Go to commentsListy przyjaciółek, Maryni & Nastki (7). Pół żartem, pół serio
Text 9 of 12 from volume: Teksty epistolarne
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2021-02-04
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views669

Cześć, Nastka, witają Cię Kazaniowie!


Ciągle szczęśliwi, że razem i tak nam już zostanie. A to dzięki Tobie, moja kochana. Gdyby nie Ty, nawet na myśl by mi nie przyszło zmieniać swego życia. Dzięki Tobie zmieniłam i stało się ono dla mnie takie cudowne, pełne ciepła i radości. Ogromnie Ci dziękuję, że mnie pchnęłaś na właściwe tory.


Teraz już potrafię cieszyć się każdym dniem, każdą najdrobniejszą nawet rzeczą, a uśmiech niemal bez przerwy gości na mojej twarzy. Do pełni szczęścia brakuje mi jedynie Brona. Martwię się o niego. Że też mu się zachciało na stare lata walczyć o polską rację stanu. No, niby nie do końca walczyć, bo on lekarz, ale jednak. Lekarz wojskowy to też żołnierz i też narażony jest na niebezpieczeństwo. A swoją drogą, co ma polska racja stanu do takich Talibów w Afganistanie? Nie znam się na tej wielkiej polityce, ale czasami wydaje mi się, że dzisiejszy świat zwariował, a wszystkim politykom oczy makiawelistycznym bielmem zaszły. Politycy gonią za władzą za wszelką cenę, zupełnie nie bacząc na naród, na swoich wyborców. Baczą jedynie na możnych tego świata. Na co dzień aż nadto wyraźnie widać, iż nie przebierają w środkach, dążąc do celu, czyli do zaspokojenia swojego narkotycznego głodu władzy. Wierz mi, brzydzę się politykami… Brrr!!! Toż to hieny. W większości. Tylu naszych biednych żołnierzy już zginęło na nie naszej wojnie, w Iraku, teraz w Afganistanie… I w imię czego, się pytam? W imię polskiej racji stanu? Toż to czyste pieprzenie w bambus, że się już tak brzydko wyrażę. Racji władzy tych, co u władzy, to tak, ale nie narodu. Niechaj więc nie pieprzą górnolotnie… Kurka wodna! Ależ się wnerwiłam! A niechby tym szurniętym fanatykom talibskim udało się wtargnąć do naszego obozu? Chryste, nawet nie chcę o tym myśleć.


Nastusiu, wybacz mi, że pozwoliłam sobie na takie wywnętrzanie się, ale przed kim mam się wywnętrzać, jak nie przed Tobą, moją dobrą, bratnią duszą? Od razu mi lżej. No ni jak nie mogę się pogodzić ze stanem słomianej wdowy. Przez tyle lat naszego pożycia po prosu przywykłam, że Bron jest zawsze w domu. To jego pierwsza taka eskapada wojskowa. Ale z pewnością ostatnia. Nigdy, przenigdy się już na to nie zgodzę, żeby jeszcze gdzieś wybył na tak długo, a zwłaszcza na jakąś głupią, przez polityków wymyśloną wojnę. A oprócz tego, teraz w domu wszystko na mojej głowie. Akurat wczoraj przybyła do mnie brygada remontowa i będzie kończyć remont naszego domu. No bo wiesz, dwa lata temu, kiedy zakładałam swoją prywatną praktykę, tylko parter remontowaliśmy. A teraz, zgodnie z wcześniejszą umową, będzie u mnie na rusztowaniach wisieć czterech chłopów. A jak długo będą wisieć, to tylko Bóg raczy wiedzieć, bo chłopy nie wiedzą. A ja wiem jedynie, że Brona jeszcze przez dziesięć miesięcy w domu nie będzie. No nic, dobrze że mam Kazana to i pewniej się przy tych chłopach czuję.


A wiesz, moja Pola przez cały weekend była w domu. Jest Kazanem zachwycona, a on najwyraźniej nią, bo ciągle się do niej łasił. Widać, że bidulce bardzo brakowało miłości. Natomiast moja sąsiadka Urszulka tak bardzo zapragnęła mieć psa, że sobie tak samo ze schroniska wzięła. No popatrz, jaki słodziutki. Wabi się Filut.



Urszulka chciała dużego psa, ale jej mąż się nie zgodził. Wzięła więc White Terier`a. Mąż jej jest zadowolony, bo jak mówił: — „Posiadaczem psa tej rasy był nie byle kto… Ha, sam Karol Darwin. A także Alfred Hitchcock i Pablo Picasso. A więc ja, Karol Pikasek, też mogę, ba, nawet powinienem”. — Uśmiałyśmy się z Urszulką z jej męża ogromnie. A i z Filuta także. Śmieszny jest. I ruchliwy niemożebnie. Ciągle by się tylko bawił. Nie na darmo wabi się Filut… Nomen omen. A za Kazanem to wręcz przepada. Skacze mu po głowie, podgryza uszy, ciągnie za ogon… Kazan jednak wszystkie te jego zabawne zaczepki cierpliwie znosi. Czuje się jego opiekunem.


