Go to commentsA. Sołżenicyn - Rosja na dnie /Porażona Rosja - i Zachód.
Text 16 of 253 from volume: Tłumaczenia na nasze
Author
Genrepopular science
Formprose
Date added2017-06-15
Linguistic correctness
Text quality
Views2646

Od końca lat 80-tych pośród naszych stołecznych wykształconych elit trwający rozlew internacjonalnego entuzjazmu nieledwie przebił ten u naszych dziadów-bolszewików. Rosyjscy współcześni liberałowie i radykalni demokraci dobrze zapamiętali: odtąd już na wieki wieków otwiera się najszczęśliwsza era na tej naszej planecie: od teraz wszystkie zbratane ludy ogarną OGÓLNOLUDZKIE WARTOŚCI, jakim wszyscy my-Ziemianie wraz z naszymi urzędnikami rangi państwowej nareszcie zgodnie zaczniemy służyć. To stąd owo powszechne przekonanie: jakakolwiek twarda polityka zewnętrzna dzisiejszej Rosji - to imperializm czyli absurd, a solidna władza w samej Rosji - to tyrania i ten despotyzm. Stąd to ów w naszej świadomości trafny obraz USA jako wspaniałego szczodrego narodu przeniósł się automatycznie na rząd waszyngtoński  - egoistycznie wyrachowany, jak każdy normalny rząd, który w obliczu upragnionego nadciągającego krachu radzieckiego rywala bierze coraz bardziej zdecydowany kurs mocarstwowy, by móc tylko samemu kontrolować nareszcie cały nasz glob.


Tenże internacjonalistyczny entuzjazm i *nowe myślenie* zdecydowanie zdeterminowały wszystkie działania Gorbaciowskiego kierownictwa. Zmuszeni rozpuszczać na wolność wszystkie kraje Europy Wschodniej dwaj nasi Ojcowie narodu: całkiem odleciany po huraganowych oklaskach zachodniego aplauzu i tych ich pochwałach *Gorbi* a wraz z nim też Szewardnadze, jeden z niedawnych wodzów okręgowego KGB a dzisiaj światowiec-dyplomata - nie zatroskali się nawet o to, by prosić swych zachodnich partnerów, żeby  na piśmie w ramach oficjalnego porozumienia poświadczyli swoje ówczesne ustne zapewnienia. (W/g opinii J. Primakowa w 1990-91 i Mitterand, i Mejdżer /i dalej podobny zapis fonetyczny kolejnych nazwisk/, i Bejker w pertraktacjach z Gorbaciowem-Szewardnadze-Jazowem, naciskając na natychmiastowe wycofanie Armii Czerwonej z bloku państw Układu Warszawskiego, zgodnie obiecywali, że NATO nie zostanie rozszerzone na wschód nawet na milimetr oraz że żaden były kraj RWPG do NATO nie zostanie przyjęty - patrz *Obssiaja gazieta*, 19.09.1996 s. 4. - Gorbaciow jednak nie ośmielił się prosić o to ich zobowiązanie w formie konkretnego międzynarodowego dokumentu.) Podobnym sposobem sprezentowano Ameryce także *drugą Alaskę* - bezmyślne ustępstwo w 1990 r. tego nieszczęsnego duetu Gorbaciow-Szewardnadze - 40 tys. km kwadratowych szelfu kontynentalnego Morza Beringa, tak bogatego we frutti di mare, ropę naftową i gaz - patrz *Izwiestija*, 30.08.1997, s. 1.)


I taka linia kapitulacji *z całej duszy* rosyjskiej i tej głębi serca ciągnęła się przez kolejne 5 lat. W 1993 Jelcyn w Warszawie jeszcze szerszym gestem *przekazał* Polskę w ojcowskie ramiona NATO. W tym samym roku Kozyriow w Malezji zapewniał o gotowości rosyjskiego lotnictwa do naszego wsparcia w ramach muzułmańskiej współpracy wojskowej dla walczącej Bośni. W ramach tej epidemii *ogółnoludzkości* nowa Rosja wydatnie wspomagała USA w staraniach o zielone światło ONZ w sprawie amerykańskich działań wojennych, w ślad za czym z naszych okrojonych wojsk, nie wiadomo z jakiej racji, bardzo kosztowny nasz specoddział skierowano do *korpusu międzynarodowego* - do Bośni, tym samym wprost działając przeciwko naszym słowiańskim, w tym swoim własnym, interesom.


To nowa Rosja wsparła ten historyczny zwrot w świadomości światowej, gdy interwencje zbrojne mocarstw w sprawy wewnętrzne dalekiego jakiegoś kraju zaczęto nazywać nie agresją a *wysiłkami pokojowymi*. Dzisiaj już widzimy, że taka właśnie terminologia zaczyna, jak ta pleśń, toczyć język dyplomacji XXI wieku - i bardzo jest możliwym, że to właśnie Rosja już wkrótce może na własnej skórze to wszystko sama na sobie przetestować - np. jako *pokojowy ratunek* na rzecz nas samych i tej naszej planety przed tą naszą zagłady bronią jądrową: amerykańskie głosy w tym kierunku już się przecież rozlegały. (I przejdzie to przy *światowej aprobacie*, jak w przypadku *pustynnej burzy*, i może przebiegać jako faktyczny rozbiór samej Rosji - wszak Ententa w czasie naszej wojny domowej już nas kiedyś ochoczo dzieliła.)


