Go to commentsPoranek rezydentów - odc. 2
Text 4 of 5 from volume: Początki
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2019-06-18
Linguistic correctness
Text quality
Views904

– Jak ty znasz życie i Krzyśka! Podchodzę do klienta i mówię: „Panie, proszę się przesiąść, co pan, koło Ruskiego będziesz siedział?”

– I co? – spytała Oliwia.

– Przesiadł się! – odpowiedziałam z dumą.

– Ale jaja! To, Oliwka, daj Ali odpocząć i opowiedz o tym Krysce.

– To było w sierpniu w zeszłym roku, w hotelu „Sea Horse”, tu obok. Było małżeństwo Krysków z małym dzieckiem. On czterdziestka, ona może dwadzieścia pięć, dzieciak niecały roczek. On starał się nie trzeźwieć. A jak trzeźwiał, to się awanturował. No i jednej nocy wytrzeźwiał. Huk, wrzaski, łomot. Babka wyleciała w jednej koszuli z dzieckiem na ręku na korytarz i wzywa pomocy. Ochrona interweniowała i jakoś załagodzili sprawę, ale za dwie godziny powtórka. Dali matce z dzieckiem inny pokój, faceta agresywnego zostawili tam gdzie był.

– Rano gość zszedł do baru uzupełnić płyny i nic nie pamięta. Hotel zażądał wyrównania szkód, co facet załatwił bez mrugnięcia okiem i dał się przenieść do innego hotelu. – Stefan czuł się w obowiązku uzupełnić opowiadanie Oliwki.

– Ale następnej nocy przyszedł i on chce do żony. Awantura, policja… Uspokoił się, jak zobaczył policję. Potem musiało coś być, bo przyjechali chyba z konsulatu i poradzili facetowi, żeby wyjechał. Policja go odwiozła na lotnisko. I wydawało się, że jest spokój.

– Za dwa dni nalot. Policja, turecka straż graniczna, jakiś nasz policjant po cywilu, dyrektor naszego biura na Turcję, ktoś z ambasady… I normalnie nas przesłuchują, na czele z żoną gościa.

– To ona tu została? – spytałam zdziwiona.

– A ty byś nie chciała odpocząć od uciążliwego chłopa? Okazało się, że faceta dostarczyli do bramki na lotnisku w Stambule, wsiadł do samolotu do Poznania, w każdym razie odhaczyli go na liście, ale w Poznaniu z samolotu nie wysiadł.

– Jak to?

– Zniknął, wysiadł po drodze, cholera go wie. W październiku jeszcze go szukali, a potem nie wiemy.

– No i teraz, jak ktoś się zaprawi, albo komuś coś zginie, albo coś się zniszczy, nie wiadomo dlaczego, to mówimy, że to duch Kryski – zakończyła opowiadanie z gatunku „Historie niewyjaśnione” Oliwia.

– Eee! Ciekawie tu jest. Macie jeszcze jakieś inne duchy? – spytałam, tłumiąc ziewanie, żeby coś powiedzieć, bo czuję, że jak zamilkniemy to usnę.

– Jak na razie to sobie nie przypominam. Ale ja muszę to wyjaśnienie napisać. Co mam pisać, klient urósł, czy pokój się skurczył?

– Napisz tak – mówię po chwili zastanowienia. – „Reklamację klienta należy uznać za bezzasadną. Klient został zakwaterowany w pokoju, który zamówił na podstawie zdjęć z katalogu. Pokój odpowiada standardom wymaganym przez Kosem Travel i jest zgodny z ofertą operatora tureckiego. W cenie imprezy klient miał zapewniony dostęp do sali fitness, która jest czynna całą dobę z przerwą porządkową pomiędzy szóstą a siódmą rano, oraz do urządzeń gimnastycznych na zewnątrz. W czasie pobytu klient nie zgłaszał żadnych zastrzeżeń do personelu Kosem Travel ani do obsługi hotelu.”

– Ty! Dobra jesteś! Napiszesz mi to?

– Dawaj!

Wzięłam od niej laptopa i wstukałam tekst, sprawdziłam, oddałam koleżance.

– Sent, poszło!