Uśmiałam się do łez, czytając o Twojej Malwie. No to rzeczywiście miałaś z nią urwanie głowy. Choć teraz, po latach, wesoło ją wspominasz. Nie wiem, czy dałabym sobie radę z takim dziwacznym psem, upartym, i do tego, ze złodziejska naturą. Hihihi!... Malwinisko, dobre, fajnie ją nazywasz.


Będę kończyć, moja kochana, bo muszę pędzić ze swoją kulinarną muzą do kuchni. Powinnam tym moim czterem wiszącym na rusztowaniu chłopom coś do jedzenia przygotować. Pozdrawiam Cię bardzo cieplutko… i już mnie nie ma. Buziaczki w biegu posyłam… cmok, cmok, cmok! Maryna


***



Witaj, słomiana Wdowo!


No nie smuć się już tak, dziesięć miesięcy minie jak z bicza trzasnął i Twój Małżonek stanie w progu… wytęskniony, stęskniony, odmieniony, serdeczny, rozpromieniony. A wyda Ci się z pewnością młodszy, przystojniejszy, elegantszy… słowem, wspaniały i jeszcze bardziej kochany. Bo też taka rozłąka paradoksalnie bardzo dobrze wpływa na zaobrączkowanych. Oczywiście tych odpowiednio zaobrączkowanych. A Wy, jak mniemam, do takich należycie. Rozłąka w takim przypadku działa jak cudowne spoiwo. Spaja mocno i trwale. Zobaczysz, ani się obejrzysz, a Twoje szczęście ślubne powróci na łono… i Twoje, i rodzinki, i Waszej podmiejskiej przyrody. Rób swoje od rana do nocy na wszystkich frontach, i naraz, i z osobna, a to dobrze wpłynie na Twój stan ducha. Stężejesz, staniesz się twarda, zaradna, niepokonana… wszak POLKA potrafi. Wszystko potrafi. A nagrodą za ten trud codziennego życia będzie ogromna satysfakcja, że podołałaś ze wszystkim. No! Myślę, że choć odrobinę Cię wspomogłam w tym Twoim stanie słomianej wdowy.


A polityków to i ja nie lubię. Masz rację, niestety, politycy w większości są makiawelistycznymi i cynicznymi graczami. Nie przebierają w środkach w dążeniu do celu. Podstępem, przebiegłością i bezwzględnością prą do władzy w myśl maksymy Machiavellego: „Cel uświęca środki”, nie zastanawiając się nawet, że tak po prawdzie, to Machiavelli używając tych słów w swoim traktacie o sprawowaniu władzy pt. „Książę”, w wielu miejscach wyraźnie stwierdza, w jakich sytuacjach można tę zasadę stosować — wyraźnie ją ograniczając. Pewnie Machiavelli w grobie się przewraca, że jego nazwisko jest używane do określania aż tak dwuznacznych moralnie i nacechowanych hipokryzją działań ówczesnych polityków. Bo jak twierdzą badacze, sam Machiavelli w ogóle nie był makiaweliczny. Nasi kochani politycy udają tylko takich wielce praworządnych i pobożnych, a diabła mają za skórą… Ba, nie jednego. I mydlą nam oczy, omamiają, byleby tylko władzuchnę zachować jak najdłużej i zdążyć sobie kieszenie po brzegi ponapełniać. O proszę, dla przykładu masz tu kilku zagranicznych polityków, którzy wielką rolę odegrali swojego czasu nie tylko w swoim kraju, ale i na świecie.


Rączka… Niedźwiedź… Buzia!


I jak jednym udało się coś dobrego zrobić dla narodu i świata i odeszli w chwale (no, przynajmniej w tymczasowej, bo licho wie, co za szydło z worka za jakiś czas wyjdzie), to innym tylko się wydawało, że coś dobrego zrobili (choć my wiemy, że jedynie samo zło) i odeszli w wielkiej niesławie.

A to, że współczesna polityka i politycy liczą się głównie z interesami możnych tego świata jest aż nazbyt pewne i widoczne. Sprawujący władzę jakoś uważniej słuchają rad i sugestii światowych potentatów przemysłowych niż zwykłych obywateli. Mają świadomość, że rządzić skutecznie to znaczy współpracować z odpowiednimi ludźmi. A najcenniejszymi są ci, którzy dysponują odpowiednimi wpływami, możliwościami, a przede wszystkim kapitałem. I niewiele ich to obchodzi, że te kapitały bogaczy bardzo często pochodzą z przestępstw. O obywatelach, jako o swoim elektoracie, przypominają sobie tak naprawdę dopiero przed wyborami. I znów zaczynają obiecywać, mamić, oszukiwać… byleby choć jeszcze trochę móc pobyć na szczycie władzy.

