Przejdź do komentarzyRozdział 8 Gorsze od wróżek
Tekst 8 z 14 ze zbioru: Tom2 - Ścieżka Serca
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2024-03-06
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń95

– Ta koniczyna wydaje się nie mieć końca – pożalił się Ren, przerywając trwającą od dłuższego czasu ciszę.

Jego głos wyrwał z głębokiego zamyślenia Daniela i Henriettę.

Dotąd Ren również dużo rozmyślał. Starał się ułożyć sobie w głowie wszystkie nowe informację dotyczące przepowiedni i Aidy. Postanowił, że jeśli zostanie wybrany na Żywe Słońce, to poświęci życie, byle tylko powstrzymać czarnoksiężnika. Jednak kiedy po raz kolejny mimowolnie w głowie odgrywał przebieg spotkania i rozmowy z Aidą, to uznał, że już dość zadręczania się i zagadał do towarzyszy. Oni byli mu za to bardzo wdzięczni, bo czuli się podobnie przytłoczeni i zatroskani jak on.

Po usłyszeniu wróżby Henrietta od razu podjęła decyzje, że odda życie za pokój i towarzyszy. Chciała się poświęcić, bo uważała, że pozostali wybrańcy przepowiedni mieli więcej do stracenia od niej. Byli zakochani albo przynajmniej istniała na to szansa w najbliższym czasie. Ona czuła, że po siedmioletnim pobycie w sierocińcu w Krainie Mgły, gdzie jak wielu najczęściej nawet niewładających magią mieszańców doświadczyła przemocy fizycznej i psychicznej, nigdy nie będzie gotowa na miłość. Wraz z dorastaniem nauczyła się za sprawą daru znikania ratować siebie i innych z opresji, ale lęk przed agresją i odrzuceniem na stałe zagościł w jej sercu. Zaufanie komukolwiek poza jej przyszywanej rodziny nie przychodziło jej łatwo, choć z pomocą Lenarda starała się to zmienić. Ale często, kiedy już myślała, że mimo jej pochodzenia ktoś darzył ją sympatią, to tajemniczy głos w jej głowie budził się i szeptał, że robią to tylko z litości albo strachu. Wątpiła, że jakiś mężczyzna będzie w stanie ją w pełni zaakceptować, skoro ona sama nie umiała tego zrobić, a więc była skazana na samotność. Nie potrafiła tak jak jej brat pogodzić się ze swoim wyglądem mieszańca, czerpać z niego korzyści i ignorować przykrości, które dotykały także i jego. Dlatego zazdrościła Rozalii i Sebastianowi, bo ich zwyczajna uroda przynajmniej pozwalała im ukrywać swoją inność. Pogodzona ze śmiercią teraz już niepokoiła się tylko o rodzinę i przyjaciół.

Z kolei Daniel zamartwiał się o siostrę. Podejrzewał, że przy jej zdolnościach do pakowania się w kłopoty, Sebastian będzie miał z nią nie lada problem. Dużo myślał też o partnerze, którego brak odczuwał bardziej, niż się tego spodziewał.

– To dlatego, że idziemy na południowy zachód do miasta Nahran, a nie do znajdującej się blisko Krainy Mgły, więc musimy nadrobić nieco drogi. Oczywiście moglibyśmy cofnąć się tam później kolorową trawą, bo to ziemie neutralne, ale jeśli dobrze mi się wydaje, to teraz przejdziemy przez bezpieczne ziemie Hian, a następnie polami i jeziorami Nimf, co pozwoli nam ominąć tereny istot Yrka. Zanim byśmy je przeszli zrobiłoby się ciemno, a wtedy jest tam szczególnie niebezpiecznie, bo ci krwiopijcy właśnie nocą polują na podróżnych, wołając ich znajomym, najczęściej znajdującym się w opałach głosem, aby zwabić ich w pułapkę. A potworów Errare i tak nie mamy jak ominąć, bo krzywy las ciągnie się aż do Krainy Mgły, ale w trójkę będzie nam go o wiele łatwiej przejść – wytłumaczyła Henrietta.

