Przejdź do komentarzyRozdział 7 Kryształowy Las
Tekst 7 z 14 ze zbioru: Tom2 - Ścieżka Serca
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2024-03-03
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń97

– Trochę żałuję, że nie idę z wami do Krainy Lodu. Chciałabym zobaczyć minę Felicji, kiedy dowie się o Rozalii – powiedziała do przybranego brata, śmiejąc się Henrietta, gdy przystanęli przed wejściem do groty.

– Felicja wie… – zaczął mówić Lenard, ale książę wszedł mu w słowo:

– Felicja? Ta należąca do dworu królowej Klarysy?

– Tak, dokładnie – odparła Henrietta.

– Lenardzie, coś cię ciągnie do dwórek – stwierdził Sebastian.

– On w ogóle lgnie do kobiet – przypomniał Ren, co rozbawiło mężczyzn.

– Nie, to kobiety ciągnie do mnie – poprawił przyjaciół Lenard i rozczochrał włosy, patrząc na Rózię.

Przysłuchując się rozmowie towarzyszy, czarodziejka w ogóle nie była zdziwiona informacją o kolejnej kochance Lenarda, wręcz doznałaby szoku, gdyby takowej nie miał w zimowym królestwie. Dlatego tym razem nie zareagowała na jego zaczepkę. Z trudem, ale opanowała zazdrość i udała obojętną, nie chcąc mu dawać satysfakcji.

Przyzwyczajona do samouwielbienia brata Henrietta, puściła jego słowa mimo uszu. Natomiast Miriam zmarszczyła nos. Bardzo lubiła Lenarda, który zresztą był idealnym kompanem do zabawy, bo świetnie tańczył, ale o wzdychaniu do niego z jej strony mógł co najwyżej pomarzyć.

– Kobiety z Krainy Lodu są stanowcze, przemądrzałe i potrafią człowieka osaczyć. – Widząc oburzoną minę przyjaciółki, Daniel dodał szybko. – Oczywiście mówię o tych z dworu, bo innych nie znam. A przecież ty, Rózio, wychowałaś się w Krainie Mgły, więc oczywiście taka nie jesteś. – Pozostali wojownicy śmiali się pod nosem, z nietaktownej wypowiedzi księcia. Natomiast usatysfakcjonowana jego tłumaczeniem Rozalia, momentalnie się rozchmurzyła. – Ojciec rzadko widzi się z Rominem, bo uważa, że jest on, nieco wyniosły, a od Krainy Pustyni z wiadomych powodów stroni. Ale z królową Klarysą mamy dobre stosunki. Rodzice często odwiedzają ją w Krainie Lodu, a i ona ciągle u nas bywa ze swoim dworem. Dlatego dobrze znam Felicje i uważam, że tym razem Lenardzie, możesz spodziewać się kłopotów.

– Nie martwię się tym. Wiem, jak postępować z kobietami – oznajmił Lenard i śmiejąc się, dodał. – Danielu, a skąd ty wiesz, że kobiety z Krainy Lodu potrafią osaczyć? Było coś między tobą i Felicją albo inną lodową dwórką?

Wszyscy – szczególnie Sebastian – ciekawi wyczekiwali odpowiedzi księcia.

– Ujmę to tak: dla spokoju wygadałem się im, że wolę mężczyzn.

Przyjaciele wybuchli głośnym śmiechem.

– Gdzie się spotkamy? – zapytała po chwili Rozalia, zmieniając temat.

– Gdy odzyskamy księgę, to przybędziemy do Zimowego Pałacu, aby pomóc wam szukać wskazówki – odparła Henrietta.

– A jeśli to my pierwsi znajdziemy odpowiedź, to przyjdziemy wam z odsieczą – oświadczyła zadziornie księżniczka.

– Nie! Kraina Mgły i miasto Nahran zapewne są już pod rządami wroga. Nie wiemy, co tam zastaniemy i gdzie zaprowadzi nas los, bo Anastol może być już w zupełnie innym miejscu. A po odzyskaniu Zakazanej Księgi, bez wątpienia przyjdzie nam uciekać, więc zwyczajnie możemy się minąć. Dlatego najlepiej będzie, jeśli poczekacie na nas w Krainie Lodu – oznajmił Daniel.

– Może lodowe królestwo też już upadło. A wtedy w Zimowym Pałacu nie będzie bezpiecznie – wtrącił logicznie Lenard.

– Kraina Słońca teoretycznie jest nie do zdobycia. Ale co jeśli rzeczywiście czarnoksiężnik znalazł sposób, aby zgasić wieczne słońce? Renie, a może ludzie pustyni nam pomogą? – zapytał Sebastian. – Z tego, co słyszałem, to szesnaście lat temu Anastol nie zaprzątał sobie wami głowy.