W miarę postępującego osłabienia naszego państwa do poziomu chaosu - prawdziwe zamiary cywilizowanego Zachodu wobec nas skrywane są coraz rzadziej, a przez zaciekłych wrogów Rosji, takich jak Kissinger czy Brzeziński, już nieraz artykułowane z całą otwartością (pod hasłem *zbyteczny kraj na mapie świata*). A już 80 lat temu, pośród żywiołów rosyjskiej rewolucji lutowej Alieksandr Błok z trwogą pisał w swoim dzienniku: *Jeśli rozsypie się Rosja?... będzie chyba wtedy służącą innych imperiów?* Z perspektywy *dzisiejszości* tym ostrzej widać, że nie ma w tym nic niemożliwego.


Że rząd USA gorąco łaknie porażenia i rozgromu Związku Radzieckiego od dziesięcioleci - to przecież naturalne. Nasz naród jednak mało zna słynny Kongresu amerykańskiego przepis PL 86-90 z 1959 r. - który do naszych uszu dochodził przez radiozagłuszacze jako coroczna obietnica *tygodnia narodów zniewolonych*: wszystkich nas oswobodzenia spod komunistycznego buta. Wszystkich nas - ale jednak nie wszystkich: w tej liczbie naród rosyjski bowiem się już nie mieści. Prawo PL 86-90 jasno i dobitnie określa jako tego ciemiężyciela (w tym również Chiny oraz Tybet) nie światowy komunizm - a Rosję i Rosjan. I w tym nurcie antyrosyjskich wystąpień Brzezińsko-Kissingerowskich oraz im podobnych kieruje otwarcie Amerykę nie przeciwko bolszewizmowi - a Rosji! (I to prawo PO DZIŚ DZIEŃ przecież działa - i nie zostało przez Kongres odwołane. Czyżby przez nieporozumienie? Oj, wątpię. Jeszcze w 1997 r. Stany Zjednoczone w ten sam sposób jak przedtem ogłaszały *tydzień narodów zniewolonych przez Rosjan*. Nie nazwiesz chyba tego brakiem pamięci, a już raczej... zadaniem na jutro?)

  Contents of volume
Comments (4)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
To zabawne, że amerykańskie deklaracje mają taki wysoki rejting wiarygodności. W momencie podpisywania tzw. Karty atlantyckiej gwarantowały przedwojenne granice, a potem USA oddały całą "pribałtikę" dla ZSRR. Jednocześnie Czng Kai Szekowi proponowano dawne kolonie francuskie w Indochinach, ale on ich nie chciał. Już nie mówiąc o tym jak USA podzieliły się Polską z ZSRR - tak jak kilka lat wcześniej ZSRR zrobił to z III Rzeszą.
A osobną sprawą jest to czy Rosja to też ci wszyscy Czukcze i cała reszta Syberii. Ci wszyscy Azjaci z tamtych rejonów to też Słowianie będący częścią Słowiańszczyzny? Dziś to już raczej i tak część Chin, bo to ten kraj niebawem sobie weźmie te tereny. Sama Rosja to raczej niewielki w stosunku do Polski na przykład kraj. Reszta to konglomerat rozmaitych narodowości podbitych, zagarniętych i ogarniętych syndromem sztokholmskim i jedynie dlatego ciążących ku Rosji.
To, co dziś prezentuje się jako Rosję, etnicznie sprowadza się do - no właśnie do czego? Kazachowie, Chazarowie, Jakuci, Nieńcy - oni wszyscy są sekowani na ulicach Moskwy. Bo tam to nie funkcjonuje tak jak w USA, tam się ocenia po wyglądzie.
avatar
Polityka jest jedną z najbardziej cuchnących "ludzkich" form aktywności. U nas na naszym rodzimym podwórku również. Kto zna głębiej podteksty i podszewki polskiej historii - nie zaprzeczy. Najstarszym zawodem świata jest uprawianie prostytucji, a ta ma wiele twarzy... takie np. kupczenie i żonglowanie losami własnego narodu - czym innym jest jak nie tym właśnie?
avatar
Rozumiem, że jest to Twoje tłumaczenie prozy A.Sołżenicyna.
O ile "Archipelag Gułag" czy "Dzień z życia..." są wstrząsającymi dokumentami epoki, o tyle ten tekst sprawia, że nie chcę czytać pozostałych dzieł tego autora.
Doceniając Twoją pracę zastanawiam się, czy wato było...

Pozdrawiam Serdecznie :)
avatar
Dzisiaj ta z lat dziewięćdziesiątych sołżenicynowska przestroga urealnia się co do joty. Do UE i do NATO weszły wszystkie środkowoeuropejskie państwa byłego RWPG, w kwietniu zaczną s8ę procedury akcesu dla Mołdawii i Ukrainy.
© 2010-2016 by Creative Media