To Lenard doradził jej, aby najpierw udali się do miasta Nahran i odszukali ich bliskich. Ona znała je równie dobrze, jak Krainę Mgły, bo to właśnie tam po opuszczeniu sierocińca zamieszkała z przybraną rodziną. Wojownicy podejrzewali, że oba te miejsca zostały już przejęte przez wroga, ale dla przeciwników króla Romina – teraz też Anastola – ukrywanie się nie było niczym nowym, a Henrietta wiedziała, gdzie powinna ich szukać. Liczyli, że nic złego im się nie stało i dowiedzą się od nich, co się wydarzyło pod ich nieobecność w Magicznych Krainach. Wiarygodne informacje o czarnoksiężniku mogłyby pomóc im ułożyć rozsądny plan, dający większe szanse na odzyskanie Zakazanej Księgi i zachowanie życia. Dlatego też musieli przejść więcej od drużyny zmierzającej do Zimowego Pałacu.

– Czyli, gdybyśmy poszli do wyroczni przez tereny Nimf, to mogliśmy ominąć istoty Shikome? – dociekał Ren.

– Oczywiście, gdyby te wredne wróżki raczyły nam powiedzieć o takiej możliwości – wtrącił Daniel.

– Tak, ale ziemie Nimf nie graniczą z Łąką Motyli, więc musielibyśmy jeszcze przejść przez tereny istot Iwia-ai – wyjaśniła Henrietta.

Mężczyźni skrzywili się, słysząc nazwę magicznych istot.

– To one żywią się kośćmi, prawda? – spytał Daniel.

– Podobno szczególnie przepadają za ludzkimi, a najbardziej smakują im kości czarodziejów. Tak opowiadał mi ojciec – wtrącił Ren.

– Dokładnie. Dlatego akurat przez ich tereny lepiej iść nocą, gdy te żarłoki śpią. Słyszałam, że za rządów Anastola żyło się im całkiem dobrze. Ja się jedynie tego domyślam, ale podejrzewam, że wszechwiedząca Mirela musiała się jakoś dowiedzieć, że one również poparły czarnoksiężnika. Pewnie tak jak istoty Shikome i Iwia-ai też chciałyby nas zabić, aby przysłużyć się swojemu panu – spekulowała Henrietta.

– Zapewne masz rację – zgodził się Ren. – Anastol nie jest głupcem. Skoro myśli, że idziemy do zimowego królestwa, to musiał wziąć pod uwagę, że możemy tam dojść różnymi drogami.

– Dla nas to lepiej, bo chwilę potrwa, zanim czarnoksiężnik odnowi sojusze ze wszystkimi swoimi zwolennikami zamieszkującymi okolice magicznej góry. Zwiększa to naszą szansę na zastanie go w Krainie Mgły albo w mieście Nahran – stwierdził radośnie książę.

– Istoty Shikome odwiedził osobiście, więc istnieje duża nadzieja, że chociaż sam się pofatyguje do tych ludożernych. Na naszą korzyść działa też zwolniony czas w Magicznych Krainach w trakcie naszego pobytu u wróżek – powiedział Ren.

– Jeśli magiczni zwolennicy Anastola nas nie zabiją, zanim dojdziemy do Rzeki Snów, to wówczas zgodzę się z wami – rzekła Henrietta i dodała jeszcze. – Poza tym musielibyśmy nadrobić dużo drogi, żeby ominąć istoty Shikome. A więc Mirela na pewno wybrała dla nas najlepszą trasę.

– Dobrze mieć takich sprzymierzeńców – odparł Ren, a Daniel zgodził się z nim niechętnie.

– Ty i Lenard byliście już u Nimf? – zapytał książę. Henrietta przytaknęła. – Jakie one są?

– Nimfy wodne żyją wśród pól i jezior, których są dobrymi duchami. Przypominają mi wróżki, bo lubią sobie pogadać, a że większość z nich to kobiety, to głównie z Lenardem. – Henrietta zachichotała. – A skoro on jest nieobecny, to wy będziecie mieli okazję się wykazać i trochę poczarować.

