Przejdź do komentarzyRozdz. 4 - They dont get you like I will
Tekst 4 z 4 ze zbioru: Kathleen
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2012-12-19
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń1583

Kathleen spojrzała na grupkę osób, w której znajdował się jej przyjaciel. Stali na samym końcu sali pogrążeni w rozmowie ze swoim opiekunem.

- Pójdziemy teraz do mojego gabinetu, proszę za mną – odezwała się profesor Lumiere i ruszyła przed siebie nie oglądając się na uczniów. Ruszyli za nią. Dziewczynka zauważyła, że kilka osób zaczęło po cichu rozmawiać, najprawdopodobniej zdążyli poznać się już wcześniej. Poczuła nagłe uczucie zazdrości, Jacob i Jasper też trafili do jednej grupy. Pogrążając się w nieco nieprzyjemnym nastroju, podążyła za resztą trzymając się z tyłu.

- cześć – usłyszała nagle i zorientowała się, że wcale nie była ostatnia. Zwolniła kroku i obejrzała się przez ramię. Wysoki, ciemnowłosy chłopak uśmiechał się do niej. Niezaprzeczalnie był przystojny, nie pamiętała jego imienia.

- Preston – dodał, zauważając jej zdezorientowany wzrok.

- oo… emm… Kathleen – uścisnęła wyciągniętą do niej rękę. Była pewna, że robi z siebie idiotkę.

- niezła jazda co? Tego się cholera nie spodziewałem. – chłopak ciągnął rozmowę, Kat skrzywiła się lekko, nie lubiła wulgaryzmów, sama ich nie używała. Przyspieszyła nieco nie chcąc zostać w tyle. – no tak. – odpowiedziała krótko postanawiając, że nie jest to towarzystwo dla niej. Chłopak dalej się uśmiechał, nie zważając na jej chłodny ton, jednak więcej się nie odezwał. Zaledwie minutę później dotarli do celu swojej wędrówki. Na końcu korytarza w zachodniej części domu znajdował się gabinet Charity Lumiere.

Pomieszczenie było zdumiewające. Okrągłe z ogromnym oknem, które profesor Lumiere miała za plecami siadając przy biurku z dębowego drzewa. Ściany zakrywały półki dopasowane kształtem do ścian, na których znajdowały się setki książek. Na środku pokoju stały trzy okrągłe stoliki, wokół nich również drewniane krzesła. Pokój wydawał się być dość ciemny mimo wielkiego okna, gdzieniegdzie poustawiane były świeczki. Na prawo od biurka Kathleen zauważyła drzwi, zastanawiała się przez moment gdzie mogą prowadzić.

- zajmijcie proszę miejsca – rzuciła nauczycielka i przez chwilę czekała aż wszyscy znajdą odpowiadające im krzesła. W pokoju zaległa cisza.

- Nazywam się Charity Lumiere, będę waszą opiekunką i mentorką. W ciągu tego roku możecie zwracać się do mnie z każdym problemem jaki napotkacie – dodała tonem, który kłócił się z wypowiadaną treścią. Kat miała wrażenie, że nie jest to osoba, którą zainteresowałyby problemy nastolatków. –

- będę was również nauczać dziedziny, która obejmuje wasze umysły. Nie trafiliście tutaj bez przyczyny. – kilka osób poprawiło się na swoich miejscach. – będę wymagać waszej skrupulatnej pracy i lojalności. –

- skąd wiadomo, kto powinien dostać się do czyjej klasy? – zapytała dziewczyna o blond włosach.

- to można wyczuć Sophie. Każdy z nauczycieli widzi w was pewne predyspozycje. Z czasem i wy się tego nauczycie. – odpowiedziała profesor.

- Od poniedziałku do środy będziecie mieć zajęcia wspólne z pozostałymi grupami. Zwykłe lekcje. To będzie ciężki rok ponieważ musicie skończyć liceum a w normalnym trybie zajęłoby wam to dwa lata. Od przyszłego roku w waszych planach nie będzie miejsca na zwykła naukę. W każdym razie my spotykamy się w czwartki i piątki – tłumaczyła monotonnym głosem – rozkład zajęć, znajduję się w waszych pokojach – dodała.

