Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2013-04-23 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2416 |
Robert Mikłosz
Patrycja i ja
czyli historia pewnej miłości na Facebooku
Patrycji,
która sprawiła, że powstała ta książka
Ostrzeżenie
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób i wydarzeń jest jedynie przypadkowe, a historia ta powstała w całości w wyobraźni autora.
Wstęp
Na początek parę słów wyjaśnienia. Historię tę oparłem na moich rozmowach na Facebooku z Patrycją. Nadałem jej imię „Patrycja”, ale równie dobrze mogła to być Paulina, Marta czy Ewa – imię jest tu nieważne. Zmieniłem {bądź ukryłem} także nazwy miejscowości oraz nazwy właściwe instytucjom, firmom itp., które mogłoby doprowadzić do rozpoznania głównej bohaterki. Jeżeli chodzi o miejsce akcji, to umieściłem ją na osi Wyszków – Antoninów – Otwock[1]. Nie dlatego, że opisane tu wydarzenia tam miały miejsce. Wybrałem je na chybił-trafił, błądząc palcem po mapie Polski. W rzeczywistości miejscowości te rozłożone są zupełnie inaczej. E – maile z Naszej Klasy i Facebooka wyróżniłem kursywą, natomiast pozostały tekst pisałem normalną czcionką. Wiadomości z powyższych stron, pochodzące od Patrycji, przedstawiłem w pierwowzorze, czyli tak jak pisała je sama dziewczyna, chociaż czasami nie wiedziałem, co chce w nich napisać – niech już tak pozostanie. Większość rozmów z Patrycją miałem zachowanych na komputerze – te są w oryginale, część, zwłaszcza tych pierwszych, musiałem odtworzyć z pamięci, zachowując jednak ich formę, ducha to, co starały się przekazać.
Długo wahałem się, czy powinienem napisać tę książkę? W końcu napisało ją za mnie samo życie. Czy mam prawo do opublikowania tej opowieści, która nie należy przecież tylko do mnie? Nie wiem, ale… ja… po prostu… musiałem opowiedzieć tę historię za wszelką cenę, bez względu na wszystko.
Nie wiem, czy jest to ciekawa książka, czy jest godna uwagi, czy ją warto przeczytać? Na pewno jest dziwna, pokręcona. Nawet ja będąc głównym uczestnikiem tej opowieści, nie do końca ją rozumiem. Bo kto zrozumie kobietę, kto domyśli się, czego ona oczekuję? Na pewno nie my, mężczyźni. Może sam nie jestem bez winy?
Historia zaczęła się jakieś cztery lata temu. Było piękne, wczesne popołudnie…
Rozdział pierwszy
Przed Facebookiem
Spotykam Patrycję * Poznaję Patrycję
Cztery lata temu, po długim okresie bezrobocia, znalazłem pracę w Otwocku w niemieckiej firmie „Mxxxxx”. Radość nie trwała jednak zbyt długo. Praca może niezbyt ciężka, ale w smrodzie, na zmiany, ze słabymi dojazdami i zarobkami, no i oczywiście, jak to w polskim zwyczaju, na pół etatu, chociaż pracowało się na cały. Po miesiącu z tego powodu rzuciłem tę robotę i przyjąłem się na „Pocztę Polską” jako listonosz.
Dostałem rejon, który składał się z samych domków jednorodzinnych {uliczki przecinające się wzajemnie, niczym szachownica, gdzie gubili się nawet taksówkarze}. Trasę chodu wyliczono tam na osiem i pół kilometra, więc można było się nabiegać. W nocy miałem takie skurcze, że myślałem, iż nie dam rady wyprostować stóp. Generalnie nie było co narzekać. Rejon był trudny do poznania { na początku chodziłem z mapką} i rozkładania. Pierwszy miesiąc zaczynałem o siódmej, a kończyłem o szóstej – dało się wytrzymać. Było lato, pogoda ładna, a ludzie sympatyczni.
Powoli uczyłem się zawodu, kombinacji {bo bez nich się nie dało}, zacząłem wracać coraz wcześniej; polubiłem tę robotę. Praca była samodzielna, nikt nie stał mi nad głową, wśród ludzi, w ruchu.
Tak minęło lato, zaczęły opadać liście z drzew, zbliżała się jesień… Aż nadszedł ten dzień, który dziś błogosławię, a jednocześnie przeklinam…
Było piękne, wczesne popołudnie…
Tak to się zaczęło.
***
… Było piękne, wczesne popołudnie. Słońce stało jeszcze wysoko, niebo zachwycało błękitem, prawie nie widać było chmur – cudowna pogoda. Skończyłem właśnie pracę i wracałem do domu. Stałem na przystanku dla prywatnych firm przewozowych, niedaleko od swojej macierzystej poczty {to był plus tej pracy}. Trochę na uboczu, parę metrów od innych pasażerów, zapaliłem papierosa. I… nagle… pojawiła się ONA. Któż by się spodziewał? Wysoka, szczupła z rozpuszczonymi długimi, rudymi włosami – robiła wrażenie. Ubrana była w długą, białą kurtkę z kapturem, obszytym futerkiem; pełna życia, dziewczęcości – taka cudowna. Rudowłosa piękność zaczęła jakby tańczyć wokół mnie, uśmiechać się, niemal zaglądać mi w twarz; podobało mi się to. Jednocześnie czułem się zażenowany – była taka młoda, dużo ode mnie młodsza. Co miałem zrobić? Chyba nie wiedziałem jak zareagować. Patrycja przestała się w końcu uśmiechać, zrobiła smutną minę. Kierowca ze stojącego przed nami busa wyjrzał {dziś wiem, że znali się} i powiedział:
- Chodź tu do nas!