– Po oddaniu mu władzy w Krainie Pustyni i tak pewnie uważał podziemne tunele za swoje tereny – wtrąciła czarodziejka.

– Że też na to nie wpadłem! Oboje macie rację. My, buntownicy, występujemy przeciwko okrutnemu królowi, starając się go obalić albo chociaż uprzykrzyć mu życie. Bo w porównaniu do strażników Minoru, wśród nas niewielu jest czarodziejów. Jednak nie poddajemy się i małymi kroczkami dążymy do celu. Ale tak jak ostatnim razem i teraz jesteśmy świadomi, że akurat z czarną magią Anastola, to nie mamy najmniejszej szansy. Dobrze znam naszego przywódcę. Wiem, że nie pozwoli on bezsensownie ginąć naszym ludziom, a więc skupią się oni na wspieraniu mieszkańców. Dlatego czarnoksiężnik znowu nie uzna nas za zagrożenie i niewątpliwie pomyśli, że chylimy przed nim głowy, skoro wprost nie stawiamy oporu. Domyślam się też, że tak jak kiedyś mój wuj i teraz kuzyn również w to uwierzy, radując się ze zwycięstwa nad nami. Jednak jestem pewien, że buntownicy podadzą nam pomocną dłoń, a przy realnej nadziei na pokonanie zła nie zawahają się stanąć do walki. A więc po odnalezieniu wskazówki, śmiało udajcie się na Czerwoną Pustynię – powiedział Ren i zwrócił się do Lenarda – Wiesz, do kogo iść?

– Jasne.

– Dobry pomysł! – zgodził się Daniel. – Nie możemy ryzykować, że miejsce naszego spotkania zostało przejęte przez wroga.

Wojownicy jednogłośnie poparli plan.

– Zapomniałbym! – krzyknął Lenard. Następnie wciągnął ze swojej torby mieniący się w półmroku, bo utkany przez istoty Baku z ich cienkich, srebrnych włosów, zaczarowany materiał, w który zawinięty został odłamek magicznego zwierciadła z Krainy Mgły. – W świecie Motyli, kiedy tylko miałem wolną chwilę, to używałem lustra, ale coś brakowało mi szczęścia. Najczęściej cisza albo nic godnego powtórzenia. Podejrzewam, że Romin przygotowywał krainę na przybycie czarnoksiężnika, dlatego rzadko bywał w gabinecie. Ale kto wie, może wam się przyda – stwierdził nagle i wystawił rękę, podając ardemerdum swojej przybranej siostrze.

Henrietta zamarła. Nie spodziewała się, że Lenard kiedykolwiek jej odda tak cenny i według niej niebezpieczny, magiczny przedmiot. Ciągle miała bardzo żywe wspomnienie bólu, gdy bez jego zgody próbowała zobaczyć, co ukrywał w służącym tylko jemu ardemerdum. Owszem brat ostrzegał ją przed otaczającą go ochroną mocą istot Baku i obiecał, że w swoim czasie zdradzi jej tajemnice, jednak ona myślała, że zwyczajnie ją nabierał – co mu się często zdarzało – bo przecież nie było go stać na tak drogi przedmiot. Ciekawość wygrała, ale zamiast upragnionej odpowiedzi, czekał ją tylko atak niewidzialnych sztyletów, które bezustannie przecinały jej skórę. Jej krzyki, słyszane w całym mieście Nahran – przynajmniej tak twierdził Lenard – szybko sprowadziły pomoc. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, bo dwóch zaprzyjaźnionych, posiadających magię krwi od istot Baku czarodziejów, potrafiło łagodzić jej skutki. Wspólnymi siłami – z pomocą swojej mocy i owoców kasztanowca – powoli ją uleczyli. Na pamiątkę zostały jej jasne blizny, oznaczające się na czarnych dłoniach. Codziennie przypominały jej one o dotkliwej nauce cierpliwości i ostrożności.

Henrietta szybko otrząsnęła się z szoku. Dobrze rozumiała intencję Lenarda – nienależącego do drużyny zmierzającej do Krainy Mgły. A to właśnie tam, w gabinecie króla znajdowało się wyszczerbione, zaczarowane lustro, z którego pochodził posiadany przez niego odłamek szkła, przez co były one magicznie połączone. To z tego względu trzymał go w aredemedum, które blokowało jego moc, bo inaczej ich głosy byłyby słyszane po drugiej stronie, zdradzając wrogowi jego tajemnicę. Zachowując ciszę, oni również mogli podsłuchiwać rozmowy nic nieświadomego króla. A mając magiczny kawałek lustra przy sobie i jeśli będą mieli więcej szczęście od Lenarda, to być może usłyszą coś, co doprowadzi ich do Zakazanej Księgi.