Ren poczerwieniał i przejechał nerwowo dłonią po włosach, a Daniel westchnął ciężko i zapytał:

– Czy tylko ja odnoszę wrażenie, że wokół Wulkanu żyje zaskakująco dużo istot płci żeńskiej? – zapytał książę.

– Od strony Krainy Pustyni mieszka ich dużo mniej – oznajmił Ren i dodał, śmiejąc się pod nosem. – Lenard nie narzeka.

– A to na pewno – przyznała Henrietta.

– Nie, żebym narzekał na Miriam, ale wasza rodzina to chyba się nie nudzi z Lenardem? – zapytał Daniel i zmieszał się nieco.

Henrietta i jej przybrany brat niechętnie opowiadali o sobie. To ze strzępków ich rozmówców pozostali wojownicy dowiedzieli się, że po śmierci jej rodziców, przygarnęła ją rodzina Lenarda. Jednak zanim do tego doszło, jako mieszaniec musiała doświadczyć wiele bestialstwa, co zmusiło ją do szybkiego dorośnięcia. Daniel odczytywał to z jej zwykle poważnego zachowania, przez które przypominała mu jego samego, choć on był taki zupełnie innego powodu. Niejednokrotnie zdarzyły się też momenty, gdy Henrietta wycofywała się bez żadnego powodu, zamyślona milczała albo nie brała udziału w dyskusjach, tylko się im przysłuchiwała. A w trakcie poruszania trudnych dla niej tematów szukała wsparcia u dającego jej poczucie bezpieczeństwa Lenarda, jak to miało miejsce po informacji, że Motyle odsyłają córki do światów ich ojców, co nierzadko skazywało je na samotność.

– Nie mylisz się Danielu. Romanse Lenarda zapewniają nam atrakcje i przyprawiają o ból głowy jego matkę Delfinę. Mamy jeszcze dwóch braci. Oni też mają swoje za uszami, choć nie są tak kochliwi. Mam nadzieję, że nie wpadli w żadne tarapaty i zastaniemy ich w mieście Nahran, a wtedy sami się przekonacie, jak to w naszej rodzinie bywa wesoło.

Daniel odetchnął z ulgą, słysząc nutkę rozbawienia w głosie Henrietty. Bardzo ją polubił, dlatego nie chciał wyjść na wścibskiego i przywoływać jej złych wspomnień.

– Może rozeszło się po innych światach, że w Magicznych Krainach żyje cudowny Lenard i stąd to zainteresowanie kobiet terenami wokół Wulkanu – zażartował Daniel i obiema rękami rozczochrał blond loki, jak miał to w zwyczaju robić Lenard, na co wszyscy się roześmiali.

– A ten rozgłos, to Lenard musi zawdzięczać nikomu innemu tylko Frydzie – dodał Ren.

– Nie – sprzeciwiła się Henrietta. – Lenard powiedziałby teraz, że zawdzięcza to swojemu urokowi.

Przyjaciele wybuchli śmiechem, którego nie mogli opanować przez dłuższy czas.

Daniel zerknął na idących obok niego, radosnych towarzyszy. Jego kontakty z osobami spoza rodziny nigdy nie należały do łatwych. Jako przyszły król starał się sprostać stawianym przed nim oczekiwaniom i przestrzegać zasad dworskich. Nie lubił strzępić języka, dlatego nie przeszkadzało mu, że najczęściej jego głos ginął przy otwartej i głośnej Miriam. Najbardziej cenił sobie treningi bojowe i samotnie spędzony czas w bibliotece, gdzie pogłębiał wiedzę, wierząc, że w przyszłości mogła mu się ona przysłużyć. Wszystko to zwiększało dystans między nim a ludźmi, przez co uchodził za zarozumiałego. Z czasem również i on to dostrzegł, ale brakowało mu umiejętności i śmiałości, aby to zmienić. Wyjątek stanowił Sebastian, z którym zaskakująco szybko znalazł wspólny język i poczuł do niego sympatię.