– Ale nawijaj dalej, przyszli ci Rosjanie? – Stefan nie mógł się doczekać dalszego ciągu opowieści.

– A jakże! Samolot z Rostowa przyleciał nawet punktualnie. Żaden z moich dodatkowych pasażerów nie mówił po angielsku.

– Oni zawsze się dziwią, że nikt nie mówi po rosyjsku. – Oliwia miała kiedyś częstszy kontakt z Rosjanami, ale w innej firmie.

– A co się mają nie dziwić, jak w Bodrum z co drugim Turkiem można się dogadać po rusku – podzielił się z kolei swoją obserwacją Stefan.

– Oni też z Kosem Travel, więc ich łatwo znalazłam, a właściwie oni mnie. Skośnookie małżeństwo z dwojgiem dzieci, chłopczyk, dziewczynka w wieku szkolnym i dwie lale, wytynkowane, wyfryzowane, na obcasach, walizki spod igły w oczojebnych kolorach…

– Znamy takie. Idąc na plażę mogą zapomnieć majtek, ale nigdy makijażu.

– I konieczne wysoki obcas. Na szczęście są to przedstawicielki gatunku jednak zanikającego – zauważyła Oliwia.

– A co się tam ich czepiać? Mało to naszych w białych skarpetkach i sandałach? I z owłosionym mięśniem piwnym wystawionym na słoneczko spod rozpiętej koszulki? Kiedy my dojdziemy do standardów zachodnich? – Stefan ujawnił swoje kompleksy.

– Jak dożyję emerytury, to będę się tu opalać topless, jak niemieckie Oma[1] – odpowiedziała mu z przekąsem Oliwia. – I zasponsoruję młodego, przystojnego Turka.

– Jak cię będzie stać z polskiej emerytury. Ja bym z tym opalaniem topless tyle nie czekał.

– Każda nacja ma swoje przypadłości – podsumowałam. – Usadziłam ich i czytam listę z tabletu, którą dostałam mailem. Lista cyrylicą, nie kumam, a pod spodem ich nazwiska w wersji angielskiej, sylabizuję, oni nie kumają. Wzięłam jedną lalę i poprosiłam ją, żeby przeczytała. Przeczytała, wszystko się zgadzało.

– I mogliście wreszcie ruszyć – wyraziła nadzieję Oliwia.

– Nie zgadłaś. Kierowca nie wie, jak ma wyjechać z lotniska w kierunku Bodrum.

– A co? Znaków nie było?

– Były. Ale wyraźnie się pyta, gdzie jedziemy. Mówię: „Bodrum”. Widzę duże, czarne, okrągłe oczy. Komórka, wujek gugle i opanowałam parę słów po turecku.

– Jakich? – Oliwia zainteresowała się moim hobby językowym.

– Ileri – naprzód, sağa – w prawo, sola – w lewo…

– Çok iyi[2], very good! – uruchomił się Ertan, który oczywiście nic nie rozumiał z mojej opowieści i siedział cichutko za kontuarem.

– Prrrr – stój, po koniowatemu – Stefan zaczął się śmiać. – Wrócisz do Krakowa, to możesz dorożkę prowadzić, karta woźnicy i nowy fach masz w ręku.

– I jakoś wyjechaliśmy z Izmiru, potem było „düz”, znaczy prosto i zaczęłam moją mowę transferową.

– I co? Słuchali? – powątpiewała Oliwia.

– Eee! Alicja ma gadane, słyszałem kiedyś jej mowę transferową. Cycuś! – Stefan wziął mnie w obronę.

– No więc powiedziałam, co wiedziałam, Azjaci posnęli, lalki szwargotały miedzy sobą.

– Miałaś jakieś interesujące pytania? – Oliwia, która, nie wiedzieć czemu, najczęściej spotykała się z niespodziewanymi pytaniami turystów, liczyła, że mnie też sprawiły one kłopot.

– Oczywiście. „Czy obsługa w hotelu to Polacy, czy >Turcjanie<”?

– Kto?! – Stefan aż krzyknął.

– No co, nie słyszałeś? Turcjanie. Tyle lat już pracujesz w Turcji i nie wiesz, że tu mieszkają Turcjanie i Turcjanki. Jak byłam w Hiszpanii, to też się dowiedziałam, że tam mieszkają „Hiszpańczycy” – Oliwia zdziwiła się, że Stefan się dziwi.

