Przejdź do komentarzyPani rzeczywistości
Tekst 1 z 1 ze zbioru: Opowiadania Raven
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2018-01-16
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1191

`Pani rzeczywistości`


Biało czarne klawisze, drewniane, chłodem okryte. Delikatne i potężne jednocześnie. Dwa światy łączone w jednym dźwięku. Stukałam w nie zmarzniętymi już palcami pieśń żałobną. Ostatnie pożegnanie nutami wygrawerowane. Ulatywały z piszczałek odprowadzając zmarłego do krainy wiekuistej. To mój ulubiony moment. Przejście na drugą stronę.

Kościół ucicha, gasną światła, świeca życia przestaje płonąć. Tylko ja wciąż gram na świętym instrumencie urzeczona każdą melodią, jaka wypływa spod moich dłoni. Zamykam oczy. Zachwycam się. Zapadam wewnątrz siebie. Czuję spokój i skupienie. Muzyka oplata moje ciało  dookoła, ale zdaje się jakoby mnie już w nim nie było. Dusza wędrująca swobodnie. Dokądś uleciała…

Pani nocy z drugiego świata przybywa. Owiana mgłą, przemierza leśny skraj jako jego królowa. Wśród chłodu wczesnego poranku, stawia swe bose stopy po wilgotnej trawie. Przyodziana w suknię, jak z dalekich snów, tych zapomnianych, niepojętych dla ludzkiego umysłu. Czarny tiul u jej dołu, niczym niesłyszalny szelest kruczych piór wznoszących się w powietrze. Kryształowy gorset u góry, mieniący się blaskiem zachwytu. Na jej głowie złota korona, na widok której ugina się każda istota. I skrzydła. Prawie niewidzialne, jakby tworzyły spójność z powietrzem, a jednak oddzielne i potężne, bo potęgę jej symbolizują. Zranione też. Lecz to rany znakiem są jej chwały. Bo siłę swą pokazała.

Oto Ravenna Królowa nasza, wołają leśne istoty. W świetle nowego blasku jestem ukazana, innym spojrzeniem przedstawiona. Bo na dobrą drogę wkroczyłam, wniesiona, przeznaczona do wielkich rzeczy.

Nagle myśli moje się kształtują i pojęcie moje przechodzi granicę, bo nie rozumiem jak się to dzieje. Lecz jakie to ma znaczenie, kiedy zawładnęłam tym, co władało mną? Las niepojęty jest mi podwładny. Królowa w sile swej obrosła. Dokonałam niemożliwego z najbardziej nierealnych czynów. Więc co teraz mnie powstrzyma? Uśmiechnęłam się z satysfakcją, z poczuciem wyższości ponad ten las, ponad zjawy, które tyle czasu mnie oblegały, ponad Krzyk Kobiety, który też już nie stanowi zagrożenia. Teraz będzie tylko lepiej. Bo zaistniał mój Raffael, który trwać przy mnie będzie.

Wtedy to silny wiatr zerwał się ze spokoju swego. Drzewa szaleńczo podrywały się na jego znak. Spojrzałam w ich puste korony i wyczułam niepokój i strach. Ciemne chmury przywiał, chłodem okrył ziemię. Coś tu się zbliżało. Ciemność wrócić chciała.

Wśród drzew stał on. Niczym leśny upiór z kapturem na głowie, spod którego wystawały czarne kosmyki. Trwał przy betonowym słupku jakoby był jego nagrobkiem. Skupiony, w natłoku myśli pogrążony. Smutny jakiś, przygnębiony. Choćby nadal uwięziony był w sidłach zła i niemocy. Co on tu robił?


- Raffael! - krzyknęłam, a głos mój rozniósł się echem przez pole, które nas dzieliło. Stałam na przeciw niego. Potężna Pani tego lasu.


Uniósł swój wzrok i pochwycił mój blask. Jego twarz przejęta drgnęła maleńkim pyłkiem nadziei. Wyjął ręce z kieszeni bluzy i krok postawił w moją stronę. Lecz wtedy to coś, co już czułam, co dobrze znane mi było, wyrwało się spod ziemi. Pnącza rozpaczy wystrzeliły w górę wijąc się z głębi lasu, wprost na mojego mężczyznę. To jego tym razem chciały dorwać. Jego chciały potępić. I nim zdążyłam cokolwiek zrobić dopadły go. Potworne liny oplotły jego ręce, nogi przywarły do ziemi. I śmiech usłyszałam i szepty lękliwe. To zło, dawne życie tragiczne. Zjawy ciemności zbliżyły się ku niemu, szare postacie, niczym z dymu stworzone. Krążyły wokół tańcząc rytuał jego przejęcia.


