Przejdź do komentarzyŚmierć po raz pierwszy/... po raz drugi/... po raz trzeci
Tekst 7 z 13 ze zbioru: Oswoić śmierć
Autor
Gatunekproza poetycka
Formaproza
Data dodania2018-08-27
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń882

Śmierć po raz pierwszy


- To będzie ostatni raz. Pożegnaj się ze mną! - ojciec patrzy mi w oczy. Nie do końca wierzę, że to on, przecież umarł i już go nie ma. Ale gdybym się myliła, to może lepiej odpowiem mu.

- Tato, będziesz dzisiaj w domu? - pytam niepewnie.

- Jestem w domu! Ciągle tu jestem, tylko ty mnie nie widzisz. Pożegnaj się wreszcie! Bo jak nie, to zabiorę cię ze sobą.

Widzę, gdzie chce mnie zabrać. I myślę, że tam jest pięknie. Jeśli to ma być tamten świat, to może niech mnie ze sobą weźmie… Znów myślę o śmierci jak o najtrudniejszym egzaminie. A może to tylko kupowanie biletu na nocne oglądanie nieba.

Ojciec wciska mi chustkę do nosa całą zakrwawioną i oplutą. To jego komórki zabite przez Starą, którą nosił w sobie dłużej niż rok. Chciał ją oswoić, ale okazała się bardzo dzikim zwierzęciem, którego nie mógł ani dotknąć ani przegnać na cztery wiatry. Zakrzywiła linię jego życia a potem wyprowadziła na ostatnią prostą.


- Cześć tato! Na wieczność! - odzywam się na przekór sobie i zabieram chustkę, która już teraz jest jak talizman.


Śmierć po raz drugi


Chciałam, żeby mi się przyśnił. Przed snem myślałam, jak wyglądał w trumnie. Widziałam jego pociągłą twarz, zapadnięte oczodoły, szczękę bez uzębienia zawiązaną naprędce przez matkę w chwilę po ostatnim wydechu. Widziałam zwiędłe i pomarszczone oblicze. Był podobny do babki, w chwili śmierci jeszcze bardziej niż za życia.

Potem przypominam sobie jego nikły uśmiech, oczy pełne złości, opadającą głowę zmorzoną może snem, może wódką. Słyszę jego krzyk, przekleństwa, czuję, jak mnie szarpie.

Pozwalam się szarpać, przecież chcę, żeby mi się przyśnił.

No i patrzy na mnie moimi oczami – a przecież nie jestem do niego podobna – i wyraźnie czeka, żebym coś powiedziała. Oglądam go dokładnie, nie tylko oczy ma moje, ale uśmiech i brodę. Ubranie też ma inne niż to z trumny. Jest w białym garniturze.

- To chyba dobrze! - mówię do siebie i za chwilę pytam podekscytowana: - To jak tam jest, Tato?

- A siedzisz i boisz się...


Śmierć po raz trzeci


Ojciec lubił zapach żywicy, gdy drewno paliło się pod fajerkami chlebowego pieca. Piec był zwykłą kuchnią do gotowania a nie do pieczenia chleba. Od tego była piekarnia.

Z drewnem umiał się obchodzić. Przerzucał je z miejsca na miejsce po tym, jak porżnął je równiutko na kawałki, jak wyciął drzewa wyznaczone przez leśniczego na wyrąb, jak wypakowany po brzegi wóz wtaczał się za traktorem na podwórko.

Nie myślał o tym, że drzewa umarły a on jako sprawca jest winien ich nienaturalnej śmierci. Nie! On je wyzwalał od stania w jednym miejscu, wydobywał z nich zapach, zbawiał do życia po śmierci.

Ciął drewno na sztachety i na deski. Robił wiatraki, donice, altany. Do końca, aż swoim życiem po życiu przeżyły jego.

  Spis treści zbioru
Komentarze (5)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
wzruszylam sie, wspomnienia wróciły
kocham twoje pisanie annapelka
avatar
Temat śmierci interesuje wszystkich /nawet tych, którzy śmierć wyparli w najgłębszy spód świadomości - a takich jest przytłaczająca większość/, ale

tylko niewielu POTRAFI o tym mówić/pisać/malować obrazy/tworzyć muzykę = DAĆ TEMU ARTYSTYCZNY/FILOZOFICZNY WYRAZ.

Tutaj to przed sobą mamy
avatar
Ile jest tych śmierci w tym tekście (patrz tytuł)?

Wiele. Ta 1. przychodzi jako wspomnienie zmarłego żywego ojca, ta 2. - jako sen o nim, ta 3. - to śmierć drzew, które za swego żywota ojciec ściął, podzielił piłą na części, te zaś na mniejsze klocki, te zaś siekierą na szczapy - i do pieca z nimi
avatar
Podłe dzieciństwo - to alegoria śmierci 4. Tato powinien dzieci swe tulić, hartować i przygotowywać na ciężkie norwidy na ostrych wirażach życia. Alkohol w domu - to najgorszy dla nich impregnat
avatar
Śmierć w literaturze - i w ogóle w sztuce - to zwykle pełna patosu gloryfikacja jej majestatu. U Jacka Malczewskiego jednak śmierć jest piękną młodą wiejską kobietą, przed którą klęczy rozdygotany stary dziad - i to ona litościwie zamyka mu oczy. Podobnie mamy tutaj, w tym "oswajaniu śmierci": o żadnym majestacie nie ma mowy. Konający jest jak robak nikim.
© 2010-2016 by Creative Media
×