Go to commentsRozdział 13 Rodziny się nie wybiera
Text 13 of 17 from volume: Tom1 - Przebudzenie mocy
Author
Genrefantasy / SF
Formprose
Date added2024-02-05
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views119

Wojownicy wspinali się na szczyt Wulkanu. Rozalia odwróciła się i zerknęła na Lenarda, który z poważną miną grzebał w swojej dyndającej na ramieniu torbie. Z ogromną niecierpliwością wyczekiwała tego, co przyjaciel miał im do powiedzenia – może w końcu mieli dowiedzieć się o nim czegoś więcej? Po chwili zadowolony z siebie chłopak wyciągnął niewielki trójkąt. Czarodziejka ściągnęła brwi, próbują rozszyfrować, co też mogło kryć się pod szczelnie zawiniętym materiałem.

– Oto mój dowód! – zakomunikował Lenard.

Wojownicy przystanęli. Z nieukrywanym sceptycyzmem wpatrywali się w dziwny pakunek w dłoni towarzysza. Następnie przenieśli pytające spojrzenia na przyjaciela, który dumnie prezentował im swój dowód. Chłopak, widząc ich miny, parsknął śmiechem i poklepał się w czoło.

– Przepraszam, skąd niby macie wiedzieć, co się ukrywa pod Bakuckim ardemerdum. Rozwinę go, ale pamiętajcie, musicie być cicho. Nie możecie wydać z siebie najmniejszego dźwięku, bo to może nas zdradzić.

Lenard przeleciał oczami po twarzach milczących towarzyszy. Gdy nie doczekał się z ich strony pożądanej reakcji, wymownie przyłożył palec do ust. Dopiero wtedy przyjaciele dla spokoju pokiwali głowami. Zadowolony, delikatnie zaczął odwijać stworzony z cienkich, srebrnych nici, nadzwyczajnie mieniący się w słońcu materiał.

Rozalia zastanawiała się, skąd Lenard miał ardemerdum. Był to magiczny przedmiot utkany przez istoty Baku z ich czysto srebrnych włosów. To bardzo droga i rzadka rzecz, bo nawet jeśli ktoś posiadał odpowiednią ilość pieniędzy, to Baku niekoniecznie chcieli się nim dzielić z ludźmi. Poza obrazkiem w książce, który nawet w połowie nie oddawał piękna ardemerdum, czarodziejka do teraz nie widziała, a nawet nie znała nikogo, kto by je oglądał na żywo. Choć akurat jej liczba znajomych była mocno ograniczona.

Gdy Lenard zdjął materiał, ich oczom ukazał się kawałek lusterka w kształcie trójkąta. Jego nierówne, ostre boki świadczyły, że musiał to być odłamek większego zwierciadła.

Czarodziejka wstrzymała oddech i szybko zakryła usta dłonią. Podejrzewała, co to było i bała się, że mimowolnie wyda z siebie jakiś dźwięk. Daniel, Mira i Sebastian, nie rozumiejąc, o co tyle zachodu, zdziwieni popatrzyli na nią. Po krótkiej chwili Lenard uznał, że przyjaciele już się napatrzyli. Dokładnie zawinął w materiał drogocenny dla siebie przedmiot i z powrotem umieścił go w torbie. Następnie przewiesił ją przez ramię.

– Kawałek lustra? Co to ma nam niby udowodnić? – spytał Sebastian i ruszył w dalszą drogę, przyjaciele poszli za nim.

– Skąd to masz? – zapytała Rozalia, lekceważąc Sebastiana.

– Prezent od bliskiej mi osoby, która nam dobrze życzy – Lenard odpowiedział tonem mówiącym, że nic więcej im na ten temat nie powie.

Rozalia była niepocieszona. Chciała dowiedzieć się czegoś więcej na ten i inne tematy związane z chłopakiem. Ale tak jak reszta przyjaciół i ona musiała uzbroić się w cierpliwość. Jednak na tę chwilę zdawała sobie sprawę z jednej rzeczy – Lenard na pewno wiedział dużo więcej, niż im mówił.

– Fajnie, tylko że to jest zwykły kawałek lustra. Wiemy, że lubisz siebie i pewnie szałowo się w nim prezentujesz, ale co to ma wspólnego ze zdrajcą z Krainy Mgły? – zapytał z drwiną Daniel.

Wojownicy Krainy Słońca zachichotali. Sebastian już od jakiegoś czasu zaobserwował, że partner znacznie wyluzował. Daniel, jako przyszły król, zawsze postępował zgodnie z oczekiwaniami rodziny, a swoje potrzeby odkładał na dalszy plan. Dlatego Sebastiana zaskoczyło, gdy postanowił dla niego złamać zasady i z nim być. Poza pałacem Daniel wreszcie mógł być sobą. Nowi znajomi, którzy nie traktowali go jak księcia, ale jak przyjaciela, też mieli na niego dobry wpływ, bo stał się dzięki nim bardziej dostępny.

Lenard już otwierał usta, aby odgryźć się księciu złośliwą ripostą, ale Rozalia go uprzedziła.

– Magiczne lustro w Krainie Mgły jest wyszczerbione, a to jest ten brakujący kawałek, prawda?

