Go to commentsLicho - Ucieczka
Text 7 of 9 from volume: Licho
Author
Genrehorror / thriller
Formprose
Date added2014-05-06
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views2553

Wnętrze niewielkiego komisariatu nie wyglądało najlepiej. Ponura aura zbrodni mieszającej sie z literą prawa była jak dziwny koktajl, którego składniki, choć są dla siebie całkowitym przeciwieństwem, pasują wręcz idealnie.

Kuba siedział na korytarzu i przyglądał się rozwieszonym na ścianach plakatom. każdy z nich przestrzegał przed różnymi niebezpieczeństwami. Alkohol, papierosy, piraci drogowi, sex, narkotyki. Nie rób tego. Nie rób tamtego. Tego nie wolno. Uważaj!

- Pieprzenie - mruknął chłopak włączając mp4.

Jego ojciec przyjechał kilka minut wcześniej i od razu został poproszony na prywatna rozmowę z tym wielkim, starym gburem, który go tu przywiózł.Pieprzyc go. Pieprzyć ich wszystkich.Po piętnastu minutach ojciec pojawił sie na korytarzu.

- Serio? - spytał spoglądając na syna.

Kuba wziął plecak i bez słowa ruszył w strone wyjścia.


Całą powrotną drogę do domu spędzili w milczeniu. Jacek był wściekły na syna jednak nie chciał się z nim kłócić. Pamietał słowa Anki, która zawsze twierdziła, że odpowiednia rozmowa może czynić cuda. Nie wiedział jednak jak to zrobić i strasznie żałował, że nie ma z nim żony. Postanowił poczekać. Być może chłopak sam nawiąże temat. Jeżeli nie to... No właśnie, co?

W domu panowała zbyt gęsta atmosfera i nawet propozycja pizzy nie potrafiła tego zmienić. Szkoda, w lodówce nie było zbyt wiele a po dzisiejszych wiadomościach Jacek czuł, że kiszki graja mu marsza. Kuba zamknął się w pokoju bez słowa. Poważna rozmowa na pewno ich nie ominie jednak nie powinno się podchodzić do takich spraw z pustym żołądkiem.

Złapał portfel i ruszył w stronę wyjścia.  Zgodnie z radiowymi zapowiedziami, dzień był wyjątkowo upalny. Duchota jaka panowała na zwenatrz zwiastowała rychłe nadejście burzy a brak wiatru sprawiał, iz człowiek czuł sie jak w saunie.  Lody - pomyślał. Dobry obiad i dużo, dużo lodów. Dobrze im to zrobi.

- Panie Brauer! - usłyszał za sobą męski głos.

Słońce ostro atakowało jego oczy i przez chwilę nie mógł dostrzec twarzy zbliżającego się człowieka. Gdy tak się stało, Jacek poczuł dziwny skurcz, gdzieś pomiędzy gardłem a żołądkiem.

- Dzień dobry Panie Brauer.

Stojący przed nim mężczyzna był lekko po pięćdziesiątce. Miał krótkie, szpakowate włosy i spokojną, zadbaną twarz.

- Dzień dobry Komisarzu. - odpowiedział ściskając policjantowi dłoń.

- Przyjechał pan w odwiedziny do kogoś?

Obarski uśmiechnął się z wyraźnym zakłopotaniem.

- Prawdę powiedziawszy przyjechałem do pana - niewielką chusteczką otarł z czoła pot i Jacek nie do końca był przekonany, że to wina upału.

- Strasznie dziś gorąco. Możemy porozmawiać gdzie indziej?

Żar lał się z nieba i w normalnych okolicznościach Jacek natychmiast zaprosiłby gościa na górę. Jednak czuł, że to nie są normalne okoliczności a już na pewno nie jest to zwykły gość.

- Przepraszam ale śpieszę się. Jeżeli nie jest to nic ważnego...

- To jest coś ważnego. - urwał Obarski.

Jacek poczuł skurcz w żołądku. Nie tylko dlatego, że ów policjant mógł się tu pojawić z powodu głupiego incydentu Kuby z trawką. Wielkie mi co, wielu dzieciaków to robi. Oczywiście absolutnie tego nie pochwalał, lecz taka była prawda. Bardziej martwiła go przeszłość o wiele dalsza niż dzisiejszy ranek.