Kiedyś więcej interesowałam się polityką, ale że coraz bardziej mnie irytowała, przestałam się w nią wgłębiać. Toż to bagno bez dna. Teraz interesuje mnie tylko na tyle, by wiedzieć, co się na świecie dzieje. Zawsze oglądam Wiadomości TV i to mi wystarcza. A i tak nieraz potrafię się wkurzać na polityków jak jasna cholera! Zwłaszcza na naszych, rodzimych. Swojego czasu pisywałam nawet satyry na tematy polityczne. Dzisiaj już mi się nie chce na ten denny temat pisać. Uważam, że jest to zwykłe marnotrawienie czasu. Nie znoszę hucpiarstwa, a już politycznego dopiero. No ale jeden z moich wierszy satyrycznych Ci podsyłam. Ostatni. Napisałam go ponad dwa lata temu (2006 r.), tak że i ośmieszane w nim wydarzenia dotyczą tamtego okresu. Proszę bardzo, oto i on:



Polakom brakuje poczucia humoru?


Oglądam co wieczór TV Wiadomości

I to co tam widzę wcale mnie nie złości.

A wręcz przeciwnie, ubaw mam po pachy,

Bo krach za krachem goni nowe krachy.


Krach na giełdzie, kryzys w rządzie,

Tajne teczki ustawione w rzędzie…

Szafa Lesiaka na oścież otwarta —

To polska rzeczywistość… Ech, do czarta!


Strach nerwy przędzie jak pająk pajęczynę,

Każdy spietrany łeb chowa pod pierzynę…

Ale zbyt długo chować go nie może,

Nadchodzą nowe news`y — pożal się Boże:


Ukryta kamera posłanki Beger;

W stolicy pobity jakiś „Neger”;

Młodzież Wszechpolska swastykę nosi;

Lepper Kaczora o litość prosi;

Kurski PO nową świnię podłożył;

Jakiś debil nową partię założył;

Giertych w mundurki dzieci ubiera;

A gdzieś na świecie panuje cholera…

Lecz to nie wszystko, bo za chwilę:

Kanclerzyca Andzia wygłasza swe Wille,

A w międzyczasie pobito Rabina…

Po co? Dlaczego? Czyja to wina?

Podumać o tym nam długo nie dano,

Bo już na ekranie głoszą znów rano,

Że Begerowa kurwikami strzela

I z owsem do Sejmu jak nic się wybiera.

Kaczora po kartoflu Durchfall rozłożył

I Trójkąt Weimarski na później przełożył.

Tusk z Rokitą, choć przyjaciele z klubu,

Epatują spektakularnym: łubu-dubu!

Uwaga, uwaga, znów news`a podali!

Ciężki kaliber… z nóg może zwalić…

W rządzie wybuchła seksafera!!!

Zachód zbaraniał i oczy przeciera.

„Sława” Polski nie zna jednak granic,

Bo przy korycie wstyd mają za nic.

Pękają ze śmiechu narody całe,

Wręcz na Jamajce zdziwko niemałe.


A my z duchem czasu przecież idziemy

I co amerykańskie tylko chcemy…

Chcemy na lunch wychodzić z pracy.

Po pracy w weekend odpoczywać na cacy.

Żadnych życiorysów pisać już nie chcemy,

Bo CV brzmi piękniej i my o tym wiemy.

Jakże amerykańskie jest też „Sex-affair”

I jak super brzmi, choć jest nie fair.

Już na przykładzie Clintona Billa

W TV pokazano jak przaśna to chwila.


Każdego dnia natłok wiadomości

Przytłacza, przenika do szpiku kości.

Zewsząd z nas chcą wyciskać soki…

Czyż to za mało, by zrywać boki?


Jednak my, naród — kompleksy mamy…

I nie umiemy się śmiać z siebie samych.

I choć to zaleta — poczucie humoru,

Dla niej Polakom brakuje wigoru.


_________________________________


Czas się nauczyć poczucia humoru,

Nie mamy przecież lepszego wyboru...

I śmiejmy się z siebie drodzy rodacy,

Aż przyjdzie czas na strajk: w pracy… i po pracy.



OK., Maryniu, kończmy z tym politykowaniem. Zamknijmy tę kartę czym prędzej, wszak temat nudny i denny. Wpływu na politykę przecież i tak mieć nie możemy. To po cóż się nią zajmować? A niechaj wszyscy politycy sobie nawet łby publicznie poukręcają w walce o władzę… A co to nam? Przecież nie będziemy się wkurzać ani smucić. Zajmijmy się naszym życiem. Nam, kochającym życie, nawet nie wypada. Dobrze mówię, co nie?

Tymczasem pozdrawiam Cię bardzo cieplutko i czekać będę na nowe wieści z Twojego poletka życiem uprawianego. Buziaczki gorące naturalnie też ślę! Nastka


2009



  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media