Przejdź do komentarzyRozdział 14 Już czas!
Tekst 14 z 17 ze zbioru: Tom1 - Przebudzenie mocy
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2024-02-05
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń88

Podmuch wiatru rozwiał czarne włosy Rozalii, które opadły jej na twarz i przykleiły się do mokrych od łez policzków. Poirytowana, że nie udało się jej powstrzymać wzruszenia, puściła dłoń Lenarda i mocno potarła oczy.

Miriam nadal trzymała przyjaciółkę za rękę, dodając jej otuchy. Jednak gdy tylko dostrzegła, że Lenard coś kombinuje, przesunęła się delikatnie do tyłu i wytężyła słuch. Nie chciała, żeby coś istotnego jej umknęło.

Lenard nachylił się do czarodziejki i lekko, aby nie wzbudzać podejrzeń u wroga, przekrzywił głowę ku chłopakom, którzy skupieni stali za nimi. Rozalia wiedziała, że to tylko pretekst, ale i tak zarumieniła się, gdy Lenard delikatnie, łaskocząc ją w policzek, zagarnął palcami jej niesforne włosy i umieścił je za uchem. Przy okazji zasłonił sobie dłonią usta.

– Uroczo – stwierdził ironicznie generał Sambor.

Z wyjątkiem Aidy, która dobrze znała Lenarda i od razu połapała się, że ten coś knuje, inni głupkowato zarechotali.

– Rozalio, już czas na kołysankę! – Lenard szepnął na tyle głośno, aby każde z przyjaciół usłyszało. Potem, nie ociągając się, ruszył w kierunku Aidy, bo to z nią postanowił dziś walczyć.

Miriam doczekawszy się upragnionego sygnału, od razu przystąpiła do akcji. Uśmiechnięta z rozmachem wskoczyła na wcześniej upatrzony ogromny kamień. Nie zwracała uwagi na towarzyszy, którzy z mieczami rwącymi się do walki, rozproszyli się. Naprężyła cięciwę i mierząc w serce czarnoksiężnika, wypuściła trzy strzały, jedną po drugiej. Anastol bez trudu zatrzymał je w powietrzu. Księżniczka była świadoma, że nie miała szans go dopaść, choć oczywiście marzyła, by być tą, która go zabije. Jej zadanie polegało na odwróceniu jego uwagi, aby dać czas Rozalii na dotarcie do krateru. Czarnoksiężnik popatrzył na nią z morderczym uśmiechem. Nie spodobał się on dziewczynie. Miała przeczucie, że nie posiada on dystansu do siebie i nie docenił jej uroczych żartów z niego. Jej ocena sytuacji była bezbłędna. Anastol odwrócił strzały, które napędzane jego magią, leciały wprost na nią. Mira wiedziała, że ucieczka jej nie uratuje, bo nie miała szans obronić się przed tak silną magią. Nie jestem tchórzem, pomyślała i zamknęła oczy. Dumnie czekała na śmiertelny cios.

Tymczasem Rozalia sprawnie wymijała walczących wojowników. Musiała się spieszyć, by zdążyć dobiec do krateru i powiedzieć zaklęcie usypiające, zanim czarnoksiężnik stanie na jej drodze. Wiedziała, że w walce mógłby się okazać dla niej za silny. Zerknęła na ojca, który nie ruszył się z miejsca. Gdy zobaczyła, co on zrobił ze strzałami, zatrzymała się gwałtownie i szybko przywołała swoją moc. Czerwonym strumieniem popłynęła ona w stronę Miriam, tworząc dla niej tarcze.

Kiedy zamiast spodziewanego bólu, księżniczka poczuła ciepło, zdziwiona rozchyliła powieki. Zobaczyła strzały, które po zetknięciu się z magią przyjaciółki, obróciły się w pył. W tej samej chwili tarcza rozwiała się w powietrzu niczym dym. Szczęśliwa, oczami szukała Rozalii, aby podziękować jej za ratunek. Jednak czarodziejka, gdy tylko upewniła się, że Mira była bezpieczna, nie tracąc więcej czasu, ruszyła dalej.

