Go to commentsChłopy! My wszyscy Białorusiny! Nie Polacy! /cz.3/z 4
Text 42 of 108 from volume: Pozostało w pamięci
Author
Genrebiography & memoirs
Formprose
Date added2017-08-06
Linguistic correctness
Text quality
Views1821

cd.


Nowe krzyki, złorzeczenia i przekleństwa nadal nie robiły żadnego wrażenia na biuraliście. Spokojnie zaczął ostrzyć ołówek scyzorykiem; spoglądnął pod światło na jego czubek, chuchnął, jeszcze raz delikatnie przeciągnął ostrzem po grafitowym koniuszku. Sprawdził wykonaną pracę opuszką palca, z zadowoloną miną odłożył przybory na biurko i wyciągnął z szuflady gruby brulion. Spojrzał spokojnie na wściekłych chłopów i przeciągając słowo, zapytał najbliższego, akurat szwagra Staszka:

– Waaasza familia?

– Masłowski, wieś Polany. Polak! – odrzekł podniesionym głosem.

Urzędnik poślinił palec, otworzył brulion na właściwej stronie, przeciągnął dłonią w dół zapisanej kolumny do szukanej pozycji, przewertował kartki w leżącej obok teczce, porównał informacje i mruknął:

– Daa. Jest. Masłowski i jego żona Anna. Zamieszkali Polany, rajon Oszmiana. Narodowość białoruska.

– Coo?!

– Nie wrzeszczeć mi tu. – Urzędnik zimno spojrzał znad drucianych okularów. – Tu jest urząd. W bumadze stoi – narodowość białoruska. Następny. Familia?

– Brałkowski! – Rozgorączkowany Staszek odsunął zaskoczonego szwagra i prawie wykrzyczał swoje nazwisko. – Stanisław! I mój ojciec Feliks. Też wieś Polany. Też Polacy z dziada pradziada!

– Mówiłem, nie wrzeszczeć. – Na biuraliście podniesione głosy wywołanych i ogólna wrzawa dalej nie robiła wrażenia. Znowu przekartkował brulion. Znalazł i beznamiętnie przeczytał: – Jest. Feliks Brałkowski i syn Stanisław…

Urzędnik nagle zawiesił głos i pochylił nad otwartą stronicą. Przez chwilę uważnie się w nią wpatrywał. Postukał palcem w kartkę, uniósł brwi i spojrzał pytająco na młodszego:

– Rodzony w tysiąc dziewięćset dwunastym?

– Tak. Coś się nie zgadza? – Tym razem Staszek odpowiedział ze zdziwieniem w głosie.

– Tu stoi… – rozmówca ponownie postukał palcem w stronicę – że byłeś Perepeczko. Stanisław Perepeczko. Przekreślone i dopisane Brałkowski. Co to… – Znowu zawiesił głos i podejrzliwie spojrzał na stojącego przed biurkiem. Obudziła się w nim stalinowska czujność.

– Aach… – Staszek lekceważąco machnął ręką. – To dawniej było mylnie. Poprawili, bom Brałkowski.

– Kto poprawiał? Dlaczego? – Urzędnik przysłuchiwał się uważnie. – I mówiłem, cisza! – Podniósł głos, spojrzawszy na napierającą gromadę chłopów, którzy z oburzeniem komentowali urzędową „białoruskość” Masalskiego. – Cofnąć się! Stanąć mi w kolejce. Urząd tu.

Znowu zwrócił się do Staszka:

– To jak się w końcu nazywacie?

– Brałkowski. Stanisław Brałkowski. Z tym Perepeczko to pomyłka, znaczy oszybka, przez krewnego i ojca. W trzydziestym trzecim, jak mnie do polskiego wojska brali odsłużyć, to wtedy wyszło – odparł Staszek. – No wyszło, że w papierach jest Perepeczko, a nie Brałkowski. To poprawili.

– To jak to? Ojciec Brałkowski, a wy mieliście Perepeczko?