Nieśmiało, drżącą ręką Henrietta chwyciła ardemerdum. W tej samej chwili wyszła z niego srebrna mgła, która owinęła się wokół rodzeństwa. Równie szybko, jak się pojawiła, znikła, a wtedy niewidzialna siła odepchnęła dłoń Lenarda, co oznaczało, że magiczny przedmiot zmienił swojego właściciela.

– Dziękujemy. Każda pomoc się przyda – powiedział Daniel.

– Gdy się znowu zobaczymy, to oddam ci ardemerdum – oznajmiła Henrietta, na co jej brat przytaknął.

Żegnając się, wojownicy wymienili się jeszcze ostatnimi radami. Tymczasem Daniel i Sebastian odeszli na bok, aby porozmawiać w cztery oczy. Na końcu ostatni raz pocałowali się czule. Wtedy Miriam niechętnie podeszła do brata, bo podejrzewała, że czekał ją nudny wykład na temat tego, co jej wolno pod jego nieobecność, a czego nie. Ale ku ogólnemu zaskoczeniu książę tylko ją przytulił i życzył przychylnej drogi.

– Uważaj Rozalio, bo Daniel ma rację co do lodowych dwórek i Felicji – szepnęła do ucha przyjaciółki Henrietta, wykorzystując ostatnią okazję.

– Poradzę sobie. W końcu mam moc – odparła cicho, na co obie zachichotały, przytulając się na pożegnanie.

Gotowy do drogi Lenard, stał między resztą towarzyszy i obserwował Rózię i Henriettę. Był szczęśliwy, widząc, że bliskie jego sercu osoby zaprzyjaźniły się, na czym mu bardzo zależało.

Pełni nadziei, że wkrótce się zobaczą – podzieleni na dwie drużyny – wybrańcy przepowiedni ruszyli ku swojemu przeznaczeniu.

Sebastian, Lenard, Rozalia i Miriam skierowali się na północny zachód do Zimowego Pałacu. Nocną wędrówkę – delikatnie oświetlając okolicę – ułatwiały i umilały im jasny księżyc w pełni oraz gwiazdy.

W końcu po wielu godzinach wędrówki, dotarli na brzeg koniczyny, co oznaczało koniec terenów istot Hian. Przystanęli i z ciekawością zaczęli się wpatrywać w kolejny stojący na ich drodze las, który teraz ginął w mroku.

– Ciekawe, co tym razem nas czeka? – zastanawiał się Sebastian.

– Miejmy nadzieje, że mieszkańcami tych terenów również są kobiety. W razie kłopotów oddamy im Lenarda – zażartowała Miriam, rozbawiając przyjaciół.

– Dobrze wiedzieć, że jestem najcenniejszym, co posiadacie – odparł Lenard, wyzywająco patrząc na Rozalię i potargał włosy.

Czarodziejka w odpowiedzi prychnęła.

Miriam się niecierpliwiła. Świadomie zrezygnowała z wielkiej przygody w Krainie Mgły – jaka jej zdaniem czekała drugą drużynę – na rzecz nudnego przesiadywania w bibliotece, byle tylko odpocząć od nadopiekuńczego brata. Dlatego, zanim do tego dojdzie, to oczekiwała cudownych przeżyć. Pragnąc je nieco przyspieszyć i popędzić swoich towarzyszy, jako pierwsza chciała przejść przez granicę, ale ledwie zrobiła krok, a Sebastian zagrodził jej drogę.

– Co ty robisz? – zapytała oburzona księżniczka.

– Chcę cię o czymś poinformować!

Rozalia i Lenard, uśmiechając się pod nosem, przyglądali się towarzyszą. Od początku podejrzewali, że Daniel podczas pożegnalnej rozmowy z partnerem, poprosił go, aby zaopiekował się jego siostrą. Na co ten na pewno się zgodził, a teraz pragnął ją o tym zawiadomić.

– Tylko pamiętaj, że mówisz do swojej księżniczki! – oznajmiła Miriam, grożąc Sebastianowi palcem. Wyglądało to zabawnie, zważywszy, że uzdrowiciel górował nad nią wzrostem. Ona również domyśliła się, że to o niej była poufna dyskusja pary, bo inaczej brat nie pozwoliłby jej tak łatwo odejść. Dlatego postanowiła od razu pokazać, że nie zamierzała stosować się do rozkazów Daniela, wypowiedzianych ustami jego partnera.

– Nie! Sama powtarzasz, że poza pałacem nie jesteś księżniczką, ale zwykłą dziewczyną. A więc doczekałaś się! Pod nieobecność Daniela mam cię na oku, więc to ty, masz słu… – urwał Sebastian, bo w słowo weszła mu Miriam.

