Go to commentsMichaił Sałtykow-Ssiedrin - Ród Gołowliowych. Rozdział 2 - Jak to w rodzinie/2
Text 121 of 253 from volume: Tłumaczenia na nasze
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2019-04-07
Linguistic correctness
Text quality
Views1337

- O sierotkach mówił mu pan coś, Andrieju Osipyczu? - pyta doktora.

- Rozmawiałem.

- No i?

- A wciąż jedno i to samo. Jak wyzdrowieję, powiada, i testament, i papiery obowiązkowo wypiszę.


W jadalni zapada jeszcze bardziej przytłaczające milczenie. Panienki biorą ze stołu swoje kanwy, i ręce ich z wyraźnym drżeniem kładą ścieg za ściegiem; Arina Pietrowna jakoś tak bez nadziei wzdycha; lekarz przechadza się i poświstuje: *Fikołkami, fi-koł-ka-mi!*


- Ale mogliście powiedzieć mu to dosadniej!

- Czego jeszcze chcecie: podlecem będziesz, mówię, jak nie zabezpieczysz sierot. Taaak, matuchno, nóżka wam się wtedy powinęła! Miesiąc temu gdybyście mnie to wezwali, zrobiłbym mu i punkcję, a i o testament też bym zadbał zawczasu... A teraz wszystko dostanie się Judaszkowi, prawowitemu spadkobiercy... ani chybi!

- Babuniu, i co to będzie! - prawie ze łzami żali się pierworodna bliźniaczka, - i co ten wujek z nami wyprawia!

- Nie wiem, kochanie, nie wiem. Nie wiem nawet, co będzie ze mną. Dziś jestem jeszcze tutaj, a już jutro bóg wie gdzie... Może z woli nieba w szopce jakiej przyjdzie nocować, a może i u chłopka gdzieś w izbie!

- Boże! jaki ten nasz wujek głupi! - woła młodsza z sióstr.*)

- A pani, młoda damo, mogłaby swój języczek też powściągnąć! - zauważa doktor i, zwracając się do Ariny Pietrowny, dorzuca: - A wy, mateczko? To może niech pani spróbuje syna jakoś namówić!

- Nie, nie, nie! Nie chce! nawet widzieć mnie nie chce! Na dniach poszłam do niego na antresolę: na tamten świat już przyszliście mnie wyprawiać czy jak? powiada.

- Myślę, że to robota Ulituszki... To ona go przeciwko wam buntuje.

- Ona! tylko ona! I potem wszystko donosi Pijawce! Gadają, że nawet konie stoją u niego cały dzień do drogi gotowe na wypadek, jakby brat zaczął odchodzić! I przedstawcie sobie, jeszcze wczoraj wszystko spisała - nawet meble, rzeczy, naczynia: żeby boże broń co nie zginęło! To z nas, z nas te złodziejki chce zrobić!

- A pani by ją tak po wojskowemu... na łeb, na szyję, wie pani...


Nie zdążył jednak tej myśli rozwinąć, bo do jadalni już wpada dziewczyna cała zdszana i z przestrachem w głosie krzyczy:


- Prędko, do naszego pana! doktora wzywa!





Rodzina występująca w niniejszej powieści jest nam już znana. Starsza pani to nie kto inny jak Arina Pietrowna Gołowliowa; umierający właściciel dubrowińskiej posiadłości - jej syn, Paweł Władimirowicz; wreszcie dwie panienki, Aniusia i Liubusia - to jej wnuczki, córki nieboszczki Anny Władimirowny Ułanowej, tej samej, której jako matka kilkanaście lat temu *wyrzuciła ogryzek*. Od chwili, kiedyśmy ich ostatnio widzieli, minęło nie więcej jak 10 lat, tymczasem położenie naszych bohaterów tak się zmieniło, że nie pozostał nawet ślad owych sztucznych więzi, dzięki którym ród Gołowliowych zdawał się być czymś w rodzaju niezdobytej twierdzy. Opoka rodziny, wzniesiona niezmordowanymi rękoma Ariny Pietrowny, runęła, i to runęła dla niej samej tak niepostrzeżenie, że sama nie pojmując, jak do tego doszło, stała się współuczestniczką, ba! nawet jawną sprężyną tejże rujnacji, prawdziwym motorem której był, ma się rozumieć, Porfisza- Pijawka.


Z samowolnej i nieujarzmionej posiadaczki ziemskiej Arina Pietrowna stała się dzisiaj skromną bardzo rezydentką u najmłodszego syna, biernym domownikiem, nie mającym w sprawach zarządzania  żadnego głosu. Głowa jej się pochyliła, plecy zgarbiły, przygasły oczy, chód był niepewny, zniknęła gdzieś porywczość ruchów. Z braku innego zajęcia na stare lata nauczyła się różnych babskich robótek, ale i to niesporo jej idzie, bo myśl gdzieś buja - gdzie? - sama nie zawsze dojdzie, na pewno nie ma to jednak żadnego związku z jej dłubaniną. Posiedzi, podłubie igłą chwilkę - i ręce raptem same opadają, głowa odchyli się na oparcie fotela, i zacznie wspominać... Wspomina, wspomina, póki starcze odrętwienie nie ogarnie całej istoty. Albo wstanie i zaczyna chodzić po wszystkich pokojach i wciąż czegoś szuka, dokądś zagląda jak gospodyni, co przez całe życie klucze zawsze miała przy sobie, a teraz nie pojmuje, kiedy, gdzie i jak je zgubiła.


.......................................................

*) młodsza z sióstr bliźniaczek urodziła się - wiadomo - nieco później



  Contents of volume
Comments (3)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Dzięki Emilio za te interesujące teksty, które przenoszą nas w minione czasy.
avatar
Wracam, aby wstawić oceny.
avatar
Emilio nienaganny styl, ciekawie, nastrojowość i mijający czas. Masz dobre pióro. Z przyjemnością przeczytałam. Bajka37 To saga swoista, a te bardzo cenię. Bajka37.
© 2010-2016 by Creative Media