Rozalia znała odpowiedź na to pytanie, ale i tak chciała to usłyszeć od Lenarda. W czasie spotkań w gabinecie króla Romina nieraz widziała magiczne lustro, a posiadany przez niego kawałek idealnie pasował do ubytku, które miało zwierciadło.

– Tak i ten kawałek nie stracił swojej mocy! Moje lustereczko, w którym wyglądam szałowo – przyjaciele zachichotali – samo nie może połączyć się z innymi posiadaczami magicznych luster, ale jest ono jednością z magicznym lustrem w Krainie Mgły. Dlatego mogę podsłuchiwać rozmowy prowadzone w gabinecie króla.

– To stąd wiedziałeś, że jadę do miasta Nahran i gdzie mam się spotkać z Danielem i Sebastianem! – olśniło Rozalie.

– Dokładnie! Wiemy też, co król kombinuje i możemy wcześniej reagować na zagrożenie. Kawałek jest mały i widzę tylko ten fragment pomieszczenia, który jest w zasięgu ubytku, czyli podłogę niestety. Oprócz króla, którego parszywy głos poznam wszędzie, nie wiem kim są pozostali spiskowcy. Na temat czarnoksiężnika nie mówi się często w gabinecie, bo jego zwolennicy spotykają się w innym miejscu. Jednak w czasie ostatniej rozmowy, jakiś męski głos stwierdził, że znalazł idealną osobę do odszukania księgi. Niestety chodziło o Zakazaną Księgę i okazało się to prawdą. Ale żadnych więcej szczegółów nie podał. Romin często pytał o twoje, Rozalio, postępy w nauce. Swoją drogą, niezła z ciebie kujonka. – Przyjaciele ponownie zachichotali. Lenard mrugnął do czarodziejki, a ona z wyższością spojrzała na niego. – Pytał też, czy dasz radę utrzymać swoją magię, co teraz już mnie nie dziwi. Teraz najlepsze! Byli pewni, że zrobili wszystko, abyś stanęła po ich stronie. Pewnie myślą, że twoja ciemna strona wygrała. To się rozczarują! Cokolwiek od ciebie chcą, tam na górze tego nie dostaną!

Rozalia spuściła wzrok. Mrugała bardzo szybko, starając się powstrzymać łzy. Chciałaby wierzyć w siebie tak, jak Lenard wierzył w nią. Czuła jego wzrok na sobie, ale nie potrafiła się zmusić, aby na niego spojrzeć.

– Ojciec uważał, że zdrajcą jest Minoru. Romin to niespodzianka, bo miasto Nahran to jedno, ale wybudzić czarnoksiężnika? Po co? Przecież Anastol nie podzieli się z nim władzą. – Daniel zaśmiał się gorzko.

– Anastol nie będzie rządził osobiście w żadnej krainie. Romin pewnie liczy, że dostanie w swoje łapy nie tylko miasto Nahran, ale może też Krainę Lodu, która nie ma szans się obronić. Z dobrego źródła wiem, choć nie mam na to dowodu, że ten – Lenard chwilę szukał w głowie odpowiedniego słowa, w końcu powiedział najłagodniejsze, jakie przyszło mu do głowy – hultaj szesnaście lat temu popierał czarnoksiężnika.

– Wierzymy bez dowodu! – odpowiedział stanowczo Daniel.

Pozostali twierdząco pokiwali głowami.

Sebastian spojrzał w bok. W oczy rzuciło mu się ramię Lenarda. Zwisał z niego przesiąknięty krwią materiał. Rana już nie krwawiła. Pokryta cienką skorupą zaczynała się pomału goić, ale z pewnością musiało go to boleć. Uzdrowiciel podszedł do przyjaciela i przyłożył dłoń do jego ramienia, a wtedy ranny odruchowo odskoczył od niego, jak oparzony.

– Co robisz? To boli! – krzyknął Lenard.

– Bądź mężczyzną. – Sebastian zachichotał, próbując zbliżyć się do uciekającego przed nim przyjaciela. – Dlaczego nie powiedziałeś, że cię zranili? Przecież mogę cię uleczyć.

– Aaa, faktycznie. Zapomniałem!

Gdy do Lenarda dotarło, co chce zrobić przyjaciel, zatrzymał się grzecznie i wystawił skaleczone ramię w jego kierunku. Towarzysze otoczyli ich, byli bardzo ciekawi, jak działa moc Sebastiana. Uzdrowiciel najdelikatniej, jak tylko potrafił, przyłożył dłoń do rany. Lenard syknął z bólu. Trwało to zaledwie chwilkę, jasnoruda mgła otoczyła jego ramię, wytwarzając przyjemne ciepło. Rana magicznie znikła.

– Dzięki. Szkoda, że rękawka nie możesz uzdrowić. To mój ulubiony strój bojowy. Uszyła go dla mnie moja matka, a ona bardzo nie lubi szyć. Nie będzie zachwycona, gdy go zobaczy w takim stanie – pożalił się Lenard. – Wybrała granatowy kolor, bo ponoć podkreśla on moje błękitne oczy. – Przysunął głowę do smutnej twarzy Rozalii, gdy ich oczy się spotkały, cicho wyszeptał: – Uważaj, można w nich utonąć.