Po opuszczeniu Krainy Słońca wiele się zmieniło w jego zachowaniu. Daniel wiedział, że nie miała na to wpływ wyprawa na Wulkan, ale nowi przyjaciele. To, że nie znali go z pałacowego życia, sprawiało, że mógł być dla nich czystą kartką papieru, co niezdarnie starał się wykorzystać. Oni nie traktowali go jak księcia, tylko jednego z nich. Czuł, że lubili go za to, jaki był, nie oceniając jego czasami nieco sztywnego i porywczego zachowania, co dużo ułatwiało mu w reakcjach z nimi. On też darzył ich sympatią. Lenard i Rozalia jak nikt potrafili wydobyć z niego poczucie humoru, o które się nawet nie podejrzewał i tylko oni rozbawiali go do łez. Z kolei, gdy nieco bliżej poznał Henriettę i Rena, to pomyślał, że byli trochę do siebie podobni. Stały za nimi różne historie, ale teraz razem starali się skruszyć mur dzielący ich z innymi ludźmi.

Daniel nie mógł tego wiedzieć, ale w sercach jego towarzyszy wykluły się podobne uczucia. Każde z nich odnalazło w sobie nawzajem coś, co dopełniało jego samego i sprawiało, że starali się być lepszymi ludźmi. A szczęśliwe i smutne przeżycia tworzyły między nimi jeszcze silniejszą więź, która miała połączyć ich już na wieczność niezależnie od tego, gdzie zaprowadzi ich życie. Właśnie tak rodziło się braterstwo.

Henrietta uśmiechnęła się, gdy jej oczom ukazała się wysoka prawie na metr, błyszcząca się w blasku zachodzącego słońca, złota pszenica. Wyznaczała ona ziemię kolejnych magicznych istot, którymi okazały się zgodnie z jej założeniem Nimfy wodne.

Przez ich pola nie prowadziła żadna ścieżka. Wojownicy weszli między uginające się pod ciężarem swoich owoców, kołysane przez ciepły wiatr, cienkie łodygi roślin. Odświeżający zapach mokrej ziemi i pszenicy rozchodził się na wszystkie strony. Ren i Daniel odruchowo unieśli głowy do góry i przyglądnęli się praktycznie bezchmurnemu niebu, z którego padała mżawka w kolorze zielonym.

– Czary Nimf. To magiczny deszcz zapewnia im tak obfite plony – poinformowała Henrietta, widząc nieco zdumione miny towarzyszy.

– Żyje tu tak dużo Nimf, że potrzebują, aż tyle jedzenia? – spytał Ren, podziwiając niekończące się pole.

– Nie, ich królestwo w Magicznych Krainach, bo tak każą mówić na ten kawałek swoich ziem, liczy około stu magicznych istot. Nimfy z pomocą swobodnie przemieszczających się między światami Motyli dzielą się swoimi plonami z potrzebującymi istotami, których ziemia nie jest urodzajna albo z jakiegoś innego powodu panuje u nich głód – odpowiedziała Henrietta.

– Miło z ich strony – stwierdził Daniel, na co jego towarzysze przytaknęli.

Ruszyli w dalszą podróż. Kiedy przeszli cztery kilometry, pszenica ustąpiła miejsca wysokim na ponad dwa metry, grubym łodygą kukurydzy, a słońce jasnemu księżycowi w pełni i gwiazdą, które subtelnie oświetlały pola. Torując sobie rękami drogę, pomału przesuwali się do przodu.

Po paru godzinach wędrówki, przemoknięci wojownicy dotarli do zamieszkiwanych przez Nimfy jezior. Jedno ogromne, zielone znajdowało się na środku, a pięć małych w kolorze żółtym, pomarańczowym, czerwonym, niebieskim i białym dookoła niego.

