Przejdź do komentarzy5 - Rozdział II (Z cyklu Anielska Krew)
Tekst 5 z 5 ze zbioru: Anielska Krew - Księga I
Autor
Gatunekbiografia / pamiętnik
Formaproza
Data dodania2010-10-01
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń2203

Rozdział II



- Michał! Wstawaj!

- Co się stało?! - Zerwałem się z łóżka, wciąż mając w uszach dźwięk wystrzału z broni. W prawym żebrze poczułem przeszywający ból i przez chwilę myślałem, że jakaś kula trafiła mnie rykoszetem.

- Jest dziewiętnasta, nie jadłeś obiadu, nie rozebrałeś się, co się stało? - No tak, byłem u siebie, żadnych chłopów, żadnych strzałów, tylko moja mama. To był po prostu kolejny sen z tych nazbyt realnych.

- Nic po prostu byłem zmęczo...

- O mój Boże! Co Ci się stało?! - wydała z siebie przerażony okrzyk.

- O co chodzi? - Również się wystraszyłem, ale nagle przypomniałem sobie, że jestem trochę poturbowany. W sumie... bardziej niż trochę.

- To właściwie nic takiego, wszystko jest w porządku…

- Biłeś się, tak? Kto cię tak urządził? Co się stało? - zaczęła się dopytywać.

Miałem niemiłe spotkani z banda jakichś dupków ze szkoły, chcieli mnie skocić bo jestem nowy, ale im na to nie pozwoliłem... no i nie dało się tego rozwiązać inaczej. - Usiłowałem zbagatelizować sprawę.

- I bójka to według ciebie odpowiednie rozwiązanie?! - krzyknęła. - Nie mogłeś iść do jakiegoś nauczyciela?! - Zazwyczaj tak według wszystkich rodziców rozwiązuje się problemy tego typu, uciec i schować się za nauczycielski ogon. Czyli inaczej mówiąc, ośmieszyć się przed całą szkołą.

- Nie mamo… - jęknąłem. - Żadnego nauczyciela nie było w pobliżu. Nie chciało mi się dokładnie tłumaczyć jak to wyglądało. Co gorsza, mogła zrobić z tego powodu niezłe zamieszanie, albo nawet spróbować zadzwonić do rodziców Konrada i pozostałych z jego kumpli, a to już nie była podstawówka, ani gimnazjum, te metody już nie działały, tylko pogarszały sprawę. Wiedziałem, że jakoś załatwię to sam.

- A ci co Cię pobili, co to o za jedni? Chce wiedzieć! - Jej ton stał się surowszy.

- Nie wiem jak się nazywali, ale jak tylko zaczęliśmy się bić… - Wolałem uniknąć stwierdzania „zaczęli mnie bić` - Zjawił się dyrektor i wziął ich do siebie na dywanik, na pewno nie ujdzie im to na sucho - skłamałem. Nie było potrzeby mówić jej, że ta banda jest bezkarna z powodu ojca Konrada i jego sponsoringu.

- A ty? Nie będziesz miał z tego wyciągniętych żadnych konsekwencji? - spytała zatroskana.

- Nie, jedynie się broniłem, a to nie jest złamanie regulaminu - zapewniłem. Przez chwile zastanawiało mnie czy następnym razem dyrektor nie ukarze mnie za ich prowokacje. To byłoby nawet zabawne, nadawało by się do telewizji.

- Oj Michał, zawsze musisz wpakować się w jakieś kłopoty. Pierwszy dzień szkoły i już bierzesz udział w bójce, co dalej? - spytała zatroskana, ukrywając twarz w dłoniach, tak jak robią to osoby ze zbyt dużą ilością zmartwień na głowie. Nie chciałem, żeby niepotrzebnie się mną przejmowała…

- Mamo, nie wpakuje się już w żadne kłopoty, obiecuje… - Nie wierzyłem w swoje słowa, jej też pewnie nie udało mi się co do tego przekonać, ale w końcu głęboko westchnęła a jej ton stał się łagodniejszy.