Czarodziejka wzięła głęboki wdech. Poczuła przyjemny zapach kwiatów, którymi chłopak przesiąkł w czasie wędrówki przez łąkę Motyli. Za późno, pomyślała i się zarumieniła.

– Kto by pomyślał, że jesteś maminsynkiem – zadrwiła Rozalia i otwartą dłonią chwyciła twarz Lenarda, odpychając go od siebie.

– Zobaczymy, jak będziesz świergotać, gdy poznasz przyszłą teściową – powiedział Lenard i ręką rozczochrał włosy. – Moja matka też ma charakterek. A ja jestem jej ukochanym synkiem, więc nie odda mnie tak łatwo. Musisz udowodnić, że jesteś mnie godna.

Rozalia parsknęła i ruszyła za przyjaciółmi, którzy wspinając się na górę rechotali z pary.

– Ciesz się, że moi rodzice nie żyją, bo z pewnością uznaliby, że to ty nie jesteś godny mnie – odparła Rozalia, gdy chłopak ją dogonił.

– Pokochaliby mnie!

Czarodziejka zaśmiała się cicho. Wiedziała, że Lenard próbuje ją rozbawić i odciągnąć jej myśli od zdrajców z Krainy Mgły. Doceniała jego starania, tym bardziej że to działało.

Daniel obserwował Miriam. Z uśmiechem wymalowanym na twarzy, jak na skrzydłach leciała ona obok niego, bez marudzenia, które towarzyszyło mu w trakcie wędrówki przez polanę. Domyślał się, że tak wyglądała jego mała siostrzyczka, gdy wymykała się z pałacu na zabawę, bo ta wyprawa tym właśnie dla niej była.

– Co tak patrzysz? – spytała podejrzliwie Mira.

– Zastanawiam się, czy jest jeszcze szansa, abyś tutaj na nas poczekała?

– Nie.

Rozalia rozumiała troskę księcia, ale miała świadomość, że nic i nikt nie powstrzyma Miry, przed wejściem na szczyt magicznej góry. Nie chciała, aby rodzeństwo się pokłóciło, dlatego postanowiła zmienić temat. Było coś, o co chciała zapytać Lenarda, a to był ku temu idealny moment.

– Ciekawi mnie, jak zdobyłeś ardemerdum? Bo chyba na bazarku w mieście Nahran go nie sprzedają?

Lenard zachichotał, słysząc formę zadanego przez nią pytania, które – tak jak przewidziała Rozalia – zainteresowało resztę.

– Byłeś u Baku? – zapiszczała Mira.

Od momentu, gdy przyjaciel wyznał, że kawałek magicznego lustra został zawinięty w bakuckie ardemerdum, Mirę zżerała ciekawość, jak je zdobył. Księżniczka marzyła, aby zobaczyć świat Baku. Było to jedno z nielicznych magicznych istot odwiedzających Krainę Słońca. Do dziś pamiętała, jak będąc małą dziewczynką, pierwszy raz zobaczyła chudą, białą postać z długimi, srebrnymi włosami. Przybyła ona do ich pałacu, aby pomóc jej dręczonej przez straszne koszmary matce, którymi te istoty się żywiły. Kiedy Baku miał już jechać do kolejnej Magicznej Krainy, Miriam wpadła na genialny pomysł, aby wyruszyć w podróż razem z nim. Schowała się w kufrze z tyłu jego powozu. Jednak ku jej wielkiej rozpaczy Baku znalazł ją, zanim zdołali przejechać przez bramę. W porównaniu do jej rodziców, którzy wpadli w szał, magiczna istota śmiała się z niej, że była jeszcze za mała i musi cierpliwie poczekać, bo z pewnością w przyszłości czeka ją wiele przygód. Trochę to trwało, ale w końcu się doczekała!

Lenard chciał udzielić odpowiedzi dziewczynom, ale przyjaciele zasypywali go kolejnymi pytaniami. Uznał, że najlepiej będzie poczekać, aż się wygadają.

– No właśnie, skąd je masz? Kraina Słońca jest najbogatsza spośród czterech Magicznych Krain, ojciec próbował kupić ardemerdum, ale Baku odmówili sprzedaży. Jak tobie się to udało? – dociekał Daniel.

– Niektóre magiczne przedmioty służą tylko swojemu właścicielowi, ardemerdum też? – spytał Sebastian.

Wojownicy w końcu zamilkli. Był to sygnał dla Lenarda, że może już mówić:

– Tak, byłem w świecie Baku.

Pewnie Fryda go tam zabrała, pomyślała Rozalia.

– Fryda mnie tam zabrała.

Aha! W myślach powiedziała czarodziejka.

– Jest to miejsce dosłownie przesiąknięte magią. Bardzo różni się od ziem Motyli, zero kwiatów. – Zachichotał Lenard. – Baku to nie są pazerne istoty. Ja ardemerdum dostałem od nich w prezencie. – Widząc zaskoczone miny swoich towarzyszy, ponownie się zaśmiał. – Tak, właśnie tak było. Szukałem czegoś, co zatrzyma magię lustra, bo zwykły materiał przepuszczałby dźwięki nawet teraz, zdradzając wrogowi naszą obecność. Powiedziałem o tym Baku, a oni po prostu podarowali mi ardemerdum. Dodatkowo strzeże szkło przed zniszczeniem, a najlepsze jest to, że nikt poza mną nie może odwinąć materiału i zobaczyć co tam ukryłem.