Zieloną trawą Henrietta poprowadziła ich do pomarańczowego jeziora, aby zgodnie ze zwyczajem przywitać się z królową. Daniel od razu zauważył, że przyjaciółka nie żartowała, mówiąc o dominującej ilości mieszkających tu kobiet. Wśród przebywających na miejscu około sześćdziesięciu magicznych istot mężczyzn dostrzegł zaledwie trzynastu. W porównaniu do kontrolujących czas wróżek Nimfy były w różnym wieku, od dzieci po staruszków. Miały czarną albo śnieżnobiałą skórę, a ich włosy niezależnie od tego, czy były siwe, rude, blond lub czarne, zdobiły wianki z bursztynów. Zamiast nóg posiadały wyglądający imponująco, pokryty grubymi łuskami, zielony rybi ogon.

– Witamy cię Raiso, królowo Nimf z Magicznych Krain i twoich towarzyszy – przywitała się Henrietta i kiwnęła głową, Daniel i Ren uczyni to samo.

– Witamy wojowników z Magicznych Krain – odparła królowa i zapytała obcesowo. – Gdzie Lenard?

Daniel z trudem się powstrzymał, żeby nie przekręcić oczami i nie powiedzieć czegoś nieprzyjemnego, a kąciki ust Rena i Henrietty mimowolnie się podniosły.

– Lenard pragnął was odwiedzić, ale musiał coś pilnie załatwić – odpowiedziała wymijająco Henrietta, przezornie wolała nie zdradzać żadnych szczegółów ich zadania.

– Doszły mnie słuchy, że zostaliście wybrańcami Przepowiedni Żywego Słońca, a teraz idziecie Ścieżką Serca. Ale jest was za mało. Gdzie są pozostali? Gdzie jest córka Anastola i Kamelii? – zapytała Raisa, wychodząc pomału z wody. Gdy znalazła się na brzegu, jej ogon zniknął, a pojawiły się nogi. Jej chude, czarne ciało zakrywały jedynie długie do kolan, proste, jasnobrązowe włosy, które zdobiła bursztynowa korona.

Zachowanie królowej stanowiło już tradycje, mającą na celu zawstydzić jej gości. Przyzwyczajona do tego Henrietta westchnęła w duchu, Daniel patrzył obojętnie, ręką poprawiając mokre włosy, które przykleiły się mu do czoła, a Ren zgodnie z oczekiwaniem poczerwieniał, co zadowoliło młodą kobietę.

– Podobno Anastol chce zdobyć miasto Nahran, więc idziemy tam, aby wesprzeć naszych przyjaciół – oświadczył Daniel. Rozpytywanie królowej bardzo mu się nie spodobało, a wręcz wydało się nieco podejrzane, dlatego postanowił zmienić temat.

– Na to może być już za późno – wtrąciła inna Nimfa, a jej arogancki ton nie spodobał się wojownikom. Podejrzliwie przyglądnęli się burzy rudych loków, pod którymi kryła się blada twarz około dwunastoletniej dziewczynki. Leżąc w jeziorze, jak to dziecko bawiła się, uderzając ogonem o wodę i chlapiąc się z Nimfami w swoim wieku.

– Ciekawi mnie, jak brzmi wróżba odczytana wam przez Hiany? – dopytywała nadal Raisa.

– Nie przyszliśmy tutaj po to, żeby się zwierzać – wypalił poirytowany Daniel.

– Przed dalszą drogą chcieliśmy się tylko przywitać z mieszkańcami tego królestwa, a skoro już to zrobiliśmy, to sobie pójdziemy – powiedział szybko Ren, próbując jeszcze ratować sytuację.

– Nie mieliście wyjścia, bo wszystkie pola prowadzą do jezior, chyba że pozwolę wam przejść. A ja, nie zgadzam się – oznajmiła sucho Raisa. Z jej gardła wydobył się szyderczy śmiech, a w zielonych oczach zatańczyły iskry satysfakcji.

– Co? Dlaczego? – zapytała zaskoczona Henrietta, nie spodziewała się takie obrotu sprawy – Zawsze pozwalałaś nam przejść.

