Przejdź do komentarzyBez planu cz.6
Tekst 6 z 16 ze zbioru: Powiastka Nr 10
Autor
Gatunekromans
Formaartykuł / esej
Data dodania2019-12-09
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń766

Emily postawiła na stół duży talerz smakołyków i zrobiła do tego cappucino. Samanta chwyciła rurkę z kremem budyniowym w której wyczuła aromat pomarańczowy, końcówka ruki była oblana czekoladą.

Ummm.. Boskie – rzekła – Rozpływają się w ustach. Powiem ci, że zawsze chciałam się nauczyć piec, ale jakoś mi to nie wychodziło. Mama próbwała swoich `czarów` , ale nic z tego mi nie wychodzi. Chyba jestem beztalenciem. - zaśmiała się nerwowo.

Nie mów tak. No co ty. Posłuchaj. Chętnie naucze ciebie pieczenia. Jeśli masz do tego zapędy, pasję to uwierz mi wszystkiego można się nauczyć.

Naprawdę? Poświęciłabys swój cenny czas na mnie?

Pewnie. Umówimy się na jakiś dzień. Nawet w przyszłym tygodniu. Podam ci później mój numer telefonu. Zobaczysz, to nie jest takie trudne jak ci się wydaje. A ja i tak wypiekam slodkości kilka razy w tygodniu do cukierni więc mogłabyć od razu podjąć u mnie lekcje.

Emily, nawet nie wiesz jak się cieszę.

I ja się cieszę, że mogę ciebie uczyć. Tak jak wspomniałam wcześniej, wypiekanie to moja pasja. Daje mi to ogromną radość.

Ok. W takim razie napewno zadzwonię. Emily tak mnie trochę ciekawi, czy dziewczynka, która otworzyła mi drzwi jest twoja córka? Nie widzę męża, jesteś po rozwodzie? Przepraszam, nie chcę być wścibska... Polubiłam ciebie, jesteś miłą osobą. Chciałabym wiedzieć o tobie coś więcej.

Emily zamilkła na dłuższa chwilę. Obawiała się wyjawiać swoich sekretów, ale jednak postanowiła nieco wyjawić coś o sobie.

Przyjechałam tu jakiś czas temu. Z pewnych powodów o których narazie nie chce tobie mówić. Wybacz. Proszę uszanuj to.

Dobrze. Rozumiem. Nie ma sprawy.

Emily ciągnęła dalej.

Annabel jest moją młodsza siostrą. Nasi rodzice zginęli w pożarze. W ostatniej chwili udało mi się uratować małą. Inaczej ona także by spłonęła, a wtedy już nie umiałabym żyć. - mimowolnie uroniła łzę.

Samanta nie zastanawiając się usiadła obok i przytuliła nowo poznaną koleżankę. Emily otarła łzy.

Znalazłam się w tym pięknym miasteczku poprzez wypadek. Walnęłam w zaspę. Była śnieżyca, jezdnia oblodzona i nie zapanowałam nad kierownicą. Pewien człowiek wyciągnął mnie stamtąd i przyjął do swojego domu.

A mogę wiedzieć kto to?

Garrett Tramp. - odowiedziała bez namysłu.

Pan Garrett. A wiesz, że on jest pisarzem?

Tak udało mi się to dostrzec.

Uwielbiam jego książki, trzymają w napięciu. - rzekła z zachwytem w oczach.

Domyślam się.

A dlaczego teraz mieszkasz tutaj? Źle ci było u pana Garretta?

Emily zaprzeczyła gestem dłoni. Nie chciała do końca wyjawiać okoliczności wyjazdu z domu Trampa.

Nie, nie oto chodzi. Wiesz, udało mi się załapać do cukierni Dorothy. Jako taką pracę mam więc nie chciałam siedziec mu na głowie, że tak się wyrażę.

Rozumiem. - pokiwała gową.

Emily miała już dosyć jej pytań więc spróbowała zmienić front i wypytać o jej życie.

A może teraz ty opowiesz coś o sobie?

