem czy to naprawdę mogłoby się wydarzyć, ale napisałam zmyśloną opowieść. Chociaż tak mogę wylać z siebie moje powołanie do pracy w straży pożarnej. Powiem tak, nie ważne jak i nie ważne gdzie, ale trzeba dążyć do spełniania swoich marzeń.


  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×