Go to commentsChłopy! My wszyscy Białorusiny! Nie Polacy! /cz.4/z 4
Text 43 of 108 from volume: Pozostało w pamięci
Author
Genrebiography & memoirs
Formprose
Date added2017-08-24
Linguistic correctness
Text quality
Views1623

cd.

Dopiero wszyscy w pokoju wrzasnęli, przysunęli się do biurka. Teraz już mieli wyłożone czarno na białym, potwierdzone z ust samego stalinowskiego urzędnika. Dopiero rozwrzeszczał się tłum na dworze, który przez otwarte okna usłyszał jego odpowiedź.

Biuralista nie odpowiedział już im, ale lekko zbladł, widząc tak blisko siebie rozognione emocjami twarze chłopów. Odruchowo odsunął się wraz z krzesłem, uchylił szufladę i włożył do niej dłoń. W tym samym momencie otworzyły się boczne drzwi i wyszedł z nich miejscowy naczelnik, ubrany w wojskowy mundur, z bronią przy pasie. Był to również Rosjanin, przysłany po wojnie do Oszmiany. Spojrzał na rozgorączkowany tłum, oparł dłoń na kaburze pistoletu i zimno, cedząc słowa przez zęby, wyrecytował:

– Co to za hałasy? Sybiru wam się zachciewa? – Znacząco poruszył palcami na kaburze. Odczekał i jeszcze raz powiódł wzrokiem po twarzach najbliżej stojących. – Wisiała informacja przed urzędem? Wisiała. Że kto się czuje Polakiem, ma zgłosić się w ciągu trzech dni do rajkomu[1] i podpisać bumagę. Białorusini nie muszą. Nikt nie przyszedł, więc zostaliście przypisani do narodowości białoruskiej.

– Jaka informacja? Nic nie wiemy! – odkrzyknął jeden z tłumu.

– Kto pytał? – Naczelnik spojrzał w stronę, skąd padło pytanie, ale nikt się nie odezwał. – Informacja wisiała na początku sierpnia. Urzędnik czekał.

– Toż żniwa w tym czasie. Kto wtedy jeździ do miasta? – Ktoś inny mu przerwał.

– Kto chciał wyjechać do Polski, miał się zgłosić. Był wyznaczony czas. Kto nie, to Białorusin. Tak stanowi nowe prawo.

– A idi ty k jebieni matieri z takim prawem – doszło niezbyt głośno, ale słyszalnie z tłumu stojącego na korytarzu.

– Który to?! Kto przeciw władzy radzieckiej?! – Rosjanin usłyszał wulgarny komentarz, spurpurowiał na twarzy, roztrącił chłopów stojących przed nim i przecisnął się przez drzwi. – Który to?!

„Winowajca” nie był na tyle głupi, aby się przyznać. Naczelnik rozglądał się, ale szybko zmiarkował, że nikt go nie wskaże – wszyscy stali w milczeniu, z ponurymi minami. Podniósł lewą pięść i potrząsnął nią złowróżbnie, ale po sekundzie odwrócił się i wrócił na poprzednie miejsce.

– Władza radziecka jest władzą ludu. Chcecie poczuć jej siłę? – Powiódł spojrzeniem po znowu szemrzących między sobą chłopach. – Jak powiedziałem, w terminie nikt nie zgłosił się jako Polak, a jako Białorusini nie macie prawa do repatriacji do Polszy. Wot i wsio. Rozejść się, bo inaczej...! – Jeszcze raz postukał palcami w kaburę. – No!

Pomruki i szemranie ucichły. Mężczyźni popatrywali niepewnie na siebie i patrzyli spod łba na naczelnika. Nikt już się jednak głośno nie odezwał. Co miały chłopy zrobić? Zadrzeć z potęgą państwa stalinowskiego? Dobrze pamiętali zsyłki za Ural w latach 1940 i 1941, ostatnie ledwie tydzień przed najazdem Hitlera. Słyszeli, że podobne wywózki z miast były także zaraz po „wyzwoleniu”. Nikt z wywiezionych dotąd nie powrócił. To była realna groźba, wisząca teraz nad każdym z przybyłych Polaków i ich rodzinami, gdyby wzburzenie przerodziło się w bardziej otwarty protest. Wiedzieli z doświadczenia, jak władza radziecka rozprawia się z domniemanymi przeciwnikami, a cóż dopiero w obliczu, w jej pojęciu, otwartego buntu.

– Mówiłem, rozejść się! – Naczelnik powtórzył groźbę.

Chłop stojący najbliżej niego zaklął pod nosem, machnął ręką, odwrócił się i zaczął przeciskać do wyjścia. To zadziałało jak kamyk poruszający lawinę – pozostali także zaczęli powoli wychodzić. Nikt już się nie odzywał, nie komentował, głośno nie oburzał; słychać było tylko szuranie dziesiątek butów i skrzypienie starych desek podłogi korytarza. Nikt też nie musiał tłumaczyć ludziom zgromadzonym na zewnątrz urzędu – słyszeli wszystko przez otwarte okna.