– Przecież powiadam, że poprawili. Mówię im wtedy, znaczy w trzydziestym trzecim, że przecież jestem od ojca. A ojciec Brałkowski. To sprawdzili w księgach w parafii, a tam stało, że Perepeczko mi wpisali. To my do mego chrzestnego, co zgłaszał, jak się rodziłem. No bo on Perepeczko. To i się przyznał, że wtedy ździebko wziął. Ojciec, tak było?

– Tak, tak. – Feliks energicznie pokiwał głową dla potwierdzenia. – Jak go ksiądz spytał, jak ma wpisać, to mu się pomyliło i podał swoje, a nie Brałkowski. No, wypił trochę, jak syn powiadał.

– Czemu od razu nie poprawił – ni to zapytał, ni to stwierdził biuralista. – To sprawa urzędowa.

– Ot, i nie. Ksiądz już wpisał Perepeczko, jak chrzestny pomiarkował. Tak było, ojciec? – Staszek spojrzał na niego. Feliks lekko się zawahał, jakby chciał przypomnieć sobie dawne zdarzenie, ale zaraz znowu kiwnął głową, dla potwierdzenia słów syna. Ten dokończył: – To nie chciał wyjść na durnia i nic nie powiedział. Ani księdzu, ani nam. I tak w papierach w kościele zostało, aż do wojska wezwanie dostałem. Wtedy wyszło. To ojciec aż krowę sprzedał na opłaty, aby w sądzie zmienić na Brałkowski. Bo jak to, syn inne nazwisko ma niż ojciec i wszyscy w domu?

– Wy się cieszcie, że tylko krowę kosztowało. Pod innym nazwiskiem żyliście. U nas za drobniejsze, za pięć skradzionych kłosów zboża do łagru byś poszedł. No dobrze... Brałkowski Stanisław i Brałkowski Feliks. Narodowości białoruskiej. A więc bez prawa wyjazdu do Polski. Następny…

– Co następny?! – zakrzyknął wzburzony Staszek. Chwycił się za głowę, spojrzał na również zdumionego ojca. – Jacy my Białorusini? Mówiłem, my Brałkowscy, Polacy z dziada pradziada!

– Co następny?! – rozkrzyczeli się też pozostali chłopi. – Co my?! Jakie Białorusiny? My Polacy!

– Tak stoi w bumadze. Brałkowski Feliks i syn Stanisław, wieś Polany, narodowość białoruska. – Urzędnik postukał drugim końcem ołówka w otwarty brulion i beznamiętnie dokończył: – Znaczy nie Polacy. Co zapisane, to urzędowe. Następny…

– A masz zapisanego jakiegoś Polaka?! – odkrzyknął jeden z wciąż napierającego tłumu. – Może my wszyscy Białorusini?!

Biuralista nawet już nie sprawdzał. Zamknął swoją księgę, obok z namaszczeniem położył ołówek, oparł na księdze dłonie i przez chwilę milczał. Oczy skierował ponad głowami gromady kłębiącej się w pokoju i znieruchomiał. Chłopy ucichli, wpatrując się w niego. Opuścił wzrok niżej, omiótł ich spojrzeniem i sarkastyczny uśmieszek lekko wykrzywił mu usta.

Powściągnął go szybko i chłodno odparł:

– Nie ma Polaków.


cdn.

  Contents of volume
Comments (2)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Bardzo interesująca kontynuacja. Jestem ciekaw, co dalej, bo nie pamiętam. Ale chyba wybuchła jakaś awantura.
Proponuję w zdaniu "Na biuraliście podniesione głosy wywołanych oraz ogólna wrzawa dalej nie robiła wrażenia" zmienić "robiła" na "robiły". A przy okazji usunąć zbędny przecinek sprzed: dla potwierdzenia.
avatar
Poprawki słuszne, Janko.
Chyba wybuchła... w ostatniej części się wyjaśni ;)
© 2010-2016 by Creative Media