– Nimfy poparły czarnoksiężnika! – krzyknął książę i wyciągnął miecz, jego towarzysze zrobili to samo. – Cholera, pewnie istoty Elapuh i Viryave wygadały się im o przepowiedni.

– Dobrze, że chociaż Hiany potrafią zachować tajemnice – stwierdził na pocieszenie Ren.

– Dlaczego to robicie? – dopytywała Henrietta, próbując zrozumieć zachowanie Nimf. – Myślałam, że popieracie Mirelę, a ona przecież nam pomaga. Raiso, sama mówiłaś, że Motyle dobrze opiekują się przyrodą, a więc i waszymi polami.

– Dość już słabych rządów Motyli! Teraz nasza kolej. My lepiej zadbamy o naturę, a nasze plony sprawią, że magiczne istoty nie będą już głodować. W końcu zrobimy porządek z największymi szkodnikami przyrody, czyli wami ludźmi – warknęła królowa, pokazując oskarżycielsko palcem na wojowników i dodała już spokojniej. – A gdy czarnoksiężnik uwolni chaos i zgasi on wieczne słońce, dar Bóstw Celesty i Astry, który daje ochronę Krainie Słońca i światu wróżek, to wówczas będzie im łatwiej zabić Motyle.

Zamiłowanie magicznych istot do paplania, chociaż ten jeden raz przysłużyło się dobrej sprawie. Wojownicy dowiedzieli się w końcu, czego dotyczyły dalsze plany Anastola i że rzeczywiście istniał sposób, aby zdobyć Krainę Słońca.

– Nie wiem, kim jest ten chaos, ale jeśli potrafi on zgasić dar samych Bóstw, to pewnie zniszczy wszystko, co napotka na swojej drodze, więc nie będziesz miała czym rządzić – krzyknął lekko drżącym głosem Daniel, chcąc przemówić jej do rozumu. Dotąd łudził się, że jego kraina była bezpieczna, dlatego informacja, że wieczne słońce jednak dało się zgasić, wstrząsnęła nim trochę.

– O ile Anastol w ogóle ma zamiar pozwolić ci rządzić. Bo podejrzewam, że jego plany przypominają te twoje – wtrącił Ren.

– Chaos pragnie wolności i zemsty na Mireli, a ja chętnie w tym pomogę, bo przyniesie mi to dużo korzyści. Gdy czarnoksiężnik wykona swoje zadanie, to wskażemy mu jego miejsce i razem, jako niepokonane magiczne istoty przejmiemy władzę we wszystkich światach – podsumowała Raisa.

– Jesteś tak samo pomylona, jak Ana… – urwał Daniel.

Zdziwiony popatrzył na przyjaciół, którzy odłożyli miecze do pochwy i bez słowa wyjaśnienia ruszyli do żółtego jeziora. Książę zapytał ich, co robili i prosił, aby się zatrzymali, ale oni nie słyszeli go, jakby duchem znajdowali się w zupełnie innym miejscu. Gdy zauważył ich żółte oczy, domyślił się, że to Nimfy rzuciły na nich swój czar.

W sercu Henrietty i Rena nastała nagle ogromna pustka, jakby ktoś wyrwał im je z piersi. Czuli się samotni i nieszczęśliwi, zapomnieli, kim byli i po co tu przybyli, a jedyne, o czym teraz marzyli to, żeby zakończyć swoje żałosne życie.

Daniel nie rozumiał, dlaczego magia Nimf nie zadziała na niego, bo wątpił, że był to celowy zamysł. Jednak nie miał teraz czasu się nad tym zastanawiać, bo jego przyjaciele zbliżali się już do brzegu jeziora. Podszedł szybko do Raisy i przyłożył jej ostrze do szyi, ręka mu nawet nie drgnęła. Jej zaskoczona, a zarazem czerwona ze złości twarz potwierdziła, że jej plan nie do końca się powiódł.