- macie jakieś pytania? –

- czego będziemy dokładnie się uczyć, pani profesor? – pytanie zadał Preston, w stosunku do nauczycielki jego maniery były zachwycające.

- to się okaże Preston – prychnęła zirytowana, zdawała się znać imiona wszystkich osób w klasie – wszyscy posiadacie moc, nie jestem w stanie określić co jest mocną stroną każdego z osobna. Ogólnie rzecz ujmując zajmiemy się wykorzystaniem umysłu. Dla niektórych będzie to umiejętność odczuwania myśli innych… -

- będziemy czytać w myślach ?! – mały chłopiec o piegowatej twarzy prawie podskoczył z ekscytacji.

- zrozumcie, jest to dziedzina trudna do określenia, nie ma nic tak różniącego się od siebie jak ludzkie umysły. Dla niektórych będą to zwykłe odczucia, inni będą potrafili czytać w nich jak w otwartej księdze, co niektórzy nauczą się widzieć itd. – westchnęła – ale tak jak mówiłam odczuwamy jedynie wasze predyspozycje.

- czy to znaczy, że niemożliwym jest aby jedna osoba posiadała w sobie kilka rodzajów mocy? – zapytała Sophie przejęta. Wzrok profesor Lumiere powędrował po całej klasie, Kathleen miała wrażenie że zatrzymał się na niej nieco dłużej niż na pozostałych. – owszem zdarzało się, że jeden człowiek dysponował większą mocą niż pozostali, pozwalało mu to wykorzystać ją w więcej niż jednym kierunku. Jest to jednak bardzo rzadkie zjawisko. Moc nie jest nieograniczona. Szczerzę wątpię aby w tej klasie, ba nawet w całej szkole znajdowała się choć jedna osoba, która posiadałaby takie umiejętności – odpowiedziała patrząc już prosto na Kat, która zaczynała się czuć trochę nieswojo biorąc pod uwagę, że to nie ona zadała pytanie.

- och – dziewczynka o blond włosach posmutniała

- ale nie ma co się zniechęcać Sophie– dodała profesor przenosząc na nią wzrok. – nie wątpię, że każdy z was jest wyjątkowy i ma nam coś ciekawego do zaoferowania. – dodała bez większego entuzjazmu.

- skąd to się w nas wzięło – zapytał ktoś po lewej stronie.

- na tego typu pytania odpowie wam profesor Loretto, w przyszłym tygodniu ma się odbyć  spotkanie zorganizowane dla osób z pierwszego roku. Podejrzewam też, że wszyscy zdążyli odnaleźć jadalnie… - zakończywszy temat najbardziej interesujący, profesor Lumiere zaczęła tłumaczyć sprawy organizacyjne.

- o kurde – zaklął ciemnowłosy chłopak tak cicho aby nie doszło to uszu p. Lumiere. Kathleen siedziała cicho, nie zadawała pytań, nie zirytowała się nawet wyrażeniem Prestona. Zastanawiała się dlaczego trafiła właśnie do tej klasy. Przypomniała sobie również wahanie madame Nebbi.

Spotkanie trwało niecałe półtorej godziny. Wychodząc z gabinetu Kathleen najpierw skierowała się do pokoju wypoczynkowego, który znajdował się na pierwszym piętrze mając nadzieje, że spotka tam Jacoba.

- hej, Kathleen poczekaj – usłyszała, że ktoś za nią biegnie. Obróciła się i zobaczyła sylwetkę Prestona. Podświadomie przyspieszyła kroku.

- gdzie idziesz? – zapytał doganiając  dziewczynę.

- do pokoju wypoczynkowego, poczekam tam na Jacoba mojego… - nie zdążyła jednak dokończyć kiedy chłopak się uśmiechnął i powiedział – świetnie, pójdę razem z tobą – Kathleen zatrzymała się i zacisnęła zęby. – słuchaj chyba jednak pójdę do pokoju – wycedziła nie wiedząc czemu jest zirytowana – ok, w takim razie odprowadzę cie tam – rzucił chłopak – przynajmniej dowiem się gdzie mieszkasz jakbym chciał cie odwiedzić – nie mając większego wyboru Kat ruszyła w stronę schodów, nie odzywając się do swojego towarzysza. Uważała go za niegrzecznego i nachalnego. Przeszli w milczeniu na drugie piętro, Kathleen zatrzymała się na początku korytarza – no to jestem – powiedziała.