Anastol z dumą popatrzył na córkę. Ma talent, pomyślał.

– I tak musi umrzeć – mruknął do siebie.

Następnie podniósł ręce do góry i idąc w ślady Rózi, wyczarował wokół siebie taką samą ochronną mgłę, jaką ona stworzyła dla przyjaciółki. Widząc, że córka zbliżała się już do krateru, przystąpił do kolejnej części planu. Jego celem oczywiście była Rozalia, a właściwie to magia, którą miała w sobie. Czarnoksiężnik zaczął mamrotać pod nosem zaklęcie.

Rozalia nagłe opadła z sił. Zmuszona do tego, zatrzymała się i ciężko oddychając, z nienawiścią popatrzyła na Anastola. Wyczuła, że to on skierował swoje czary przeciwko niej. Nie zamierzała się poddawać. Przywołała swoją magię i skupiła się na stawianiu oporu.

Miriam nie mogła już w żaden sposób wesprzeć przyjaciółki, ale była gotowa nieść pomoc pozostałym towarzyszom. Nadal stała na kamieniu z naciągniętą na cięciwę strzałą i rozglądała się w poszukiwaniu kolejnej ofiary.

Skierowała łuk na prawo ku krawędzi góry. Rozbawiona zmarszczyła czoło, gdy zobaczyła udawaną walkę Lenarda. Miecz o mało co nie wypadł mu z dłoni, gdy wzburzony śmiesznie wymachiwał rękami, krzycząc przy tym na swoją przeciwniczkę. Aida równie zdenerwowana w odpowiedzi popchnęła go. Później chaotycznie zaczęła wywijać ręką w kierunku czterech Magicznych Krain, mówiąc do niego przyciszonym głosem. Mira bez problemu mogła ją wyeliminować, ale ufała Lenardowi. Postanowiła dać mu trochę czasu, na przekonanie znajomej do zmiany decyzji. Musiała być dla niego kimś ważnym, skoro dla zdrajczyni ryzykował powodzenie misji. Przygryzła wargę, pomyślała o Rozalii. Miała nadzieję, że nieznajoma nie zepsuje już i tak skomplikowanej relacji tych dwojga.

Odwróciła się w przeciwną stronę, gdzie jej brat walczył z mistrzem. Szybkość, z jaką obaj mężczyźni wymieniali się ciosami, nie pozwalała oddać jej celnego strzału. Obawiała się, że mogłaby przypadkiem zranić Daniela. Kolejno popatrzyła na Sebastiana, który nieopodal partnera bez trudu powalił niedoświadczonego walce mnicha. Mężczyzna na koniec jeszcze próbował ratować się za pomocą swojej mocy. Była ona jednak stanowczo za słaba i po chwili opadła niczym kurz. Uzdrowiciel wykorzystał przewagę i zadał wrogu śmiertelny cios w brzuch.

Jednego mniej, z satysfakcją pomyślała Miriam. Już miała odwrócić głowę od Sebastiana, gdy ten pomachał do niej i dyskretnie kciukiem wskazał jej coś za sobą. Ciekawa zerknęła w tamtym kierunku.

Kąśliwie uśmiechnęła się, dostrzegłszy czarodzieja z Krainy Słońca, o którym z emocji zapomniała. Nagła ofensywa rywali musiała go nieco zaskoczyć, bo jak dotąd nie dołączył do walki. Dziewczyna od razu pojęła, o co chodzi Sebastianowi. Zdrajca z jej krainy zasługiwał na karę śmierci zadaną przez swoją księżniczkę. Precyzyjnie wymierzyła i puściła strzałę w jego kierunku. Niestety, on też zatrzymał strzałę w locie, tak jak wcześniej zrobił to czarnoksiężnik, ale tym razem upadła ona na kamienie i się roztrzaskała. Zawiedziona Mira westchnęła. Czarodziej szyderczo zaśmiał się i wyczarował krótką, szpiczastą mgłę, którą wymierzył w nią.