Jasne. Uwielbiam biegać. Co roku startuję w tutejszych zawodach, które akurat odbędą sie za miesiąc. Mam brata, który odbywa praktyki u taty w policji i stara się mi pomagać w przygotowaniach do zawodów. Trenuje mnie rano lub wieczorem w zależności od wolnego czasu. Lubie też tańczyć flamenko. W pobliskim mieście raz w tygodniu organizowane są zajęcia, na które uczęszczam od zeszłego roku.

Samanto, widzę że jesteś bardzo utalentowaną osobą. Uważam, że z lekcjami wypieku wspaniale sobie poradzisz.

No.. Postaram się pinie uczyć. - rzekła nieśmiało.

Chodzisz do jakiejś szkoły?

Tak w tym miasteczku dokąd jeżdże na lekcje flamenko jest uczelnia i studiuję tam AWF. Chciałabym pracować jako nauczycielka W-F.

Pięknie. Jesteś interesującą osoba. Przyznaj się. Wokół ciebie kręcą się tabuny adoratorów.

Młoda dziewczyna zarumieniła się.

Możliwe.- zaśmiała się. - Staram się ich odpędzać.

O! Dlaczego? Nie chcesz mieć chłopaka?

Ależ chcę. Źle mnie zrozumiałaś. Tylko, że zostały mi dwa lata nauki. Nie chciałabym się rozpraszać.

Ach, przestań. Dziewczyno, korzystaj z życia. Młodość, miłość. To wspaniałe aspekty. Powiedz szczerze, masz kogoś na oku?

Samanta poczuła przyspieszony rytm serca.

Tak, jest.

Wiedziałam, opowiadaj. - niecierpliwiła się Emily.

A co tu opowiadać. To kolega mojego brata. Z jego semestru. Jest dwa lata starszy ode mnie. Przystojny, umięśniony, przyszły policjant.

Oj. Dziewczyno! - zaśmiała się – Coś czuję, że trafiła w ciebie strzała amora. Zakochałaś się.

Sama nie wiem... - wahała się – Mogę tylko powiedzieć, że bardzo mi się podoba. Ale z góry wiadomo, że brat nie pozwoli nam się spotykać.

O! A to daczego tak uważasz? - zapytała zdziwiona Emily.

Dziewczyna rozłożyła ręce.

Bo widzisz. John zawsze kontrolował moich adoratorów. Koniec końców jestem samotna. Jest bardzo zaborczy. Tłumaczył się, że poprostu mnie chroni. Dlatego sądzę, że to bez sensu. Moge sobie tylko pomarzyć.

Powiedz, czy ta twoja sympatia zwraca swoją uwagę na ciebie?

Zdarzyło się kilka razy, że do mnie zaglądał do pokoju. Spoglądal ukradkiem, ale nigdy nie odważył się zaproponować spotkania. Nie wiem dokładnie czy naprawdę mną się interesuje? Czy może ma kogoś i się nie angażuje?

Samanta. Skoro John jest taki zaborczy, to może ten chłopak zwyczajnie boi się jego reakcji?

Dziewczyna spojrzała na Emily zszokowana odkryciem.

O jasny gwint! Nie pomyślałam o tym. Faktycznie przyjaźnią się, może on jest między młotem a kowadłem. Może interesuje się mną, ale jednak boi się powiedzieć dla Johna, by nie stracić przyjaźni. - jak w jednej sekundzie sie ożywiła, tak teraz zasmuciła. - Och! I jakie tu znaleźć wyjście z tej sytuacji?

Oparła się o kanapę. Emily spojrzała na nią.

Samanto, może zrób pierwszy krok. Spróbuj nawiązać z nim kontakt. Posłuchaj mam pomysł.

Tak? Jaki? - zaciekawiła się.

Uważam, że powinnaś zaprosić go na urodziny taty.

Co?! Nie ma mowy tam bedzie mój brat. Toż to nie wypali.

Wypali, spokojnie. Zaproś go, przecież wiekszość mieszkańców bedzie na przyjęciu więc myślę że trochę to zmyli twojego brata.