- Zostawcie go! - ryknęłam przerażona. Poczułam w głębi siebie ten dawny strach mogący nas zgubić. Lecz nie miałam zamiaru stać bezczynnie. Złapałam za moją długą suknie i puściłam się  pędem na ratunek.


Z nieba spadł gromki deszcz. Krople jego lodowate, przenikały moją skórę. Zimno zaczęło chwytać moje mięśnie. Sunęłam przez pole coraz bardziej czując twardy ląd pod stopami. Moje skrzydła płynęły wraz z powietrzem coraz bardziej się z nim utożsamiając. Lęk duszy poczułam, raniący ból wewnątrz. Moje gołe stopy zostawiały coraz to głębsze ślady. Zaczęło mnie to zatrzymywać. Spojrzałam na ziemię, a ona w bagno poczęła się zamieniać. Lecz to bagno, mocą jakby obdarowane wchłaniało się w moją suknię zmieniając jej piękno w czarną szmatę, a kryształy blaskiem wcześniej okryte, odpadały kolejno ulatując wraz z następnymi oddechami.

Czułam jakoby moc moją pochłonęła ziemia, a wiatr zabrał mi potęgę. Upadłam na czworaka zdyszana, wypruta z sił. Brakowało zaledwie paru metrów. Tak blisko mojego mężczyzny, a tak daleko upragnionego celu. Nie mogłam się poddać, nie mogłam zawieść, ani dopuścić, by rzeczywistość moja w sen się znów zmieniła. Drżeniem rąk, siłą umysłu przesuwałam się coraz dalej, szepcząc pod nosem rytualnie „dam radę”.



- To sensu nie ma. - Usłyszałam wtedy cichy głos zjaw dręczących Raffael’a. - Daj sobie spokój.

- Nie słuchaj ich! - ryknęłam pełna strachu o jego życie. - To przeszłość!

- To trwa i trwać będzie. Tu jest twoje miejsce.

- Nie! - Wyciągałam dłonie przed siebie, paznokciami zaczepiając się o rośliny tonące w bagnie. Byłam przemoczona, brudna i obolała. Włosy moje oblepione grudkami ziemi, oczy pełne gorzkich łez. I myśl upiorna, że znów jest źle.

Wtedy inny głos rozbawiony odezwał się echem, rozbrzmiewając po wszystkich zakamarkach lasu:

- Patrzcie na nią leśne istoty. Oto Ravenna, Królowa wasza. Upadła.


Czułam pustkę i stan ogromnej bezsilności. Bo mroczny głos miał rację. Przygnieciona do ziemi, ośmieszona przed wszystkimi. Tyle ambicji niegdyś nosiłam, tyle sił w sobie miałam. A teraz apatia nastała. Strach mnie znów pokonał. Krzyk Clamanty śmiechem się rozdarł.


- Wybacz droga mi Raven…

- Raffael? - Uniosłam zalane łzami oczy ku niemu. I zatrzymał się jakby czas. Bo widok jego twarzy uświadamiał mi, czego dokonałam.


W chaosie całej sytuacji zorientowałam się, co właśnie się działo. Mój mętlik w głowie tworzył zjawiska, a strach nimi kierował. To ja byłam Panią tej rzeczywistości i ja miałam władzę nad tym światem. Myślenie było tworem kolejnych sekund.

Przyciągnęłam dłonie do siebie, a wtedy coś mignęło na moim palcu. Pierścionek, który łączył mnie z mężczyzną moich marzeń. Znak realności i symbol mojej potęgi.


- Dość tego - powiedziałam pod nosem. W moich żyłach zaczęła płynąć gorąca krew, mięśnie momentalnie nabrały siły. Duszę moją opuścił lęk, a moc rozeszła się po moim ciele.


