Przejdź do komentarzycz.1
Tekst 5 z 8 ze zbioru: sufler w oddali
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2015-02-10
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1961

CYKLOFENIKS


Odkąd przyszedłem na ten boży świat, w głowie mi jazgocze generator pomysłów, winowajca ciągnącego się za mną pochodu rozpraszających uwagę, w większości nieprzydatnych (czekających na odpowiedni kontekst ) idei.


Zgodnie z prawdą to nie przyszedłem na ten świat, tylko mnie wypchnięto siłą, rodzicielka chciała bardzo mieć znowu talię osy.


To że się znalazłem w tym ciepłym, bezpiecznym miejscu nazywanym łonem, było oczywiście zasługą płodzicela. Moja mama jak większość kobiet na widok swojego oblubieńca pomyślała: `Chciałabym mieć takiego samego, tylko mniejszego.` Taki gadżet. Maskotkę. Przytulankę. Takiego mnie.


Kiedy ojciec usłyszał mój niewinny okrzyk dezaprobaty na życiowym starcie, miał powiedzieć, że gdyby jakieś zwierzę występujące w przyrodzie wydawałoby podobne dźwięki, to na pewno nie zostałoby udomówione. No i niezupełnie udału mu się to udomowienie.


Powracając do mojego generatora pomysłów. Pochodzą one chyba z daleka, posądzam obcą galaktykę. Czasem to jest taka salwa w oddali na wojnie przypadku z przeznaczeniem.


Być może pochodzą z mojej podświadomości, albo z obrazów Salvadora Dali, który z kolei poprzez anteny pod postacią szpiczastych wąsów odbierał sygnał z bliżej nieokreślonego `daleka`, a ja gapiąc się w jego malowidła rejestrowałem podświadomie przekaz.


Mój generator pomysłów nazywałem też `suflerem w oddali`, samego siebie traktując jako podrzędnego aktorzynę, a w epizodach bardziej depresyjnych pustą kukłę. Tak czy inaczej, jakoś da się żyć. Pocieszać się mogę tym że to wszystko co mnie kręci to przez cyklofeniksów i masonów (ha ha), przez: cyklon b, i mansonów, przez kreatorów wody z kranu z fluorem i bromem itd.



LIST DO PARANOI


Na psychoterapii grupowej mieliśmy napisać listy do naszych chorób. Ja oczywiście nie jestem chory, a jedynie mam kontakt z suflerem. W miejsce `suflera w oddali` polecono mi wpisywać `moja paranoja`. Niech im będzie. Oto mój list:


Witaj paranojo


To ja, twoja maszyna do pisania co szybko zmienia zdania w klucze. Piszę zgodnie z twoimi skazówka mi na papierze, żeby żadne krzywe zwierciadło ekranu nie zniekształcało moich myśli.

Dawno cie nie widziałem i nie słyszałem teraz podaje ci rękę `jak pies kotu szczękę`, ale jesteś obecnie niewidzialna więc muskam tylko powietrze. Wciąż przechowuję w pamięci nasze spotkanie w rajskim ogrodzie na dachu wiadomej budowli.

Po zburzeniu wierzy Babel na skrzyżowaniach pojęć tłumaczonych na różne języki spotkać można Boga, tak mi powiedziałaś. Odkąd spotkałem ciebie, spotkanie Boga mnie raczej już nie interesuje. Powiedziałaś też, że po anielsku in dog we trust ... znaczy wierzmy w nasze piesy, bies ci mordę lizał... glisty psie sterują żywicielem w pełnię wilczą... Że diabeł i Bóg są jak dwa lustra ustawione równolegle, tak że pomiędzy nim jest coś jakby nieskończoność. Za wszystkie moje grzechy serdecznie dziękuję, więcej na razie nie potrzebuję, więc wstrzymaj się z wysyłką. Chociaż mogłabyś wysłać mi przez kogoś te papierosy importowane z piekła.

Powiedziałaś też, że jestem w czyśćcu i że te anioły, co pod fartuchami ukrywają skrzydła, wypuszczą mnie niedługo do Nieba, które nie może być arkadią wyłożoną miękką wykładziną z chmur ale pozornym ciągiem dalszym naszej małej rzeczywistości - ze wszystkimi jej konfliktami i próbami charakteru. Gdyby było inaczej lokatorzy niebiańskiej krainy szybko zgotowaliby sobie piekło. Paranojo obiecaj że się jeszcze odezwiesz.



ZABORCZY PASAŻER


Gdzie masz zeszyt, albo chociaż jakąś jedną swoją komórkę szarą? Zapytała mnie `paranoja` telepatycznie?


Ja pożyczyłem proszę panią. Na zawsze chyba pożyczyłem. Komu? Takiemu jednemu, mówię na niego włochaty, bo jest włochaty (z nazwiska), ale i łysy (z wyglądu) i mieszkał przez dłuższy czas u włochatego, szczególnie w jego naczyniach włosowatych. Z włochatym trudno się porozumieć, bo bazuje on na mowie ciała. Raz pokaże język, innym razem zatrzęsie uszami, albo zamerda ogonem. Nie, to nie jest żaden czort.. To pies.