– A co by się stało, gdyby ktoś próbował go dotknąć? – zapytała Miriam.

– Albo ukraść? Wiadomo, że zdążają się i takie bezczelne gagatki – dodała Rozalia.

Lenard zachichotał. Czuł, że dziewczyna pije do ich pierwszego spotkania. Najwidoczniej to musiało być dla niej miłe wspomnienie, skoro tak często do niego wracała.

– Moja przyjaciółka, Henrietta, swego czasu próbowała dowiedzieć się, co trzymam w ardemerdum. I jak na kobietę przystało, nie słuchała, gdy prosiłem, aby go nie dotykała, bo to może się dla niej źle skończyć. – Na bezczelną uwagę Lenarda, dziewczyny zgodnie prychnęły, a mężczyźni zachichotali. – Skończyło się to tak, że jej dłonie wymagały długiego leczenia. Nawet magia uzdrowiciela by jej nie pomogła.

– To magiczne rany, a magia rządzi się swoimi prawami – wtrącił Sebastian.

Lenard przytaknął i opowiadał dalej.

– Do dziś bidulka ma jasne blizny, widoczne na czarnych dłoniach, jak po skaleczeniu nożem. Dobrze, że to się tylko tak skończyło. Ale tak to już jest, jak się jest wścibskim.

Lenard, szczerząc się, popatrzył na dziewczyny. One w tej samej chwili pomyślały o tym samym i wystawiły mu język.

– Gdy już pokonamy czarnoksiężnika, to może wybierzemy się do Baku? – zapytała po chwili Mira. – To znaczy, ja z Rozalią i ty, Lenardzie, jeśli chcesz. Bo ja nie wracam do Krainy Słońca, a Rozalia tak jakby nie ma swojej krainy.

Czarodziejka pokiwała głową. Chciała coś powiedzieć, ale rozmyśliła się, gdy ujrzała czerwoną ze złości twarz Daniela. Spuściła szybko wzrok i zaczęła podziwiać kamienie pod swoimi stopami, które teraz wydawały się jej bardzo interesujące.

– Ty wracasz do domu i to w podskokach! – wybuchnął Daniel.

– Nie, to ty wracasz do pałacu – zaprotestowała Mira przez zaciśnięte zęby i oskarżycielsko wskazała palcem na brata. – Jesteś przyszłym królem, więc musisz wracać. To nie moja wina, że urodziłam się w rodzinie królewskiej. Nie zamierzam z tego powodu rezygnować z siebie.

– Miriam, życie to nie zabawa. – Głos Daniela złagodniał, wiedział, że po złości do siostry nie dotrze. – Świat to nie Kraina Słońca, gdzie wszyscy cię znają i jesteś bezpieczna. Takie podróże, jak zresztą sama widzisz, mogą być groźne, coś ci się może stać.

– Wyobraź sobie, że jestem tego świadoma! Jednak życie to dar i nie pozwolę, aby strach przed śmiercią, która może nas dopaść wszędzie, powstrzymał mnie przed korzystaniem z niego. Wolę być tutaj z wami, robić coś użytecznego, niż marnować drogocenny czas w pozornie bezpiecznym domu. Danielu, nie marnuj czasu na zamartwianie się, co ma być to będzie, ciesz się każdym dniem i bądź szczęśliwy.

Wojownikom szczęki opadły. Księżniczka popatrzyła na nich z wyższością. Wiedziała, że zaimponowała im swoją dojrzałością, o którą jej nie podejrzewali. Danieli westchnął. Jego mała siostrzyczka dorastała i zastanawiał się, jak on miał teraz z tym żyć.

– Dobrze, że nie jesteś moją siostrą – podsumował Lenard.

– Ja mam dwie młodsze siostry. Najchętniej to bym je zamknął w jakimś pokoju bez okien i drzwi. – Uzdrowiciel, widząc naganne spojrzenie Miry, dodał: – Dla ich bezpieczeństwa. Na szczęście nie są podobne do ciebie, a bardziej posłuszne.

– Do czasu – złośliwie skwitowała Mira.

Dziewczyny zachichotały ze skwaszonej miny Sebastiana.

– Matka próbowała zamknąć Miriam w pałacu, ale jak widać z marnym skutkiem. Pogrywa z ojcem, jak chce i takie są tego skutki. Nie dość, że uciekła z domu, to jeszcze się przemądrza.

Daniel zerknął na zagadaną z Rozalią siostrę. Widząc, że ta już go nie słucha, zrezygnowany zamilkł. Sebastian pełen zrozumienia i ciepła przytulił załamanego partnera.