Ona na to, smutno:
- Dobre sobie.
Co było dalej? Nie pamiętam. Widzę jakby przez mgłę. Dziwne, bo nawet nie zapamiętałem jej twarzy, a rozpoznałem ją tylko dzięki rudym włosom i białej kurtce. Nie wiedziałem nawet, że rano jeździmy tym samym busem. Tak wyglądało nasze pierwsze spotkanie.
I to był początek mojej WIELKIEJ PRZYGODY z Patrycją. Okres upadków i wzlotów, kłótni, wzajemnych oskarżeń, ale i przyjemności, radości, nadziei oraz przedziwnej gry, niedomówień i Bóg, wie czego jeszcze… a przede wszystkim ŻALU, pisanego przez wielkie „Ż”.
Oto NASZA historia – Patrycji i moja.
***
O godzinie 5.00 wstawałem do pracy. O 6.00 miałem bus do Otwocka . I tak codziennie. Po kilku dniach zacząłem prawie każdego ranka spotykać Patrycję. Wsiadała w Antoninowie {piętnaście kilometrów od Wyszkowa}. Potem trzydzieści pięć cudownych kilometrów z NIĄ aż do Otwocka. „Nowo poznana” dziewczyna początkowo była smutna, zażenowana i unikała mojego wzroku. Nie dziwiłem się jej, wręcz przeciwnie, było mi jej szkoda. Jak już wcześniej wspomniałem, rozpoznałem ją tylko dzięki białej kurtce i rudych włosach. Jednak nawet wtedy nie miałem pewności, że to ona. Dręczyło mnie tylko jakieś dziwne przeczucie, wewnętrzne przekonanie . Zacząłem ją obserwować. Patrycja nie miała klasycznej urody, może nawet nie była ładna, ale miała w sobie to „coś”. Przede wszystkim była wesołą, sympatyczną dziewczyną, pełną życia, humoru i zaradności. Pamiętam jak żartowała. Utkwiła mi w pamięci zwłaszcza jedna scena: „Patrycja z uśmiechem na twarzy podbiega do przedniej szyby busa [za nią siedzi kierowca] i podskakuje z wyciągniętą ręką, jakby chciała ją zbić.” Gdzie jest tamta dziewczyna? Patrycjo! Dziś mi piszesz, że nie lubisz żartować. W co ja mam wierzyć? Jaka jesteś naprawdę? Dlaczego taka jesteś, byłaś? Czemu mnie dręczysz? Słyszysz! Mam już dość!
***
Czas płynął szybko. Mijały kolejne dni, tygodnie. Patrycja trochę ochłonęła, bo czasami przysiadała się do mnie w busie. Miło było tak siedzieć obok niej, w ciszy, bez słów, a nawet usnąć koło niej…
Czy tak dokładnie było? Czy to była miłość od pierwszego wejrzenia? Raczej nie? Czy to w ogóle była miłość? Mam wątpliwości. Piszę to z perspektywy czasu i chyba trochę idealizuję przeszłość. Może nie chcę sprawić przykrości Patrycji? Może przy pierwszym spotkaniu byłem nią zafascynowany {bo byłem samotny, bo mnie zaskoczyła, bo była pełna życia, bo pochlebiło mi jej zainteresowanie, bo…}?. To wszystko nie jest takie proste. W czasie naszych wspólnych dojazdów, nie raz spoglądałem na Patrycję i nie mogłem odpowiedzieć sobie na jedno proste pytanie: Czy dziewczyna mi się podoba?
W marcu dowiedziałem się, że wraca do pracy listonosz, którego zastępowałem {miałem umowę o zastępstwo}; i tak skończyła się moja kariera na Poczcie. Obiecano mi wprawdzie zastępstwo na wakacje {brakowało mi trzy miesiące, żeby dostać zasiłek}, ale nie bardzo w to wierzyłem. Dotarło do mnie tylko jedno: nie będę się już widywał z Patrycją. I chyba wtedy, tak naprawdę, po raz pierwszy coś drgnęło w moim sercu…
***
[1] Wyszków, tu: moje miasto rodzinne {około 10 tyś. mieszkańców}; Antoninów, tu: wioska {około 1000 mieszkańców} na trasie Wyszków – Otwock; Otwock, tu: największe miasto w regionie {około 200 tyś. mieszkańców}, gdzie większość mieszkańców okolicznych miejscowości uczy się lub pracuje.
ratings: perfect / very good
ratings: very good / excellent
Jest trochę potknięć językowych. Nie bardzo rozumiem zasady nawiasów kwadratowych i sześciennych w literaturze, bo w działaniach matematycznych je rozumiem. Zwrot "ducha to" prawdopodobnie miał być "ducha tego". Nie można pisać 10 tyś., a 10 tys. Na końcu zdania zakończonego znakiem zapytania nie stawiamy dodatkowej kropki. Brakuje przecinków przed: jak, będąc, jak zareagować, jak żartowała. Zbędne przecinki przed: niczym, obszytym, wie, nie raz. Przed kropkami kończącymi zdania nie robimy spacji.
Piszę od marca tego roku. Muszę chyba popracować nad interpunkcją { ale i też nad warsztatem}, dlatego cenię sobie wytknięcie mi tych błędów i z góry dziękuję.
Przy okazji, jeżeli chodzi o naszą prywatną rozmowę. Moi rodzice urodzili się w latach 50 – tych. Natomiast gł. bohater nosi takie samo imię jak ja. Miało to ułatwić mi „wczucie się w rolę”. Trochę to szyfrem, ale chyba zrozumiale.
ratings: very good / very good
PS. Oczywiście nie porównuje tutaj swojego utworu do powyższej perły literatury światowej.