Go to commentsMichaił Sałtykow-Ssiedrin - Ród Gołowliowych. Rozdział 2 - Jak to w rodzinie/12
Text 131 of 253 from volume: Tłumaczenia na nasze
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2019-04-13
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views1355

Tymczasem Judaszek właśnie podjechał i na widok wyległej mu na spotkanie gromady pojął, że sprawy brata w Dubrowinie mają się już ku końcowi. Nieśpiesznie wysiadł z powozu, zamachał na służbę, która rzuciła się do całowania pańskiej rączki, potem złożył dłonie, i szeptem odmawiając modlitwę, zaczął powoli wchodzić po schodach. Twarz jego wyrażała i ból, i zdecydowaną pokorę. Jako człowiek cierpiał, lecz jako chrześcijanin - nie śmiał utyskiwać. Modlił się o *znak z nieba*, lecz przede wszystkim zsyłał na Opatrzność i jej wyrokom się podporządkowywał. Za nim w parze szli jego synowie; Wołodieńka przedrzeźniał ojca, składał pobożnie rączki, oczy wznosił pod niebiosa i poruszał wargami, Pietieńka zaś rozkoszował się widokiem przedstawienia, jakie dawał brat. Za nimi milczącą procesją postępowała czeladź.


Na ganku Judaszek pocałował mamunię w rączkę, potem w buzię i jeszcze raz w rączkę, poklepał miłego przyjaciela po talii i, smętnie pokiwawszy głową, rzekł:


- A wy wciąż przygnębieni! Niedobrze, moja droga, ach, jak niedobrze! Lepiej byście zapytali: co na to bóg? I bóg odpowie: oto ja w swej mądrości wszystko urządzę na lepsze - a ta narzeka! Ach, mamuniu, mamuniu!


Po czym po kolei wycałował obie swoje siostrzenice i z taką samą familiarnością w głosie powiedział:


- A wy, kozy, też we łzach! żebym tego więcej nie widział! proszę natychmiast się uśmiechnąć - i to już!


I zatupał na nie nogami, a raczej udawał, że tupie, bo tak naprawdę tylko tak dobrodusznie żartował.


- Spójrzcie tylko na mnie! - ciągnął. - Ja jako brat rozpaczam! Nie raz też zapłakałem... Żal Pawła, bardzo, do łez żal... Ale zapłaczesz - i opamiętasz się: a bóg od czego? Czyżby to lepiej od nas nie wiedział, co i jak? Pomyślisz tak - i zaraz nabierzesz otuchy. Tak właśnie powinni też czynić wszyscy! I wy, mamuniu, i wy, siostrzeniczki, i wy... każdy! - zwrócił się do służby. - Popatrzcie tylko na mnie, jaki ze mnie zuch!


I z tym samym wdziękiem zademonstrował, jaki to z niego zuch: wyprostował się, jedną nogę odstawił, pierś wypiął i odrzucił w tył głowę. Wszyscy uśmiechnęli się, ale jakoś kwaśno, jakby w duchu mówiąc; ocho! już pająk zaczyna prząść te swoje sieci!


Zakończywszy swój występ, Judaszek przeszedł do salonu i ponownie ucałował rączkę mamuni.


- A więc to tak, miły przyjacielu, mamuniu! - rzekł, sadowiąc się na kanapie. - Oto i brat Paweł...

- Tak, i Paweł... - cicho odparła Arina Pietrowna.

- Tak, tak, tak... Za wcześnie! za wcześnie! Przecie ja też, mamuniu, choć staram się ducha krzepić, lecz w sercu również... bardzo o brata się martwię! Nie lubił mnie, strasznie nie lubił - i może i za to też bóg go tak pokarał!

- W takiej chwili mógłbyś też mu tego i nie wypominać! Stare swary pora porzucić...

- Ja, mamuniu, dawno już żem o nich zapomniał! Tak tylko a propos powiadam: nie lubił mnie brat, a za co? - nie wiem! Już zdaje się i tak z nim próbuję, i owak, i wprost, i ogródkami, i *gołąbku*, i *braciszku* - a ten jak rak tylko wciąż cofa się przede mną, i tyle! Bóg jednak czuwał i niepostrzeżenie do kresu doprowadził!

- Ależ mówię ci: co o tym gadać! Toż on ledwo zipie!

- Tak, mamuniu, wielka to tajemnica - śmierć. Nie znacie ni dnia, ni godziny - ot, i cały sekret! Paweł wciąż miał jakieś plany, myślał, że tak już wysoko-wysoko stoi, że go i nie dosięgniesz, bóg zaś za jednym pociągnięciem wszystkie te jego mrzonki wniwecz obrócił. I rad by teraz może grzeszki swe naprawić - lecz te już w księdze żywota spisane. A co w niej wyryte, mamuniu, nieprędko wydrapiesz!

- Wszak skrucha będzie przyjęta!

- Życzyłbym tego, z serca bym tego bratu życzył! Nie lubił mnie - a ja do niego... Ja wszystkim dobra życzę! i nienawidzącym, i krzywdzącym - każdemu! Niesprawiedliwy był dla mnie - ot, i bóg go chorobą pokarał, nie ja, a bóg! A czy bardzo, mamuniu, cierpi?

- Tak sobie... trochę. Był lekarz wojskowy, nawet rokował nadzieje - skłamała matka.

- No, patrzcie, jak dobrze! To nic, moja droga! nie martwmy się! może i wróci do zdrowia! My tu o niego troskamy się i na Opatrzność narzekamy, a ten sobie pewno cichutko na pościelce siedzi i boga za ocalenie błogosławi!


Wizja ta tak mu się spodobała, że aż zachichotał.


- A przecie ja do was, mamuniu, w gości żem przyjechał, - kontynuował dalej, jakby prezent jej dawał, - nie można, gołąbeczko... tak, jak w rodzinie! Nie daj boże - mimo wszystko jako brat... i pocieszyć, i wydać rozporządzenia... wszak pozwolicie?

- Jakież to ja pozwolenia mogę dawać! sama tu jestem tylko gościem!

  Contents of volume
Comments (1)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Dzięki, za te swoiste klimaty z przeszłości, autorce.
© 2010-2016 by Creative Media