– mogę wejść? – zapytał posyłając jej uśmiech. Poczuła dziwną sensację w okolicach żołądka, zignorowała to i już miała mu odpowiedzieć kiedy…

- Kathleen! Kathleen! O cholera! – krzyczał Jacob biegnąc po schodach. Co się ze wszystkimi stało? Pomyślała dziewczyna mając na myśli język przyjaciela. Odwróciła się do Prestona. Stał patrząc wrogo w stronę zbliżającego się chłopaka. Po chwili jednak się uśmiechnął i kiedy Jake do nich dotarł wyciągnął ku niemu rękę – witaj, jestem Preston Burke, chodzę na zajęcia z Kathleen –

- och, cześć jestem Jake. – rzucił niedbale – chodź Kat – zawołał, złapał ją za rękę i wciągnął do pokoju zostawiając kolegę za drzwiami.

- to było niegrzeczne – mruknęła Kat

- nowy znajomy? Przepraszam… ale mam Ci tyle do opowiedzenia – powiedział, z jego oczu biła ekscytacja.

- nie ważne, mów. Jak było? –

Jacob usiadł wygodnie na kanapie. – Kathleen to było, było… - po czym wstał nie mogąc usiedzieć w jednym miejscu, zaczął krążyć po pokoju. Kat zajęła miejsce na łóżku śledząc stamtąd wędrówkę przyjaciela.

- Profesor Silvan to jest gość… wcale nie jest taki groźny ale jednak ciągle robi wrażenie. Poszliśmy do jego gabinetu, było trochę tłoczno. Wydaje mi się, że do jego grupy trafili najwięksi. Wiesz jest nawet taka dziewczyna, nie pamiętam imienia, ale Kat! Ona wygląda jak kulturystka! – zawołał – no ale nieważne, Silvan powiedział nam, że będziemy uczyć się odczuwać świat zwierząt, że niektórzy będą się z nim komunikować, inni będą kontrolować… a teraz słuchaj bo to najlepsze… będą też tacy, którzy – uniósł wysoko brwi – którzy będą potrafili się zmieniać w zwierzęta, aż sam poczułem w sobie jakiegoś lwa czy coś – dodał. Kathleen usłyszawszy ostatnie zdanie roześmiała się na cały głos. – lwa mówisz? – przewróciła się na łóżko dalej śmiejąc się jak nigdy, z jej oczu pociekł łzy.

- przestań – mruknął chłopak, ale zaraz sam się uśmiechnął. Skoczył na Kat udając drapieżnika i zaczął ją łaskotać co tylko wzmogło jej śmiech – to ty przestań – próbowała się bronić.

- Teraz musisz uważać, nigdy nie wiadomo kiedy się zmienię – zawołał wesoło, nadal łaskocząc przyjaciółkę.

Dopiero po kilku minutach, usiadł obok i zapytał – a u ciebie? Jak było ? – Kathleen ciągle próbowała złapać oddech, masując sobie żebra odpowiedziała – och, w porządku. Choć profesor Lumiere wydaje się być dość surowa i wymagająca… - odpowiedziała

- no, a czego będziecie się uczyć? – dopytywał Jake

- wszystkiego co związane z umysłem – zamyśliła się chwilę – ciężko to wytłumaczyć.

- a gdzie? –

- co gdzie? – zapytała zdezorientowana Kat

– no gdzie będziecie się uczyć? – odpowiedział Jake.

- nie wiem, w szkole? – odpowiedziała mało inteligentnie – nie rozumiem? – zapytała.

- och…. No tak, to jasne – Jacob uderzył się w czoło. – Widzisz wy z tym całym umysłem potrzebujecie jedynie, nie wiem, sali? A ja będę wyjeżdżał! Moje lekcje będą odbywały się w lesie, podobno niedaleko jest jakaś puszcza czy coś. Czasami będziemy zostawali na noc, super nie? – powiedział podekscytowany

- no super, szczególnie że nigdy nie byłeś nawet pod namiotem – Kat znowu zaczęła się śmiać – ja nie wiem czemu wybrali cie właśnie tam –

- myślisz, że się pomylili? – zapytał przerażony

- kto wie, może nie jest ci dane być lwem – i przeczuwając kolejny atak przyjaciela zeskoczyła z łóżka wystawiając mu język.

