Go to commentsM. Sałtykow-Ssiedrin - rozdz. V - Niedozwolone uciechy rodzinnego życia/12
Text 195 of 253 from volume: Tłumaczenia na nasze
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2019-06-17
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views1266

Pop nie zaoponował, lecz od pochwały też się wstrzymał, nijak bowiem nie mógł pojąć, do czego Judaszek pije.


- Często widzimy, że ludzie popełniają grzech nie tylko myślą, ale także dokonują czynów przestępczych - i wszystko z braku głowy. Ciało wiedzie na pokuszenie, a jak nie ma rozsądku - chwila i ot, i spada człowiek w otchłań. I słodziutkiego byś chciał, i wesolutkiego, i przyjemniutkiego, a zwłaszcza jeśli to płeć żeńska... jakżeż to tutaj bez rozumu się uchować! Jeżeli jednak pomyślunek masz, to bierz kamforkę, maść jakąś; tam potrzyj, owdzie posyp - patrzysz, a tu po pokusie już ani śladu!


Judaszek zamilkł, jakby wyczekując, co na to batiuszka, ten jednak nadal nie wiedział, na co te gadki, dlatego tylko chrząknął i bez żadnego sensu powiedział:


- Na przykład u mnie na podwórzu kury... Grzebią się, krzątają ze słońcem; biegną, miotają się, miejsca nigdzie znaleźć sobie nie mogą...

- I wszystko dlatego, że ani ptaki, ani zwierzęta czy gady - rozumu nie mają. Na przykład ptak - cóż to takiego? Ani się o coś martwi, ani smuci - lata sobie i tyle! Ot, niedawno widzę przez okno: wróble dziobią sobie w nawozie - i to im wystarcza! Człowiekowi tego mało!

- Jednak niekiedy nawet *Pismo święte* na ptactwo niebiesne zwraca uwagę!

- Niekiedy również - to prawda. Wówczas, gdy i bez rozumu wiara ratuje człowieka - wtedy naśladujemy ptaki. Modlimy się do boga, wiersze piszemy...


Porfiry Władimirycz umilkł. Z natury swej był urodzonym paplą, i tak naprawdę już-już na końcu języka miał zdarzenie dnia, ale chyba nie dojrzała jeszcze forma, w jakiej w przyzwoity sposób mógłby ująć swe wylewne wynurzenia na tak ryzykowny temat.


- Kurom rozsądek niepotrzebny, - wreszcie rzekł, - bo nie mają pokus. Albo, ściślej mówiąc, mają, lecz nikt je za to nie karze. Wszystko jest u nich naturalne: ni własności, której strzec trzeba, ni zatwierdzonych prawem małżeństw, a więc także wdowieństwa. Ani przed bogiem, ni przed naczalstwem odpowiadać nie muszą: jednego mają dyrygenta - koguta!

- Tak! tak! Jest tak, jak powiadacie! Kogut w stadzie jak ten sułtan turecki!

- Człowiek wszystko sobie urządził tak, że nic nie ma w nim z natury, dlatego potrzebuje wiele roztropności. I samemu, żeby nie popaść w grzechy, i by innych na pokuszenie nie wodzić. Dobrze mówię, ojczulku?

- Święta to prawda. W *Biblii* nakazują oko mamiące wyłupić.

- Jeżeli rozumieć to dosłownie; można też jednak, nie wykłuwając niczego, tak robić, by nie wodziło nas wcale. A więc zwracać się częściej do modlitwy, żądze cielesne poskramiać. Dla przykładu ja: swoje lata mam, i nie można powiedzieć, żebym był stary... No, i trzymam we dworze służbę... i niczym się z tego powodu nie trapię. Rozumiem, że bez służących ani rusz - więc ich zatrudniam! I mężczyzn, i kobiety - wszystkich! Kobiety w domu też potrzebne. Do piwnicy pójść, herbaty nalać, zarządzić zakąski... no, i bóg z nimi! One swoje sprawy mają, ja swoje... tak też i żyjemy!


To mówiąc, Pijawka starał się patrzeć popu prosto w oczy, batiuszka z kolei ze swojej strony również czynił spore wysiłki, by wzrokiem nie umykać. Szczęściem między nimi stała świeca, tak że do woli mogli na siebie patrzeć i widzieć tylko jej płomyk.


- A przy tym ja jeszcze myślę tak: jeżeli ze służącą wejść w bliskie stosunki - to ta niechybnie w domu zacznie się szarogęsić. Pójdą swary, nieporządki, zacznie się przekora i impertynencje: ty słowo - ona dziesięć... Ja od tego stronię.


Ojczulkowi aż w oczach zaćmiło - tak uważnie patrzył na Krwiopijcę. Dlatego też, czując, że laicka przyzwoitość wymaga, by współbiesiadnik choć od czasu do czasu wtrącał jakieś słowo, pokiwał głową i powiedział:


- Tss...

- A jeśli przy tym postępować tak jak inni... ot, jak sąsiad mój, szlachcic Anapietow, na przykład, lub jak ten drugi, Utrobin... to i do grzechu niedaleko. U Utrobina, proszę, ze sześcioro bachorów po podwórzu lata... A ja tego nie chcę. Ja powiadam tak: skoro bóg zabrał moją świętą połowicę, mego anioła stróża, widać taka była jego wola, bym pozostał wdowcem. A skoro już jestem z łaski Najwyższego wdowcem, to widocznie powinienem wdowieć z honorem i łoża swego nie bezcześcić. Dobrze mówię, batiuszko?

- Ciężko, panie!

- Sam wiem, że ciężko, a jednak mimo wszystko spełniam ten nakaz. Ktoś powie: ciężko! ja zaś mówię: im trudniej, tym lepiej, byleby bóg umocnił nas w swym postanowieniu! Nie każdemu jeno słodziutkiego i łatwiutkiego - ktoś też musi i dla boga się potrudzić! TUTAJ siebie okiełznasz - a TAM ciebie wynagrodzą! TU nazwą to ciężarem, a TAM zasługą! Sprawiedliwie mówię?

  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media