Go to commentsM. Sałtykow-Ssiedrin - rozdz. V - Niedozwolone uciechy rodzinnego życia/14
Text 197 of 253 from volume: Tłumaczenia na nasze
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2019-06-19
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views1164

- No, więc posłuchaj mnie, - zaczął Judaszek - modliłem się do boga i wczoraj, i dziś, i wychodzi na to, że nijak inaczej być nie może jak tylko tak, że Wołodźkę jakoś gdzieś urządzić trzeba!

- Wiadomo, musowo urządzić należy! Nie szczenię - w błoto nie wyrzucisz!

- Cicho, poczekaj, daj słowo powiedzieć... zadzioro jedna! No! Tak więc ja też tak mówię: chciał - nie chciał, a Wołodźkę gdzieś urządzić musimy. Pierwsza nasza rzecz - Jewpraksiejuszkę ochraniać, a druga - malca na ludzi wyprowadzić.


Porfiry Władimirycz spojrzał na Ulituszkę, pewnie licząc, że teraz to już sobie z rozkoszą pogawędzą na ten tak pasjonujący temat, lecz ta przyjęła to nie tylko całkiem zwyczajnie, a wręcz cynicznie.


- To kto - ja mam go wieźć do tego sierocińca? - wypaliła, patrząc mu prosto w oczy.

- Ach-ach! - wstawił swoje Krwiopijca. - Jużeś sama zarządziła... jak ta trajkotka nakręcona! Ach, Ulitka, Ulitka! zawsze ci tylko w głowie szast-prast! zawsze byle tylko chlapnąć ozorem, palnąć z głupia frant! A skąd ty wiesz: może ja nawet nie o sierocińcu zamyślam? Może tak... coś innego dla Wołodźki planuję?

- To i co, że coś innego? to i tak nic takiego!

- Toteż ja i mówię: choć z jednej strony i żal chłopczyka, jednak z drugiej, jak się nad tym dobrze zastanowić i mądrze pomyśleć - wychodzi, że w domu trzymać go nie można!

- Wiadoma rzecz! co by na to ludzie powiedzieli? Zaraz by się pytali: a skądżeż to w gołowliowskim dworze cudzy dzieciak?

- To także, ale jeszcze i to: korzyści ni pożytku dla niego w naszym domu nie będzie. Matka młoda - rozpieści, ja stary, choć i piąte koło u wozu, a za wierną służbę jego mamy... tak samo! Już-już masz go skarcić - a tu i serce zmięknie. Gdzie mało by było porządnie skórę mu złoić, to, tamto, owo... babskiego płaczu, a krzyków nie uniknąć - to i machniesz na to wszystko ręką! Czyż nie tak?

- Dobrze prawicie. Uprzykrzy się.

- Ja zaś chciałbym, żeby wszystko u nas było miluchno. Żeby z niego, z Wołodieńki, z czasem porządny człowiek wyrósł. I bogu sługa, i cara wierny poddany. A już jak Opatrzność chłopkiem go powoła, to żeby rolę umiał uprawiać... Kosić, orać, drwa rąbać - wszystkiego po trochu. A jeśli bóg wybierze dla niego jakiś inny stan, to rzemiosło jakieś żeby poznał, nauki... Stamtąd, powiadają, niektórzy zostają nawet nauczycielami!

- To niby ci z sierocińca? generałów z nich robią!

- Generałów nie generałów, ale jednak... A nuż i z Wołodieńki znakomitość jakaś wyrośnie! A wychowują ich tam wspaniale! Wiem to dobrze! Łóżeczka czyściutkie, mamki jak ta rzepa, koszuleczki na dzieciaczkach bielusieńkie, śliniaczki, smoczki, pieluszeczki... słowem wszystko!

- Czego jeszcze chcieć... dla bękartów!

- A jakby i na wieś jakąś na wychowanie trafił - no, cóż, bóg z nim! Do pracy z maleńkości go przyuczą, a przecie trud to to samo, co nasza modlitwa! Na ten przykład my - my modlimy się prawdziwie, jak się należy! klękamy przed świętym obrazem, czynimy znaki krzyża, a jak nasza modlitwa bogu miła, prośby nasze będą wysłuchane! Chłopek zaś - ten się trudzi w pocie i w znoju! Niektóry może rad by pomodlić się jak szlachcie przystoi, jednak tyle ma tego wszystkiego do roboty, że nawet w święto czasu brak, by z tym kieratem nadążyć. Bóg wszak widzi jego starania i za pracę nagradza jak nas - za modlitwę. Nie każdemu żyć w pałacach a po balach skakać - musi też ktoś i w kurnej izdebce pomieszkać, za matką-ziemią pochodzić i o nią zadbać! Szczęście zaś, no, cóż - to jeszcze babka na dwoje wróżyła, gdzież ono jest? Niejeden to i w pałacach i w królewskich wygodach jak ten pączek w maśle żyje, a gorzkie łzy leje, wylewa, inny zaś w słomie, choć chleb z solą tylko zajada, kwaskiem*) popija, a czuje się jak w raju! Dobrze mówię?

- Pewnie, że jak w raju!

- No, więc, gołąbko, zrobimy tak. Weź malutkiego urwisa Wołodźkę, opatul go cieplutko a wygodniutko i żywo jedź z nim do Moskwy. Przykażę przygotować dla was krytą kibitkę, zaprząc ją w dwa koniki, a drogi teraz gładkie, równe: ni wybojów, ni kolein - nic tylko jeździć! Uważaj tylko: żeby mi wszystko było, jak się patrzy! Po mojemu, po gołowliowsku... jak JA lubię! Smoczuszeczek żeby był czyściutki, buteleczka... Koszuleczek, prześcieradełek, powijaczków, pieluszeczek, kocyków, becików - żeby wszystkiego było do syta! Bierz! Rozkazuj! a nie dadzą, to mnie starego za boki - do mnie ze skargą przychodź! A jak już przyjedziesz do Moskwy - w zajeździe się zatrzymasz! Prowiantu, herbatki, cukru - wszystkiego tam żądaj! Ach, Wołodźka, Wołodźka! i na jaki grzech to nam przyszło! I żal rozstawać się, ale cóż, bratku, robić! Sam później swoją korzyść zobaczysz, sam będziesz dziękować!


................................................


*) kwaskiem popija - popija kwasem chlebowym

  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media