Komisarz podszedł do Jacka tak blisko, że ten czuł jego oddech.

- Nalegam Panie Brauer.

W porównaniu do duchoty jaka panowała na zewnatrz, w mieszkaniu było chłodno. Choć wyposażone było w całkiem przyzwoitą klimatyzację Jacek rzadko jej używał. Anka miała na nią uczulenie. Opuszczone do połowy rolety antywłamaniowe skutecznie blokowały dostep dla ostrych promieni słońca.

- Napije się pan czegoś? - spytał Jacek kierując się do otwartej kuchni.

Czuł jak serce szybciej pompuje krew. W ustach miał Saharę lecz na karku ewidentnie perliły się złociste krople potu.

- Woda będzie idealna. - odezwał się Komisarz spoglądajac na zdjęcia na kominku. - Zimna.

Jacek podał mu szklankę i poszedł sprawdzić pokój syna. Siedział przed komputerem ze słuchawkami na uszach. To dobrze. Jacek byłby bardzo wdzięczny gdyby nie dowiedział sie o wizycie Obarskiego.

- Za każdym razem podziwiam to mieszkanie tak samo - Odezwał sie oddając szklankę.

Za każdym razem. Pisarz czuł jak wzbiera w nim złość.

- To zasługa żony.

Odpowiedź nie została niezauważona i Komisarz na chwilę spuścił wzrok. Musiał to rozegrać bardzo delikatnie. Już wystarczająco zawiedli tą rodzinę.

- Przepraszam. Nie chciałem.

- O co chodzi? O mojego syna, tak?

Komisarz uśmiechnął się z zakłopotaniem.

- Nie, nie chodzi o Kubę choć przyznaję się, że wiem o tym nic nieznaczacym incydencie rano.

Nic nieznaczacy. Wpadka z trawą nic nieznacząca. Te słowa dziwnie nie pasowały do gliniarza. Coś jest nie tak.

- Policja to przecież jedna, wielka rodzina. Podejrzewam, że w Warszawie o tym już trąbią.

Obarski zareagował momentalnie.

- Nie, nie to nie tak. Nikt oprócz policjanta prowadzącego tamtą sprawę i mnie nie dowie się o tym wypadku. Zadbałem o to i ma pan na to moje słowo. - odkaszlnął. - To jest tak, że każda informacja jaka sie pojawia w systemie o członku pańskiej rodziny trafia automatycznie do mnie. Wiem jak to wygląda ale za chwile mnie pan zrozumie. Panie Jacku, naprawdę jest mi przykro, że muszę dołożyć kolejne złe wiadomości.

Obarski nie należał do ludzi, którzy kierują się zbytnio emocjami. Kalkulacje na zimno to była jego specjalność i poniekąd Jacek miał o to do niego żal. Jednak teraz, zdenerwowanie jakie od niego biło było wręcz elektryzujące i Jacek poczuł, że naprawdę zaczyna się bać.

Gospodarz gestem dłoni wskazał na kanapę. Gdy męzczyźni usiedli Obarski przeszedł do rzeczy.

- System o którym wcześniej wspomniałem został dla pana aktywowany tydzień temu. Od tamtej pory każda wzmianka o panu czy Kubie laduje u mnie, jako u Prowadzącego. - uniósł dłonie w geście kapitulacji. - Już wyjaśniam. Ten system jest zarezerwowany dla ludzi co do których mamy pewne wątpliwości.

Jacek miał już coś powiedzieć, lecz Obarski uspokoił go gestem dłoni.

- Dla potencjalnych przestępców by monitorować ich zachowanie - uniósł palec. - Co oczywiście was nie dotyczy. Oraz dla potencjalnych...

- Ofiar. - dopowiedział Jacek modląc sie w duchu by ten go poprawił.

Komisarz spojrzał mu prosto w oczy.

- Obawiam się, że tak.

Tego już było za wiele. Jakim prawem ten człowiek zjawia się w jego domu i zakłóca wątłą imitacje spokoju jaką teraz mają. Jakim prawem nazywa ich ofiarami i dlaczego...

- Panie Brauer - kontynuował Obarski. Jego głos był teraz stanowczy. - Chodzi o Mariusza Prego.

Błagam tylko nie to.

- Obawiam się, że uciekł.



  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media