Przejdź do komentarzyDena i tura, czyli... narodziny dykty
Tekst 21 z 60 ze zbioru: Lime... ryki
Autor
Gatuneksatyra / groteska
Formafraszka / limeryk
Data dodania2018-05-07
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń968

Dojrzała, jak bimber z Zasuszonej Śliwy,

mętna zawiesina, towar niechodliwy.

Z pierwszego tłoczenia,

jakby od niechcenia...

a kolor jednaki - niebieski lub siwy.

  Spis treści zbioru
Komentarze (5)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Jeżeli symbolizm (Verlaine, Ibsen, Strindberg, Kasprowicz etc.) uwzględniłby w swym programie limeryki, to ten poprzez kolorystykę własną, jest tego znamiennym przykładem ;-)
avatar
Bardzo ciekawy limeryk - odbiega od tych prostych konstrukcji, które najczęściej w necie sie sieją i przypominają niewyszukane żarciki.
avatar
Ktoś mi opowiadał, że mieszali ją z mlekiem po czym cieszyli się uzyskanym kolorem wrzosu.
avatar
I nowatorskie! Nazwa obowiązkowej w limerykach miejscowości jest tutaj także tzw. materiałem pędnym dla finalnego produktu tego z pierwszego od niechcenia tłoczenia.
avatar
Dena i tura (patrz nagłówek) są jak denaturat = wypijesz kilka łyczków

bul-bul-bul

i w najlepszym razie zaniewidzisz. W tym najgorszym szlag ciebie trafi.

W latach 90-tych w Ż. ludzie pili skażoną metanolem "dyktę" /była dużo tańsza niż jakikolwiek alkohol/. Któryś z tamtejszych pijaczków mówił mi kiedyś, że wystarczyło "przedestylować" denaturat przez zasuszony chleb (??), by odzyskać czysty spirytus
© 2010-2016 by Creative Media
×