– O nie, znowu to samo – mruknęła.

Tym razem nie mogła liczyć na Rozalię, która z wyraźnym trudem walczyła z ojcem. Szybko zeskoczyła z kamienia i schowała się za nim. Liczyła, że moc czarodzieja była o wiele słabsza niż jego pana i strzała nie przejdzie przez kamień.

Sebastian miał plan, jak pokonać czarodzieja, dlatego podpuścił Miriam. Pomysł ten poddał mu wojownik, który oślepił go na dole góry. Oczywiście był świadomy, że zwykły miecz nie odbije magii. Sięgnął do pleców, gdzie pod kataną ukrywał nieduży sztylet. Spojrzał na szklane ostrze w dłoni. Poza swoim lustrzanym odbiciem wyraźnie widział roztaczającą się po broni jasnorudą mgłę wychodzącą z jego ręki. Zrobił głęboki wdech. Oczekiwał, że się nie myli i mężczyzna miał w sobie moc wróżek, bo inaczej broń mogła nie zadziałać. Na refleksje było już, jednak za późno. Uzdrowiciel dostrzegł, że czarodziej zgodnie z jego zamysłem zaatakował księżniczkę, więc podbiegł szybko, osłaniając ją. Następnie podniósł sztylet na wysokość magicznego ciosu, który idealnie wymierzony, rykoszetem uderzył w swojego właściciela. Czarodziej upadł martwy na kamienie. Szczęśliwa Mira wskoczyła z powrotem na kamień i łapiąc Sebastiana za szyję, mocno go przytuliła.

– Ale załatwiliśmy tego zdrajcę – powiedziała piskliwym głosem księżniczka. – Fajny sztylet!

– Dobry z nas duet – podsumował Sebastian, gdy już uwolnił się z duszącego uścisku dziewczyny. Odetchną z ulgą, bo ryzyko się opłaciło. Gdyby Miriam coś się stało, partner by go zabił. – To prezent od matki wróżki. – Puścił jej oczko i odłożył sztylet na miejsce. – Idę pomóc Danielowi. – Nie czekając na odpowiedź dziewczyny, oddalił się.

Dasz radę! Dasz radę! Dasz radę! To krótkie zdanie dudniło w głowie Rozalii. Kurczowo trzymała się go, jakby było magicznym zaklęciem, za pomocą którego mogła powstrzymać coraz mocniej napierającą na nią siłę. Zamknęła oczy, po policzku popłynęły jej łzy. Upadła na kolana. Skupiona, resztkami sił blokowała Anastola. Parę razy próbowała go zaatakować, ale z łatwością odparł jej magiczne uderzenie. Był dla niej za silny. Jakim cudem, po tak długim pobycie w sercu Wulkanu, zdołał tak szybko odzyskać siły? Nie pojmowała tego. To było ostatnie, o czym pomyślała przed upadkiem i utratą przytomności.

Tak jak w chwili, gdy czarnoksiężnik poinformował ją, że był jej ojcem, tak i teraz Rozalia znalazła się w innym miejscu. O ile błękitna moc nie robiła jej krzywdy, to czerwona mgła, która teraz wychodziła z jej ciała, sprawiała jej ogromny ból. Czarodziejka próbowała się uwolnić, ale nie mogła się ruszyć, jakby skamieniała. Jednak w końcu dowiedziała się, po co tak naprawdę potrzebował ją Anastol. Pragnął jej magii, aby stać się jeszcze silniejszym, jako córka nic dla niego nie znaczyła. Przychodząc tutaj, zrobiła mu prezent. Gdyby wróżki, które z pewnością o tym wiedziały, ostrzegły ją… to co wtedy? Nic, pomyślała. Przecież nie puściłaby przyjaciół samych na pewną śmierć, musiała chociaż spróbować go zdetronizować, nawet za cenę własnego życia.

