Go to commentsM. Sałtykow-Ssiedrin - Ród Gołowliowych, rozdz. III - Bilans rodzinny/15
Text 156 of 253 from volume: Tłumaczenia na nasze
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2019-05-09
Linguistic correctness
Text quality
Views1314

Nauki te trafiają do przekonania nie dlatego, by zawierały jakieś istotne argumenty, a z powodu, że Judaszek sam to już widzi, iż się zagalopował, i jednak lepiej będzie dzień zamknąć pokojem. Wstaje zatem ze swego miejsca, całuje rączkę mamuni, dziękując jej za *lekcję*, i poleca podać kolację, która mija w surowym milczeniu.


Jadalnia opustoszała, wszyscy rozeszli się do swoich sypialni. Dwór powoli cichnie, martwota pełznie z jednego pomieszczenia do drugiego i w końcu dociera do ostatniego bastionu, gdzie najdłużej opierał się rytuał życia, tj. do gabinetu pana. Judaszek wreszcie skończył z pokłonami, które długo w noc bił przed ikonostasem, i również położył się spać.


Leży Porfiry Władimirycz w pościeli, lecz oka nie może zmrużyć. Czuje, że przyjazd syna coś niezwykłego zwiastuje, i w jego umyśle już zawczasu rodzą się wszelakiej maści puste pouczenia. Mają one ten walor, że pasują do każdej sytuacji i nawet nie są zlepkiem zwartych myśli. Ni gramatycznej, ni syntaktycznej formy również nie wymagają: gromadzą się w głowie w postaci oderwanych aforyzmów i pojawiają na świat boży w takim porządku, w jakim nadpełzają na język, co ślina niesie. Jednak kiedy tylko zdarzy się w życiu jakiś casus inny niż wszystkie, w duszy Krwiopijcy podnosi się od ich napływu taki mętlik, że nawet sen nie może go uciszyć.


Nijak nie może zasnąć: całe kohorty bzdur obstąpiły jego wezgłowie i duszą go, piłują, mordują. Zagadkowy przyjazd Pietieńki właściwie niewiele go obchodzi, bowiem, cokolwiek by się nie stało, Pijawka na *wszystko* już jest przygotowany. Wie, że *nikt* go znienacka nie dopadnie i nie zaskoczy i *nic* nie zmusi go do odstąpienia od tej sieci jałowych i na wylot przegniłych komunałów, w którą się spowił od stóp do głów.


Nie istnieje dla niego ani szczęście, ani radość, ni nienawiść czy miłość. Cały świat w jego oczach to gotowa trumna, mogąca służyć jedynie za pretekst do ględzenia bez końca. Większej nie było katastrofy, niż ta, kiedy Wołodieńka targnął się na swoje życie, ale i to przetrwał. Była to bardzo smutna historia, ciągnąca się przez całe dwa lata. Całe dwa lata zmagał się Wołodia ze sobą; z początku okazywał dumę i twarde postanowienie, by nie prosić ojca o żadną pomoc; potem osłabła jego wola, zaczął błagać, udowadniać, grozić... I zawsze w odpowiedzi otrzymywał gotowy frazes, jak ten kamień podany głodnemu. Czy wiedział Judaszek, że to kamień a nie chleb - raczej wątpliwe; w każdym razie niczego innego nie miał, więc dawał jedynie to, co dać mógł. Kiedy Wołodia się zastrzelił, odprawił po nim mszę, zapisał w kalendarzu dzień jego śmierci i przyrzekł odtąd każdego 23. listopada celebrować nabożeństwo żałobne *i to z liturgią*. Czasami wszakże, kiedy także w nim podnosił głowę jakiś niewyraźny głos, mamroczący, że jakby nie było... rozwiązanie rodzinnego sporu przy pomocy samobójstwa... sprawa co najmniej podejrzana... kiedy tylko głos ten zaczynał go prześladować, wyprowadzał na scenę całą armię gotowych sentencji, przysłów i porzekadeł w rodzaju *bóg karze niepokorne dzieci*, *bóg sprzeciwia się zarozumialcom* itp., itp. - i uspokajał się.


