Go to commentsRozdział 35. Kochały go gospodynie domowe, służące, wdowy, a nawet pewna pani - technik dentystyczny /3
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2022-03-07
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views730

Na tej myśli Wielki Kombinator z zadowoleniem się zatrzymał.


*Właśnie! Mam przecież w swoim numerze kominek. Spalić to w kominku! Tak będzie prawdziwie po królewsku! Czyn godny Kleopatry! Do ognia z tym w cholerę! Paczka za paczką! Co będę się z tym szwendał! Chociaż nie, to głupie. Spalić milion to dziecinada! Ułańskie bezhołowie! Ale co mogę za ten pieniądz kupić, prócz mieszczańskiego codziennego obżarstwa? Co za idiotyczna sytuacja! Kierownik muzeum za 300 rubli ma zamiar uczynić z niego paryskie Musee de Louvre, każdy bylejaki kolektyw kajakarzy czy korporacja dramaturgów za milion mogą sobie sfinansować budowę drapacza chmur z płaskim dachem dla wykładów na świeżym powietrzu, a Ostap Bender, potomek janczarów za diabła nic nie może! Ot, do czego wiedzie hegemonia klasy robotniczej nad milionerem-samotnikiem!*


Tak rozmyślając o tym, co zrobić z pieniędzmi, nasz bohater biegał po alejach, siadał na cementowych parapetach i z gniewem patrzył na kołyszący się za falochronem parowiec.


*Nie, o żadnym spaleniu nie ma mowy. Palić kasę - to czyste tchórzostwo i małoduszność. Trzeba wymyślić coś efektowniejszego. Może ufundować stypendium imienia Bałaganowa dla uczniów zaocznego technikum radiowego? Albo kupić 50.000 srebrnych łyżeczek i odlać z nich pomnik konny Panikowskiego na jego mogile? Wyłożyć całą *Antylopę* macicą perłową? A może...*


Wielki Kombinator zeskoczył z parapetu natchniony nowym pomysłem. Nie czekając chwili, porzucił bulwar i, dzielnie zwalczając napór bocznych i frontalnych wichrów, udał się na pocztę, gdzie na jego prośbę obszyto mu walizę rogożką i na krzyż przewiązano zalakowanym finalnie sznurem. W ten sposób powstała dosyć prostacka na oko przesyłka, jakie na wszystkich pocztach przyjmuje się każdego dnia tysiącami i w jakich obywatele wysyłają swoim krewnym słoninę, konfitury czy inne jabłka.


Wziął chemiczny ołówek i, machnąwszy nim w nerwach w powietrzu, napisał:




.......PACZKA  WARTOŚCIOWA........


LUDOWY  KOMISARZ  FINANSÓW


............. M O S K W A........................



I przesyłka ta, rzucona rękoma atletycznego pracownika poczty wylądowała na kupie innych owalnych worków, kartonów, toreb i pudeł. Chowając już do kieszeni pokwitowanie, Bender ujrzał, jak jego milion wraz z pozostałym bagażem na wózku do sąsiedniej sali ciągnie jakiś leniwy staruszek z białymi błyskawicami na pagonach.


- Posiedzenie trwa, - powiedział, - tym razem jednak już bez udziału delegata zwariowanych agronomów O. Bendera.


Długo jeszcze stał pod łukiem urzędu pocztowego, to aprobując to, co właśnie zrobił, to tego żałując. Wicher dobrał się pod jego kurtkę, i zrobiło mu się zimno. Z goryczą przypomniał sobie, że nawet nie kupił porządnej szuby.



1931

  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media