Łuk wypadł Miriam z dłoni, kiedy zobaczyła upadającą przyjaciółkę. Bez wahania zeskoczyła z kamienia i puściła się biegiem.

– Rozalia! Rozalia! – krzyczała bezwiednie Mira.

W jednej chwili znalazła się przy Rozalii. Już chciała się schylić, aby jej pomóc, gdy z ciała dziewczyny wyskoczyła czerwona mgła. Strumień mocy gładko przeszedł przez magiczną tarczę czarnoksiężnika i wszedł wprost w jego ciało. Miriam z nienawiścią popatrzyła na Anastola, który zadowolony z przełamania obrony córki, zarechotał.

Tymczasem krzyki zaniepokojonej księżniczki, dotarły do uszu Lenarda i Aidy. Wojownicy instynktownie przerwali walkę i odwrócili się w kierunku zamieszania. Gdy chłopak dostrzegł nieprzytomną Rozalię, chciał do niej pobiec, ale kiedy z jej ciała wyłoniła się magia, zdębiał. Z rozdziawionymi ustami patrzył na to niecodzienne zjawisko.

Aida również zapomniała o walce. To jest ta druga część planu, pomyślała. Odebranie magii, a może nawet zabicie własnej córki. Dla władzy czarnoksiężnik był w stanie poświęcić wszystko. Przełknęła głośno ślinę.

Mira dreptała w miejscu. Gorączkowo zastanawiała się, jak może pomóc przyjaciółce. Zdesperowana wystawiła drżącą rękę w jej stronę.

– Nie! – krzyknął Lenard, widząc, co dziewczyna chce zrobić.

Było już jednak za późno. Ledwie Miriam musnęła palcami czerwoną mgłę, a niewidzialna siła odrzuciła ją do tyłu. Lenard błyskawicznie podbiegł i w ostatniej chwili złapał księżniczkę. Siła wyrzutu była jednak tak duża, że stracili równowagę i upadli na kamienie.

– Co ten pomyleniec jej robi? – zapytała dygoczącym głosem Mira.

Lenard pomógł Miriam wstać. Na całe szczęście, poza paroma siniakami, nic poważnego im się nie stało. Zamyślony poprawił przekrzywiony strój bojowy. Następnie sięgnął po miecz, który biegnąc, rzucił nieopodal. Dało mu to trochę czasu, aby zastanowić się nad odpowiedzią. Nadal milcząc, zmartwiony zerknął na Rozalię. Mira już myślała, że nie usłyszy upragnionej odpowiedzi, gdy chłopak znienacka odwrócił się w jej stronę.

– Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że on zabiera Rozalii moc. Musimy to jakoś przerwać, zanim… – Lenard urwał zdanie i szczelnie zasłonił usta dłońmi, jakby bał się, że wypowiedzenie na głos kolejne słowa, mogły mieć moc sprawczą.

– ...ją zabije – dokończyła za niego Mira. Pierwszy raz, widziała strach w błękitnych oczach przyjaciela. Znaleźli się w krytycznym położeniu. Wzięła głęboki wdech. W nozdrzach poczuła nieprzyjemny zapach spalenizny, dochodzący od płynącej magii. Zmarszczyła nos. – Coś wymyślimy, to jeszcze nie koniec!

Widząc buntowniczą minę księżniczki, Lenard wziął się w garść. Ma rację, pomyślał, to nie czas na użalanie się nad sobą.

– Idź pomóc chłopakom! Ten generał Sambor, to trudny przeciwnik. Ja sobie poradzę z Aidą, a później spróbujemy uwolnić Rozalię.

– Dobrze, ale nie cackaj się z nią. Kończ ten romans, bo będę zmuszona wrócić i załatwić sprawę za ciebie – oznajmiła Mira, grożąc Lenardowi palcem.