– Sebastianie, zgadzam się z tobą! Teraz nie jestem księżniczką i nie zamierzam tobą rządzić. A więc ty, traktuj mnie tak jak Rozalię, czyli zwykłą wojowniczkę, która nie potrzebuję niani i sama o sobie decyduje. A teraz zejdź mi z drogi!

– Nie o to mi chodziło! Nie przekręcaj moich słów. Ty masz mnie słuchać – oznajmił Sebastian.

Miriam prychnęła i kuląc się, czmychnęła obok uzdrowiciela, przechodząc przez granicę. Rozalia nadal uśmiechając się, dołączyła do niej. Zrezygnowany Sebastian jęknął głośno. Lenard, kręcąc głową, pokrzepiająco poklepał go po ramieniu i razem ruszyli za dziewczynami.

Zielona koniczyna zrobiła miejsce żółtym, zielonym i czerwonym igłą, spadającym z wysokich świerków. Ku zaskoczeniu wojowników w lesie panowała względna jasność – a ciągle jeszcze była noc – dzięki czemu wędrówka nie sprawiała im większych trudności. Po krótkim odcinku drogi dowiedzieli się, skąd pochodziła jego magia. Im głębiej zapuszczali się w iglasty las, tym drzewa stawały się niższe, a zamiast szyszek rosły na nich średniej wielkości i różnych kolorów kryształy. Tak samo barwne, podłużne i równie liczne, ale znacznie większe wystawały z ziemi. Gdy to zobaczyli, na ich twarzach pojawiły się szerokie uśmiechy i jednocześnie krzyknęli:

– Kryształowy Las! Jednorożce!

– Ależ tu jest pięknie – zapiszczała Miriam. Jej zielone oczy świeciły jak kryształy w lesie. – A gdzie one są? Chce je zobaczyć!

– Tam są jednorożce – powiedziała Rozalia, pokazując palcem.

Wojownicy wiedzieli, że jednorożce to jedne z najłagodniejszych magicznych istot. Ich moc pochodziła od rogu, a używały jej wyłącznie do obrony. Oni nie mieli względem nich żadnych wrogich zamiarów, dlatego bez obaw podeszli nieco bliżej, aby lepiej się im przyjrzeć.

Na ukrytej między iglakami zielonej polanie – gdzie również rosły kryształy – blisko siebie stało dziewięć białych koni. Miały długie, chude nogi i ostre kopyta, którymi z pewnością mogły zrobić przeciwnikowi krzywdę. Ich krótka sierść była lśniąca, tak jak puszty ogon i grzywa, a pośrodku czoła wystawał im magiczny róg o spiralnym kształcie.

Jednorożce również wpatrywały się w swoich gości. Po chwili dwa podeszły do nich. Pachniały nadzieją, która była też widoczna w ich czarnych oczach. Wojownicy pogłaskali je po szyi i grzbiecie. W dotyku ich ciało okazało się jedwabne. Nagle ich rogi rozbłysły na pomarańczowo, a wtedy z pobliskiego drzewa przyleciał do nich kryształ w takim samym kolorze.

Sebastian chwycił podarunek i schował go do swojej torby. Później nisko kłaniając się, podziękował:

– Dziękujemy za ten hojny dar. Z całą pewnością pomoże on nam zatrzymać zło.

Pozostali również się ukłonili. W odpowiedzi jednorożce ugięły lekko nogi, a następnie wróciły do swojego stada.

– To od barwy kryształu zależy, jaką ten ma moc – oznajmiła Rozalia.

– A ten nasz, co potrafi? – spytała Miriam.

– Nie wiem – odparła.

– To ich magia sprawia, że w lesie jest tak jasno. Kryształ czerwony ma moc ognia, niebieski ponoć może przywołać burzę, a różowy wmówić miłość do jego właściciela. Oczywiście na chwilę, bo ich siła nie jest specjalnie duża. Jeśli chodzi o inne kolory, to nie mam pojęcia, jak działają – wtrącił Sebastian – Matka opowiadała mi, zresztą nietrudno się domyślić, że kryształów nie można sobie tak po prostu wziąć. Jednorożce dzielą się nimi tylko z tymi istotami, u których wyczuwają dobro i dzięki tym samym zmysłom wiedzą, co one potrzebują. A więc na pewno pomarańczowy kryształ przyda się nam i wtedy dowiemy się, jakie ma zastosowanie.

– A jak go użyć? – zapytał Lenard.

– Można to zrobić tylko jeden raz. Wystarczy go złamać, a magia zostanie uwolniona – odpowiedział Sebastian.

– Nic trudnego! – podsumował Lenard. – Wydaje mi się, że po terenach jednorożców jest już Rzeka Snów.

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×