Długo już nie potrwało zgromadzenie. Chłopi zaczęli wsiadać na swoje furmanki i w ponurych nastrojach rozjeżdżali się. Staszek też odwiązywał konia, kiedy ojciec zobaczył bratanka żony, Stankiewicza z Oszmiany. Ten również ich zauważył i podszedł. Przywitali się.

– Cześć. Co, już wiecie, żeście Białorusini? – zagadnął, wykrzywiając usta. – Ja wczoraj. Też po papiery na repatriację byłem. Cholery by ich…

– Wiemy – Stach ponuro odpowiedział swojakowi i splunął na ziemię. – Ten Rusek Sybirem straszył, jak zaczęliśmy się burzyć, job twoju mat`! O jakiejś bumadze gadał, że wisiała, a nikt jej nie widział.

– Bumadze… Wiesz, co to było?! Tam podobno była. Zwykła kartka z zeszytu. – Stankiewicz wskazał głową na stojącą przed wejściem do urzędu drewnianą tablicę. Wisiało na niej kilkanaście kartek i karteluszek, przypiętych byle jak pinezkami; większość już słabo czytelnych, z rozmytymi przez deszcze literami. – Nikt jej z miasta chyba nie zauważył. Ot, powiesili i potem zdjęli.

– Skąd wiesz?

– Stachu, przypadkiem od znajomka. Woźnym tu jest, w rajkomie. Ale on nie Polak. Jak się dowiedziałem, od razu wczoraj z papierami przyleciałem. Niestety, za późno. Kartki niet, za to ja Białorusinem się stałem. I wy też.

– Załatwili nas, skurwysyny… – Feliks wycedził przez zaciśnięte zęby. – I co możemy, a? Jeszcze raz przyjdziemy, to na białe niedźwiedzie rodziny wywiozą, abyśmy pozdychali. I tyle naszego będzie.

– Noo… – Stankiewicz pokiwał głową. – Wpadniecie do nas?

– Dzisiaj już nie, przy innej okazji. – Feliks pokręcił głową. – Trzeba nam do domu. Pozdrów swoich w domu. – Podał mu rękę na pożegnanie. – Chociaż, co tu życzyć dzisiaj? Stachu, dawaj.

Pożegnali się i ruszyli w powrotną drogę. Nawet nie rozmawiali ze sobą, bo i o czym? Wszystko już wiedzieli. Nagadają się po powrocie, kiedy babom w domach będą musieli powiedzieć, że one już nie są Polki, że Ruskie, i że nie wypuszczą ich do Polski.


(fragmenty `Wileńszczyzna w miniony czas`, dostępna będzie w listopadzie 2017)






  Contents of volume
Comments (8)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Świetna kontynuacja, dlatego czyta się jednym tchem.
Hardy, powinieneś zapamiętać jedną zasadę. Tak jak przymiotnika nie oddziela się od rzeczownika przecinkiem, podobnie nie oddziela się przecinkiem imiesłowu przymiotnikowego. Imiesłowy, podobnie jak przymiotniki, oznaczają bowiem pewną cechę rzeczownika: ubrany (naczelnik), przysłany (Rosjanin), wisząca (groźba). Są to te imiesłowy przymiotnikowe, przed którymi są zbędne przecinki. Mam też wątpliwości, czy przed "z bronią przy pasie" jest potrzebny przecinek. Ale to nie zarzut, a jedynie wątpliwość.
avatar
Dobrze, że się spodobało, Janko :)
Dzięki za poprawki.
avatar
Dobra proza. Przypomniało mi się "Zmartwychwstanie" Tołstoja. Takie subiektywne odczucie.
avatar
Nie czytałem "Zmartwychwstania", Legionie. Zapoznałem się jednak z treścią. Zrozumiałem, jakie zauważyłeś podobieństwa.
Pzdr.
avatar
Uff :) Mogę się ciut, ciut pochwalić? Trochę się przedłużyło, ale już końcówka... 26 stycznia 2018 ukaże się wreszcie moja nowa pozycja (powyższy fragment pochodzi z niej): "Wileńszczyzna w miniony czas". No, długo trwała ta ciąża, ale się wreszcie urodzi :)
avatar
Ukazała się recenzja książki w Radio Nadzieja. Można odsłuchać pod linkiem:

https://www.youtube.com/watch?v=0TkdTPwkQSw
avatar
Jestem już po lekturze "Wileńszczyzny w miniony czas" :) Nie zawiodła moich oczekiwań!Spodziewałam się dobrej narracji i rzetelnie opisanych faktów, refleksji, dobrego humoru. Zaskoczyły mnie bardzo wzruszające rozdziały. Pierwszy raz podczas czytania Twoich książek ( a mam wszystkie w swojej domowej biblioteczce) "spociły mi się oczy". Piękne!

Bardzo podoba mi się recenzja programu Ministerstwo dobrych książek w Radio Nadzieja.

Polecam książkę wszystkim miłośnikom literatury faktu, biografii i wspomnień :)
avatar
Dziękuję, Piórko, za tak przyjemną dla mnie ocenę książki i komentarz :)
© 2010-2016 by Creative Media