Wojownik uśmiechnął się do niej krzywo. Następnie odwrócił się i pobiegł do już czekającej na niego Aidy.

Pełna wątpliwości Miriam, odprowadziła go wzrokiem. Będę mieć na was oko, pomyślała. Następnie sięgnęła po miecz i ruszyła z pomocą bratu i Sebastianowi.

Lenard miał rację. Generał Sambor, pomimo dojrzałego wieku, spokojnie odpierał ataki swoich przeciwników, agresywnie przy tym kontratakując. Wojownicy dwoili się i troili, ale lata doświadczenia w boju sprawiły, że trudno było go podejść. Mira już chciała dołączyć do walki, ale Daniel dostrzegł to i znienacka wytrącił jej miecz z ręki. Wywiązała się między nimi sprzeczka. Oczywiście chłopak nie chciał, aby siostra się narażała. W tym czasie generał odepchnął Sebastiana, który zatoczył się do tyłu i ku rozczarowaniu dziewczyny, zdrajca po prostu uciekł. Schował się w magicznej ochronie czarnoksiężnika, gdzie nie mogli już go dopaść.

– Tchórz! – krzyknęła za nim Mira. Potem podniosła miecz z ziemi i nerwowo schowała go do pochwy. Była zła na Daniela. Gdyby nie jego nadopiekuńcze zachowanie, to może udałoby się im pokonać mistrza. Już miała mu wygarnąć, ale odpuściła, bo to nie był dobry moment na kłótnie. – Co teraz? Macie jakiś pomysł, jak to przerwać? – Zapytała zmęczonych szaleńczą walką chłopaków, którzy dopiero teraz mieli możliwość przyglądnięcia się z bliska temu, co wyczyniał Anastol. – Lenard boi się, że czarnoksiężnik wyssie z niej całą moc i Rozalia umrze – skończyła płaczliwym głosem.

Sebastian, nie odrywając oczu od czarnoksiężnika, przytulił załamaną księżniczkę.

– Nie wiem, nigdy nie czytałem o takim przypadku – powiedział zmartwiony Daniel. Wierzchem dłoni otarł pot z czoła. – Sebastian, a może twoja matka wspominała o takiej historii? – zapytał z nadzieją.

– Nie przypominam sobie. To musi być bardzo czarna magia, a ona nigd…

Miriam oswobodziła się z jego uścisku i ożywiona przerwała mu.

– Sebastian twój sztylet! Odbił moc czarodzieja, może jest szansa, że przerwie połączenie między Rozalią a czarnoksiężnikiem. Warto spróbować!

Uzdrowiciel smutnie pokręcił głową.

– To jest sztylet Aurelii. Jego moc działa wyłącznie na magię wróżek. To bardzo silny artefakt, można nim zabić Motyla. A tamten czarodziej musiał mieć w sobie ich moc. – Uzdrowiciel ręką wskazał na martwego mężczyznę. – Miriam, ja nie wiem, co możemy zrobić, aby uwolnić Rozalie.

Chwilowy entuzjazm wyparował z księżniczki.

– Sebastianie, pokażesz mi ten sztylet? – spytał książę.

Daniel był tak zaabsorbowany walką z generałem Samborem, że nie widział, jak pokonali czarodzieja. Sebastian bez słowa wyciągnął sztylet. Oczy księcia błyszczały z podziwu, gdy badawczo przyglądał się srebrnej, gładkiej rękojeści w dłoni partnera. Następnie przeniósł wzrok na szklane ostrze, w którym odbijał się zachód słońca. Myślami powrócił do biblioteki Krainy Słońca i do jedynej książki, w której napisano coś o sztylecie. Czytał, że strzeże on swojego właściciela i tak jak ardemerdum służy tylko jemu. Przejmuje moc wróżki, którą dosięgnie jego ostrze. Ponoć zabito nim pierwszą królową Motyli, Aurelię, i właśnie temu wydarzeniu zawdzięczał on swoją nazwę. Co ciekawsze, niby później zaginął, ale jakimś cudownym trafem znalazł się w posiadaniu Sebastiana.