- Nie odgrzałeś sobie obiadu, nie jesteś głodny? - spytała. Zawsze była opiekuńcza, niezależnie od tego jak się czuła. Nie zdążyła się nawet przebrać, ciągle miała na sobie żakiet, koszule i czarną spódnicę. To po niej odziedziczyłem niechęć do tego typu strojów, więc wiedziałem jak musi się męczyć nosząc je na sobie całe dnie.

Wspomnienie o jedzeniu wywołało u mnie ssanie w żołądku.

- Z chęcią bym coś przekąsił... - Ożywiłem się.

- To chodź, zjemy razem, bo też jestem głodna. - Skierowała się w stronę drzwi.

- Co w ogóle jest na obiad? - zapytałem zainteresowany.

- Krokiety i barszcz - odpowiedziała. Sama myśl o tym daniu wprawiła mnie w dobre samopoczucie. Życie bez jedzenia byłoby szare i ponure.

- Pycha. - Uśmiechnąłem się. Udaliśmy się do kuchni.

Kiedy spożywaliśmy nasz wieczorny posiłek, przypomniała mi się owa tajemnicza postać, zastanawiałem się, czy wspominać o tym mamie. Z jednej strony nie chciałem obarczać jej kolejną kolejnym problemem… z drugiej przepełniały mnie obawy, że coś może się jej stać. Rozważałem wszelkie za i przeciw jeszcze przez jakiś czas. W końcu postanowiłem odpuścić. Kimkolwiek był ten ktoś, chodził za mną i prawdopodobnie to ode mnie czegoś chciał. Zdecydowałem, że jeśli zobaczę go raz jeszcze, najzwyczajniej w świecie podejdę i spytam się bezpośrednio kim jest i o co mu chodzi. Tak, to byłoby najlepsze rozwiązanie.

- A jak tam minął pierwszy dzień w szkole? - zagadnęła. - Poznałeś jakichś fajnych kolegów lub koleżanki? Jaką masz klasę? Zawsze muszę wszystko od ciebie wyciągać... - stwierdziła z żalem.

- Przepraszam... - Otrząsnąłem się z moich rozważań. – Eee… może po kolei, klasę mam bardzo fajną. Żadnych zarozumiałych albo wrednych osób, przynajmniej tacy wydawali się na pierwszy rzut oka. Rozmawiałem z kilkoma osobami i nie było źle. – Nie potrafiłem powstrzymać ironicznego uśmiechu na wspomnienie Patrycji.

- Wpadła ci w oko jakaś laska? - Śmieszyło mnie, kiedy używała młodzieżowego języka, to było całkiem zabawne.

- Daj spokój mamo... mam ważniejsze rzeczy na głowie niż oglądanie się za dziewczynami, zresztą prawie nikogo jeszcze tutaj nie znam. - Próbowałem ominąć temat.

- A czy trzeba kogoś znać żeby wpadł ci w oko? - Uśmiechnęła się. - Założę się, że jakaś ci się spodobała. - Powiedziała pewnym głosem.

Zawsze się zastanawiam, czy to kobieca intuicja, umiejętność zgadywania, czy może przed matką nic nie da się ukryć? Nawet w takiej luźnej rozmowie, potrafiła wyczuć jak jest naprawdę.

- No ok, była jedna taka, ale strasznie dziwna… - podjąłem narzucony temat.

- Wiedziałam że jakaś jednak jest! – klasnęła z radością w ręce, jak podekscytowana nastolatka. Wyglądała na naprawdę wesołą, to mi zawsze poprawiało nastrój, czułem się wtedy lepiej, szczególnie że zazwyczaj wydawała się zmęczona i zapracowana.

- Co znaczy, że jest dziwna? - Przyjęła ton jakby była detektywem, a ja osobą, którą przesłuchuje, znowu się uśmiechnąłem.

- Wyjątkowo oschła, wydaje mi się, że traktuje wszystkich facetów z góry. Kiedy z nią rozmawiałem nawet nie podała mi ręki na pożegnanie, tylko zmierzyła mnie wzrokiem z góry na dół. Ponoć jeszcze żadnemu chłopakowi nie dała taryfy ulgowej. - Mówiłem obojętnie, tak żeby pokazać jak nie wiele mnie to obchodzi. Nagle wpadło mi do głowy, że może być lesbijką. Któż to wie?

