Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2019-06-04 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 1262 |
Pop całkiem się spłoszył i aż poły riaski rozpuścił, widząc jednak, że Aniusia dosyć obojętnie pytanie przyjęła, podumał: *Ehe! widać naprawdę niczym takiej nie przejmiesz!* - i uspokoił się.
- To znaczy, jak to *nie były zwykłymi kobietami*?
- No, a to, że jakoby je całują, obejmują czy jak tam... Powiadają nawet, że kiedy nie chce się, i wtedy też muszą...
- Nie całują, a udają, że całują. A o tym, chce się czy nie - o tym nawet mowy nie ma na scenie, bo wszystko robi się jak w scenariuszu: co tam napisano, to i grają.
- A choćby i tak, to jednak... Niejeden z zaślinionym pyskiem pcha się, patrzeć na takiego nie można, a ty jemu usta podstawiaj!
Aniusia mimowiednie zaczerwieniła się; w jej wyobraźni raptem przemknęła ośliniona twarz dzielnego rotmistrza Papkowa, która właśnie się `pchała`, i, niestety, niekoniecznie według scenariusza!
- Całkiem nie tak to sobie przedstawiacie, jak to wygląda w sztuce! - odparła dosyć oschle.
- Oczywiste, my w teatrach nie bywaliśmy, ale, myślę, różnie z tym bywa. Często jednak oboje z mężem was, panienki, wspominamy i o was rozmawiamy; żal nam, bardzo nawet żal.
Aniusia milczała; pop siedział i skubał bródkę, jakby postanowił i on też swoje powiedzieć.
- Zresztą, pani, w każdym środowisku tak plusy, jak i minusy bywają, - w końcu rzekł, - ale człowiek z racji swojej niedoskonałości zachwyca się tymi pierwszymi, a o ostatnich stara się nie pamiętać. Po co to robi? otóż właśnie po to, pani, by owego upomnienia o powinnościach i życiu pełnym wyrzeczeń, jak tylko można, nie mieć przed oczyma.
Po czym, westchnąwszy, dodał:
- A najważniejsze, pani, to zachować swój skarb - czystość!
Batiuszka pouczająco spojrzał na Aniusię; popadia smętnie pokręciła głową, jakby mówiąc: Ale! gdzie tam!
- I właśnie ten skarb, jak się wydaje, w zawodzie aktorki zachować - rzecz dosyć wątpliwa. - ciągnął dalej.
Aniusia nie wiedziała, co na to powiedzieć. Powoli zaczynało jej się zdawać, że rozmowa tych prostodusznych dwojga o *skarbie* ma dokładnie tę samą wymowę, co gadki panów oficerów *kwaterującego w naszym mieście pułku* na temat *la chose*. W ogóle przekonała się, że tak tu, jak i tam w jej osobie wszyscy widzą zjawisko całkiem osobliwe, co do którego można się odnosić pobłażliwie, acz z niezbędnym dystansem, żeby się aby *nie ubabrać*.
- Czemu macie, ojcze, tak biedną cerkiew? - spytała, by zmienić temat.
- Nie ma skąd być bogatą - dlatego jest biedna. Dziedzice rozjechali się po swoich zajęciach, a chłopkom podnieść się nie ma z czego. Zresztą w całej parafii wszystkich owieczek ledwo 200 naliczysz.
- A dzwon jaki lichy! - westchnęła popadia.
- I dzwon, i cała reszta. Dzwon nasz, pani, najwyżej 15 pudów*) waży, a i to, jak na grzech, wziął i pękł. Nie dzwoni, a tylko brzęczy - aż wstyd. Nieboszczka Arina Pietrowna obiecała nowy, i jakby żyła, to i my z pewnością mięlibyśmy porządny dzwon.
- Powiedzielibyście wujkowi, że babcia obiecała!
- A, tak, mówiłem, pani, i prawdę mówiąc, natręctwo moje przyjął dosyć łaskawie. Ale nie mógł dać zadawalającej odpowiedzi: nic od mamuni nie słyszał, widzicie! nieboszczka nigdy mu o tym nie wspominała! Jakby coś słyszał, obowiązkowo jej wolę by spełnił!
- Jak nie słyszał? - przerwała popadia, - cała okolica o tym wie, a ten nie słyszał?!
- Ano, i tak żyjemy. Dawniej to chociaż była nadzieja, dzisiaj zaś całkiem bez perspektyw pozostajemy. Czasem to i służyć nie ma z czym: ni prosfory, ni wina mszalnego. O sobie to nawet nie mówimy.
Aniusia chciała wstać i się pożegnać, lecz na stole pojawiła się kolejna taca, na której były dwa talerze - jeden z rydzami, drugi z kawałkami kawioru - oraz butelka madery.
- Posiedźcie jeszcze! nie róbcie przykrości! prosimy skosztować!
Aniusia poddała się namowom, na szybcika przełknęła dwa rydzyki, lecz wina odmówiła.
......................................................................
*) 15 rosyjskich pudów - około 240 kg