Uzdrowiciel odczytał z twarzy partnera, o czym ten pomyślał i się uśmiechnął.

– Dostałem go od matki przed wyprawą na Wulkan.

– Rubi dała ci broń, która może zabić jej siostry? – zapytał zdumiony tym faktem Daniel.

– Mówiłem, że matka ufa królowej Mireli, ale jeśli chodzi o pozostałe wróżki, to już nie za bardzo. Uznała, że przyda mi się dodatkowa ochrona.

Miriam zerknęła nerwowo w kierunku Lenarda. Miała już dość czekania. Przydałaby się jego pomoc i doświadczenie. Dość! Już czas zakończyć tę śmieszną walkę, pomyślała.

– Zaraz wracam! – krzyknęła do towarzyszy i pobiegła do walczącej pary.

Brat chciał ją zatrzymać, ale Sebastian zagrodził mu drogę.

– Przestań! Odpuść jej trochę! – powiedział, patrząc partnerowi prosto w oczy. Daniel niechętnie ustąpił.

Lenard nie dawał za wygraną, niezłomnie naciskał na przyjaciółkę, żeby uciekła z nimi. Jednocześnie co chwilę niespokojnie zerkał na Rozalię, w której nie zostało zbyt wiele życia.

Aida domyślała się, że pragnie on jak najszybciej zakończyć ich wymuszoną potyczkę, aby ruszyć z pomocą córce czarnoksiężnika. Bohaterski jak zawsze, pomyślała. Tym bardziej nie chciała, żeby tracił cenny czas, bo ona już podjęła decyzję i nie zamierzała jej zmieniać. Niecierpliwie przerwała mu wywód i raz jeszcze przedstawiła powody, dla których wybrała stronę Anastola. Zagadani, nie zauważyli skradającej się Miriam, która kopnęła dziewczynę w bok biodra. Zaskoczona wojowniczka straciła równowagę. Chcąc złagodzić nieco upadek, osłoniła się dłońmi.

– Miriam, dość! – krzyknął Lenard.

– Mówiłam, że masz się pospieszyć! Przypominam ci, że Rozalia umiera. – Ręka wskazała na nieprzytomną przyjaciółkę. – Pogódź się z tym, że twoja znajoma do nas nie dołączy! To jest jej decyzja! Jeśli ty nie potrafisz tego zakończyć, to ja zrobię za ciebie. – Już chciała sięgnąć po miecz, ale krzyk Lenarda ją powstrzymał.

– Wiem, daj mi jeszcze chwilę!

Tymczasem Aida szybko podniosła się z ziemi i otrzepała z piasku, poranione przez ostre kamienie dłonie. Nie zważając na ból, mocno zacisnęła ręce na rękojeści miecza i z nienawiścią popatrzyła na kłócącą się z Lenardem dziewczynę. Dobrze wiedziała, czyja to była córka! W czasie swojej ostatniej wizyty w Krainie Słońca, z okna w gabinecie króla widziała księżniczkę, jak ze swoją matką beztrosko spacerowała po złotym ogrodzie. To wówczas król Leon odmówił pomocy buntownikom z Krainy Pustyni. Gdyby jego decyzja była inna, to to wszystko by się nie wydarzyło. Egoiści, żyli w pokoju, przymykając oczy na cierpienie tak wielu ludzi. Teraz ich też miał dosięgnąć ból i niemoc, którą ona czuła po śmierci najbliższych. Gdyby nie Lenard, to pokazałaby tej rozwydrzonej smarkuli, gdzie jej miejsce.

Miriam obcesowo odwróciła się od Lenarda i z nadąsaną miną podeszła do brata. On bez komentarza przytulił ją do piersi.