- Hm... Widzisz, kobieta to skomplikowane stworzenie, nie tak jak wy, mężczyźni - odrzekła zdawkowo. Już chciałem zaprzeczyć i wyrazić swoje zdanie na ten temat, ale uniosła rękę, co oznaczało ze mam jej nie przerywać.

- Zazwyczaj kobiety nie traktują facetów w ten sposób co nie? To naturalne, że obie płcie mają się ku sobie - kontynuowała.

- Pomijając oczywiście przypadki homoseksualistów - wtrąciłem.

- No tak. Ich pomijam, ale załóżmy, że Twoja koleżanka do nich nie należy. Swoją drogą jak ma na imię? - Zawsze potrafiła wyciągnąć ze mnie interesujące ją informacje.

- Patrycja - odpowiedziałem.

- Ładne imię, bardziej stawiałabym na to, że kiedyś była inna, ale jakieś przeżycie sprowokowało ją do takiego a nie innego zachowania. Może jakiś chłopak ją zdradził? Albo sprawił jej przykrość? Wiesz… bardzo łatwo jest wyrobić sobie o was jedno zdanie i dojść do przekonania, że wszyscy jesteście tacy sami, szczególnie że tak nie wielu mężczyzn swoim zachowaniem zaprzecza tej teorii. - Westchnęła

- Jakiej teorii? Że wszyscy faceci to świnie? - Tego typu stwierdzenia zawsze poruszały mnie do żywego. My jesteśmy świniami… A ile kobiet zdradza i oszukuje swoich partnerów? Zresztą, te wszystkie uogólnienia odnośnie płci nie miały sensu, każdy jest inny.

- Tak, właśnie o tą teorię mi chodzi, ale nie tylko. Bardzo prawdopodobne, że Twoja koleżanka po prostu straciła zaufanie do płci męskiej i teraz osłania się płaszczem tego oschłego traktowania. Nie chce znowu ryzykować zaangażowania i gorzkiego zawodu, ale nie znam jej i mogę się mylić… - podsumowała.

- A może ona po prostu ma taki charakter i uważa się za lepszą? - spytałem.

- Sam musisz dowiedzieć się prawdy jeśli zależy ci na zawarciu z nią jakiejś znajomości., ale skoro ci nie zależy, to czym się przejmować? - odparła wesoło.

- Pomyśle nad tym… - Oczywiście myślałem już dostateczne długo. Chciałem się do niej jakoś zbliżyć, intrygowała mnie, ciekawiła. Coś ciągnęło mnie w jej kierunku, ale jednocześnie powstrzymywała mnie męska dumna i honor.

Po skończonej kolacji mama ucałowała mnie na dobranoc i poszła na piętro, gdzie miała swój pokój i łazienkę. Ja posprzątałem w kuchni i skorzystałem z drugiej toalety. Umyty i zmęczony, poszedłem do swojego zacisza. Włączyłem komputer i ulubione kawałki rockowe. Dźwięk gitary elektrycznej, perkusji i basów zawsze mnie uspokajał. Przejrzałem parę portali internetowych i zacząłem czytać interesujące nowinki ze świata Było nawet coś ciekawego. Śląsk, tajemnicze zniknięcie dziesięciolatki z podstawówki, Katowice, całkiem niedaleko.

- Całkiem niedaleko… - mruknąłem pod nosem, zagłębiając się w szczegóły.

„Policja nie potrafi znaleźć żadnych śladów, podejrzewa się porwanie. Brak oficjalnego oświadczenia w tej sprawie.` - Hm... a więc Katowice nie bez powodu są uznawane za najniebezpieczniejsze miasto w Polsce…

Nie minęło jednak kilka minut, a wciągnęły mnie inne informację. Napisałem też do paru starych znajomych, tylko po to by powspominać dawne, dobre czasy. W końcu położyłem się spać, a o problemach z dziwnymi, nie wyjaśnionymi snami i śledzącą mnie czarną postacią, najzwyczajniej przestałem się przejmować. Przynajmniej na czas snu.

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×