Go to commentsM. Sałtykow-Ssiedrin - rozdz. V - Niedozwolone uciechy rodzinnego życia/9
Text 192 of 253 from volume: Tłumaczenia na nasze
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2019-06-14
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views1257

................................................................................................................................................................................


7:00 wieczorem. Pijawka zdążył się po obiedzie już porządnie wyspać i siedzi właśnie w gabinecie, pstrząc nieskończonymi wyliczeniami całe strony papieru. Tym razem zajmuje go zagadnienie: ileż by to miał dzisiaj pieniędzy, gdyby mamunia nie wzięła tych jego stu rubli, podarowanych mu przez dziadka Piotra Iwanycza ,,na pierwszy ząbek,,*), a zamiast tego złożyła je na procent na koncie małoletniego Porfiszki? Wychodzi z tych obliczeń niewiele: wszystkiego 800 rubli w asygnatach.


- Załóżmy, że kapitał to i nieduży, - przelewa z pustego Judaszek, - dobrze jest jednak wiedzieć, że coś w kieszeni na czarną godzinę masz. I jak coś ci trzeba - wziąłeś to i już. U nikogo żeś nie prosił, nikomu nie czapkował - wziąłżeś swoje, przez swoją krew darowane; miałeś to jeszcze od dziadka! Ach, mamuniu, mamuniu! jakżeście to tak bez zastanowienia mogli uczynić!


Ano, tak! Porfiry Władimirycz po wszystkich tych trwogach, co to niedawno jeszcze tak paraliżowały jego bezmyślność, ponownie się uspokoił. Te osobliwe przebłyski sumienia, zbudzone kłopotami, jakie przed nim stanęły za sprawką ciąży Jewpraksiejuszki i nieoczekiwanej śmierci Ariny Pietrowny powoli gdzieś całkiem zanikły. Pustka w głowie i tutaj odegrała swoje znane skrzypce, i z pomocą niebywałego wysiłku w końcu udało się Krwiopijcy przeczucie *nieszczęścia* jak zawsze utopić w odmętach jałowego ględzenia. Nie można powiedzieć, że z premedytacją się na coś wreszcie zdecydował, nie - po prostu ot, tak, sama przez się przypomniała mu się stara ulubiona formułka: *O niczym nic nie wiem! Na nic nie pozwalam i na nic się nie godzę!*, formułka, do której zawsze w trudnych sytuacjach uciekał, i która szybko położyła kres jego wewnętrznemu chaosowi, jaki na pewien czas nim zawładnął. Obecnie patrzył na zbliżające się rozwiązanie jak na coś, co z nim nie miało nic wspólnego, i z tego powodu także swej twarzy starał się przydać beznamiętnego i nieprzeniknionego wyrazu. Jewpraksiejuszkę nieledwie ignorował i nawet nie nazywał jej po imieniu, a jeśli kiedykolwiek o nią zapytał, wyrażał się tak: *No, a co tam z TAMTĄ słychać... wciąż jeszcze choruje?* Słowem hartu okazał tyle, że nawet Ulituszka, która w twardej szkole pańszczyzny wyszlifowała wszelkie nauki o ludzkim sercu - nawet i ta pojęła, że walczyć z takim do wszystkiego zdolnym i na wszystko gotowym człowiekiem nie ma sensu za grosz.


Gołowliowski dwór tonie w mroku; tylko w gabinecie pana i w dalekim na uboczu pokoiku Jewpraksiejuszki pełgają niewyraźne światła. W Judaszkowej połowie domu panuje cisza, przyrywana stukiem przesuwanych kulek liczydła i szelestem ołówka, którym Pijawka skrzętnie zapisuje swoje obrachunki. I raptem, pośród powszechnego milczenia z oddali dobiega rozdzierający jęk. Porfiry Władimirycz wzdryga całym sobą; usta momentalnie drżą; ołówek rysuje długą krechę.


- 121 rubli plus 12 rubli i 10 kopiejek... - szepce Judaszek, siląc się zagłuszyć przykre wrażenie, jakie wywołał tamten krzyk.


Ale jęki te powtarzają się coraz częściej i w końcu stają się niespokojne. W ich akompaniamencie rachunki robią się na tyle trudne, że Krwiopijca wreszcie porzuca swoje biurko. Początkowo spaceruje z kąta w kąt po gabinecie, starając się nie słuchać; ciekawość jednak nad całym tym jego popiołem wreszcie bierze górę, więc cichcem uchyla drzwi, wysuwa głowę w ciemność sąsiedniego pokoju i wyczekująco nadsłuchuje.


*Matko! Pewnie zapomnieli zaświecić kaganek przed ikonką ,,Utul me smutki,,!* - przemyka mu przez myśl.


Lecz oto dobiegły z korytarza czyjeś pośpieszne kroki. Porfiry Władimirycz natychmiast cofnął głowę, ostrożnie przymknął drzwi i na paluszkach chyłkiem podbiegł do świętego obrazu. W jednej chwili był już *w swojej formie*, tak, że kiedy do pokoju wpadła Ulituszka, zastała go na kolanach całego rozmodlonego, ze złożonymi do pacierza rączkami.


- Żeby nam aby Jewpraksiejuszka nie zmarła! - wypaliła, nic nie zważając na cud mistycznej tej chwili.


Krwiopijca nawet się do niej nie odwrócił, a jedynie pośpieszniej poruszył wargami i zamiast odpowiedzi zamachał ręką, jakby opędzając się przed dokuczliwą muchą.


- Co tak ręką trzęsiecie! źle z nią, mówię! z Jewpraksiejuszką! tylko patrzeć, jak ducha bogu wyzionie! - tępo parła swoje Ulita.


Tym razem odwrócił się, lecz twarz miał tak spokojną, rozanieloną, jakby dopiero co miał widzenie u samego Pana, na bok odłożywszy wszelką ziemską marność - i całkiem nie pojmuje, z jakiego powodu można go tak nękać.


- Chociaż to i grzech łajać po modlitwie, jednak jako człowiek nie mogę nie zbesztać: ileż to ja razy żem wszystkich was prosił nie przeszkadzać mi podczas pacierza! - powiedział stosownym do stanu rozmodlenia głosem, pozwalając sobie jednakowoż pokiwać z dezaprobatą głową na znak chrześcijańskiego wyrzutu.


..........................................................


*) 100 rubli ,,na pierwszy ząbek,, - pieniądze od dziadka dla malutkiego, w kołysce, bezzębnego jeszcze Judaszka

  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media