Aida i Lenard patrzyli sobie głęboko w oczy, wyczytali z nich coś, co dało im impuls do działania. Mieszkanka Czerwonej Pustyni rzuciła się na przeciwnika, zasypując go ciosami. Chłopak niechętnie przystąpił do ułożonego sobie w głowie planu, na wypadek, gdyby miało dojść między nimi do prawdziwej walki. Kiedy tylko zobaczył przyjaciółkę, dostrzegł na jej twarzy wycieńczenie, po wielodniowym czuwaniu przy kraterze. Zamierzał to teraz wykorzystać. Chciał, żeby zmęczyła się jeszcze bardziej, dlatego pozwolił przejąć jej inicjatywę, a sam skupił się na obronie. Miało dać mu to zwycięstwo bez potrzeby zabijania. W duchu dziękował wróżkom za kwiaty, którymi ich ugościły, bo bez nich zapewne byłby w podobnej sytuacji. Z kolejnymi atakami czuł, że jego rywalka słabnie. Gdy ich ostrza ponownie się spotkały, z całej siły gwałtownie odrzucił ją do tyłu. Aida upadła, uderzając głową w kamień. Lenard popatrzył na nieruchomą przyjaciółkę. Rana na jej głowie krwawiła. To była jej decyzja, pomyślał, jakby chciał wytłumaczyć się samemu sobie. Zrobił krok w jej stronę. Chciał do niej podejść i sprawdzić, czy żyje. Zawahał się, ostatecznie schował miecz i odwrócił wzrok od jej ciała. Pobiegł do towarzyszy.

– Nie mamy pomysłu, jak pomóc Rozalii – powiedział zrezygnowany Sebastian.

– Mam pomysł, tylko muszę…

Lenard urwał zdanie i bez słowa oddalił się w poszukiwaniu czegoś między kamieniami. Ciemność, jaka nastała wraz z nadejściem nocy, sprawiła, że dostrzegł on pewną korzyść z magicznego połączenia między Rozalią a Anastolem. Przytłumione światło, które delikatnie od nich biło, rozświetlało mrok, ułatwiając mu nieco zadanie. Przyjaciele pełni nadziei i zaufania, jakim go darzyli, choć lekko zdziwieni jego zachowaniem, śledzili go wzrokiem.

– Już czas! Powrócił prawowity władca czterech Magicznych Krain! – krzyknął generał Sambor.

Wojownicy odruchowo popatrzyli na nieprzyjaciela, nawet Lenard chwilowo zaprzestał poszukiwań. Anastol podniósł ręce wysoko nad głowę. Szerokie rękawy jego szaty zsunęły się w dół, odsłaniając blade ciało, na którym błyszczały czarno-czerwone żyły. Przyjaciele zgodnie pomyśleli, że była to moc odebrana Rozalii. Następnie czarodziej wyczarował szkarłatną mgłę. Wychodziła ona z jego palców i płynęła wysoko w górę, rozjaśniając i barwiąc ciemne niebo na krwistoczerwony kolor. Towarzyszące temu przeraźliwie głośne grzmoty zwiastowały burzę, która nadchodziła wraz z przebudzonym czarnoksiężnikiem.

Lenard pośpiesznie zaczął kontynuować poszukiwania. Natomiast wojownicy Krainy Słońca wpatrywali się w zaczarowane niebo, jak zahipnotyzowani. Było to piękne, a zarazem przerażające zjawisko.

– Dużo mocy – wykrztusiła z siebie Miriam. Przeszedł ją dreszcz. – W rękach szaleńca to… – urwała i z bezsilności pokiwała głową.

– Tak, a to – Sebastian palcem wskazał na szkarłatne niebo – jego wiadomość dla czterech Magicznych Krain: Wasi wojownicy nie podołali zadaniu! Wróciłem i zmierzam po władzę, którą mi niesłusznie odebraliście.

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×