Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2022-03-09 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 710 |
- Człowieku, my nie zwracamy paczek.
Bender obejrzał się, szukając wsparcia. Za nim stał ogonek, milczący i surowy, znający wszelkie zasady, w tej liczbie także to, że co wysłane - to już wysłane na amen.
- Tylko włożyć słoik... - wybełkotał komandor, - rajskie jabłuszka...
- To sobie ten słoik wyślijcie osobną paczką, - poradził obsługant, wyraźnie mięknąc. - Nic się waszemu wujaszkowi nie stanie.
- Nie znasz pan mojego wujaszka! - gorąco zaprzeczył Ostap. - Ja jestem biedny student, i nie mam pieniędzy. Ja proszę pana jako społecznika.
- No, i sam pan widzisz, - powiedział płaczącym głosem facet za okienkiem. - Gdzie ja teraz w tych trzech tonach znajdę pańską cholerną paczkę!
Tu jednak Wielki Kombinator zaczął klepać tak żałosne brednie, że pracownik poczty w końcu poszedł do sąsiedniej sali szukać tej jego walizki. Milcząca dotychczas kolejka od razu podniosła wrzask, mieszając z błotem biednego studenta za to, że nie zna pocztowych reguł, a jedna obywatelka nawet go w swoim świętym gniewie uszczypnęła.
- I więcej proszę tego nie robić, - surowo przykazał gościu, wyrzucając Benderowi jego paczkę.
- Nigdy już to się nie powtórzy! - obiecywał komandor. - Słowo honoru studenta!
Wicher łomotał dachówkami, kołysał lampą latarni, po ziemi biegły cienie, i deszcz zacinał w światłach kolejnych samochodów.
- Wystarczy tych ekscesów! - radośnie zawołał Ostap, - dosyć tych zbędnych emocji i kopania samego siebie. Czas zacząć pracowite burżuazyjne życie. Jedziemy do Rio de Janeiro! Kupię tam plantację i jako małpę zabiorę ze sobą Bałaganowa. Będzie dla mnie zrywał banany!
ROZDZIAŁ OSTATNI, 36. KAWALER ORDERU ZŁOTEGO RUNA
Jakiś dziwaczny człowiek szedł nocą w stronę zalewanego wzbierającą wodą płaskiego brzegu Dniestru. Był ogromny i nieforemnie gruby. Opinała go ciasna brezentowa kapota z podniesionym kapturem. Przechodząc obok porosłych sitowiem działek, pod rozkraczonymi drzewami owocowymi dziwak ten poruszał się na paluszkach, jakby to robił w sypialni. Czasami zatrzymywał się i ciężko łapał powietrze, a wtedy wewnątrz kapoty słychać było szczęk, jaki zwykle wydają zderzające się ze sobą metalowe przedmioty. I za każdym razem w powietrzu zawisał cienki, nadzwyczaj delikatny ton. Raz nawet zaczepił nogami o mokry korzeń i upadł na brzuch, a wówczas rozległ się tak gromki brzęk, jakby na parkiet zwalił się rycerz w zbroi. Długo tak leżał dziwny ten człowiek, nie wstając z ziemi i wpatrując się w ciemności.
Marcowa noc szumiała. Z drzew kapały i rozbijały się o ziemię aptekarskie pełnowodne krople.
- Przeklęta taca! - wyszeptał mężczyzna.
W końcu się pozbierał, wstał i nad samą rzekę dotarł już bez przygód. Tam uniósł swe poły do góry, spełzł z brzegu i, tracąc równowagę na topniejącym lodzie, pobiegł w stronę Rumunii.
Wielki Kombinator przygotowywał się przez całą zimę. Kupował północnoamerykańskie dolary z portretami prezydentów w białych perukach, złote zegarki i papierośnice, obrączki, brylanty i inne drogocenności.
1931
ratings: perfect / excellent
patrz przykład chociażby króla Midasa, Harpagona, babochłopa Pliuszkina czy innego jeszcze cesarza Haile Selassi`ego - Zwycięskiego Lwa -
od tysiącleci wiąże się z posiadaniem haremu kobiet, licznej służby pałacowej i tych goryli, wiadomo, ale
zawsze może się też skończyć zadławieniem własnym złotem.
Wielki Kombinator na klęczkach panu Bogu niech podziękuje, że wyszedł z tym swoim /Koriejki/ złotym cielcem z życiem