– No widzisz, całe życie się człowiek uczy. Brakowało ci podstawowej wiedzy na temat kraju, w którym pracujesz od paru lat. Jak ty do tej pory pracowałeś? Jak ci się w ogóle udało przeżyć w Turcji? – dodałam mu swoje. Dostaliśmy śmiechawki-głupawki.

– Moje najlepsze pytanie, to było: „Przepraszam pana, a nad jakim morzem leży Antalya?” – wspominał Stefan, kiedy już się trochę uspokoił.

– I co odpowiedziałeś? – pytam.

– Że nad Śródziemnym.

– Brawo, udowodniłeś swoją kompetencję na stanowisku – pochwaliłam jego wiedzę z zakresu geografii.

– Ja też kiedyś miałam okazję wykazać się wiedzą fachową. Uświadomiłam klientkę infolinii, że w Egipcie w lipcu są upały – Oliwia też zapragnęła podzielić się wspomnieniem.

– I co? Ucieszyła się? – zapytałam.

– Podziękowała za uczciwą odpowiedź, ale zrezygnowała z wycieczki.

– Klienta nie złapałaś, ale wpłynęłaś pozytywnie na wizerunek firmy. Po jakiemu mówili ci Azjaci? – Stefan wrócił do głównego wątku mojej opowieści.

– Na moje ucho po rosyjsku. Ale słyszę, jak Barbie mówi do Sindy, że ma nadzieję, że będą w innym hotelu niż tamci, „żałko smotriet’, lica kak[3] skoworytki”. Te „skoworytki” to zapamiętałam, resztę można zrozumieć.

– Ertan! What does mean russian [4]“skoworytki”? – krzyknął Stefan do Ertana, który miał żonę Ukrainkę i całkiem nieźle radził sobie z rosyjskim, o czym dowiedziałam się później.

– Frying pans[5].

– Widzisz. „Twarze jak patelnie” – Stefan sprowadził skomplikowaną operację tłumaczenia rzez dwa języki do jednolitej, zrozumiałej frazy w języku ojczystym.

– No to ich skomplementowała. A przecież sympatyczni byli. Na szczęście trafili do różnych hoteli. Wjeżdżamy do Bodrum, ja za mapę i bawię się znowu w woźnicę, znalazłam pierwszy hotel, a tam „stop”.  A słychać, że w środku impreza na całego. Wychodzi facet, mimo nocnego upału w marynarce z wypchną kieszenią i pyta: „Czego?”. Mówię, że turystów przywiozłam. Wylazł drugi, oglądnął laski, sprawdził paszporty, vouchery, „izwinitie, prigłaszajem, spasiba[6]”… to ostatnie do mnie. Żeby im choć pomogli walizki targać, ale nie. Jakieś ceregiele z otwarciem drzwi. Weszły do hotelu i pojechaliśmy.

– Słyszałem, że po tym zamachu w Egipcie to im wprowadzili ostry reżim. O dziesiątej hotel zamknięty, wszystko w środku i na miejscu. Mają świat dla siebie.

– A jak się ktoś spóźni, to co? – Trochę się zdziwiłam.

– Nie wiem, ale pewnie są jakieś kłopoty. Dobrze, że wam nie kazali do rana czekać.

– W drugim hotelu było podobnie. Wyjechaliśmy z Bodrum i jedziemy na Antalyę. Droga gorsza, albo zjechaliśmy z głównej… Korek.



 

[1] Oma – (niem.) babcia

[2]Çok iyi – (tur.) bardzo dobrze

[3] żałko smotriet’, lica kak… – (ros.) żal patrzeć, twarze jak…

[4] What does mean russian… – (ang.) co znaczy po rosyjsku…

[5] Frying pans – (ang.) patelnie

[6] izwinitie, prigłaszajem, spasiba – (ros.) proszę wybaczyć, zapraszamy, dziękuję.


  Contents of volume
Comments (1)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Trochę chaosu na początku, a potem już czyta się dobrze, zważywszy, że to fragment.Czy powstała już całość?
Pozdrawiam :)
© 2010-2016 by Creative Media