Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2019-06-07 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 1314 |
I nagle coś jakby staruszkę olśniło.
- Matko święta! toż to było w post! Czekaj, momencik! zaraz tylko obliczę!
Zaczęły na palcach liczyć, policzyły raz, drugi i trzeci - i zawsze wychodziło akurat właśnie na post!
- Ano, tak, tak! To ci dopiero świętoszek! No, już ja mu teraz podokuczam, poczekaj-no tylko, moje złotko! Też mi mnich! tak się dać przyłapać! podokuczam mu! nie nazywam się Gołowliowa, jak mu nie przygadam! - żartowała rozweselona starsza pani.
Istotnie, jeszcze tego samego dnia podczas wieczornej herbatki we troje przy zarumienionej Jewpraksiejuszce kpinkowała sobie z Judaszka.
- Widzicie, jaki z naszego pana potulny baranek! a jaki wyciął numerek! Czyżby rzeczywiście wiatrem nadęło tę twoją Lalę? No, bratku, naprawdę zadziwiłeś mnie!
Pijawka z początku ze wstrętem wykręcał się na te niewybredne żarciki, lecz, przekonawszy się, że matka to mówi *życzliwie, jak w rodzinie*, *z duszy-serca* - sam także pomaleńku poweselał.
- Żartownisia z was, mamuniu! naprawdę, prawdziwa żartownisia! - kpił teraz z kolei on, tym niemniej, jak to było w jego zwyczaju, od udziału w naradzie familijnej na ten temat uchylił się.
- Czemuż to *żartownisia*! musimy o tym poważnie pomówć! Toż to taka nowina! To wielka *tajemnica* - ot, co ci powiem! I chociaż nie jest tak, jak powinno być, to mimo wszystko... Nie! trzeba to bardzo, ale to bardzo wszystko w detalach przemyśleć! Jak uważasz: tutaj będzie rodzić, czy powieziesz ją do miasta?
- Ja nic nie wiem, mamuniu, o niczym, duszko, nie wiem! - wyślizgiwał się Krwiopijca. - Szelmutka z was, prawdziwa żartownisia!
- W takim razie czekaj, kochaneczko! już my tu same ze sobą wszystko obgadamy! Jak i co - w każdych szczegółach rozważymy i spokojnie ustalimy! Przecie to chłopy - im w głowach tylko jedno, a potem, babo, radź sobie sama, jak możesz!
Dokonawszy tego swojego niecodziennego odkrycia, Arina Pietrowna poczuła się jak ryba w wodzie. Cały wieczór przegadała z Jewpraksiejuszką i nagadać się nie mogła. Aż jej rumieńce rozgorzały i oczy rozbłysły tak jakoś młodo.
- Toż ty, gołąbko, co myślałaś? - przecież to... stan błogosławiony! - obstawała przy swoim. - Bo choć i nie jest tak, jak należy, mimo wszystko po prawdzie... Tylko, synu, uważaj! Jak wyjdzie, że to było w post - boże uchowaj! - wyśmieję ciebie! i w świat to pójdzie!
Następnego dnia zawezwały na naradę również Ulituszkę. Wpierw pogadały o sprawie, co i jak; może by tak zrobić płukanie jakieś albo maścią jakąś brzuch natrzeć, potem zaś wróciły do ulubionego tematu i wciąż na palcach wyliczały - i zawsze wychodziło właśnie jak raz na post! Jewpraksiejuszka, zapłoniona jak ten mak, nie przeczyła, a tylko tłumaczyła się swoim położeniem.
- Ja tutaj co! - perswadowała. - Moja rzecz robić to, co *oni* każą! Jak pan przykaże - czy to baba może się przeciwić!
- No, no, jaka owieczka boża! nie merdaj ogonkiem! - kpinkowała Arina Pietrowna. - Sama pewno...
Słowem, kobiety zajęły się tym wszystkim z lubością. Staruszka przypomniała sobie cały szereg podobnych zdarzeń z przeszłości i, naturalnie, nie omieszkała o nich opowiedzieć. Na początek o swoich własnych przeżyciach i przejściach, kiedy sama była brzemienna. Jak męczyła się strasznie z pierworodnym Stiopką-obibokiem*), jak będąc w ciąży z synkiem Pawłem na rozstawnych koniach jeździła do Moskwy, aby tylko nie opuścić dubrowińskiej licytacji, i jak przez to później omal na tamten świat się nie przeniosła, itd., itd. Każdy stan błogosławiony i poród był jakoś inny; jeden tylko był łatwy - ten, kiedy na świat przyszedł Judaszek.
- Wprost nawet nic nie czułam tej ciąży! - mówiła. - Siedzę sobie, bywało, i dumam: Matko! czy to możliwe, że ja brzemienna! A jak nadeszła pora, położyłam się tak na momencik na łóżku, i już sama nie wiem kiedy, raptem nastąpiło rozwiązanie! To było dla mnie najlżejsze dziecko! Naj-naj-najłatwiejsze!
Potem zaczęły się opowieści o dziewkach ze dworu: ile z nich sama*przyłapała*, ile wyśledziła przy pomocy swoich zauszników, a przede wszystkim dzięki Ulituszce. Starcza pamięć z zadziwiającą wyrazistością zachowała wszystkie te wspomnienia. W całej jej szarej przeszłości, całkowicie zaabsorbowanej przez drobne, średnie i wielkie ciułactwo, jedynym kolorowym romantycznym zajęciem, budzącym jakąś żywszą strunę, było szpiegowanie i śledzenie cielesnych żądz wśród własnej służby.
...............................................
*) Stiopka-obibok - najstarszy syn Ariny Gołowliowej. To jego pijane losy otwierają tę powieść (patrz M. Sałtykow-Ssiedrin *Ród Gołowliowych* rozdz. I - *Sąd rodzinny* szukaj w dziale proza na www.latarnia-morska.eu)