Od szczytu góry wojowników dzieliło raptem parę kroków. Przykucnęli za największymi kamieniami, jakie udało się im wypatrzeć. Nie chcieli za wcześnie zdradzić przeciwnikowi swojej obecności. Nadstawili uszy. Dochodzące do nich głosy sugerowały, że czeka na nich spory komitet powitalny. Jakby czytali w swoich myślach, jednocześnie sięgnęli po broń, co przywołało na ich dotąd poważne twarze uśmiechy. Miecze w ich dłoniach czekały na rozkazy. Tylko Mira wybrała łuk, który był jej ulubionym narzędziem walki. Poza tym ustalając plan, zgodnie postanowili, że to ona, jako najlepsza łuczniczka, zostanie troszeczkę z tyłu i będzie osłaniać resztę. Zgodziła się, bo jak to sobie tłumaczyła, było to najważniejsze i najtrudniejsze zadanie – w końcu miała chronić życie swoich przyjaciół.

Rozalia w skupieniu wsłuchiwała się w głosy wrogów. Odniosła wrażenie, że jeden znała. Gdy po chwili dotarło do niej, do kogo on należał, wściekła zazgrzytała zębami. Do głowy jej nie przyszło, że to on może być zdrajcą. Musiała spojrzeć prawdzie w oczy, człowiek, który uczył ją, jak ma pokonać Anastola, był zwykłym manipulantem. Gorączkowo zastanawiała się, czy wiedza, jaką jej przekazał, mogła jej się w ogóle przydać, czy to nie szereg kłamstw, który miał ją osłabić, aby nie mogła zagrozić czarnoksiężnikowi. Zaraz się przekonamy, pomyślała. Nie uprzedzając przyjaciół, jakby znajdowała się w jakimś transie, wzburzona czarodziejka wstała i ruszyła w kierunku wroga. Zdziwieni towarzysze podążyli za nią.

– Generał Sambor! – warknęła dziewczyna.

– Rozalio, w końcu dotarłaś. Już nie mogliśmy się ciebie doczekać. Widzę, że przyprowadziłaś przyjaciół – odpowiedział beztrosko generał Sambor, do którego inni jego uczniowie zwracali się mistrzu.

Wojownicy bacznie przyglądali się czarnoskóremu mężczyźnie, który odezwał się do Rozalii. Od razu domyślili się, że to kolejny zdrajca z Krainy Mgły. A znając ubogą liczbę znajomych czarodziejki, musiał to być jej nauczyciel. Jej złość była w pełni uzasadniona. Tyle lat ją okłamywano, to z pewnością musiało boleć.

Przyjaciele zatrzymali się naprzeciw swoim wrogom. Rozalii zrobiło się niedobrze, nie mogła już dłużej patrzeć na kłamliwego nauczyciela. Odchyliła głowę w bok. Niedaleko zdrajców zauważyła krater. Musiała do niego dotrzeć, aby uśpić czarnoksiężnika. Oczekiwała, że pilnie uczone się przez nią zaklęcie zadziała. Jeśli nie to… No właśnie, co wtedy zrobię?, głowiła się Rozalia.

Niechętnie wróciła spojrzeniem do nieprzyjaciół, którzy równie zachłannie gapili się na swoich gości. Dziwne, nienaturalnie czerwone oczy oraz odznaczające się na białej skórze czarne żyły u siedzącego na kamieniu mężczyzny zdradzały, że to właśnie on był słynnym czarnoksiężnikiem. Czarodziejka czuła się niemile zaskoczona, bo nie dość, że wyglądał on bardzo młodo, to nie na tak słabego, jakim miała nadzieje go zastać. Za nim stał generał Sambor oraz starszy mężczyzna. Tak jak Anastol on też pochodził z Krainy Lodu. Tchórza, który ich zaatakował na dole góry, od razu poznała. Rozalia miała ochotę rzucić w niego kamieniem, aby zetrzeć mu z twarzy ten głupkowaty uśmieszek. Cierpliwości, może jeszcze będzie okazja dać mu nauczkę, pomyślała. Koło Anastola stała niższa nawet od Miriam dziewczyna z Krainy Pustyni. Czarna grzywka opadła jej na skośne oczy wlepione oczywiście w Lenarda, on również na nią patrzył.

– Aido, co ty tutaj robisz? – zapytał gniewnie Lenard.

Przyjaciele popatrzyli na niego z uniesionymi brwiami.

– Nikt nie chciał pomóc mojej krainie wi…

Lenard przerwał dziewczynie i dokończył zdanie za nią.

– …więc postanowiłaś pomóc zniszczyć inne Magiczne Krainy. – Zdenerwowany nie panował nad głosem, mówił ostro i bardzo szybko. Nagle go olśniło. – To ty znalazłaś Zakazaną Księgę! – Mina przyjaciółki mówiła sama za siebie. – Tylko mi nie mów, że nie miałaś wyjścia, bo ono zawsze jest. Każdy popełnia błędy, ale możesz jeszcze wrócić na dobrą ścieżkę. Aido, przejdź na naszą stronę. – Wskazał jej palcem miejsce obok siebie.

Mieszkanka Czerwonej Pustyni patrzyła Lenardowi prosto w oczy. Nie zdołała wydusić z siebie ani jednego słowa. Pokręciła tylko głową, co przywołało cyniczne uśmiechy na twarze jej towarzyszy.

