strona 1 z 1
AutorWitam :-)
10 Sie 2011 o 22:23
Gdybym urodziła się lepszym pisarzem, wymyśliłabym swój świat lepiej. Co nie znaczy, że oddałabym milczeniu choć okruch z tej rzeczywistości, która jest moja. Moje życie zdarzyło się bowiem i wciąż się dzieje.
„Wymyślanie" mojego świata w opowieściach miało charakter pracy literackiej i siłą rzeczy osadziło mnie w tradycji literatury, gdzieś tak między Homerem a harlequinem. Świadomie dość i bez uprzednich doświadczeń, badaj nawet czytelniczych (nie pamiętam bowiem zasadniczo lektury jakiegokolwiek harlequina) bliżej mi do prawej asymptoty – literatury kobiecej, emocjonalnej i sentymentalnej. To pewnie forma przeciwwagi dla szyderstwa, dla błazeńskiej konwencji karnawału tej mojej niepisanej, samokreującej się biografii.
Skoro ma jednak moje życie i mój świat ma stawać się jakoś na nowo, bo chcę je oddać słowom, muszę mieć narzędzie, dzięki któremu będę nad nią (rzeczywistością) panowała. Opiszmy świat, jak go doświadczamy: to, co napisane to rzeczywistość, a to, co zostanie nienapisane, to podmiot, proponował Wittgenstein i idąc tropem jego tezy – potrzebne mi było alternatywne wyraziste i pojmowalne "ja", „ja”, które nazywa – Autor.
Czy jednak to, co zostało przez niego nazwane, jest dalej ta samą rzeczywistością?
Oto dwie opowieści:
"Pan Antoni powiódł pannę Jadwigę na spacer w leszczynowy zagajnik."
albo
"Antoś ciągnie Jadźkę w krzaki."
Co jest więc prawdą? I czy w takim razie moim światem jest to, co doświadczone, czy to, co nazwane? Inka Durska, moja przyjaciółka, powiedziałaby: A co to ma, kobieto, do rzeczy? Bo Inka lubiła proste rozwiązania, a nie filozofowanie.
(to przedsłowie w moje niekończącej się opowieści z pamięci)
---
Szukam...
Gdyby \"szukanie\" było przedmiotem szkolnym, byłoby znacznie trudniejsze niż matematyka.
Ale powinno być obowiązkowe na maturze
[...] 
strona 1 z 1
© 2010-2016 by Creative Media
×