Go to commentsM. Sałtykow-Ssiedrin - Ród Gołowliowych rozdz. VI - Na wymarciu
Text 199 of 253 from volume: Tłumaczenia na nasze
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2019-06-21
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views1304

Agonia Judaszka w Judaszku rozpoczęła się od tego, że rezerwy okazji do pustosłowia, jakich dotychczas tak ochoczo nadużywał, wyraźnie dzień po dniu stopniały. Wszystko wokół niego opustoszało: jedni pomarli, inni - odeszli. Nawet Aniusia ze swoją żałosną przyszłością wędrownej aktorki, nawet ta nie dała się skusić gołowliowskimi rozkoszami, uciechami i swobodą. Jako jedyny słuchacz pozostawała mu już jedna tylko Jewpraksiejuszka, lecz chociaż była to zawsze rezerwa bardzo ograniczona, to i w niej zaszła jakaś przemiana, coś w niej pękło i natychmiast dało o sobie znać, raz na zawsze przekonując Pijawkę, że tamte, tak piękne dlań dni, już przeminęły z wiatrem.


Do tej pory tak była bezbronna, że Porfiry Władimirycz mógł ją tłamsić bez żadnych skrupułów, jak tylko chciał. Za sprawą skrajnej swej naiwności i wrodzonej wiotkości charakteru nawet nie czuła tej tyranii. Dopóki Judaszek kalał swój język godzinami, ta biernie patrzyła mu w oczy i myślała sobie o czymś całkiem innym. Teraz raptem jakby coś zrozumiała, i najbliższym rezultatem tej zbudzonej zdolności pojmowania był jej nagły, jeszcze nieuświadomiony, lecz zły i nieprzezwyciężony wstręt.


Ostatni pobyt panienki z Pogoriełki widocznie nie przeszedł dla Jewpraksiejuszki bez echa. Chociaż nie mogła jasno zdać sobie sprawy, jakiego rodzaju ból zbudziły w niej przypadkowe rozmowy z Aniusią, poczuła jednak wyraźny wstrząs. Nigdy przedtem nie przychodziło jej do głowy pytanie, czemu to pan, jak tylko spotka żywego człowieka, zaraz zaczyna go oplątywać całą siecią porwanego gadulstwa, o które nie da się zaczepić, a które sprawia, że robi się nie do zniesienia ciężko. Teraz było dla niej już jasne, że Krwiopijca tak naprawdę nie tyle rozmawia, ile *tyranizuje* i że, w konsekwencji, należałoby go w końcu *osadzić na miejscu*, dać do zrozumienia, że także na niego nadeszła pora *znać granice*. I oto zaczęła się wsłuchiwać w te jego bezbrzeżne tyrady i rzeczywiście jedno z tego tylko pojęła: że on się tak pastwi, dokucza, załazi za skórę.


*A panienka mówiła, że nawet sam nie wie, po co tyle gada, - rozmyślała, - nie, to zło tak w nim kipi! Dobrze wie, który człowiek nie ma przed nim żadnej obrony - to i wykręca nim, jak tylko chce, wedle swojej upodoby!*


Zresztą nie to było najważniejsze. Najważniejsze, że przyjazd Aniusi obudził w Jewpraksiejuszce instynkt młodości. Dotychczas instynkt ten tylko tępo przebłyskiwał, dzisiaj rozgorzał gorąco i przemożnie. Wiele zrozumiała z tego, do czego dawniej odnosiła się obojętnie. Na przykład to: czemu Aniusia nie zgodziła się zostać w Gołowliowie, a powiedziała wprost: strasznie! Dlaczego? - a dlatego, że po prostu jest młoda, że chce się jej *żyć*. I ona też, Jewpraksiejuszka, jest młoda... Tak, młoda! To tylko tak się zdaje, że młodość jej sadłem obrosła - często, i to bardzo żywo, też daje o sobie znać! I przywołuje, i mami, to zacichnie, to znów całą rozpłomieni. Sądziła, że przy Krwiopijcy jakoś to będzie, ale teraz... *Ach, ty zgnilizno stara! Widzicie go, jak się to obszedł!* Jak dobrze by było pożyć teraz z miłym, tylko z prawdziwym, młodzieńkim. Objęliby się, obalili na siano, zacząłby ją całować-miłować, słówka pieszczotliwe szeptać na uszko: *ach, ty cukiereczku słodziusieńki!* Ty Kościeju*) przeklęty! też mi się znalazł! - starymi gnatami chce się przypodobać! Uważaj ino sobie! panienka pogorielska też ma jakiegoś zucha rówieśnika! Najpewniej ma! Dlatego tak swój tren w sukni podebrała i pognała stąd, gdzie oczy poniosą. A ty siedź, głupia, w czterech ścianach i czekaj, aż jemu, temu staremu dziadydze ochota przyjdzie!...*


Naturalnie, nie tak od razu Jewpraksiejuszka dała znać o swoim buncie, ale, raz wszedłszy na tę ścieżkę, parła nią dalej już niepowstrzymanie. Szukała zwady, przypominała wczorajszą przecież przeszłość. Gdy Pijawka tymczasem nawet nie podejrzewał, że dojrzewa w niej ta ciemna krecia robota, ta milcząco i w każdej sekundzie rozpalała się w nienawiści.


Najpierw były ogólne pretensje w rodzaju *cudzą młodość wykorzystał!*, potem nastała kolej na porównania. *W Mazulinie u pana Piełagiejuszka jest ekonomką; siedzi se, nic nie robi, w jedwabiach paraduje. Ani do obory, ni do piwnic nigdzie nie chodzi - całymi dniami przesiaduje u siebie w pokoiku i paciorkami suknie wyszywa!* I wszystkie te krzywdy i protesty kończył jeden wielki krzyk:


- I jakże się teraz moje serce przeciwko tobie, gadzino podła, rozpaliło! tak rozpaliło! tak rozpaliło!


Do tego najważniejszego powodu dołączył jeszcze inny, tym bardziej ważki, że mógł posłużyć jako znakomita zaczepka i pretekst do rozpoczęcia każdej batalii. Było to wspomnienie niedawnego połogu i zniknięcie syneczka Wołodźki.


........................................................................................................................................................................


*) Kościej - Kościej Żelazny Nieśmiertelny; złowroga postać z baśni rosyjskich po stronie Zła



  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media