Powracając do sedna sęku, łysy, lokator włochatego, zaczął na gruzach mojego rozumu instalować forpocztę odległej krainy, z której pochodzi. Przedstawił się jako imigrant międzygalaktyczny. On teraz kontroluje mnie z tej mojej komórki szarej, jakbym był jego jakimś wehikułem, a z mojego zeszytu uczynił dziennik pokładowy albo coś w tym rodzaju... Tak oto stałem się przedmiotem obcej inwazji. Inna lekarka mówiła nam, czyli mnie i łysemu włochatemu, że on jest tylko robakiem, ale on wszystkiemu przekonywująco zaprzecza. Mówi, że sam jestem robakiem. Mówi, że jestem księdzem nowego obrządku. Przekręca słowa hymnu: `Jeszcze Polska nie zginęła, tylko orła wywinęła.` I to wszystko we mgle absurdu. Suflerze w oddali, on zagłusza twój sygnał. Suflerze, obca przemoc mnie wzięła. Suflerze, dramatyzuję, wezmę pigułkę. Kropka. Pozdro, a jak choro, to wyzdro. Wróć. Suflerze powiedz im, że paranoja i Ty to dwa niemające ze sobą nic wspólnego zjawiska.



JAK TO SIĘ ZACZĘŁO


Założyłem nowy zeszyt, w którym przedstawię przebieg wydarzeń prowadzący do suflera. Opiszę wszystko ze szczegółami, bo w nich tkwi diabeł, którego Ty, Drogi Czytelniku będziesz mógł pociągnąć za ogon, odkrywając prawdy nie z tego świata. W tym kraju, do którego trafiłem za lepszym chlebem, szczegół to detail, czyli po rozkodowaniu devil tail ( czarci ogon).


Jeśliby wejść w meandry i szczegóły odpowiedzi na pytanie jak to się stało, że ja owy pamiętnik napisałem, a Tobie, jako świadkowi moich objawień dane jest go czytać, należałoby zacząć od tego, że ludzkość ma dwie matki: spreparowaną przez boga Ewę i pewnego australopiteka, który zostawił nam pamiątkę w postaci kości ogonowej, nazwanego przez swoich odkrywców Łucją (oryginalnie Lucy, od Lucyfera). Ewa plus Łucja równa się - ewolucja.



RAJ BANY


Nie czuję się tutaj zbyt dobrze. Dużo lepiej czułem się na arce No-ego. Tutaj moje okulary mają słabszy zasięg. To nie są zwykłe okulary, ale skrojone specjalnie dla tzw. telespektora `Raj bany`, które w miejscu srebrzystych elips zainstalowane mają kamery. Zaopatrzone są również w mikrofon i specjalnie słuchawki w zausznikach,  przekazujące szept Suflera wprost do mojego ucha środkowego. Tak misternie skonstruowany okulary miały być oknem na świat dla pewnego mieszkającego na poddaszu niepozornego staruszka. Nie ruszał się poza obręb swojego mieszkania. Czasem tylko kursował nas swoim wózku inwalidzkim po dachu zamienionym w szklarnię wypełnioną egzotycznymi roślinami. Przyłapałem go raz na tym, jak siłą woli rzeźbił z chmur, a następnie układał z powstałych kształtów coś jakby rzędy hieroglifów.


Sparaliżowany staruszek był tylko kamuflażem, alibi. Był tym czym Clark Kent był dla Supermena, przykrywką, maską, za którą znajdował się On.

  Spis treści zbioru
Komentarze (5)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Może to się co poniektórym wydać "nienormalne" jednak tego rodzaju - psychodelicznie-oniryczna, na dodatek zapisana bardzo ciekawym sposobem obrazowania - proza, bardzo mnie wciąga :-)
avatar
Jestem fanką twojej wyobraźni. Pozdrawiam :)
avatar
Nie tylko Ty, azi ;) A zatem "zbuntowany pan Autor" nie dość, że da się nam pogłaskać, ale ponadto i przytulić, i serdecznie ucałować ;)
Do spotkania, Droga moja ;) Z Autorem, przy kawie, a u mnie,przy herbacie, miodowej nalewce, konfiturach itp. przyjemnościach... Panteistko ukochana :-)))
avatar
Dziękuję za komentarze i perspektywy.
Zatrzęsienie błędów pod koniec, ale tak to jest jak się uparcie próbuje stworzyć "dzieło“ przy pomocy telefonu, któremu wydaje się, że wie lepiej ode mnie, co chcę napisać. Pozdrawiam.
avatar
Najlepiej przy czaju z samowaru. herbata lepsza od kawy - używki innowierców. Zapraszam.
© 2010-2016 by Creative Media
×