– Czy istnieje takie miejsce, gdzie nie spotkamy twojej kochanki? – Rozalia szepnęła do Lenarda. Wiedziała, że to nie był odpowiedni moment na takie rozmowy, ale choć bardzo się starała, to nie potrafiła się powstrzymać.

Lenard nachylił się do czarodziejki, żeby jej odpowiedzieć, ale Sebastian, który słyszał jej zaczepkę, zganił ich.

– To chyba nie czas na sceny zazdrości. Jak skończymy z nimi, to sobie wszystko wyjaśnicie.

Zmieszana para wymamrotała przeprosiny.

– Tyle lat czekałem, aby cię poznać, dziecko – wyznał nagle Anastol.

Następnie czarnoksiężnik powoli podniósł się z kamienia. Wszystkie dziewięć par oczu śledziło każdy jego ruch.

– Ale ja niekoniecznie chciałam poznać ciebie. Więc może grzecznie wrócisz do Wulkanu, gdzie twoje miejsce i skończymy tę błazenadę? – odpysknęła Rozalia, wywołując uśmiechy na twarzach przyjaciół.

– Rozalio! Trochę szacunku dla wielkiego czarnoksiężnika – krzyknął generał Sambor.

Czarodziejka prychnęła. Anastol zaśmiał się na całe gardło i dłonią uciszył mistrza. Sam chciał porozmawiać z dziewczyną.

– Jesteś pyskata jak twoja matka. Ona też zawsze mówiła, co jej ślina na język przyniosła i zobacz, Róziu, gdzie ją to zaprowadziło.

– Znałeś moją matkę? – zapytała zdziwiona Rozalia. Wytrąciło ją to nieco z równowagi, ale zaraz wróciła do siebie i dodała szybko: – Pewnie, to ona pomogła cię pokonać szesnaście lat temu. Teraz moja kolej!

– Dziecko – czarnoksiężnik zarechotał – ty nie jesteś w stanie mnie pokonać, lepiej przyłącz się do mnie. Twoi przyjaciele też mogą dołączyć. Nie chce zrobić wam krzywdy.

– Za to ja chcę zrobić krzywdę tobie i nie mów do mnie dziecko! – warknęła Rozalia.

– Mam prawo do ciebie tak mówić. Bo widzisz, dziecko, ty jesteś moją córką. Chcesz zabić własnego ojca? – zapytał z ogromną satysfakcją czarnoksiężnik.

Rozalia zaniemówiła. Niespokojnie wychyliła głowę do przodu, bo wydawało jej się, że coś źle usłyszała. Jednak wystarczyło jej jedno spojrzenie na twarze obecnych na górze ludzi i już miała pewność, że nie zaszła żadna pomyłka. Była córką czarnoksiężnika! Oprócz nieznajomego jej mężczyzny z Krainy Lodu, który najwidoczniej został wtajemniczony w temat, pozostali nie potrafili ukryć zaskoczenia. Patrzyli na czarnoksiężnika szeroko otwartymi oczami, jakby powiedział coś niedorzecznego. Czarodziejka zmusiła się i pierwszy raz od chwili, gdy dowiedziała się o zdradzie generała Sambora, pytająco popatrzyła na niego. Gdy była dzieckiem, to on zabrał ją z Krainy Lodu do Krainy Mgły, więc musiał znać prawdę o jej pochodzeniu. Liczyła, że zaprzeczy. Poważny mężczyzna, energicznym skinieniem głowy potwierdził słowa Anastola.

Rozalii wydawało się, że odpływa do innego, bezpiecznego świata. Zamknęła oczy. Widziała otulającą ją błękitną mgłę. Poczuła przyjemne ciepło. Docierały do niej tylko pojedyncze słowa. Najczęściej słyszała przekleństwa wymamrotane przez jej przyjaciół, którzy już otrząsnęli się z pierwszego szoku.

Myślami wróciła do słów czarnoksiężnika i dostała ataku paniki. Z trudem oddychała, czuła, jakby w piersi miała kamienie. Łapczywie próbowała nabrać powietrza do płuc, bała się, że jeśli ten stan potrwa dłużej, to w końcu się udusi. Oczywiście, mężczyźni mogli kłamać, ale serce jej podpowiadało, że to prawda. Wróciła wspomnieniami do wizji, jaką jej podsunęła Rzeka Snów. Jej wyśniona wtedy matka zwróciła się do niej Rózia, tak jak teraz Anastol. Najwidoczniej tak mówili do niej rodzice, gdy się urodziła. Ktoś złapał ją za rękę, nie otworzyła oczu, ale czuła, że to był Lenard.

– Nasze pochodzenie nie ma znaczenia, to my sami decydujemy o swoim życiu.

Rozalia odetchnęła pełną piersią. Szept Lenarda, już po raz drugi przywołał ją do rzeczywistości. Porywczo otwarła oczy. Z wdzięcznością popatrzyła na przyjaciela, który krzepiąco uśmiechnął się do niej. Następnie już gniewne spojrzenie, przeniosła na generała Sambora.

– Jak to jest możliwe, że nikt się nie domyślił? Moja moc... – urwała Rozalia. Chciała powiedzieć nie jest normalna, ale słowa te nie chciały przejść jej przez gardło.