Dochodziła piętnasta więc razem wybrali się do jadalni na obiad. Wybrali posiłek i zajęli miejsce przy tym samym stoliku co wcześniej. Po chwili dołączył do nich Jasper niosąc swoją tace. Opadł ciężko na krzesło.

- co się stało? – zapytał Jacob podnosząc wzrok.

Ciemnoskóry chłopak jedynie machnął ręką i zajął się jedzeniem. Nie trzeba było być spostrzegawczym aby zauważyć, że jest zdenerwowany. Jake odczekał pełne dwie minuty i nie mogąc się powstrzymać powiedział – Jasper przecież widzimy, że coś jest nie tak, nawijaj chłopie – Jasper spojrzał na przyjaciół niepewnie, Kat posłała mu uśmiech.

- chodzi o takiego jednego, nawet nie wiem jak ma na imię – zaczął – spotkałem go na korytarzu idąc do pokoju, zaczepił mnie, był… był chamski. – zakończył kulawo.

- jak to chamski? – zapytała Kathleen mając dziwne przeczucie

- on, wyśmiewał się z mojego koloru skóry. Rzucił coś w stylu „nie wchodź mi w drogę czarnuchu” przechodząc obok, więc mu odpowiedziałem. Poprzepychaliśmy się trochę, nic wielkiego – wyrzucił z siebie. – który to? – warknął Jacob rozglądając się po stołówce

- tam jest – wskazał głową Jasper – ale Jake daj spokój, to idiota i tyle – dodał widząc jak kolega zaciska pięści. Kathleen podążyła wzrokiem we wskazaną stronę.

- Preston – powiedziała cicho

- To ty go znasz? – zapytał Jasper

- Kathleen czy to nie jest ten typ, z którym stałaś przy pokoju? – zapytał Jacob

- ten sam – odpowiedziała

- no to chyba pora abyś lepiej dobierała dla siebie towarzystwo – rzucił z niechęcią, ponownie zabierając się za swoje spaghetti.

Dzień był męczący. Od razu po kolacji Kathleen udała się do swojego pokoju. Zaczęła boleć ją głowa tym bardziej była wdzięczna, że nie musi znosić towarzystwa współlokatorki. Usiadła na skórzanej kanapie i wzięła do ręki pierwszą z brzegu książkę, lektura jednak nie przynosiła ulgi. Dziewczyna nie mogąc się skupić odrzuciła powieść na bok. Wstała i powoli udała się w stronę łazienki mając nadzieję, że gorący prysznic poprawi nieco jej humor. Pół godziny później dalej nie czuła się najlepiej jednak strumienie ciepłej wody rozluźniły ją nieco. Wyjęła z torby laptopa i postanowiła napisać maila do mamy, chociaż nadal była na nią trochę zła. Uruchomiła urządzenie i otworzyła pocztę, zanim jednak zdążyła odebrać wiadomości w pokoju rozległo się pukanie do drzwi.

- kto tam – zawołała, nie spodziewała się nikogo poza Jacobem a ten z Jasperem mieli oglądać jakiś filmowy hit w pokoju wypoczynkowym. Drzwi lekko się uchyliły, w progu stał przystojny chłopak o ciemnych włosach i zniewalającym uśmiechu.

- cześć, mogę? – zapytał

- nie, Preston, nie możesz – odpowiedziała zirytowana dziewczyna. Nie miała ochoty na jego towarzystwo i gdyby nie dziwna sensacja w jej brzuchu prawdopodobnie zatrzasnęłaby mu drzwi przed nosem, nie ruszyła się jednak z miejsca.

- nie zgrywaj się, skąd ta wrogość? – zapytał chłopak wchodząc do pokoju.

- domyśl się i nie zapomnij zamknąć za sobą drzwi, nie zapraszałam cie – odpowiedziała bardziej stanowczo, zmusiła się aby gestem wskazać w stronę wyjścia.

- ok., chciałem Ci tylko to zostawić – odpowiedział Preston sucho, odwrócił się i zniknął na korytarzu. Na kanapie leżał kwiatek, piękny niebieski malutki kwiatek.

- a niech cie… Prestonie Burke – mruknęła Kathleen i powoli odwróciła się do monitora.


  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×