W sumie to nie jest taki zły pomysł. Jeśli to dobrze zaplanuję. - była pełna nadzeji.

Fajnie, że ciebie przekonałam. Bądź dobrej myśli.

W kieszeni spodni Samanty zawibrował telefon. Dzwoniła mama.

Córciu. Zamówiłaś tort?

Tak mamo. Zaraz będę w domu i wszystko ci opowiem.

Doskonale. Do zobaczenia.

Samanta rozłączyła się.

Emily, posłuchaj. Ja muszę już wracać do domu. I tak zajęłąm tobie zbyt dużo czasu.

Coś ty. Wogule mi nie przeszkadzałaś. Przyjemnie mi sie z toba rozmawiało. W zasadzie, to ja ciebie przytrzymałam. - uśmiechnęła się.

Mnie również było miło. Dzięki za kawę i rurki.

Och! Poczekaj! Zapakuję ci parę sztuk dla twojej mamy.

Oj! Nie rób sobie kłopotu. Zostaw dla Annabel.

Nie dyskutuj. - pogroziła w żarcie palcem. Zapakowała słodycze i odała pudełko dziewczynie. - Samanta nie rezygnuj ze swojej sympatii. Obiecaj, że będziesz działać.

Obiecuję. Do zobaczenia.

Pożegnały się. Po dziesięciu minutach Samanta dotarła do swojego domu. Mama krzątała się po kuchni.

Mamusiu, wróciłam.

Och. Witaj córciu. - ucałowała ją w policzek.

Mamusiu zamówiłam tort, ale nie w cukierni.

Margaret uniosła brew.

A gdzie? Kto upiecze tort?

Otóż pani Relaks poleciła mi początkującą cukierniczkę. Ma na imię Emily. Pani Relaks w swojej cukierni sprzedaje jej wypieki. Ma dużo zamówień i dlatego tak wyszło, ale nie martw się, bo ja już ciebie znam. Tort bedzie piękny.

No nie wiem. Nie jestem co do tego przekonana.

Mamo, spokojnie. Emily zrobiła świetny projekt. Tort bedzie w krztałcie auta pilicyjnego. Na nim bedą umieszczone pankeiki, które tata uwielbia i jego postać wspinająca się na szczyt góry.

Doprawdy? Bardzo ciekawe. Mam nadzieję, że uda się go jej wykonać.

Na sto procent. Nie martw się.

Margaret uniosła dłonie w ramach kapitulacji.

Dobrze, już dobrze. Czekajmy na efekt.

Dobra mamuś, lecę ja pod prysznic. O dwunastej mam zajęcia, a już dziesiąta trzydzieści. Musze się trochę pospieszyć.

Pewnie, leć. Ja zacznę robić obiad.

Samanta wbiegła na piętro.


O szesnastej impreza urodzinowa szeryfa Mathew Window rozkręcila się na dobre. Sam był pod wrażeniem atrakcji. Dla dzieci zorganizowane były karuzele, pompowane zjeżdżalnie, wata cukrowa i lody. Dla dorosłych zaś grille, pieczone prosie, ognisko i nie obeszło by się bez stoiska z piwem. Mathew był dumny z żony i córki. Tak naprawdę z imprezy urodziowej powstał festyn rodzinny z czego był bardzo zadowolony. Znajomi, mieszkańcy - grono w którym tak dobrze się czół pozdrawiało go i zagadywało. Po raz pierwszy od lat wyluzował się. Nie myślał o pracy, o morderstwach. Cieszył się obecnością bliskich. Rozmawiając z przyjaciółmi zorientował się, że stracił z oczu żonę i córkę. Nagle z mikrofonu dobiegł go głos Margaret:

Mathew Window proszony jest na scenę.

Stał całkiem nie daleko wiec szybko pokonał tą odległość. Ciekaw był co jego ukochana ma do powiedzenia.

Drogi mężu z okazji twoich pięćdziesiątych urodzin chciałabym wraz z rodziną i mieszkańcami złożyć tobie najserdeczniejsze życzenia. Abyś był zawsze uśmiechnięty i szczęśliwy jak w tej chwili.