Podniosłam się pełna determinacji. Moje serce przepełnione miłością gotowe było do najgorszej walki. Już nie straszne były mi zjawy, leśne stwory próbujące mnie pogrążyć. Wiedziałam, że jestem od nich silniejsza i to ja byłam Panią tego świata, który sama stworzyłam. I to ja miałam władzę nad nimi.

Rozłożyłam ręce gotowa przyjąć każdy cios. Dla Raffael’a byłam w stanie poświęcić nawet siebie. Uratowałam go z otchłani mroku i nie mogłam dopuścić, by ponownie wpadł w jej sidła. Ja byłam ocaleniem, ja wybawieniem od cienia. Z pod mojej skóry nagle zaczęły wychodzić drobinki światła. Okalały moje ciało i rozświetlały przestrzeń wokół mnie, jako ochrona przed złem.


- To koniec - wysyczałam przez zęby. - Dosyć zjaw, dosyć więzów rozpaczy.

Spojrzałam na zmory wirujące przy moim mężczyźnie. Szeptały mu coś do ucha.

- Nie zasługuję na ciebie - odezwał się Raffael przytłumionym głosem.


Wtedy skrajności emocjonalne wzburzyły moją duszę, a ciało poderwało się do ataku. Ruszyłam gwałtownie na niego pełna wściekłości. Choć to nie była jego wina, a zmor okrutnych, które ja stworzyłam. Moja złość rozwinęła anielskie skrzydła zza moich pleców. A ja pochwyciłam twarz mężczyzny uwięzionego i pocałunkiem miłości rozwiązałam wszystko.

W tej jednej chwili tysiące myśli wirowało nad rozległym polem. Czarne kruki wyleciały z koron drzew szarżując wśród obłąkanego zgiełku zjaw. I rozpraszały je, niczym pierwsze promienie słońca rozświetlają ponury mrok. Paradoksalnie. Jak wszystko w mojej historii. Bo ja byłam krukiem, ja wyzwoleniem. Choć upadłam. Powstałam, by jeszcze silniejszą się stać. Przegnałam potworne cienie, zniszczyłam bezlitosne liny oplatające jego ręce. By znów pokazać swoją siłę, której potęga tkwiła w  moim sercu.

Otworzyłam powoli oczy. Nawet nie zdumiona wizją teraźniejszości. Zakończyłam ostatni molowy akord improwizacji i uniosłam zmarznięte dłonie znad organowej klawiatury. Przepełniona powagą sytuacji czułam, że zrobiłam duży krok ku wolności Raffael’a. I był to dla mnie ogromny sukces.


  Spis treści zbioru
Komentarze (3)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Jak u Rainera Marii Rilke`go. Ale niezłe :-)

:)))
avatar
Piękna i wzruszająca opowieść napisana barwnym i bogatym językiem. Tylko trochę szkoda, że ten piękny i barwny język został zapisany nie zawsze poprawnie. "Biało czarne klawisze"? Jeżeli już, to "biało-czarne", ale to też nie jest prawdą, gdyż klawisze są białe lub czarne, to klawiatura jest biało-czarna. Klawisze są naprzemiennie białe i czarne, tylko miedzy EF oraz HC nie ma czarnych klawiszy. Jest "na przeciw", a powinno być "naprzeciw".
Bardzo lubię, kiedy w prozie dłuższe zdania są czasami przeplatane zdaniami krótszymi lub nawet równoważnikami zdań. W moim odczuciu człony "Dusza wędrująca. Dokądś uleciała" nie są nie tylko zdaniami, ale nawet równoważnikami zdań. Wystarczy je połączyć i będzie poprawne zdanie pojedyncze (Dusza wędrująca dokądś uleciała).
Szwankuje też interpunkcja. Brakuje przecinków przed: wprowadzając, jak to się dzieje, jakoby był, niosąc, dopadły go, coraz bardziej, wchłaniało, zamieniając, szarżując; zbędne przecinki przed: stawia, jak z dalekich snów, niczym (3), niesłyszalny, mieniący, wprost, przenikały, jako ochrona. Łącznie 19 błędów interpunkcyjnych.
avatar
Czas w jakim przyszło nam żyć do łatwych nie należy, jeszcze mroczne opowiadania. Może warto napisać coś optymistycznego i rozjaśniającego pochmurne szare dni ?
© 2010-2016 by Creative Media
×