Tak jest i teraz. Nie ma żadnych przecież złudzeń, że z Pietieńką dzieje się coś niedobrego, lecz co by się nie zdarzyło, on, Porfiry Władimirycz, powinien być ponad takie przypadki. Sam się zaplątałeś - sam też się wyplątuj; nawarzyłeś tego piwa - to je teraz wypij; lubisz zjeżdżać na saneczkach - to i pod górkę też je sobie ciągaj. Dokładnie tak: właśnie to samo powie mu jutro, cokolwiek by nie oświadczył mu syn. Co jednak będzie, jak Pietieńka, podobnie jak Wołodieńka, nie przyjmie kamienia zamiast chleba? Co, jeśli i on... Judaszek pluje na psa urok przy takiej myśli i przypisuje to podszeptom Złego. Przewraca się w pościeli z boku na bok, sili się zasnąć - i nie może. Tylko co zaczyna go sen morzyć - a tu nagle: i rad by do nieba sięgnąć, ale ręce przykrótkie, albo: tak krawiec kraje - jak mu materii staje... o, ja, na przykład... ty, na przykład... nadtoś w gorącej wodzie kąpany, a znasz to przysłowie: śpiesz się powoli? Obstąpiły go te nonsensy, pełzną, pchają, przyduszają. I nie śpi Krwiopijca pod brzemieniem pustej gadaniny, którą jutro ma nadzieję ukoić swoją duszę.


Nie śpi również Pietieńka, chociaż podróż porządnie go zmordowała. Ma kłopoty, które mogą zostać rozwiązane tylko tutaj, w Gołowliowie, lecz jest to taka sprawa, że nie wiadomo, jak się za to zabrać. Prawdę powiedziawszy, doskonale rozumie, że to całkiem beznadziejne, że wyjazd do ojca tylko pociągnie za sobą dodatkowe przykrości, ale w tym właśnie rzecz, że w człowieku jakiś ciemny instynkt samozachowawczy zagłusza wszelką logikę i wciąż popycha: próbuj wszelkich sposobów do końca! Po to właśnie tutaj przyjechał i zamiast jakoś zebrać się w sobie i być gotowym znieść każdą niedogodność, już od progu omal starego swego nie zwyzywał. Co ten przyjazd da? czy stanie się cud zamiany kamienia w chleb?


Nie prościej to wziąć rewolwer i przystawić go do łba: Panowie! niegodny jestem waszego munduru! przehulałem rządowe pieniądze! dlatego sam sobie wydaję sprawiedliwy i surowy wyrok! Trrrrrach! - i wszystko skończone! Wykreśla się z kadry oficerów *nieboszczyka* porucznika Gołowliowa! Tak, to byłoby stanowcze i... piękne. Koledzy powiedzieliby: nieszczęsny, dałeś się ponieść, lecz *szlachetny* z ciebie człowiek! On zaś, zamiast od razu postąpić w taki sposób, doprowadził do tego, że czyn jego stał się powszechnie znany - i oto dano mu urlop na ściśle wyznaczony termin po to, by wszystko, co przetracił, niezwłocznie zostało zwrócone. A potem - won z pułku! I aby osiągnąć ten cel, na końcu którego był haniebny finał dopiero co rozpoczętej kariery, pojechał do Gołowliowa, pojechał z pełnym przeświadczeniem, że dadzą mu tam - kamień!

  Contents of volume
Comments (3)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Fascynująca proza klasyczna, filozofia psychologia i samo życie.
avatar
Tak! Właśnie tak! I pisał to Wizjoner grubo przed Freudowską szkołą nowoczesnej psychologii!
avatar
Geniusz tym różni się od rzemieślnika, że zawsze wyprzedza czasy, w których wypadło Mu żyć. Dlatego ta proza jest tak uniwersalna!
© 2010-2016 by Creative Media