Go to commentsM. Sałtykow-Ssiedrin - Ród Gołowliowych, rozdz. IV - Siostrzeniczka/10
Text 172 of 253 from volume: Tłumaczenia na nasze
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2019-05-24
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views1254

- O tym też mówię. Pomyślimy i porozmawiamy, a potem pojedziemy. Błogosławiąc i modląc się do boga, nie zaś wszystko na łapu-capu! i byle tylko zbyć! Kto się śpieszy, diabła cieszy! Śpieszyć się trzeba do pożaru; u nas, dzięki bogu, nie pali się! Liubusi, na ten przykład, na jarmark śpieszno, tobie zaś gdzie? Chciałem jeszcze o taką rzecz spytać: mieszkać będziesz w Pogoriełce, czy tak?

- Nie, w Pogoriełce nie ma co.

- Też miałem ci to powiedzieć. Zamieszkaj u mnie. Będzie nam razem dobrze - i to jeszcze jak!


To mówiąc Pijawka patrzał na Aniusię tak maślanym wzrokiem, że aż poczuła się niezręcznie.


- Nie, wujku, nie zamieszkam u was. Nudy tutaj straszne.

- Ach, głuptasku, głuptasku! Też się uczepiłaś! Nudy i nudy - a od czego, sama pewnie nie powiesz! Kto ma zajęcie, moja droga, i kto sam sobą umiejętnie kieruje - ten nudy nie zazna nigdy. Na przykład ja: nawet nie zauważam, jak czas mija! W dzień powszedni kłopoty z gospodarstwem: tam popatrzysz, tu zajrzysz, owdzie jeszcze zajdziesz, pogadasz, porozmawiasz, rozważysz, jak i co - patrzysz, a tu i dzień cały zleciał! W święto zaś - do cerkwi! Tak też i z tobą będzie! Pomieszkaj z nami - i dla ciebie robota też się znajdzie, a jak nie - z Jewpraksiejuszką do kart zasiadaj, w duraka pograjcie, albo każ woźnicy sanie zakładać - i jedź, dokąd konie poniosą! A lato przyjdzie - do lasu pojedziemy na grzyby, jagody, maliny: na trawce herbatkę wypijemy!

- Nie, wujku, po próżnicy namawiacie!

- Posłuchaj mnie, zamieszkałabyś, mówię ci.

- Nie. - odpowiedziała stanowczo Aniusia i po chwili dokończyła, - Ależ jestem zdrożona tym dzisiejszym wyjazdem! Czy mogę pójść do siebie już się położyć?

- Można i lulu. I łóżeczko dla ciebie u mnie gotowe, i wszystko, co trzeba. Chcesz lulku - kładź się i odpoczywaj, bóg z tobą! A mimo wszystko zastanów się: cóż lepszego przed tobą jak nie Gołowliowo!


........................................................................................................................................................................


Noc Aniusia spędziła niespokojną. Nerwowa ekscytacja, jaka ją ogarnęła w Pogoriełce, nadal nie ustępowała.


Bywają chwile, kiedy człowiek dotąd jedynie *egzystujący*, nie wiadomo skąd raptem zaczyna czuć, że nie tylko żyje, ale i to, że w życiu jego tkwi również jakaś zadra; skąd się wzięła, w jaki sposób i kiedy konkretnie się pojawiła - w większości przypadków nikt nie potrafi tego do końca wyjaśnić, i najczęściej jej pochodzenie przypisuje się całkiem nie tym przyczynom, jakie ją rzeczywiście spowodowały. Ocena tego faktu nie jest potrzebna: wystarczy samo stwierdzenie, że zadra jest. Rezultat podobnego nieoczekiwanego odkrycia w odległych skutkach w praktyce jest różny zależnie od indywidualnych temparamentów. Jednych ludzi świadomość tej wewnętrznej rany odnawia i napełnia natchnionym pragnieniem rozpoczęcia nowej drogi na całkiem nowych osnowach, u innych zaznacza się jedynie chwilowym przemijającym cierpieniem, jakie w przyszłości nie dokona żadnego przełomu, choć pierwotnie przejawiać się może nawet bardziej dojmująco, niż u tych, co tę zadrę w sercu, wskutek podjętych fatanych decyzji, nieustannie czują przez całe dziesięciolecia, lecz zawsze z perspektywą choć jakichś jaśniejszych widoków na jutro.


Aniusia nie należała, niestety, do tych, co w wiedzy o własnym bólu znajdują siłę dla gruntownej odnowy, jednak, jako dziewczyna całkiem niegłupia, dobrze rozumiała, że między owymi jej marzeniami o uczciwej pracy dla chleba - marzeniami, jakie posłużyły za pretekst, by na zawsze porzucić Pogoriełkę - a sytuacją prowincjonalnej aktorki, w jakiej wraz z siostrą obie dzisiaj się znalazły, istnieje cała okropna przepaść. Zamiast cichego, wypełnionego trudem życia, wiodła burzliwe istnienie z niekończącą się hulanką, z nachalnym cynizmem i chaotyczną, bezcelową bieganiną. W miejsce wyrzeczeń i surowych warunków, z jakimi ongiś chciała się nawet godzić, spotkał ją względny dostatek a nawet zbytek, o czym dzisiaj nie mogła wspominać bez rumieńców gorącego wstydu. I wszystkie te zmiany zaszły jakoś dla niej zupełnie niepostrzeżenie: szła dokądś, zmierzając ku światłu, lecz zamiast do jednych drzwi, trafiła do całkiem innych. Pragnienia jej naprawdę wtedy były bardzo skromne. Ileż to razy, siedząc u siebie na facjatce, widziała siebie jako poważną panienkę pracującą, żądną wiedzy, mężnie znoszącą biedę i wyrzeczenia w imię dobra (co prawda słowo *dobro*, kto wie, czy miało dla niej jakieś określone głębsze znaczenie), jednak kiedy tylko wstąpiła na szerszą ścieżkę samodzielności, sama przez się złożyła się praktyka dnia powszedniego, jaka natychmiast w proch obróciła wszystkie te rojenia. Rzetelny trud nie przychodzi sam, podany na tacy, a należy go z uporem szukać i doń jakoś przygotowywać, jeśli nie całkiem, to choćby po części wspierając takim sposobem poszukiwania własnej drogi. Poważnym tym wymogom ni temperament Aniusi, ni jej wychowanie zupełnie nie odpowiadały. Charakter tej dziewczyny nie żarliwość wyróżniała, a tylko drażliwość, materiał zaś, jaki dało jej wykształcenie i z którym miała zamiar wejść w życie pełne pracy, tak był ubożuchny, iż nie mógł być fundamentem dla żadnej poważnej profesji.

  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media