– Po uśpieniu Anastola cztery Magiczne Krainy nie łudziły się, że pozostanie on w tym stanie wiecznie. Szeptano, że jego zwolennicy szukają Zakazanej Księgi. Dlatego rada podjęła decyzje, aby znaleźć czarodzieja, który w przyszłości obroni nasz świat. Idealnie się złożyło, bo już wtedy miałem plan, którego celem było przebudzić twojego ojca, a ty byłaś jego częścią. Chciałem mieć wpływ na twoje wychowanie, więc odebrałem cię matce…

– Zabijając ją. – Domyśliła się Rozalia, ale mężczyzna, jakby w ogóle jej nie słyszał, w najlepsze ciągnął swoją opowieść. Nie wspomniał już nic więcej o jej matce, jakby była mało istotnym szczegółem. Ale ona wiedziała, że miała rację i obiecała sobie, że ją pomści.

– ...i dałem radzie córkę samego czarnoksiężnika. O twoim istnieniu mało kto wiedział, a władcy Magicznych Krain ufali mi bezwzględnie. Wystarczyło, że opowiedziałem im o twojej potężnej magii, a oni już widzieli w tobie wybawcę, który w razie kryzysu może i nie zabije czarodzieja, ale chociaż ponownie go uśpi. Nic więcej ich nie interesowało. Musiałem tylko dopilnować, żeby rada nie dowiedziała się, czyją jesteś córką, inaczej nigdy nie pozwoliliby ci iść na Wulkan. Twoja ogromna moc stanowiła problemem tylko na początku. Byłaś pojętną uczennicą, szybko nauczyłaś się maskować swoją prawdziwą magię. Nawet tego nie pamiętasz. Wtedy ukrywanie cię stało się banalnie proste. Rozgłosiłem pogłoski, że wybawicielem jest chłopiec. Mam wielu uczniów, którzy na moją prośbę pokazywali, jak wielką mocą dysponują. Nikt nie zwracał szczególnej uwagi na dziewczynkę, która może i była zdolna, ale nikt nigdy nie widział jej imponującej magii. Ludzie to idioci, uwierzą we wszystko, byle poczuć się bezpiecznie. Niewiele osób wtajemniczyłem w sekret. Większość oczywiście stała po naszej stronie, a reszta, tak jak ty, ślepo wierzyła, że ukrywanie prawdy o tobie i odseparowanie cię od ludzi, przysłuży się dobru misji. – Na koniec mistrz zaśmiał się szyderczo.

Wojownicy patrzyli z odrazą na mężczyznę. Rozalia miała ochotę udusić go gołymi rękami. Była wściekła nie tylko na generała Sambora, ale przede wszystkim na siebie. Jak mogła być tak naiwna i bez mrugnięcia okiem łykać każde jego słowo? Nie zrobiła nic, żeby zweryfikować jego informacje. Żyła w swojej bajce, gdzie jako wybawicielka pozjadała wszystkie rozumy, a okazało się, że była pionkiem w grze, w której nawet nie znała zasad.

– W izolacji Rozalii na pewno pomógł Romin – rzucił gniewnie Lenard.

– Lenardzie, dobrze pamiętam, jesteś synem…

– Jestem synem swojej matki – wtrącił szybko chłopak, mierząc się wzrokiem z mistrzem.

– Wszystko jedno – stwierdził mężczyzna i machnął niezgrabnie ręką. – Oczywiście, że Romin jest po naszej stronie! To od Krainy Mgły i twojego miasta zaczniemy porządki.

Policzek Lenarda drgnął. Po moim trupie, pomyślał, ale nie powiedział tego na głos, bo uznał, że szkoda słów na tego matoła.

Aida nerwowo przygładziła włosy. Starała się zachować kamienną twarz, ale w środku targały nią emocje. Córka czarnoksiężnika! Po plecach przeszły ją ciarki. Jeśli ta cała Rózia przejdzie na stronę ojczulka, to razem będą niepokonani. Wszystko to już nie za ciekawie wyglądało, a Aida jeszcze nie wiedziała, co ukradła czarodziejka. Dobrze, że została z mistrzem!

– Idąc tutaj, zastanawiałam się, kto z mojego otoczenia jest zdrajcą. O tobie nie pomyślałam, bo skoro chciałeś, abym tutaj dotarła, to dlaczego dałeś mi bezwartościową mapę? Gdyby nie moi przyjaciele to... – Rozalia urwała zdanie, słysząc szyderczy śmiech generała Sambora i Anastola.

– To co? – zapytał generał, ale jego słowa zagłuszył krzyk czarnoksiężnika.

– Ty nie potrzebujesz mapy, ani tych dzieciaków, których nazywasz przyjaciółmi! W czasie drogi twoja moc miała się przebudzić i przeprowadzić cię, co uczyniła, skoro tu jesteś.