– Odczaruj ich, bo poderżnę ci gardło. A wiesz mi, że uczynię to z ogromną rozkoszą – warknął przez zaciśnięte zęby Daniel, patrząc królowej prosto w oczy, aby widziała, że nie blefuje.

– Jeśli to zrobisz, to nie odejdziesz stąd żywy – odpowiedziała Raisa.

Pozostałe Nimfy oburzone zachowaniem Daniela, patrzyły na niego z pogardą, a niektóre chcąc potwierdzić słowa swojej królowej, zaczęły złowrogo mamrotać.

– Jak mnie zabijecie? Przecież wasze czary nie działają na mnie, a nie widzę u was broni. Zresztą, gdybyście umiały się posługiwać mieczem, to ty Raiso, z pewnością już byś go użyła. – Policzek królowej drgnął nerwowo, co upewniło Daniela, że dobrze ocenił sytuację. – A więc jeśli nie uwolnisz moich przyjaciół, to ja wymorduję wszystkie Nimfy z Magicznych Krain, co będzie oznaczało koniec waszego królestwa.

Raisa niechętnie cofnęła zaklęcie, a wówczas znajdujący się już na brzegu żółtego jeziora Henrietta i Ren, oprzytomnieli w ostatniej chwili. Zatrzymali się gwałtownie i zdezorientowani rozglądnęli się, nie rozumiejąc, jak znaleźli się w tym miejscu. Próbowali sobie przypomnieć, co robili w ciągu ostatnich minut, ale w ich głowach zapanowała pustka, jakby ktoś wymazał im ten kawałek z pamięci. Popatrzyli na sobie, a później na Nimfy, które były wyraźnie rozczarowane tym, że żyją. Wtedy dotarło do nich, że to one ich zaczarowały i ogarnęła ich złość.

Kiedy Daniel zobaczył, że jego towarzysze byli już bezpieczni, również niechętnie odłożył miecz do pochwy. Miał ochotę zabić królową, ale uznał, że ryzyko istniało duże, a korzyści zerowe. Gdyby Nimfy zapragnęłyby się zemścić za jej śmierć, to nieodporni na ich czary Henrietta i Ren utopiliby się w jeziorze, zanim on – myśląc optymistycznie – pokonałby tylu przeciwników. A nawet jeśli pozwoliłby im stąd odejść, to ktokolwiek zastąpiłby Raisę, a pewnie chętnych było wielu, to i tak wybrałby on stronę Anastola.

Henrietta i Ren stanęli obok niego. Mordercze spojrzenia utkwili w królowej.

– Danielu, na ciebie ich czary nie zadziały? – zapytał skołowany Ren. On i Henrietta czuli ulgę, że miał kto ich uratować i byli za to wdzięczni towarzyszowi, ale jednocześnie nie rozumieli, na czym polegała ich słabość, której się zresztą wstydzili.

Daniel pokręcił przecząco głową.

– Nasze czary trafiają do serca, potrafimy je skraść, a wtedy jego właściciel myśli już tylko o śmierci, bo jak wiadomo, życie bez miłości jest udręką. Ale nasza magia nie działa, jeśli ktoś już oddał komuś serce, bo to on posiada wówczas nad nim władzę i nie chodzi tu o uczucia do rodziny, czy przyjaciół, ale o szczere zakochanie się w innej istocie. Zaskoczyłeś mnie Danielu, bo udało ci się ukryć przede mną swoje uczucie, co się rzadko zdarza – wytłumaczyła Raisa.

Pod wpływem spojrzeń nieco zdziwionych przyjaciół, policzki Rena zapłonęły. Królowa również to zauważyła i rozbawiona wyjaśniła:

– Najwidoczniej u ciebie chłopcze, to tylko zauroczenie. Ale jesteś tak słodki, że na pewno wkrótce spotkasz swoją wielką miłość.