Dziękuję żono za cudne życzenia i za ten wspaniały festyn. - zwrócił się do zebranych. - Mam nadzieję, że dobrze się bawicie? - tłum zaczął wiwatować i pogwizdywać.

Rozumiem, że jesteście zadowoleni. - rzekła Margaret – Włąśnie nadeszła chwila słodkości. - Samanta wniosła wraz z bratem potężny tort. - Sto lat mężu!

Mathew był zaskoczony, aż rozdziawił buzię.

Nie wierzę! Pierwszy raz widzę tort w krztałcie auta policyjnego.

Redaktor z tutejszej gazety ` Next time` zrobił im pamiątkowe zdjęcie.

Teraz tort jest uwieczniony. - rzekł i odszedł.

Samanta cieszyła się widokiem szczęśliwego ojca. Niespodzianka udała się.

Mili państwo. - rzekła dziewczyna. - Nie pozostaje mi nic innego dodać jak: zapraszamy na tort!

Tłum wiwatował. Samanta zerknęła w głąb zebranych ludzi i napotkała oczy swojej miłości Roberta Aresa. Pomachał jej i jednocześnie zawołał gestem dłoni. Dziewczyna widząc zajętego brata, po cichu wymknęła się ze sceny. John z przejęciem kroił i rozdawał kawałki tortu dla mieszkańców.

Powinno go to na trochę zająć. - pomyślała Samanta. Omijała stojący tłum patrząc w oczy męższczyźnie, gdy dotarła do niego posłała mu ciepły uśmiech. Chwycił jej dłoń i zaprowadził do pobliskiej stadniny koni. Wprowadził ją do środka. Schowali się w pustym boksie. Intensywny zapach siana nieco ją podkręcał. Samanta oparła się plecami o ścianę. Robert lekko przypierał ją do niej.

Dziewczyno, nareszcie jesteśmy sami. Nawet nie masz pojęcia ile razy szukałem okazji przychodząc do twojego domu, by móc się z tobą zobaczyć, porozmawiać, przytulić...

Jedną ręką oparł się o ścianę, tuż nad głową Samanty, dłonią zaczął gładzić jej wlosy, policzek i szyję. Dziewczyna od dawna pragnęła jego dotyku. Odchyliła głowę. Jego oczom ukazał się piękny zarys szyi, nie mogąc się opanować, złożył na niej pocałunek. Samanta czóła swój przyspieszony oddech, położyła dłoń na klatce męższczyzny. Srece łomotało mu jak oszalałe.

Zawsze mi się podobałeś, ale mój brat....

Tak.. Ten twój brat jest okropnie zaborczy. Nie raz słyszałem jak mówił, że zatłucze każdego, kto tylko zbliży się do ciebie.

Bony, nie mam pojęcia skąd ta zazdrość u niego się wzięła.

Położył palec na jej ustach.

Ciiiii... Wszystko będzie dobrze. Postaram się przekonać jakoś Johna, przecież znamy się nie od dziś i ufamy jak partnerzy z pracy. - spojrzał ukochanej w oczy. - Chcesz być moją dziewczyną?

Zaskoczona Samanta wstrzymała na chwilę oddech.

Od dawna... - odrzekła szeptem.

Męższczyna rozpromienił się. Pogładził kciukiem jej rozchyloną dolną wargę. Dziewczyna westchnęła. Robert nie mógł już dłużej czekać. Pocałował ją delikatnie, a gdy oddała mu pocałunek, włożył jej język do ust. Samanta lekko go odepchnęła.

Co jest? - zapytał.

Ja tak nie umiem z językiem. - zawstydziła się.

Nic nie szkodzi, - uśmiechnął się. - Z chęcią cię tego nauczę.