Rozalia wymownie popatrzyła na Lenarda. Z jego miny odczytała, że pomyśleli o tym samym. Nieświadomie czarnoksiężnik podniósł ich na duchu. Do tej pory incydent nad Rzeką Snów brała za słabość, a tak naprawdę mógł to być dowód na to, że jej magia nie była taka, jak myśleli mężczyźni. Tym samym ona nie była jak jej ojciec, którym zawładnęła czarna magia i nie potrafił on kochać. Ona pragnęła miłości, rodziny i ewidentnie czuła coś do Lenarda, bo to jego głos potrafił ją przywołać z nicości. Skoro Anastol tak się rozgadał, to postanowiła pociągnąć go trochę za język i dowiedzieć się, czy Sebastian miał rację co do pochodzenia jej mocy.

– Królowa Motyli zdradziła, że moja magia nie pochodzi od wróżek. Więc mrok we mnie pochodzi od ciebie, a samotność, na którą mnie skazaliście, miała doprowadzić do jego zwycięstwa. Prawda?

Na szczycie magicznej góry zapanowała bezwzględna cisza. Nawet wiatr i ptaki, których cichy śpiew towarzyszył im do tej pory zamilkły, jakby rozumiały powagę zadanego pytania.

– Oczywiście, że twoja moc nie ma nic wspólnego z tymi słabymi wróżkami. – Ostanie słowo Anastol wymówił z pogardą. – W naszych żyłach płynie najsilniejsza magia, jaka istnieje! Magia największego Bóstwa! Magia twórcy Magicznych Krain, samego Artoriusa, który włada białą i czarną magią równolegle, tak ja my! – oznajmił z dumą.

Aida przeklęła pod nosem. Do teraz myślała, że po informacji o pokrewieństwie wybawicielki, która tak naprawdę nie była wybawicielką, z czarnoksiężnikiem, nic ją już w życiu nie zaskoczy. Myliła się!

Podejrzenia Sebastiana co do mocy Rozalii niemalże pokryły się z prawdą. Przyjaciele, jakby znowu odczytali swoje myśli, wpadli na ten sam pomysł i przebiegle udali poruszenie po nowinie czarnoksiężnika. Nie chcieli odkrywać przed wrogiem wszystkich kart. Niech myślą, że są górą!

– Nie jesteś szczęśliwa? Przecież twoje pochodzenie to powód do dumy. – Czarnoksiężnik był zdziwiony zachowaniem córki. Taki zaszczyt ją spotkał, spodziewał się ataku radości. Tymczasem Rózia patrzyła na niego jak na wariata. – Jestem rozczarowany i... – Nie dokończył zdania. Z pogardą popatrzył na Mirę, która chyba jako pierwsza odważyła się mu przerwać.

– Radzę się przyzwyczaić. Dzieci często rozczarowują – stwierdziła, chichrając się na całego. – Wiem, co mówię, mam w tym duże doświadczenie.

Nie licząc Daniela, który słysząc siostrę, jęknął, pozostali parsknęli śmiechem. Nawet Aida nie potrafiła się powstrzymać i zachichotała, narażając się na karcące spojrzenia towarzyszy.

– Jeśli sprowadziłeś mnie tutaj, abym przystała do ciebie, to wiedz, że nigdy do tego nie dojdzie. Przybyłam tutaj, żeby cię pokonać – oznajmiła buntowniczo Rozalia.

– Właściwie to masz coś, co twoja zakłamana matka mi odebrała. Najwyższy czas, żebyś to zwróciła. – Przyjaciele wytrzeszczyli oczy na Rozalię. Ona uniosła ramiona do góry, bo nie miała pojęcia o co mu chodziło. – Pokonać mnie! Dziecko przecież jesteśmy rodziną, jedyną, jaką masz. Myślisz, że twoi przyjaciele nadal będą ci ufać, po tym co dziś usłyszeli? Nie jesteś taka jak oni. Jest w tobie mnóstwo mroku, w końcu i oni to dostrzegą. A wówczas odwrócą się od ciebie i zostaniesz sama. Ja nigdy cię nie zostawię, bo jesteśmy tacy sami. – Anastol wyciągnął rękę do córki.

Rozalia przełknęła głośno ślinę. Miała świadomość, że czarnoksiężnik próbuje namieszać jej w głowie, ale mimo to nie potrafiła się przed nim obronić. Uderzył w jej czuły punkt. Przerażała ją samotność, już dłużej by tego nie zniosła. Jego słowa odbijały się echem w jej głowie. Czuła, że zbierają się w niej czarne chmury.

Miriam od razu przejrzała plan Anastola, który chciał zasiać ziarno niepewności, w już i tak doświadczonym sercu jej przyjaciółki. Mściwie, chcąc go rozzłościć, cierpliwie poczekała na moment, aż znowu otworzy on usta. Gdy do tego doszło, ubiegając go, krzyknęła:

– Dość już tych głupot! Rodziny się nie wybiera, ale przyjaciół już tak! Rozalia jest dobra i jest jedną z nas!

Czerwone oczy czarnoksiężnika, zlały się z jego szkarłatną ze złości twarzą. Wyglądał, jakby głowa mu płonęła. Miriam zachichotała, bo jej plan wypalił.

– Dokładnie, a my jej nigdy nie zostawimy! – dodał Lenard.

– Ona jest z nami! – Daniel i Sebastian krzyknęli równo.

Rozalie wzruszyło wyznanie przyjaciół. Lenard i Mira na potwierdzenie swoich słów chwycili ją mocno za dłonie.

  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media