Go to commentsRamiona otwarte na śmierć
Text 6 of 6 from volume: Pierdoły
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2014-02-13
Linguistic correctness
Text quality
Views2077

Lekarz usiadł za biurkiem i spojrzał z poważną miną na pacjenta.

- Proszę usiąść. - Wskazał krzesło.

Pacjent posłuchał polecenia i wpatrując się w zmartwione oczy lekarza, czekał na nowe wiadomości. W głębi duszy jednak wiedział, że będzie to tylko potwierdzenie scenariusza, na który czekał już od ponad miesiąca.

Doktor schował twarz w dłoniach i siedział tak przez kilka minut, aż wreszcie zebrał odwagę, aby powiedzieć prawdę. Było mu ciężko. Nie wiedział jak zareaguje pacjent; sam nie wiedział on zachowałby się w takiej sytuacji. Pewnie załamałby się. Nie wyobrażał sobie sytuacji, w której mówi dzieciom i żonie, że pod koniec tygodnia umrze.

Choć robił to wiele razy, zawsze przychodziło mu to z trudnością.

Wziął głęboki oddech i położył spocone dłonie na uporządkowanym biurku.

- Proszę pana... - zaczął. - Nie ma lekarstwa na tą chorobę. Medycyna jest w tej kwestii bezradna i proszę mi uwierzyć, że nie jest pan jedyną osobą...

- Chce mi pan powiedzieć, że umrę. - stwierdził, przerywając lekarzowi.

Doktor na chwilę spojrzał w oczy pacjenta.

Nie był smutny i przerażony, tak jak inni pacjenci. Jego twarz była spokojna, a w oczach zobaczył radość i nadzieję.

Zdziwił się bardzo, ale nie okazał tego.

- Tak. - wydusił z siebie i spojrzał na niebieski długopis, leżący po prawej stronie.

Zapadło milczenie.

Lekarz był pewny, że zaraz wybiegnie z gabinetu, lecz wbrew doświadczeniu, tak się nie stało.

- Ile czasu mi zostało? - spytał pogodnie.

- Najwyżej 5 dni. - odpowiedział. - Jest mi naprawdę bardzo przykro.

Pacjent uśmiechnął się szeroko.

- A to nie potrzebnie. - Zaśmiał się.

Lekarz spojrzał na mężczyznę ze zdziwieniem. Po raz pierwszy w życiu widział człowieka, który cieszy się z wieści o nadchodzącej śmierci.

Pacjent radośnie sięgnął po kule i wstał z ich pomocą. Wyciągnął rękę w stronę lekarza.

Ten zaś wstał szybko i uścisnął ją.

- Bardzo panu dziękuję za ten trud. Aż mi się śmiać chce. Tyle badań, a i tak wiedziałem, że umrę.

- Czy ja mogę pana o coś spytać?

- Oczywiście.

- Dlaczego pan się cieszy? Przecież śmierć to chyba nie powód do radości.

Oczy pacjenta zabłysły iskrą szczęścia.

- Dla mnie jest. Czekałem na nią. - Pokazał białe zęby. - Co do pańskiego pytania, to jak pan znajdzie się w mojej sytuacji, czego panu nie życzę, to sam przyjmie ją pan z otwartymi ramionami.

Lekarz zastanawiał się nad znaczeniem tych słów.

- Jakoś to do mnie nie przemawia. - stwierdził.

- Jeszcze dużo przed panem. - odparł, choć był młodszy od doktora.

Pacjent skinął głową na pożegnanie i niezdarnie wyszedł z gabinetu.

Lekarz stał tak jeszcze przez chwilę, po czym rozłożył się na swoim fotelu i zaczął rozpracowywać te słowa, ale nic sensownego nie przychodziło mu na myśl.

Odpowiedź otrzymał dopiero na pogrzebie. Idąc ze swoją żoną przez cmentarz usłyszał, jak obce kobiety rozmawiały o zmarłym. Mówiły, że był szczęśliwy jak nigdy wcześniej. Dowiedział się też, że był żołnierzem, później stracił nogę w wypadku, w którym zginęło jego jedyne dziecko. Żona zostawiła go, dla innego i gdyby nie śmierć brata, zostałby bezdomnym.

Żal mu było tego biednego człowieka, dla którego śmierć była wybawieniem. Ale nie umiał pojąć tego, że poddał się i nie próbował dalej walczyć o swoje szczęście.

Zrozumiał dopiero wtedy, gdy samotnie leżał we własnym łóżku z kroplówką. Nie było nikogo oprócz jego pokojówek. Nikt nie chciał się nim opiekować, a to co bolało go najbardziej, to fakt, że każdy oczekuje jego śmierci. Szczególnie wnukowie, którzy czekają na podział sporego majątku. Żona umarła wcześniej, co niemal całkowicie podcięło mu nogi. Zrozumiał swojego pacjenta, aż za dobrze. Bezsilność go przerastała i zmusiła do otwarcia ramion dla nadchodzącej śmierci. Jednak nie pojmował, dlaczego ten człowiek był szczęśliwy. Przecież on dałby wszystko, aby być znowu zdrowym.

Pojął dopiero wtedy, gdy ogarniało go ciepło i senność. Wtedy, gdy pogodził się z tym, że już nic nie może zrobić.


  Contents of volume
Comments (6)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Jesu... ale ci się zebrało na mroczne opowiadania. Matko kochana... hm... może wrzucę to moje psyho. Jak je najpierw napisze ;-)
avatar
Jest normalne...życiowe.
Pisz przez z, bo to głupio świadczy o Tobie.
I ja czegoś nie rozumiem. Dlaczego 5 i 5. Wskaż mi błędy i to co obniżyło poziom literacki. Wtedy zaakceptuję ocenę.
avatar
Przynajmniej ktoś szczery.
Dziękuje Ci, dobry człowieku.
Co do opowiadania, nie miało wzruszać. Miało pokazywać ludzi w takiej sytuacji.
Oklepany temat? Możliwe, mi się jeszcze nie udało spotkać. Obojętność - nie ma tu dla niej miejsca. Także balans w moim przypadku będzie zawsze przechylony w jedną stronę. Oczywiście zgadzam się z Tobą, że to niekoniecznie jest dobre.
Gafy strzelam, ale pierwsza w nocy to nie najlepszy czas na pisanie. A później oczywiście już nie bardzo mi się chce to czytać.
Tylko nie zrażaj się. Ja lubię kłótnie, co może już wcześniej zauważyłeś. Komentuj dalej, wielu nowicjuszy tego potrzebuje. Dzięki i bądź pozdrowiony XD
avatar
Miało być przez `s` a nie `z`
avatar
Śmierć - w terminalnym stadium choroby - jest łaską. Tytułowe ramiona witają ją jak ocalenie
avatar
Kiedy już nic nie można zrobić, zawsze możesz jeszcze coś zrobić: spokojnie umrzeć
© 2010-2016 by Creative Media