Ren przejechał ręką po włosach i wbił spojrzenie w ziemię, marzył, żeby pochłonęła go ziemia. Miał świadomość, że jego rodzina i przyjaciele myśleli, że podkochiwał się w Aidzie. Jednak prawda wyglądała zupełnie inaczej. On sam do niedawna nie umiał nazwać uczuć, jakie do niej żywił. Wspólnie spędzony czas, podobne, bolesne doświadczenia życiowe i wzajemne zrozumienie, to wszystko przyczyniło się do powstania w jego głowie myśli, że to właśnie mogła być miłość. Ale po opuszczeniu Krainy Pustyni, gdy sam musiał się zmierzyć z własnymi ograniczeniami, dowiedział się wiele o sobie. Przygody, poznani ludzie i magiczne istoty nierzadko zmusiły go do przełamania nieśmiałości i wyjścia za bezpieczną barierę, którą jeśli chodziło o uczucia, stworzył wokół siebie po śmierci matki. Nie było to dla niego łatwe, ale sprawiło, że zaczęły zachodzić w nim małe zmiany. Obserwując swoich towarzyszy, dotarło do niego, że pomylił braterstwo z miłością. On i Aida byli jak Henrietta i Lenard, a nie jak Daniel i Sebastian. Pragnął rozmówić się z nią i pomóc jej wrócić na ścieżkę dobra jak siostrze. Dzięki Raisie już nie tylko on o tym wiedział, a zdecydowanie jeszcze nie był gotowy na publiczne rozmowy o swoich uczuciach.

Natomiast Henrietta poczuła ulgę, bo w tym wypadku słabość wynikała z braku posiadania drugiej połówki, a na to żadna istota nie miała wpływu. Miłości nie obowiązywały zasady, przychodziła znienacka i bez pytania wkradała się do serca. Jedni doświadczali jej już na początku swojej drogi, a inni musieli czekać na nią prawie całe życie.

– Ten, kto ma wiedzieć o moich uczuciach, to wie, a reszta nie musi – oznajmił chłodno Daniel.

Jako że sam bardzo nie lubił mówić o uczuciach i ich okazywać, to świetnie rozumiał zakłopotanie Rena. Był zły na Raisę za to, jak go potraktowała, bo dobrze wiedział, że zrobiła to z czystej złośliwości. Choć starał się powstrzymać, to było to silniejsze od niego i dodał:

– Nie myślałem, że kiedyś to powiem, ale jesteście gorsze od wróżek, których nie znoszę!

– Jakoś mnie to nie dziwi. W końcu Motyle trochę namieszały w twojej królewskiej rodzinie, więc masz do tego prawo – odpowiedziała z przyjemnością Raisa.

– Co zro… – uciął Daniel. Nimfy przypominały mu wróżki, dlatego nauczony doświadczeniem wolał już o nic nie pytać, aby nie dawać satysfakcji królowej, która złośliwie i tak pewnie nie powiedziałyby mu nic więcej na ten temat.

Poza tym Daniel zdawał sobie sprawę, że rodzice coś jeszcze ukrywali przed nim i Miriam. A kto inny mógłby być w to zamieszany, jeśli nie jego ukochane Motyle? Przy najbliższej okazji zamierzał rozmówić się z rodzicami, bo to według niego był jedyny sposób, żeby dowiedzieć się prawdy.

– Przypominam, że wasze czary nie działają na mnie. Jeśli będziecie próbować przeszkodzić nam w przejściu przez wasze pola, to wrócę tu i was wyzabijam – oznajmił na pożegnanie Daniel i odwrócił się, a jego przyjęcie ochoczo zrobili to samo i ruszyli w drogę.

– Możecie odejść. Anastol i tak was zabije. Poinformowałam go o przepowiedni – powiedziała radośnie Raisa do pleców swoich gości.

– Jak już wygramy, to my poinformujemy Motyle o zdradzie Nimf. Ciekawe, co zrobicie, gdy Mirela zamieni waszą ziemię w pustynię? A wtedy, to nawet zaczarowany deszcz nie pomoże waszym uprawom – odpowiedziała Henrietta, nie odwracając się do Raisy.

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×