Wzrokiem pochwycił błąkający się na jej ustach uśmiech. Całował ją najpierw powoli, potem już nie mógł sie powstrzymać. Pożądanie wzięło nad nim górę. Dziewczyna wyginała się ku niemu. Robert pieścił jej piękne ciało. Rozpiął jej bluzkę, chwicił jej pełną pierś w dłoń. Usłyszał jęk, który zachęcił jego do dalszego badania tej cudnej natury. Wyjął rękę spod bluzki, zaczął muskać palcami jej pępek, zszedł niżej do spodni. Dziewczyna ledwo łapała oddech. W pewnym momencie usłyszał:

Robert, ja nie mogę. Jestem dziewicą.

Wystrzeliła z taką informacją, że męższczyzna od razu stanął jak sparalizowany. Jego ciało buzowało, czół ogromne pożadanie, a jednocześnie bał się ruszyć. Z trudem zakodował, to co powiedziała Samanta. Złapał kilka głebkich oddechów. Spojrzał w jej morskie oczy.

Spokojnie. Nie bój się. Nie zrobię niczego na siłę kochana. Poczekam na tą szczególną chwilę, kiedy powiesz `tak, chcę` wtedy sprawię, że ten moment zapamiętasz na długo. Bedę nadzwyczaj delikatny, przyniosę ci świat do stóp. - zastanowił się chwilę pukając palcem w głowę. - Teraz już rozumiem, dlaczego twój brat tak zażarcie ciebie broni. Ha! Pojąłem. – pogłaskał jej włosy. - Jesteś wyjątkowym egzemplarzem pięknej kobiecości i należy cię chronić mój kwiatuszku. I od teraz ja będę twoim rycerzem w lśniącej zbroi.

Jesteś cudowny. - przytuliła się do niego.

Pokręcił gowa.

Nie. To ty jesteś cudowna.

Pocałował dziewczynę. Samanta zapięła bluzkę i wsadziła dłonie w kieszeni spodenek.

I co teraz? - uniosła brew.

A teraz, myślę że niestety powinnaś wrócić do rodziców. Bo jak znam życie, twój brat już ciebie poszukuje.

Iiiiiii !!!! Faktycznie. Będę lecieć.

Robert zaśmiał się na widok strachu przed bratem. To bezsensowne. Jest dorosła, a traktują ją jak dziecko. - pomyślał.

Samanta wybiegła ze stajni.

Dziewczyno! - krzyknął opierając się o framugę.

Samanta zatrzymała się.

Tak?

Do zobaczenia mój kwiatuszku.

Posłala mu nieco zawstydzony uśmiech.

W pąsach było jej do twarzy. - rzekł w myślach.

Do zobaczenia.

Obserwował ją tak długo, aż zniknęła w rozbawionym tłumie.


Annabel próbowała na wszelkie sposoby namówić swoją starszą siostrę, aby zjechała z nią na zjeżdżalni, niestety bez skutku. Całe szczęście dziewczynka w sekundę zapomniała o siostrze, gdyż wokół niej zgromadziło się kilkoro dzieci z którymi bardzo szybko się zaprzyjaźniła. Emily odetchnęła z ulgą. Przyglądając się rozbrykanym dzieciom nie zauważyła tego, że tuż za jej plecami stoi Garrett Tramp we własnej osobie. Zajadając popcorn również z rozbawieniem obserwował bawiące się dzieciaki. Emily odskoczyła do przodu, gdy usłyszała szelest torebki ze słonym smakołykiem. Bez słów poczęstował ją. Spojrzała na niego z obrażoną miną. Garrett nie zraził się i ustał obok niej. Milczeli oboje nie spuszczając z siebie wzroku. Wewnątrz Emily uczucia buzowały ze złości. Nadal pamiętała to, co jej zaproponował w ostatniej rozmowie, od której minęło już dwa tygodnie, a on nie raczył jej nawet odwiedzić i przeprosić. W zasadzie stwierdziła, że jest to już zbędne. Mimo negatywnych uczuć do tego człowieka nie mogła oprzeć się pokusie, by kontem oka spojrzeć na niego. Przykro jej było, że tamtego popołudnia tak żle ja potraktował. Jej uczucia były mieszane. Z jednej strony czuła ogromna złość i flustrację, z drugiej zaś bardzo mocno tęskniła do niego. Za jego figlarnym uśmiechem zawsze czaiła się przygoda. Jest to typ mężczyzny, za którym nie jedna kobieta rzuciła by się w przepaść. Zarys umięśnionych pleców uwidoczniał się pod zieloną koszulką polo. Jego pośladki były ukryte pod spodenkami w kolorze khaki. Uczucie którym darzyła Garretta sprawiało, że słabła przy nim. Jedynie udawanie przed tym mężczyzną tego, że nic do niego nie czuje dawało jej satysfakcję za tą ostatnią rozmowę.

Garrett czuł sie ndazwyczaj nieswojo ze względu na tamto nieporozumienie jakie powstało miedzy nimi. Uważał, że słusznie zaproponował jej usunięcie dziecka. Wiedział doskonale, że to wbrew prawu matki, ale przecież Emily została skrzywdzna. Obawiał się jedynie tego, że gdy dziecko przyjdzie na świat i zacznie dorastać, to bedzie jej przypominało oprawcę. Nie raz rozmyślał nad tym by z nią porozmawiać ponownie, ale nie miał dostatecznej odwagi.

Dzięki jej siostrze i festynowi miał doskonałą okazję, by zobaczyć się z Emily. Był pewien, że gdyby próbował się z nią skontaktować, robiła by wszystko, aby uniknąć spotkania. Dlatego chętnie skorzystał z zaproszenia pani Margaret Window, która w zeszły piątek zadzwoniła do niego. Gdyby nie zatarg z Emilly na pewno darował by sobie ten festyn. Zdecydowanie wolałby spędzić ten czas przy pisaniu kolejnych rozdziałów książki, a najchętniej popłynął na szerokie wody i relaksował w ciszy łowiąc ryby. Z myśli wyrwał go głos kobiety.

Długo tak będziesz stał i głupa rżnął? Czego chcesz? - warknęła.

Garrett z lekkim rozbawieniem spojrzał na nią, a to sprawiło, że jeszcze bardziej ją rozwścieczył.

Emily, zupełnie nie rozumiem skąd u ciebie taka agresja? - uniósł brew do góry kontynuując. - To, że akurat zatrzymałem się obok ciebie obserując dzieci nie miało na celu, by ciebie zdenerwować. Twój pokaz złości jest zupełnie nie na miejscu.

Emily stanęła w bojowej pozycji na przeciw niego z dłońmi opartymi na biodrach.

Co ty sobie wyobrażasz do ciężkiej cholery?! Że kim ty jesteś, wielką szychą? Burmistrzem? Ha! Co ty myślisz, że tak sobie podejdzidesz do mnie? I co? Będziesz panem sytuacji? Pudło kolego. Radzę ci byś się stąd ulotnił, ponieważ życzę sobie odrobny spokoju. Jak zapewne zauważyłeś moja siostra świetnie się bawi, nie chcę by widziała jak się kłucimy. Zacznie zadawać pytania na które nie koniecznie mam odpowiedź więc gdybyś był tak uprzejmy odejdź i nie pokazuj mi się na oczy.- syknęła. Skrzyżowała ręce na piersiach i odwróciła się plecami do Garretta.

W oczach mężczyzny zawitał gniew, ponieważ z powodu jej wybuchu kilkoro mieszkańców zainteresowało się nimi.

Twoja pewność siebie, którą kieruje złość wnioskuje, że wynika ona z sytuacji którą nigdyś stworzyłem. Sprawia mi to ogromny ból, lecz w pełni to rozumiem, gdyż zdaję sobie sprawę, że mocno ciebie zraniłem. Tylko po co to przedstawienie?! Dobrze już idę. Skoro tego chcesz. Poza tym widzę, że nie można w tej chwili z tobą poważnie porozmawiać. A dla twojej wiadomości. W śród tych dzieci bawi się synek mojej kuzynki Alex. A teraz wybacz zaprowadzę małego do mamy.

Zostawił Emily z rozdziawioną buzią. Kobieta nie miała pojęcia, że Garrett blefował z Alexem więc szybko wybrał wzrokiem około sześcioletniego chłopca o niebieskich oczach i ciemnych włosach. Podszedł akurat do niego, ponieważ zjechał z pompowanej zjeżdżalni. Obawiał się, że `Alex` wyzwie go od pedofilów, ale idąc ku niemu w głowie urodził mu się gotowy plan.

Cześć mały. - chłopiec spojrzał na niego z lekkim niepokojem. - Słuchaj. Mam na imię Garrett. Bądź spokojny, nie skrzywdzę ciebie. Zaczepiłem cię, bo chcę zrobić wrażenie na dziewczynie. - skłamał. - Ta kobieta – wskazał palcem na Emily – jest na mnie zła. Powiedziałem jej, że jesteś synkiem mojej kuzynki. I tu włącza się moja prośba. Odprowadzę ciebie teraz do twojej mamy i zapłącę. Co ty na to?

Chłopiec chętnie przystał na ta propozycję, gdy tylko ujrzał banknot o wartości dwudziestu dolarów kanadyjskich. Mimo, że to tylko dziecko, miał już w sobie zakodowany spryt do zdobywania darmowego kieszonkowego. Garrett ujął dłoń chłopca i odprowadził do jego mamy tłumacząc się:

Przepraszam. Pani Clouse?

Kobieta była wyraźnie zdziwiona widokiem obcego mężczyzny, który trzymał jej dziecko za rękę.

Tak. O co chodzi?

Ten chłopiec poprosił, abym zaprowadził jego do mamy, ponieważ twierdził, że się zgubił.

Kobieta pochwyciła dziecko w ramiona.

Nattaniell, kochany synku. Gdzieś ty chodził? Tyle razy mówiłam, abyś nie oddalał się ode mnie. - rzekła z przestrachem tuląc małego.

Garrett postanowił odejść oglądając się za siebie zauważając chytry uśmiech na ustach szkraba, który właśnie machał mu banknotem na dowidzenia, tym samym co wcześniej mu wręczył. Podziwiał sam siebie za ten świetny plan, chodź był bardzo chwiejny, gdyż chłopiec mógł się nie zgodzić, ale na szczęście wszystko poszło po jego myśli. Czół na sobie palące spojrzenie Emily. Zadowolony z przedstawienia jakie jej ufundował, podszedł do namiotu, gdzie sprzedawano piwo. Zamierzał świętować, gdyż tę rundę wygrał on. Był pewny tego, że teraz Emily odchodzi od zmysłów, gdyż utarł jej nosa. Mimo tego małego zwycięstwa, w jego sercu kłębiło się prawdziwe uczucie. Tęsknota za tą kobietą, za ukochaną, którą stracił wyłącznie przez swoją głupotę, a raczej nie wyparzony jęzor. Odkąd pamiętał miał z tym nie lada problem. Mianowicie zawsze palnął jakąś głupotę, a potem dopiero myślał cóż on narobił.... Dlatego jak do tej pory jest sam. Poprzez takie wpadki slowne nie układało mu się z płcią przeciwną, ale obiecał sobie, że tym razem nie odpuści tej kobiecie. Zbyt mocno mu na niej zależy. Ten cierpki czas rozłąki, uświadomił mu jak wiele stracił. Ta dziewczyna bardzo zapadła mu w serce. Zrozumiał, że nie może bez niej żyć. Postanowił wychować dziecko tego zwyrodnialca. Niczemu ono nie jest winne. Zapewni mu byt i miłość ojcowską, gdyż matką bedzie jego ukochana. Teraz jego zadaniem było jej to przedstawić, tak więc nie pozostało mu nic innego jak odzyskać swoją miłóść. Wiedział doskonale, że droga do celu bedzie bardzo kręta. Kobieta, którą pokochał jest nadzwyczaj uparta w swoich przekonaniach i na pewno będzie jemu skutecznie wszystko utrudniała. No, ale gdyby życie było takie łatwe, to bardzo szybko stało by się rutyną.


  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×